Statystyki:
Odległość: 146.00 km;
Czas: 07:10 h
Średnia: 20.37 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 07:10 h
Średnia: 20.37 km/h;
Temperatura:25.0;
Powitanie Lata - Biwak w Puszczy Noteckiej
Sobota, 22 czerwca 2013 | Komentarze 2
Przy Powitaniu Wiosny, by utopić Marzannę, trza było dosłownie rozkuwać lód na rzece. Dzięki Bogu na pierwszy dzień lata pogoda jest taka jaka powinna być :) Ciepło, trochę chmurek, można więc spokojnie kręcić korbą.
Jako że planujemy ze Sławkiem nieco dłuższe dwudniowe wycieczki z nocowaniem pod chmurką w namiotach, postanowiłem spróbować swych sił i przenocować w Puszczy Noteckiej. Sławek jeszcze nie nabył ekwipunku tak więc miał mnie zostawić w lesie i wrócić sam.
Najpierw na Santok przez Górki. Niedawno w Górkach wybudowano nową drogę, prowadzącą malowniczym wąwozem. Asfalt cacy.
W Santoku minął nas stary lodołamacz, obecnie statek wycieczkowy Kuna.
Po krótkiej przerwie ruszamy ku Pałacykowi w Wiejcach. Już tam byliśmy, ale można tam odpocząć i posiedzieć w malowniczych okolicznościach przyrody. Sam pałac pochodzi z XIX wieku i powstał gdy w wiosce funkcjonowała duża huta szkła. W 1945 r. wieś przyłączono do Polski, zaś jej ludność wysiedlono do Niemiec. W pałacu mieściła się szkoła, ośrodek kolonijny, a po przebudowie w latach 2001-2003 luksusowy hotel i centrum konferencyjno-rekreacyjne.
Po drodze do Wiejc minęliśmy domostwo chyba jakiegoś lekkiego nawiedzonego. A może i bardziej nawiedzonego bo kto normalny stawia na podwórzu pomnik dla Radia Maryja i ku pamięci Katynia i Zamachu w Smoleńsku.
W Krobielewku pokręciliśmy się co nieco wokół i w starej strażnicy straży pożarnej.
Po odpoczynku w Wiejcach jedziemy już prosto do Miedzychodu. Tam uzupełniamy płyny i odnajduję pierwszego dzisiaj geocache.
Potem jedziemy na północ pokręcić się po okolicy w której stała kiedyś, największa swego czasu w Puszczy Noteckiej, wieś Radusz. Nie będę kopiował tekstu z wikipedii, jak ktoś chce to poczyta o wsi Tutaj.
W drodze do Radusza wyrywam dwa geocache. Jeden przy Jeziorze Radgoskim, drugi przy mogiłach dwóch obywateli radzieckich, zbiegłych z obozu koncentracyjnego, zastrzelonych w tym miejscu w 1945 roku przez hitlerowców.
Jadąc do kolejnego geocache mijamy tabliczkę z napisem "Kuźna". Kużna ? W krzaciorach zamajaczyły jakieś kamienie. Aaa to widocznie jedna z pozostałości wsi Radusz.
Geocache 'Święto Lasu' ukryty był w pobliżu kamienia postawionego w 1933 roku z okazji ukończenia prac zalesieniowych po gradacji strzygoni choinówki, której żery w latach 1923-24 zniszczyły około 70% drzewostanu Puszczy Noteckiej.
Gdy szukałem geocache Sławek zauważył istotny brak swego bidonu. Jako, że płyny trza uzupełniać wrócił się by go poszukać. Geocache znaleziony więc czekam, czekam, Sławomira jak nie ma, tak nie ma. Zadzwonić do niego nie mogę, bo Sławek to jedyna znana mi osoba która nie posiada telefonu komórkowego. Znając jego poczucie kierunku zacząłem się obawiać że się zgubił. Jednak jest ... mignęła mi, pośród posadzonych w latach 70 buków czerwonych, niebieska koszulka Sławomira. Znalazł swój pojemnik z piciem. Dobra to kręcimy dalej. Teraz ku cmentarzowi, pozostałości po zapomnianej wsi Radusz.
Dotychczas jechaliśmy po dukcie leśnym w całkiem niezłym stanie. Pomimo ważących kilkanaście kilogramów sakw nie miałem problemu z jazdą. Do cmentarza prowadziła jednak zapiaszczona droga z rozrzuconą gdzieniegdzie kruszonką. W pewnym momencie przydzwoniłem tylnym kołem w jakąś cegłówkę. Aż się obejrzałem czy felga jest na miejscu. Mavic jednak dzielnie zniósł dzwona. Toczymy się dalej. Dojeżdżamy do cmentarza. Urokliwe miejsce. O ile można coś takiego powiedzieć o cmentarzu.
Kesz odnaleziony, no to chwytam za rower a tutaj kapeć. O ile felga zdała egzamin, to dętka nie wytrzymała spotkania z cegłówką. No nic ściągamy sakwy, koło i wymieniamy dętkę. Nie chciało mi się sklejać pękniętej, tak więc zakładam nową, a starą pakuję do sakw. Skleję ją w domu.
Dalej to już prosta droga do Lipek Wielkich, gdzie Sławek mnie zostawia, a ja w zapadających ciemnościach, odganiając się od hordy komarów, pcham rower po zapiaszczonych drogach do upatrzonego miejsca na biwak. Teren znam dość dobrze, co roku jeździmy tam na grzyby.
Poganiany przez komarzyska rozbijam jak najszybciej namiot i szybko się w nim chowam. Rower zostawiam za zewnątrz. Muszę jeszcze zastanowić się jak zabezpieczyć rower przed ewentualną kradzieżą. Do namiotu nie wlezie. Wciągnąłem więc do przedsionka tylko koło i położyłem na nim klucze. W razie co powinno mnie to obudzić.
Zasypiam niespokojnym snem. W zasadzie to nazwać snem. Nad głową drze się przez całą noc jakieś ptaszysko. Żeby to chociaż ładnie śpiewało. A to coś darło dziób niemiłosiernie.
W pewnym momencie usłyszałem jakieś warczenie obok namiotu. Niechybnie GRIZLI. Zacząłem nasłuchiwać. Znowu teraz tak jak by nieco z prawej. Z tym grizli to chyba przesadziłem ale prawdopodobne wydawały się WILKI. Przecież po Puszczy gania ponoć jedna czy nawet dwie watahy. A może dzikie psy. Począłem obmyślać plan obrony. Oczywiste wydawały się wilcze doły i zasieki. Brakowało mi jednak materiałów budowlanych. Siedzę więc cicho. Znowu jakiś bulgot. Zaraz. Chwyciłem się za brzuch. Motyla noga przecież mi tak po prostu burczy w brzuchu. Nieco zawstydzony zasypiam z otwartymi oczami.
Nad ranem, koło 4, budzi mnie deszcz. Nawet dobrze. Przy okazji sprawdzi się czy namiot nie przecieka.
Nie przecieka.
Czekam aż przestanie padać i pakuję dobytek w sakwy. Do domu w sumie niedaleko jakieś 30 km. Znowu otoczyły mnie komary. Z tego wszystkiego zapomniałem nawet strzelić fotkę rozbitego namiotu.
Pcham rower z powrotem ku asfaltowej drodze. Po wygramoleniu się z krzaków wśród drzew dostrzegam tubylca z psem zbierającego jagody. Tłoczno się robi w tej Puszczy Noteckiej.
Dochodzę wreszcie do drogi, wskakuję na rower i z ulgą uciekam komarom. Potem już spokojnie przez Santok, wzdłuż Warty, kręcę do domu.
Wycieczka wielce udana. Ciekawe miejsca zwiedzone, namiot się sprawdził. Teraz trza pogonić Sławka z zakupem namiotu i będzie można kręcić dłuższe dwudniowe wycieczki podczas których będzie można jeden dzień spokojnie poświęcić na zwiedzanie, a drugi na powrót.
Darz Bór.
Jako że planujemy ze Sławkiem nieco dłuższe dwudniowe wycieczki z nocowaniem pod chmurką w namiotach, postanowiłem spróbować swych sił i przenocować w Puszczy Noteckiej. Sławek jeszcze nie nabył ekwipunku tak więc miał mnie zostawić w lesie i wrócić sam.
Najpierw na Santok przez Górki. Niedawno w Górkach wybudowano nową drogę, prowadzącą malowniczym wąwozem. Asfalt cacy.
Górki - widoczek z ... górki© donremigio
W Santoku minął nas stary lodołamacz, obecnie statek wycieczkowy Kuna.
Santok - Statek wycieczkowy Kuna© donremigio
Po krótkiej przerwie ruszamy ku Pałacykowi w Wiejcach. Już tam byliśmy, ale można tam odpocząć i posiedzieć w malowniczych okolicznościach przyrody. Sam pałac pochodzi z XIX wieku i powstał gdy w wiosce funkcjonowała duża huta szkła. W 1945 r. wieś przyłączono do Polski, zaś jej ludność wysiedlono do Niemiec. W pałacu mieściła się szkoła, ośrodek kolonijny, a po przebudowie w latach 2001-2003 luksusowy hotel i centrum konferencyjno-rekreacyjne.
Pałac w Wiejcach© donremigio
Wiejce - Kościół neoromański pw. św. Józefa z 1855 roku© donremigio
Po drodze do Wiejc minęliśmy domostwo chyba jakiegoś lekkiego nawiedzonego. A może i bardziej nawiedzonego bo kto normalny stawia na podwórzu pomnik dla Radia Maryja i ku pamięci Katynia i Zamachu w Smoleńsku.
Zamach w Smoleńsku© donremigio
W Krobielewku pokręciliśmy się co nieco wokół i w starej strażnicy straży pożarnej.
Krobielewko - Strażnica Straży Pożarnej© donremigio
Po odpoczynku w Wiejcach jedziemy już prosto do Miedzychodu. Tam uzupełniamy płyny i odnajduję pierwszego dzisiaj geocache.
Potem jedziemy na północ pokręcić się po okolicy w której stała kiedyś, największa swego czasu w Puszczy Noteckiej, wieś Radusz. Nie będę kopiował tekstu z wikipedii, jak ktoś chce to poczyta o wsi Tutaj.
W drodze do Radusza wyrywam dwa geocache. Jeden przy Jeziorze Radgoskim, drugi przy mogiłach dwóch obywateli radzieckich, zbiegłych z obozu koncentracyjnego, zastrzelonych w tym miejscu w 1945 roku przez hitlerowców.
Jezioro Radgoskie© donremigio
Mogiły zastrzelonych Rosjan© donremigio
Jadąc do kolejnego geocache mijamy tabliczkę z napisem "Kuźna". Kużna ? W krzaciorach zamajaczyły jakieś kamienie. Aaa to widocznie jedna z pozostałości wsi Radusz.
Kużna - Radusz© donremigio
Geocache 'Święto Lasu' ukryty był w pobliżu kamienia postawionego w 1933 roku z okazji ukończenia prac zalesieniowych po gradacji strzygoni choinówki, której żery w latach 1923-24 zniszczyły około 70% drzewostanu Puszczy Noteckiej.
Święto Lasu© donremigio
Święto Lasu© donremigio
Gdy szukałem geocache Sławek zauważył istotny brak swego bidonu. Jako, że płyny trza uzupełniać wrócił się by go poszukać. Geocache znaleziony więc czekam, czekam, Sławomira jak nie ma, tak nie ma. Zadzwonić do niego nie mogę, bo Sławek to jedyna znana mi osoba która nie posiada telefonu komórkowego. Znając jego poczucie kierunku zacząłem się obawiać że się zgubił. Jednak jest ... mignęła mi, pośród posadzonych w latach 70 buków czerwonych, niebieska koszulka Sławomira. Znalazł swój pojemnik z piciem. Dobra to kręcimy dalej. Teraz ku cmentarzowi, pozostałości po zapomnianej wsi Radusz.
Dotychczas jechaliśmy po dukcie leśnym w całkiem niezłym stanie. Pomimo ważących kilkanaście kilogramów sakw nie miałem problemu z jazdą. Do cmentarza prowadziła jednak zapiaszczona droga z rozrzuconą gdzieniegdzie kruszonką. W pewnym momencie przydzwoniłem tylnym kołem w jakąś cegłówkę. Aż się obejrzałem czy felga jest na miejscu. Mavic jednak dzielnie zniósł dzwona. Toczymy się dalej. Dojeżdżamy do cmentarza. Urokliwe miejsce. O ile można coś takiego powiedzieć o cmentarzu.
Cmentarz W Puszczy Noteckiej© donremigio
Cmentarz w Puszczy Noteckiej - Radusz© donremigio
Cmentarz w Puszczy Noteckiej - Radusz© donremigio
Kesz odnaleziony, no to chwytam za rower a tutaj kapeć. O ile felga zdała egzamin, to dętka nie wytrzymała spotkania z cegłówką. No nic ściągamy sakwy, koło i wymieniamy dętkę. Nie chciało mi się sklejać pękniętej, tak więc zakładam nową, a starą pakuję do sakw. Skleję ją w domu.
Dalej to już prosta droga do Lipek Wielkich, gdzie Sławek mnie zostawia, a ja w zapadających ciemnościach, odganiając się od hordy komarów, pcham rower po zapiaszczonych drogach do upatrzonego miejsca na biwak. Teren znam dość dobrze, co roku jeździmy tam na grzyby.
Poganiany przez komarzyska rozbijam jak najszybciej namiot i szybko się w nim chowam. Rower zostawiam za zewnątrz. Muszę jeszcze zastanowić się jak zabezpieczyć rower przed ewentualną kradzieżą. Do namiotu nie wlezie. Wciągnąłem więc do przedsionka tylko koło i położyłem na nim klucze. W razie co powinno mnie to obudzić.
Zasypiam niespokojnym snem. W zasadzie to nazwać snem. Nad głową drze się przez całą noc jakieś ptaszysko. Żeby to chociaż ładnie śpiewało. A to coś darło dziób niemiłosiernie.
W pewnym momencie usłyszałem jakieś warczenie obok namiotu. Niechybnie GRIZLI. Zacząłem nasłuchiwać. Znowu teraz tak jak by nieco z prawej. Z tym grizli to chyba przesadziłem ale prawdopodobne wydawały się WILKI. Przecież po Puszczy gania ponoć jedna czy nawet dwie watahy. A może dzikie psy. Począłem obmyślać plan obrony. Oczywiste wydawały się wilcze doły i zasieki. Brakowało mi jednak materiałów budowlanych. Siedzę więc cicho. Znowu jakiś bulgot. Zaraz. Chwyciłem się za brzuch. Motyla noga przecież mi tak po prostu burczy w brzuchu. Nieco zawstydzony zasypiam z otwartymi oczami.
Nad ranem, koło 4, budzi mnie deszcz. Nawet dobrze. Przy okazji sprawdzi się czy namiot nie przecieka.
Nie przecieka.
Czekam aż przestanie padać i pakuję dobytek w sakwy. Do domu w sumie niedaleko jakieś 30 km. Znowu otoczyły mnie komary. Z tego wszystkiego zapomniałem nawet strzelić fotkę rozbitego namiotu.
Pcham rower z powrotem ku asfaltowej drodze. Po wygramoleniu się z krzaków wśród drzew dostrzegam tubylca z psem zbierającego jagody. Tłoczno się robi w tej Puszczy Noteckiej.
Dochodzę wreszcie do drogi, wskakuję na rower i z ulgą uciekam komarom. Potem już spokojnie przez Santok, wzdłuż Warty, kręcę do domu.
Santok Wita© donremigio
Santok© donremigio
Droga między Santokiem a Gorzowem© donremigio
Wycieczka wielce udana. Ciekawe miejsca zwiedzone, namiot się sprawdził. Teraz trza pogonić Sławka z zakupem namiotu i będzie można kręcić dłuższe dwudniowe wycieczki podczas których będzie można jeden dzień spokojnie poświęcić na zwiedzanie, a drugi na powrót.
Darz Bór.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Komentarze
Robak88 | 07:06 poniedziałek, 24 czerwca 2013 | linkuj
Lekko nawiedzony koleś rządzi, że też mu się chciało głosić światu o "zamachu". Szczerze to boję się takich ludzi. Co do "Kuny" to wczoraj w Informacjach Lubuskich na TVP Gorzów Wielkopolski mówiono, że lodołamacz nie pływa, a tu proszę.
Komentuj