Wpisy archiwalne w kategorii
coś koło 100 km
Dystans całkowity: | 5376.33 km (w terenie 390.00 km; 7.25%) |
Czas w ruchu: | 236:59 |
Średnia prędkość: | 22.69 km/h |
Maksymalna prędkość: | 45.00 km/h |
Maks. tętno średnie: | 147 (69 %) |
Suma kalorii: | 58745 kcal |
Liczba aktywności: | 39 |
Średnio na aktywność: | 137.85 km i 6h 04m |
Więcej statystyk |
Statystyki:
Odległość: 147.00 km;
Czas: 07:15 h
Średnia: 20.28 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 07:15 h
Średnia: 20.28 km/h;
Temperatura:25.0;
Z Kazikiem na Ośno Lubuskie
Wtorek, 12 sierpnia 2014 | Komentarze 2
Dzisiaj zabrałem się z wujkiem Kazikiem, by pokazać mu w okolicy parę ciekawych miejsc. Jechaliśmy bez jego wnuka, tak więc mogliśmy trzasnąć jakiś większy dystans.
Jadąc po wujka do Sosen spotkałem, na drodze między Lubnem a Starymi Dzieduszycami, małą kotkę. Chyba ktoś ją wyrzucił z samochodu, bo nie sądzę by taka kotka sama znalazła się w lesie. Zatrzymałem się, a ona zaczęła łasić się i mruczeć.
Co ja mam z nią zrobić? Przecież nie zostawię jej tutaj na pastwę lisów i dzikich psów. Wziąłem więc ją pod pachę i jadę do Dzieduszyc. W wiosce zatrzymałem się i chciałem ją tam zostawić. Może jakiś gospodarz ją przygarnie. No ale ta kruszyna widząc, że jadę dalej zaczęła wchodzić mi pod koła i biec za rowerem. No to myślę sobie, że zawiozę ją do ośrodka w Sosnach. Tam teraz jest sporo ludzi to może ktoś ją weźmie.
W ośrodku znajoma ciotki dała jej maślankę. Kotka pojadła sobie i położyła się zadowolona. No to z wujkiem zbieramy się i idziemy do bramy z rowerami. A kotka biegiem za nami pomiaukując. Jakoś wreszcie udało mi się wyjść z ośrodka zamykając jej drzwi przed nosem, co by za nami nie poleciała. Kotka rozglądnęła się i pobiegła do domku gdzie wujek i ciotka śpią.
Ciotka potem do nas dzwoniła i mówiła, że mieli z kotki niezły ubaw. Otóż ciotka poszła z Kamilem nad pobliskie jezioro. Kotka jak to zobaczyła, to poleciała biegiem za nimi. Nad jeziorem rozłożyli koce i weszli do wody. Kotka zaczęła drzeć się na brzegu i biegać w tą i z powrotem. Nagle, niczym tygrys, wskoczyła do jeziora i zaczęła płynąć do nich. Pływający kot to nieczęsty widok.
Wreszcie z wody wyciągnęła ją jakaś kilkunastoletnia dziewczynka i zaniosła ją do swojego domku. Mam nadzieje, że kotka znajdzie jakiś dom, bo jest przesympatyczna. Nawet ja zacząłem zastanawiać się czy jej nie zabrać, ale w domu mam psa, który za kotami specjalnie nie przepada, i nie wiem czy by się z nowym domownikiem zaprzyjaźnił. Chyba tak, bo to sznaucer, który w sumie gania za kotami, ale raczej odruchowo ... hmmm ... będę musiał dowiedzieć się czy ktoś się nią tam zaopiekował.
No ale wracając do wycieczki.
Najpierw jedziemy na Kostrzyn. Przed miastem skręcamy w polną drogę szukając Świątyni Cecylii. Jest tam ukryty geocache, ale świątynia jest aktualnie remontowana, i z racji kręcących się wokół robotników, odpuszczam szukanie skrzynki.
Świątynia Cecylii © donremigio
Potem jedziemy do Fortu w Sarbinowie. Robi on na wujku duże wrażenie. Szkoda, że taki obiekt nie jest porządnie wyremontowany, tak jak bliźniaczy fort po stronie niemieckiej w Manschnow.
Fort w Sarbinowie © donremigio
Fort w Sarbinowie © donremigio
Po zwiedzeniu fortu jedziemy na Twierdze Kostrzyn, gdzie udaje nam się wejść do Bastionu Filip i obejrzeć mieszczącą się w nim wystawę. Bardzo ciekawa, multimedialna. Jak ktoś będzie miał okazję, to polecam tam zajrzeć.
Twierdza Kostrzyn - Brama Berlińska © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Po zwiedzeniu wystawy obieramy kurs na Ośno Lubuskie. Po drodze przystajemy przy wieży widokowej, z której rozciąga się widok na Park Krajobrazowy "Ujście Warty".
Park Krajobrazowy Ujście Warty © donremigio
Następnie jedziemy do Ośna Lubuskiego, gdzie robimy sobie przerwę na bułkę z kiełbasą :)
Chcieliśmy zwiedzić też katedrę, jednak trwa w niej, zakrojony na szeroką skalę, remont. Katedra zaczęła dość mocno pękać w kilku miejscach i jest "ściśnięta", nie wiem jak to się nazywa fachowo, takimi obejmami, a w środku stoją rusztowania podtrzymujące całą konstrukcję.
Katedra w Ośnie Lubuskim © donremigio
W Ośnie jest jeszcze ukryty, koło pomnika z czołgiem, geocache. Pomnik stoi w takim miejscu, że odnalezienie go, bez geocache lub dokładnej informacji gdzie on stoi, jest niemożliwe. Stoi on za szkołą ekonomiczną, w krzakach, kompletnie niewidoczny z ulicy. No i jest najbardziej zaniedbanym pomnikiem tego typu jaki kiedykolwiek widziałem. Zapomniany, zardzewiały. Najwyraźniej jest miejscem libacji miejscowych koneserów win. Skrzynki nie znalazłem, chyba ktoś ją zniszczył.
Pomnik ku pamięci Bohaterów II Wojny Światowej © donremigio
Potem jedziemy na Nowiny Wielkie, po drodze zahaczając jeszcze o Południk 15. W Nowinach rozdzielamy się z wujkiem Kazikiem który, zadowolony z wycieczki, pojechał już na Witnicę i do Sosen, a ja podeptałem na Gorzów.
Jadąc po wujka do Sosen spotkałem, na drodze między Lubnem a Starymi Dzieduszycami, małą kotkę. Chyba ktoś ją wyrzucił z samochodu, bo nie sądzę by taka kotka sama znalazła się w lesie. Zatrzymałem się, a ona zaczęła łasić się i mruczeć.
Co ja mam z nią zrobić? Przecież nie zostawię jej tutaj na pastwę lisów i dzikich psów. Wziąłem więc ją pod pachę i jadę do Dzieduszyc. W wiosce zatrzymałem się i chciałem ją tam zostawić. Może jakiś gospodarz ją przygarnie. No ale ta kruszyna widząc, że jadę dalej zaczęła wchodzić mi pod koła i biec za rowerem. No to myślę sobie, że zawiozę ją do ośrodka w Sosnach. Tam teraz jest sporo ludzi to może ktoś ją weźmie.
W ośrodku znajoma ciotki dała jej maślankę. Kotka pojadła sobie i położyła się zadowolona. No to z wujkiem zbieramy się i idziemy do bramy z rowerami. A kotka biegiem za nami pomiaukując. Jakoś wreszcie udało mi się wyjść z ośrodka zamykając jej drzwi przed nosem, co by za nami nie poleciała. Kotka rozglądnęła się i pobiegła do domku gdzie wujek i ciotka śpią.
Ciotka potem do nas dzwoniła i mówiła, że mieli z kotki niezły ubaw. Otóż ciotka poszła z Kamilem nad pobliskie jezioro. Kotka jak to zobaczyła, to poleciała biegiem za nimi. Nad jeziorem rozłożyli koce i weszli do wody. Kotka zaczęła drzeć się na brzegu i biegać w tą i z powrotem. Nagle, niczym tygrys, wskoczyła do jeziora i zaczęła płynąć do nich. Pływający kot to nieczęsty widok.
Wreszcie z wody wyciągnęła ją jakaś kilkunastoletnia dziewczynka i zaniosła ją do swojego domku. Mam nadzieje, że kotka znajdzie jakiś dom, bo jest przesympatyczna. Nawet ja zacząłem zastanawiać się czy jej nie zabrać, ale w domu mam psa, który za kotami specjalnie nie przepada, i nie wiem czy by się z nowym domownikiem zaprzyjaźnił. Chyba tak, bo to sznaucer, który w sumie gania za kotami, ale raczej odruchowo ... hmmm ... będę musiał dowiedzieć się czy ktoś się nią tam zaopiekował.
No ale wracając do wycieczki.
Najpierw jedziemy na Kostrzyn. Przed miastem skręcamy w polną drogę szukając Świątyni Cecylii. Jest tam ukryty geocache, ale świątynia jest aktualnie remontowana, i z racji kręcących się wokół robotników, odpuszczam szukanie skrzynki.
Świątynia Cecylii © donremigio
Potem jedziemy do Fortu w Sarbinowie. Robi on na wujku duże wrażenie. Szkoda, że taki obiekt nie jest porządnie wyremontowany, tak jak bliźniaczy fort po stronie niemieckiej w Manschnow.
Fort w Sarbinowie © donremigio
Fort w Sarbinowie © donremigio
Po zwiedzeniu fortu jedziemy na Twierdze Kostrzyn, gdzie udaje nam się wejść do Bastionu Filip i obejrzeć mieszczącą się w nim wystawę. Bardzo ciekawa, multimedialna. Jak ktoś będzie miał okazję, to polecam tam zajrzeć.
Twierdza Kostrzyn - Brama Berlińska © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Bastion Filip - wystawa © donremigio
Po zwiedzeniu wystawy obieramy kurs na Ośno Lubuskie. Po drodze przystajemy przy wieży widokowej, z której rozciąga się widok na Park Krajobrazowy "Ujście Warty".
Park Krajobrazowy Ujście Warty © donremigio
Następnie jedziemy do Ośna Lubuskiego, gdzie robimy sobie przerwę na bułkę z kiełbasą :)
Chcieliśmy zwiedzić też katedrę, jednak trwa w niej, zakrojony na szeroką skalę, remont. Katedra zaczęła dość mocno pękać w kilku miejscach i jest "ściśnięta", nie wiem jak to się nazywa fachowo, takimi obejmami, a w środku stoją rusztowania podtrzymujące całą konstrukcję.
Katedra w Ośnie Lubuskim © donremigio
W Ośnie jest jeszcze ukryty, koło pomnika z czołgiem, geocache. Pomnik stoi w takim miejscu, że odnalezienie go, bez geocache lub dokładnej informacji gdzie on stoi, jest niemożliwe. Stoi on za szkołą ekonomiczną, w krzakach, kompletnie niewidoczny z ulicy. No i jest najbardziej zaniedbanym pomnikiem tego typu jaki kiedykolwiek widziałem. Zapomniany, zardzewiały. Najwyraźniej jest miejscem libacji miejscowych koneserów win. Skrzynki nie znalazłem, chyba ktoś ją zniszczył.
Pomnik ku pamięci Bohaterów II Wojny Światowej © donremigio
Potem jedziemy na Nowiny Wielkie, po drodze zahaczając jeszcze o Południk 15. W Nowinach rozdzielamy się z wujkiem Kazikiem który, zadowolony z wycieczki, pojechał już na Witnicę i do Sosen, a ja podeptałem na Gorzów.
Kategoria coś koło 100 km, Fotorelacja, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 138.00 km;
Czas: 05:47 h
Średnia: 23.86 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 05:47 h
Średnia: 23.86 km/h;
Temperatura:28.0;
Łagów - Zlot Motocykli
Sobota, 12 lipca 2014 | Komentarze 4
Tak się zastanawiałem, gdzie by tutaj sobie w weekend pojechać rowerem. Sławek zaproponował kierunek na Łagów, gdzie odbywał się zlot motocyklistów. Hmm ... wyjdzie ze 140km. Jako, że ostatnio za dużo nie jeżdżę może być trudno. No ale co tam. Jak chwyci kryzys to się najwyżej zawróci.
Najpierw jedziemy na Lubniewice, gdzie siadamy sobie na mostku podziwiając akwen wodny wraz z pływającym po nim ptactwem.
Lubniewice - brzydkie kaczątka © donremigio
Cały czas zastanawiałem się czy jechać dalej, czy wrócić. Sławek był jednak nieugięty. No to dobra, jedziemy pooglądać motocykle.
Za Lubniewicami kilka podjazdów i zjazdów. Za Wędrzynem już nieco bardziej płasko, aż do Trzemeszna Lubuskiego, gdzie znowu jest raz pod górkę, raz z górki.
Przystajemy koło Sieniawy, gdzie jest kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego. No i jest też geocache :)
Kopalnia węgla brunatnego - Sieniawa © donremigio
Wielka dziura w ziemi - Sieniawa © donremigio
W samych Sieniawach napotykamy jeszcze kolejkę podziemną używaną kiedyś w kopalni. Według tablicy informacyjnej, podobne były eksportowane do Korei Północnej. Pewnie do dzisiaj tam jeżdżą jako zaawansowane technologicznie pociągi szybkobieżne.
Sieniawa - ciuchcia podziemna © donremigio
Im bliżej Łagowa, tym coraz więcej motocykli nas mijało.
Łagów - Zlot Motocyklowy© donremigio
Przez centrum to trudno było nawet przebić się na rowerach.
Łagów - Zlot Motocyklowy© donremigio
Łagów - Zlot Motocyklowy© donremigio
Niektóre maszyny zapierały dech w piersiach.
Zlot Motocyklowy - Łagów - Harley Davidson © donremigio
Zlot Motocyklistów - Łagów - Indian © donremigio
Zlot Motocyklistów - Łagów © donremigio
Zlot Motocyklistów - Łagów © donremigio
Zlot Motocyklistów - Łagów © donremigio
Wreszcie, przystając co chwila i podziwiając motocykle, dojechaliśmy do zamku, gdzie moją uwagę przykuła inna piękność. Czerwona i dla odmiany czterokołowa.
Ferrari F360 Spider © donremigio
Ferrari F360 Spider © donremigio
Ferrari F360 Spider © donremigio
Wreszcie, nieco już zmęczeni, siedliśmy nad jeziorem by nieco odpocząć. Przygrywała nawet nam kapela :)
Łagów - Zlot Motocyklistów - Koncert © donremigio
Miło było, no ale trza było powoli się zbierać. Wracamy więc sobie spokojnie równym tempem, aż tu nagle na horyzoncie zamajaczyły groźne ciemne chmury. Na psa urok, czyżby miała nas dorwać burza?
No i tuż przed Lubniewicami nas dorwała.
To była ulewa. Nie, to był wręcz potop. Momentami to od zacinającego deszczu aż nas twarze bolały. No ale do Gorzowa jeszcze 30km i trza było jechać. I tak aż do Gorzowa deptaliśmy w strugach deszczu. Wreszcie jest Gorzów. Co za ulga. Wchodząc po schodach kapała ze mnie woda. W zasadzie, gdybym wskoczył do jeziora, to bym nawet bardziej nie był mokry.
Wycieczka jednak zacna. Dobrze, że Sławek mnie namówił na tą wycieczkę. W przyszłym roku też tam się wybierzemy.
Najpierw jedziemy na Lubniewice, gdzie siadamy sobie na mostku podziwiając akwen wodny wraz z pływającym po nim ptactwem.
Lubniewice - brzydkie kaczątka © donremigio
Cały czas zastanawiałem się czy jechać dalej, czy wrócić. Sławek był jednak nieugięty. No to dobra, jedziemy pooglądać motocykle.
Za Lubniewicami kilka podjazdów i zjazdów. Za Wędrzynem już nieco bardziej płasko, aż do Trzemeszna Lubuskiego, gdzie znowu jest raz pod górkę, raz z górki.
Przystajemy koło Sieniawy, gdzie jest kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego. No i jest też geocache :)
Kopalnia węgla brunatnego - Sieniawa © donremigio
Wielka dziura w ziemi - Sieniawa © donremigio
W samych Sieniawach napotykamy jeszcze kolejkę podziemną używaną kiedyś w kopalni. Według tablicy informacyjnej, podobne były eksportowane do Korei Północnej. Pewnie do dzisiaj tam jeżdżą jako zaawansowane technologicznie pociągi szybkobieżne.
Sieniawa - ciuchcia podziemna © donremigio
Im bliżej Łagowa, tym coraz więcej motocykli nas mijało.
Łagów - Zlot Motocyklowy© donremigio
Przez centrum to trudno było nawet przebić się na rowerach.
Łagów - Zlot Motocyklowy© donremigio
Łagów - Zlot Motocyklowy© donremigio
Niektóre maszyny zapierały dech w piersiach.
Zlot Motocyklowy - Łagów - Harley Davidson © donremigio
Zlot Motocyklistów - Łagów - Indian © donremigio
Zlot Motocyklistów - Łagów © donremigio
Zlot Motocyklistów - Łagów © donremigio
Zlot Motocyklistów - Łagów © donremigio
Wreszcie, przystając co chwila i podziwiając motocykle, dojechaliśmy do zamku, gdzie moją uwagę przykuła inna piękność. Czerwona i dla odmiany czterokołowa.
Ferrari F360 Spider © donremigio
Ferrari F360 Spider © donremigio
Ferrari F360 Spider © donremigio
Wreszcie, nieco już zmęczeni, siedliśmy nad jeziorem by nieco odpocząć. Przygrywała nawet nam kapela :)
Łagów - Zlot Motocyklistów - Koncert © donremigio
Miło było, no ale trza było powoli się zbierać. Wracamy więc sobie spokojnie równym tempem, aż tu nagle na horyzoncie zamajaczyły groźne ciemne chmury. Na psa urok, czyżby miała nas dorwać burza?
No i tuż przed Lubniewicami nas dorwała.
To była ulewa. Nie, to był wręcz potop. Momentami to od zacinającego deszczu aż nas twarze bolały. No ale do Gorzowa jeszcze 30km i trza było jechać. I tak aż do Gorzowa deptaliśmy w strugach deszczu. Wreszcie jest Gorzów. Co za ulga. Wchodząc po schodach kapała ze mnie woda. W zasadzie, gdybym wskoczył do jeziora, to bym nawet bardziej nie był mokry.
Wycieczka jednak zacna. Dobrze, że Sławek mnie namówił na tą wycieczkę. W przyszłym roku też tam się wybierzemy.
Kategoria coś koło 100 km, Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 92.00 km;
Czas: 03:52 h
Średnia: 23.79 km/h;
Temperatura:17.0;
Czas: 03:52 h
Średnia: 23.79 km/h;
Temperatura:17.0;
Na bunkry
Sobota, 21 września 2013 | Komentarze 2
Przyszła jesień. Zrobiło się zimno i ponuro. Dzień krótszy to i wycieczki krótsze. Jako, że w tym roku nie kręciliśmy się jeszcze po okolicy MRU, wybraliśmy się do Panzerwerk 814 - Grupy warownej "Moltke".
Ja nieco przeziębiony, ale trzeba korzystać póki jeszcze da się jeździć w miarę normalnych warunkach meteorologicznych. W okolicach Trzebiszewa mijamy budowany odcinek S3.
Potem wjeżdżamy w las, gdzie na moście nad Obrą przystajemy na pogaduchy.
Obieramy azymut ku Panzerwerk 814. Po drodze mijamy jezioro Chycińskie. Akurat wyszło słońce, tak więc ze Sławkiem walnęliśmy się na pomoście.
Tak fajnie się leżało, że aż nie chciało nam się wstawać. Dopiero jak słońce przykryły chmury ruszyliśmy na poszukiwania bunkra.
Bunier został zbudowany w latach 1936-1937 na przesmyku pomiędzy jeziorami Cisie i Chycina. Składał się z dwukondygnacyjnego schronu połączonego tunelami o długości ok. 30 m z dwoma odosobnionymi schronami z kopułami bojowymi. W 1939 roku otrzymał nazwę "Moltke" na cześć pruskiego feldmarszałka Helmutha von Moltke i status grupy warownej.
Panzerwerk 814 oraz niedaleki Pz.W. 817 ("Roon") były największymi obiektami fortecznymi zbudowanymi przez Niemców w ramach umocnień Łuku Odry-Warty.
Jak większość bunkrów po wojnie zostały one wysadzone w powietrze.
Sławek ruszył pokręcić się po gruzowisku, ja począłem szukać geocache. Znaleźć cholery nie mogłem. Poddałem się. No ale od czego jest Sławek :) Zerknął na zdjęcia i po chwili wrócił ze skrzynką geocache :)
Czas było powoli wracać. Obraliśmy kierunek na Lubniewice. Tam czekał na nas kolejny geocache, tym razem ukryty w Parku Miłości.
Po parku kręciło się więcej żuli niż zakochanych. Wielbiciele tanich trunków okupowali nawet "Ławkę Zakochanych".
Po chwili odpoczynku ruszyliśmy ku domostwom. Mam nadzieję, że nie była to nasza ostatnia dłuższa wycieczka tego roku.
Ja nieco przeziębiony, ale trzeba korzystać póki jeszcze da się jeździć w miarę normalnych warunkach meteorologicznych. W okolicach Trzebiszewa mijamy budowany odcinek S3.
Budowa S3© donremigio
Potem wjeżdżamy w las, gdzie na moście nad Obrą przystajemy na pogaduchy.
Most na rzece Obra© donremigio
Obieramy azymut ku Panzerwerk 814. Po drodze mijamy jezioro Chycińskie. Akurat wyszło słońce, tak więc ze Sławkiem walnęliśmy się na pomoście.
Jezioro Chycińskie© donremigio
Tak fajnie się leżało, że aż nie chciało nam się wstawać. Dopiero jak słońce przykryły chmury ruszyliśmy na poszukiwania bunkra.
Bunier został zbudowany w latach 1936-1937 na przesmyku pomiędzy jeziorami Cisie i Chycina. Składał się z dwukondygnacyjnego schronu połączonego tunelami o długości ok. 30 m z dwoma odosobnionymi schronami z kopułami bojowymi. W 1939 roku otrzymał nazwę "Moltke" na cześć pruskiego feldmarszałka Helmutha von Moltke i status grupy warownej.
Panzerwerk 814 oraz niedaleki Pz.W. 817 ("Roon") były największymi obiektami fortecznymi zbudowanymi przez Niemców w ramach umocnień Łuku Odry-Warty.
Jak większość bunkrów po wojnie zostały one wysadzone w powietrze.
Sławek ruszył pokręcić się po gruzowisku, ja począłem szukać geocache. Znaleźć cholery nie mogłem. Poddałem się. No ale od czego jest Sławek :) Zerknął na zdjęcia i po chwili wrócił ze skrzynką geocache :)
Eksploracja bunkra w toku© donremigio
Czas było powoli wracać. Obraliśmy kierunek na Lubniewice. Tam czekał na nas kolejny geocache, tym razem ukryty w Parku Miłości.
Parki Miłości - Lubniewice© donremigio
Po parku kręciło się więcej żuli niż zakochanych. Wielbiciele tanich trunków okupowali nawet "Ławkę Zakochanych".
Po chwili odpoczynku ruszyliśmy ku domostwom. Mam nadzieję, że nie była to nasza ostatnia dłuższa wycieczka tego roku.
Kategoria coś koło 100 km, Fotorelacja, Geocaching
Statystyki:
Odległość: 80.00 km;
Czas: 04:00 h
Średnia: 20.00 km/h;
Temperatura:20.0;
Czas: 04:00 h
Średnia: 20.00 km/h;
Temperatura:20.0;
Drawieński Park narodowy - powrót
Niedziela, 8 września 2013 | Komentarze 3
Z naszych mobilnych M1 wyłazimy jakoś po 9 i snując się dookoła swoich legowisk spożywamy śniadanie.
Na polu biwakowym Pstrąg znajduje się ołtarz przy którym odbyła się uroczystość nadania szlakowi wodnemu imienia Karola Wojtyły. Rosną tutaj też jabłoń i drzewo śliwkowe.
Podczas pakowania namiotu w przedsionku dojrzałem przepięknego żuczka. Delikatnie wziąłem go na dłoń i przeniosłem w bezpieczne miejsce.
Na polu biwakowym stoją też toi toje. No i dobrze, bo w sezonie jest tutaj organizowanych sporo spływów i jak by wszyscy łazili za potrzebą po krzakach to fetor by się tam ładny unosił.
Jakoś o 11 zbieramy się i obieramy azymut na zachód. Ponownie jedziemy "wyciętą" w lesie drogą. Za dnia "tunel" robi jeszcze większe wrażenie.
Długo jedziemy brukiem, często zapiaszczonymi leśnymi drogami. Rowery obciążone, tak więc trzeba co nieco szarpać korbą i kierownicą. Muszę zastanowić się, czy na przyszły sezon, lub jak zużyją się te opony które mam, nie sprawić sobie bardziej terenowych opon. W zasadzie to mam też w piwnicy ramę od starego Phanatica, wraz niemal ze wszystkimi częściami (no chyba poza tylnym kołem). Może złożę sobie osobną maszynę na takie wycieczki pod namiot. Koncepcja do przemyślenia.
W Radachowie odbijamy na moment w bok, co by zaliczyć geocache :) Ukryty on jest przy pruskim pomniku poległych w Wojnie Światowej 1914-1918. Kiedyś taki pomnik stał niemal w każdej wiosce. Podobny mijaliśmy wczoraj w Głusko. Wiele z nich zostało jednak zniszczonych lub przerobionych na postumenty świętych figur przy kościołach.
W okolicznych lasach polował kiedyś Herman Goring, który pełnił funkcję głównego łowczego III Rzeczy. Nad Jeziorem Brzegi (dawniej J. Roskatyń) zbudowano dla niego pałac-twierdzę.
Po wojnie pałac został rozebrany, a cegła poszła na odbudowę miast. Teren zaorano i obsadzono między innymi świerkami i robiniami akacjowymi.
Na GPS miałem zaznaczone położenie geocache ukrytego przy ruinach siedziby łowieckiej Goringa. Nie miałem jednak żadnych dróg, tak więc jechaliśmy na czuja. I suma summarum wylądowaliśmy na jakiś bagnach :)
Zarośnięta droga pokryta była cegłówkami, większymi i mniejszymi kamieniami. Po przejechaniu tego odcinka chciałem spojrzeć na licznik by sprawdzić ile w ogóle dzisiaj już przejechaliśmy.
Licznik. Gdzie jest licznik. Motyla noga.
Mocowanie Sigmy jest po prostu beznadziejne. Już nie raz wypinała mi się przy nawet najmniejszym dotknięciu, ale zazwyczaj upadała na asfalt, tak więc słyszałem jej upadek. Teraz leżała pewnie gdzieś w krzakach. Poszedłem przejść się by jej poszukać. Niestety bezskutecznie.
Ustawiłem więc sobie na odbiorniku GPS wyświetlanie prędkości, choć w gęstym lesie, pomimo obsługi również GLONASS, jego wskazania są delikatnie mówiąc niedokładne. Nie dziwota, że kolarze Garmina używają do określenia prędkości czujników na kołach.
Kolejny licznik, ze względu na to beznadziejne mocowanie, na pewno nie będzie Sigmą. W sumie już zamówiłem sobie bezprzewodowego VDO. Bez czujnika kadencji, akurat to szybko ściągnąłem z roweru, ani bez pulsometru, którego zazwyczaj nie chciało mi się zakładać.
Jakoś się wreszcie pozbierałem psychicznie po stracie licznika i ruszyliśmy do ruin siedziby łowieckiej Goringa. Z siedziby faktycznie niewiele zostało. Na miejscu spotkaliśmy grupę z wykrywaczami metali. Łazili po okolicy z nadzieją, że coś uda im się znaleźć. Nie sądzę jednak by udało im się coś ciekawego odkryć. Pewnie okolica została już dokładnie przeczesana.
Poszukiwaczom skarbów towarzyszył tubylec, który opowiedział nam parę historii o Niemcach, którzy po wojnie wracali na te tereny i szukali ukrytych, przez siebie lub ich dziadków, kosztowności. Wynajmowali oni sobie pokój, a na drugi dzień znikali pozostawiając dziurę pod parapetem lub dół w ogródku.
Skrzynkę geocache dość szybko namierzyłem i pojechaliśmy dalej. Do tego czasu praktycznie jechaliśmy polnymi drogami i brukiem. Tęskniłem już za asfaltem.
Wreszcie dojeżdżamy do Bierzwnika, gdzie przy supermarkecie uzupełniamy bidony i kupujemy czekoladę.
Teraz już tylko asfalt. W Lipich Górach natrafiamy na pomnik. Wynika z niego, że w tej wiosce w marcu 1945 roku stacjonował sztab II Armii Wojska Polskiego na czele z gen. Karolem Świerczewskim. Nie wiem czy czasem ów pomnik nie został wykonany ręką artysty, który popełnił pomnik Matki Polki w Osinowie Dolnym koło Cedynii. Owa "Matka Polka" miała równie męski wyraz twarzy :)
Do domu wracać mieliśmy przez Danków. Jednak jakoś zagoniło nas w okolice Strzelec Krajeńskich. Wbiliśmy się więc na główną drogę i pojechaliśmy prosto na Gorzów.
Wypad pod namiot wielce udany. Malownicze okoliczności przyrody, ciekawe historyczne miejsca. W przyszłym roku chyba pojedziemy tam jeszcze raz.
Z całego serca polecam okolice Drawieńskiego Parku Narodowego.
Mobilne M1© donremigio
Drawieński Park Narodowy - pole biwakowe Pstrąg© donremigio
Drawieński Park Narodowy - pole biwakowe Pstrąg© donremigio
Na polu biwakowym Pstrąg znajduje się ołtarz przy którym odbyła się uroczystość nadania szlakowi wodnemu imienia Karola Wojtyły. Rosną tutaj też jabłoń i drzewo śliwkowe.
Drawieński Park Narodowy - ołtarz© donremigio
Podczas pakowania namiotu w przedsionku dojrzałem przepięknego żuczka. Delikatnie wziąłem go na dłoń i przeniosłem w bezpieczne miejsce.
A żuczek waruje© donremigio
Drawieński Park Narodowy - Drawa© donremigio
Na polu biwakowym stoją też toi toje. No i dobrze, bo w sezonie jest tutaj organizowanych sporo spływów i jak by wszyscy łazili za potrzebą po krzakach to fetor by się tam ładny unosił.
Architektura Sanitarna - Wczoraj i Dziś© donremigio
Jakoś o 11 zbieramy się i obieramy azymut na zachód. Ponownie jedziemy "wyciętą" w lesie drogą. Za dnia "tunel" robi jeszcze większe wrażenie.
Drawieński Park Narodowy - dojazd do biwaku Pstrąg© donremigio
Długo jedziemy brukiem, często zapiaszczonymi leśnymi drogami. Rowery obciążone, tak więc trzeba co nieco szarpać korbą i kierownicą. Muszę zastanowić się, czy na przyszły sezon, lub jak zużyją się te opony które mam, nie sprawić sobie bardziej terenowych opon. W zasadzie to mam też w piwnicy ramę od starego Phanatica, wraz niemal ze wszystkimi częściami (no chyba poza tylnym kołem). Może złożę sobie osobną maszynę na takie wycieczki pod namiot. Koncepcja do przemyślenia.
W Radachowie odbijamy na moment w bok, co by zaliczyć geocache :) Ukryty on jest przy pruskim pomniku poległych w Wojnie Światowej 1914-1918. Kiedyś taki pomnik stał niemal w każdej wiosce. Podobny mijaliśmy wczoraj w Głusko. Wiele z nich zostało jednak zniszczonych lub przerobionych na postumenty świętych figur przy kościołach.
Drawieński Park Narodowy - pruski pomnik poległych podczas I Wojny Światowej© donremigio
W okolicznych lasach polował kiedyś Herman Goring, który pełnił funkcję głównego łowczego III Rzeczy. Nad Jeziorem Brzegi (dawniej J. Roskatyń) zbudowano dla niego pałac-twierdzę.
Po wojnie pałac został rozebrany, a cegła poszła na odbudowę miast. Teren zaorano i obsadzono między innymi świerkami i robiniami akacjowymi.
Na GPS miałem zaznaczone położenie geocache ukrytego przy ruinach siedziby łowieckiej Goringa. Nie miałem jednak żadnych dróg, tak więc jechaliśmy na czuja. I suma summarum wylądowaliśmy na jakiś bagnach :)
Gdzieś tutaj jest droga© donremigio
Zarośnięta droga pokryta była cegłówkami, większymi i mniejszymi kamieniami. Po przejechaniu tego odcinka chciałem spojrzeć na licznik by sprawdzić ile w ogóle dzisiaj już przejechaliśmy.
Licznik. Gdzie jest licznik. Motyla noga.
Mocowanie Sigmy jest po prostu beznadziejne. Już nie raz wypinała mi się przy nawet najmniejszym dotknięciu, ale zazwyczaj upadała na asfalt, tak więc słyszałem jej upadek. Teraz leżała pewnie gdzieś w krzakach. Poszedłem przejść się by jej poszukać. Niestety bezskutecznie.
Ustawiłem więc sobie na odbiorniku GPS wyświetlanie prędkości, choć w gęstym lesie, pomimo obsługi również GLONASS, jego wskazania są delikatnie mówiąc niedokładne. Nie dziwota, że kolarze Garmina używają do określenia prędkości czujników na kołach.
Kolejny licznik, ze względu na to beznadziejne mocowanie, na pewno nie będzie Sigmą. W sumie już zamówiłem sobie bezprzewodowego VDO. Bez czujnika kadencji, akurat to szybko ściągnąłem z roweru, ani bez pulsometru, którego zazwyczaj nie chciało mi się zakładać.
Jakoś się wreszcie pozbierałem psychicznie po stracie licznika i ruszyliśmy do ruin siedziby łowieckiej Goringa. Z siedziby faktycznie niewiele zostało. Na miejscu spotkaliśmy grupę z wykrywaczami metali. Łazili po okolicy z nadzieją, że coś uda im się znaleźć. Nie sądzę jednak by udało im się coś ciekawego odkryć. Pewnie okolica została już dokładnie przeczesana.
Poszukiwaczom skarbów towarzyszył tubylec, który opowiedział nam parę historii o Niemcach, którzy po wojnie wracali na te tereny i szukali ukrytych, przez siebie lub ich dziadków, kosztowności. Wynajmowali oni sobie pokój, a na drugi dzień znikali pozostawiając dziurę pod parapetem lub dół w ogródku.
Skrzynkę geocache dość szybko namierzyłem i pojechaliśmy dalej. Do tego czasu praktycznie jechaliśmy polnymi drogami i brukiem. Tęskniłem już za asfaltem.
Wreszcie dojeżdżamy do Bierzwnika, gdzie przy supermarkecie uzupełniamy bidony i kupujemy czekoladę.
Teraz już tylko asfalt. W Lipich Górach natrafiamy na pomnik. Wynika z niego, że w tej wiosce w marcu 1945 roku stacjonował sztab II Armii Wojska Polskiego na czele z gen. Karolem Świerczewskim. Nie wiem czy czasem ów pomnik nie został wykonany ręką artysty, który popełnił pomnik Matki Polki w Osinowie Dolnym koło Cedynii. Owa "Matka Polka" miała równie męski wyraz twarzy :)
Lipie Góry - pomnik gen. Karola Świerczewskiego© donremigio
Do domu wracać mieliśmy przez Danków. Jednak jakoś zagoniło nas w okolice Strzelec Krajeńskich. Wbiliśmy się więc na główną drogę i pojechaliśmy prosto na Gorzów.
Wypad pod namiot wielce udany. Malownicze okoliczności przyrody, ciekawe historyczne miejsca. W przyszłym roku chyba pojedziemy tam jeszcze raz.
Z całego serca polecam okolice Drawieńskiego Parku Narodowego.
Kategoria Wokół Gorzowa, Geocaching, Fotorelacja, coś koło 100 km
Statystyki:
Odległość: 91.00 km;
Czas: 04:30 h
Średnia: 20.22 km/h;
Temperatura:22.0;
Czas: 04:30 h
Średnia: 20.22 km/h;
Temperatura:22.0;
Drawieński Park Narodowy
Sobota, 7 września 2013 | Komentarze 5
Jeszcze trochę i będzie można pomarzyć o takiej pogodzie, tak więc postanowiliśmy ze Sławkiem pojechać do Drawieńskiego Parku Narodowego na biwak.
Do DPN pojechaliśmy główną drogą. Ruch samochodów niewielki tak więc sprawnie dojechaliśmy do Dobiegniewa. Tam stanęliśmy by Sławek nabył sobie drogą zakupu kiełbaski na ognisko.
W Starym Osiecznie odbijamy na północ i wjeżdżamy na teren DPN.
Turlamy się do Głusko, gdzie musimy w Punkcie Informacyjnym DPNu zapłacić za pole biwakowe. I to nie mało, bo w sumie 22 pln za głowę, ale za rozbicie na dziko Straż Parku może wlepić spory mandat.
Tuż przed Głuskiem mijamy pomnik poświęcony poległym podczas I Wojny Światowej.
Jako, że mamy jeszcze do zachodu nieco czasu, jedziemy zrobić sobie pętelkę wokół jeziora Ostrowieckiego. Tereny przepiękne. Cisza, spokój, wspaniały las. Dla ludzi lubiących kontakt z naturą po prostu bajka.
Jako, że kiedyś przebiegała tutaj część systemu umocnień wschodniej granicy III Rzeszy (Wał Pomorski) to i znajdzie się w okolicy parę bunkrów.
Spora część dróg w DPN jest brukowana.
W Ostrowite, które trudno nawet nazwać wioską (jedna, chyba opuszczona, chałupa i dwa budynki Straży Parkowej), odnajdujemy ruiny kościoła. A w ruinach geocache :)
Otoczeni malowniczymi okolicznościami przyrody docieramy do rzeki Płociczny - jest to lewobrzeżny dopływ Drawy - i pozostałości po niewielkiej siłowni wodnej. Owa mini elektrownia zasilała kiedyś zasilała pobliską leśniczówkę, będącą przez pewien czas również małym ośrodkiem wypoczynkowym.
Tuż obok rzeki można dojrzeć głęboki rów o dość regularnych zarysach.
To Kanał Sicieński. Ów 22 kilometrowy kanał powstał z inicjatywy Fryderyka von Sydowa – właściciela dóbr w okolicach Głuska. Budowę rozpoczęto około 1820 roku. Do wybuchu II wojny światowej służył do nawadniania łąk w okolicach Miradza i Głuska. Kanał jest unikatową (jeśli idzie o stan zachowania) budowlą hydrotechniczną. Biegł ponad lustrami jezior, czasem powyżej brzegu rzeki, a równolegle do niej. Prowadzony był ponad łąkami w postaci ziemnego akweduktu, skąd woda mogła spływać grawitacyjnie i nawadniać teren. Zwało się to wszystko „stokowo-grzbietowym systemem melioracyjnym”. W czasie wojny kanał ucierpiał. Na skutek ostrzału artyleryjskiego i prac saperskich w kilku miejscach przerwano jego ciągłość. Potem próbowano go dość nieudolnie wyremontować. Spróbowano pogłębić obiekt, przy czym zniszczono wykonaną z gliny warstwę izolacyjną i kanału nie udało się już nigdy nawodnić.
Godzina była już późna, tak więc obieramy ze Sławkiem azymut na pole biwakowe "Pstrąg". W pewnym momencie las zrobił się tak gęsty, że musiano wyciąć miejsce na drogę :)
Wrażenie jazdy takim zielonym tunelem jest niesamowite.
Do biwaku docieramy jak jest już szaro. Szybko rozbijamy namioty, rozpalamy ognisko i spożywamy kiełbaski.
Potem leżąc na plecach na ławkach podziwiamy bezchmurne usiane gwiazdami niebo. Dookoła w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnego większego miasta, tak więc horyzont nie skażony żadną łuną. Dojrzałem nawet "Flarę Iridium". Powstaje ona gdy satelita Iridium podczas przelotu tworzy na niebie silny błysk (flarę) o bardzo dużej jasności. Błysk ten jest powstaje dzięki trzem antenom, które prawie bez strat odbijają promienie słoneczne.
Koło północy ładujemy się do namiotów i idziemy spać.
Do DPN pojechaliśmy główną drogą. Ruch samochodów niewielki tak więc sprawnie dojechaliśmy do Dobiegniewa. Tam stanęliśmy by Sławek nabył sobie drogą zakupu kiełbaski na ognisko.
Security Dog - lepszy niż zapięcie na rower© donremigio
W Starym Osiecznie odbijamy na północ i wjeżdżamy na teren DPN.
Drawieński Park Narodowy Wita© donremigio
Turlamy się do Głusko, gdzie musimy w Punkcie Informacyjnym DPNu zapłacić za pole biwakowe. I to nie mało, bo w sumie 22 pln za głowę, ale za rozbicie na dziko Straż Parku może wlepić spory mandat.
Tuż przed Głuskiem mijamy pomnik poświęcony poległym podczas I Wojny Światowej.
Pomnik poległych w I Wojnie Światowej© donremigio
Kościół w Głusku© donremigio
Jako, że mamy jeszcze do zachodu nieco czasu, jedziemy zrobić sobie pętelkę wokół jeziora Ostrowieckiego. Tereny przepiękne. Cisza, spokój, wspaniały las. Dla ludzi lubiących kontakt z naturą po prostu bajka.
Jako, że kiedyś przebiegała tutaj część systemu umocnień wschodniej granicy III Rzeszy (Wał Pomorski) to i znajdzie się w okolicy parę bunkrów.
Bunkier Wału Pomorskiego© donremigio
Spora część dróg w DPN jest brukowana.
Drawieński Park Narodowy© donremigio
W Ostrowite, które trudno nawet nazwać wioską (jedna, chyba opuszczona, chałupa i dwa budynki Straży Parkowej), odnajdujemy ruiny kościoła. A w ruinach geocache :)
Ruiny kościoła w Ostrowite© donremigio
Cmentarz przy ruinach kościoła© donremigio
Otoczeni malowniczymi okolicznościami przyrody docieramy do rzeki Płociczny - jest to lewobrzeżny dopływ Drawy - i pozostałości po niewielkiej siłowni wodnej. Owa mini elektrownia zasilała kiedyś zasilała pobliską leśniczówkę, będącą przez pewien czas również małym ośrodkiem wypoczynkowym.
Tuż obok rzeki można dojrzeć głęboki rów o dość regularnych zarysach.
To Kanał Sicieński. Ów 22 kilometrowy kanał powstał z inicjatywy Fryderyka von Sydowa – właściciela dóbr w okolicach Głuska. Budowę rozpoczęto około 1820 roku. Do wybuchu II wojny światowej służył do nawadniania łąk w okolicach Miradza i Głuska. Kanał jest unikatową (jeśli idzie o stan zachowania) budowlą hydrotechniczną. Biegł ponad lustrami jezior, czasem powyżej brzegu rzeki, a równolegle do niej. Prowadzony był ponad łąkami w postaci ziemnego akweduktu, skąd woda mogła spływać grawitacyjnie i nawadniać teren. Zwało się to wszystko „stokowo-grzbietowym systemem melioracyjnym”. W czasie wojny kanał ucierpiał. Na skutek ostrzału artyleryjskiego i prac saperskich w kilku miejscach przerwano jego ciągłość. Potem próbowano go dość nieudolnie wyremontować. Spróbowano pogłębić obiekt, przy czym zniszczono wykonaną z gliny warstwę izolacyjną i kanału nie udało się już nigdy nawodnić.
Pustelnia - mała, nieczynna elektrownia wodna© donremigio
Godzina była już późna, tak więc obieramy ze Sławkiem azymut na pole biwakowe "Pstrąg". W pewnym momencie las zrobił się tak gęsty, że musiano wyciąć miejsce na drogę :)
Wrażenie jazdy takim zielonym tunelem jest niesamowite.
Droga do biwaku Pstrąg© donremigio
Do biwaku docieramy jak jest już szaro. Szybko rozbijamy namioty, rozpalamy ognisko i spożywamy kiełbaski.
Potem leżąc na plecach na ławkach podziwiamy bezchmurne usiane gwiazdami niebo. Dookoła w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnego większego miasta, tak więc horyzont nie skażony żadną łuną. Dojrzałem nawet "Flarę Iridium". Powstaje ona gdy satelita Iridium podczas przelotu tworzy na niebie silny błysk (flarę) o bardzo dużej jasności. Błysk ten jest powstaje dzięki trzem antenom, które prawie bez strat odbijają promienie słoneczne.
Koło północy ładujemy się do namiotów i idziemy spać.
Kategoria Fotorelacja, Wokół Gorzowa, coś koło 100 km, Geocaching
Statystyki:
Odległość: 107.00 km;
Czas: 03:44 h
Średnia: 28.66 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 03:44 h
Średnia: 28.66 km/h;
Temperatura:28.0;
Bikestats na pikniku lotniczym
Sobota, 24 sierpnia 2013 | Komentarze 5
Mieliśmy spotkać się z ekipą w Santoku, ale ze Sławkiem wyjechaliśmy nieco późno tak więc ekipę (Tomek, Michał, Bartek, Robak) spotykamy dopiero w Trzebiczu, gdzie na prywatnym lotnisku odbywał się piknik lotniczy.
Zamiast samolotu przywitał nas Rolls Royce.
Potem zrobiło się już lotniczo. Po niebie latały samoloty, helikoptery, skakali skoczkowie, na scenie śpiewała niewiasta, a w rytm muzyki renciści wymachiwali swoimi laskami. Ciekawe co na to ZUS.
Obiekty latające ciekawe, no ale trza było wracać. Przy sklepie spożywczym zatrzymaliśmy się by uzupełnić bidony. Bartek pojechał dalej. No to go gonimy. Tak się skupiliśmy na kręceniu korbami, że zapomnieliśmy że Robak jedzie na MTB i zapierdzielać 40km/h to tym nie jest łatwo. Doganiamy Bartka, a na Robaka czekamy w Santoku. W Gorzowie ze Sławkiem odłączamy się i jedziemy do domostw.
Super wycieczka. I było na co popatrzeć, i pokręciło się nieco korbą.
Zamiast samolotu przywitał nas Rolls Royce.
Jedni jeżdżą rowerami, inni limuzynami© donremigio
Potem zrobiło się już lotniczo. Po niebie latały samoloty, helikoptery, skakali skoczkowie, na scenie śpiewała niewiasta, a w rytm muzyki renciści wymachiwali swoimi laskami. Ciekawe co na to ZUS.
Antonow An-2© donremigio
Motolotnia© donremigio
Motoszybowiec© donremigio
Jedne samoloty lądowały, inne startowały© donremigio
Po niebie latały różne rzeczy. To chyba jakiś przedskoczek© donremigio
Skoczek spadochronowy© donremigio
Jedni palili w powietrzu gumę© donremigio
Inni latali bokiem© donremigio
Lądująca Wilga© donremigio
Obiekty latające ciekawe, no ale trza było wracać. Przy sklepie spożywczym zatrzymaliśmy się by uzupełnić bidony. Bartek pojechał dalej. No to go gonimy. Tak się skupiliśmy na kręceniu korbami, że zapomnieliśmy że Robak jedzie na MTB i zapierdzielać 40km/h to tym nie jest łatwo. Doganiamy Bartka, a na Robaka czekamy w Santoku. W Gorzowie ze Sławkiem odłączamy się i jedziemy do domostw.
Super wycieczka. I było na co popatrzeć, i pokręciło się nieco korbą.
Plecy i tylnie części pleców Tomka i Michała© donremigio
Kategoria Fotorelacja, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 210.00 km;
Czas: 08:29 h
Średnia: 24.75 km/h;
Temperatura:35.0;
Czas: 08:29 h
Średnia: 24.75 km/h;
Temperatura:35.0;
Bitwa o Cedynię
Sobota, 3 sierpnia 2013 | Komentarze 7
Bardzo dawno temu. Naprawdę bardzo dawno temu. Wręcz eony temu, daliśmy pod Cedynią łupnia Niemcom. Miejsce to jest o rzut rowerem i głupio że nigdy tam nie byłem. Blisko jest też najdalej wysunięty za zachód punkt Polski. Tak więc jest to chyba dość oczywisty cel wycieczki rowerowej.
Najpierw na Myślibórz i Chojna. Spory kawałek niezłym tempem kręciliśmy za traktorem.
Wtem, niespodziewanie w Trzcinsko-Zdrój minęliśmy dwie baszty. Wielce mnie one zaintrygowały, tak więc przystanęliśmy by je sobie obejrzeć. Sławek tęsknie obejrzał się za oddalającym się traktorem.
Jedziemy dalej na Chojna. W Chojna pochłaniamy po kebabie i kręcimy się nieco po mieście.
Jedziemy dalej na Cedynię, najbardziej wysunięte na zachód miasto. Asfalt rozgrzany jak patelnia, z pół bije żar. Gdzieś w połowie drogi do Cedyni zderzamy się z okrutnym podjazdem. Ja pindole. Kiedy on się skończy. Wycieńczeni dojeżdżamy do Cedyni, gdzie jest prawdopodobnie najbardziej pochyły ryneczek w Polsce. Bardzo to możliwe. Padamy w cieniu wieży widokowej i leżymy z pół godziny.
Wcinamy po lodzie i jedziemy pod pomnik w miejscu gdzie odbyła się bitwa. To tutaj w 972 roku pod grodem Mieszko I i jego brat Czcibor bili Niemców po hełmie.
Obieramy kierunek na Osinów Dolny, będący w sumie jednym wielkim straganem dla Niemców. Z każdej strony atakują nas niemieckojęzyczne reklamy. Przy granicy stoi nawet hala targowa, ale chyba cały handel odbywa się na straganach przed pustą halą. Naprzeciw hali stoi Pomnik Matki Polki.
Kierujemy się na południe i jadąc wzdłuż Odry mijamy pomniki poświęcone żołnierzom poległym podczas forsowania rzeki.
Dojeżdżamy do Siekierek, gdzie stoi jako pomnik czołg IS-2. Maszyna należała do polskiego 4. Samodzielnego Pułku Czołgów i w okresie od lipca 1944 r. do maja 1945 r. przebyła szlak bojowy liczący w sumie prawie 1300 km.
Obok jest Cmentarz Wojenny I Armii Wojska Polskiego. Wiosną 1945 r. saperzy organizowali tu przeprawę pontonowo - mostową. Ci, którzy polegli podczas forsowania Odry jak i walk o Berlin, leżą na tym cmentarzu. Cmentarz ten jest jednym z najlepiej utrzymanych tego typu miejsc pamięci w Polsce.
Prócz - około 2.000 mogił żołnierskich znajduje się na nim pomnik dłuta Sławomira Lewińskiego przedstawiający na tle żagli obelisk z dwoma mieczami i matkę tulącą do siebie dziecko.
W Mieszkowicach przystajemy przy pomniku Mieszka I i uzupełniamy płyny.
Potem to już kręcenie na wschód ku domostwom.
Najpierw na Myślibórz i Chojna. Spory kawałek niezłym tempem kręciliśmy za traktorem.
Siedząc na kole traktora© donremigio
Wtem, niespodziewanie w Trzcinsko-Zdrój minęliśmy dwie baszty. Wielce mnie one zaintrygowały, tak więc przystanęliśmy by je sobie obejrzeć. Sławek tęsknie obejrzał się za oddalającym się traktorem.
Trzcińsko-Zdrój - Baszta© donremigio
Jedziemy dalej na Chojna. W Chojna pochłaniamy po kebabie i kręcimy się nieco po mieście.
Chojna - Baszta© donremigio
Kosciół Mariacki - Chojna© donremigio
Kościół Mariacki - Chojna© donremigio
Dawny ratusz - dziś dom kultury© donremigio
Chojna - Baszta© donremigio
Cmentarz żołnierzy radzieckich© donremigio
Ruiny kaplicy św. Gertrudy© donremigio
Ruiny kaplicy św. Gertrudy© donremigio
Poradzieckie lotnisko - wieża© donremigio
Jedziemy dalej na Cedynię, najbardziej wysunięte na zachód miasto. Asfalt rozgrzany jak patelnia, z pół bije żar. Gdzieś w połowie drogi do Cedyni zderzamy się z okrutnym podjazdem. Ja pindole. Kiedy on się skończy. Wycieńczeni dojeżdżamy do Cedyni, gdzie jest prawdopodobnie najbardziej pochyły ryneczek w Polsce. Bardzo to możliwe. Padamy w cieniu wieży widokowej i leżymy z pół godziny.
Cedynia - Wieża widokowa© donremigio
Wcinamy po lodzie i jedziemy pod pomnik w miejscu gdzie odbyła się bitwa. To tutaj w 972 roku pod grodem Mieszko I i jego brat Czcibor bili Niemców po hełmie.
Bitwa o Cedynię© donremigio
Bitwa o Cedynię© donremigio
Obieramy kierunek na Osinów Dolny, będący w sumie jednym wielkim straganem dla Niemców. Z każdej strony atakują nas niemieckojęzyczne reklamy. Przy granicy stoi nawet hala targowa, ale chyba cały handel odbywa się na straganach przed pustą halą. Naprzeciw hali stoi Pomnik Matki Polki.
Pomnik Matki Polki© donremigio
Kierujemy się na południe i jadąc wzdłuż Odry mijamy pomniki poświęcone żołnierzom poległym podczas forsowania rzeki.
Pomnik poświęcony Żołnierzom Polskim© donremigio
Kolejny pomnik poświęcony Żołnierzom Polskim© donremigio
Chwała Bohaterom I Armii Wojska Polskiego© donremigio
Dojeżdżamy do Siekierek, gdzie stoi jako pomnik czołg IS-2. Maszyna należała do polskiego 4. Samodzielnego Pułku Czołgów i w okresie od lipca 1944 r. do maja 1945 r. przebyła szlak bojowy liczący w sumie prawie 1300 km.
Czołg w Siekierkach© donremigio
Obok jest Cmentarz Wojenny I Armii Wojska Polskiego. Wiosną 1945 r. saperzy organizowali tu przeprawę pontonowo - mostową. Ci, którzy polegli podczas forsowania Odry jak i walk o Berlin, leżą na tym cmentarzu. Cmentarz ten jest jednym z najlepiej utrzymanych tego typu miejsc pamięci w Polsce.
Prócz - około 2.000 mogił żołnierskich znajduje się na nim pomnik dłuta Sławomira Lewińskiego przedstawiający na tle żagli obelisk z dwoma mieczami i matkę tulącą do siebie dziecko.
Cmentarz Wojenny I Armii Wojska Polskiego w Siekierkach© donremigio
W Mieszkowicach przystajemy przy pomniku Mieszka I i uzupełniamy płyny.
Mieszkowice - Pomnik Mieszka I© donremigio
Potem to już kręcenie na wschód ku domostwom.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa, coś koło 200 km
Statystyki:
Odległość: 239.00 km;
Czas: 10:52 h
Średnia: 21.99 km/h;
Temperatura:35.0;
Czas: 10:52 h
Średnia: 21.99 km/h;
Temperatura:35.0;
Na BERLIN, Towarzysze !! Na BERLIN !!
Sobota, 27 lipca 2013 | Komentarze 4
Wycieczka życia. Może nie najdłuższa ale zostanie w pamięci na długo. Cel. Berlin. Pogoda średnio nadająca się na takie wyprawy. Upadł i duchota niesamowita.
Ze Sławkiem do Kostrzyna jedziemy pociągiem. Zawsze to nieco mniej do kręcenia będzie. Tomek wsiada do szynobusu w Witnicy.
Droga do Berlina dość nudna. Najpierw na Seelow, potem na Muncheberg.
W Seelow przystajemy na chwilę przy pomniku upamiętniającym bitwę o okoliczne wzgórza.
Pod Berlinem zdaję sobie sprawę, że zapomniałem włączyć zapis trasy w gps. No nic , będzie nieco ucięta. Mijamy elektrownie słoneczną. W okolicy sporo jest też elektrowni wiatrowych.
Wreszcie na horyzoncie zamajaczyła wieża telewizyjna.
Dojeżdżamy do katedry. Coś pięknego. Zrobiła ona na mnie ogromne wrażenie. Została zbudowana w latach 1894-1905 według planów architekta Juliusa Carla Raschdorffa z Pszczyny w stylu późnego, włoskiego renesansu.
Tuż obok katedry jest Stare Muzeum, wybudowane w latach 1825–1828 przez Karla Friedricha Schinkela w stylu klasycystycznym. Na jej kolumnach widać jeszcze powstałe podczas walk ślady po pociskach.
Przed upałem ukryliśmy się w cieniu jednej z fontann i ochłodziliśmy w źródełku. Z Tomkiem zamoczyliśmy nawet swoje bandany. W słońcu termometr wskazywał 47 stopni. Masakra.
Po chwili odpoczynku pojechaliśmy na Bramę Brandenburską mijając po drodze Muzeum im. Bodego.
Brama w całej swej okazałości.
Tomek uniósł rower w geście zwycięstwa. Ja miałem nieco utrudnione zadanie :)
Po sesji fotograficznej pojechaliśmy pod Kolumnę Zwycięstwa, czyli jak to Tomek określił, Pani z Dzidą. Po drodze minęliśmy Pomnik Żołnierzy Radzieckich.
Upał coraz bardziej nam doskwierał.
Trzeba jednak zwiedzać dalej. Jak mus to mus. Najpierw Kolumna Zwycięstwa. Znajduje się ona w parku Tiergarten w Berlinie zaprojektowana przez Heinricha Stracka po 1864 roku w celu upamiętnienia zwycięstwa Prus nad Danią w wojnie duńskiej z 1864 (zagarnięcie Szlezwiku-Holsztyna).
Kawałek dalej siedziba prezydentów.
i dom kultury.
Oczywiście nie obyło się bez wizyty przy siedzibie Bundestagu.
Trza było powoli wracać. Kierując się wskazaniami gps kierujemy się za wschód. Podczas jazdy ścieżką rowerową dochodzi do drobnego incydentu. Jadący przed nami rowerzysta zahamował gwałtownie i ja z Tomkiem wpadliśmy na niego. Ja wywinąłem salto z rowerem, a Tomek wpadł na nas. Wynikiem tego ja podarłem lekko spodenki, nabiłem solidnego guza na nodze i skrzywiłem co nieco felgę. Tomkowi poszła dętka, i też nieco powykrzywiały się koła. Ale nie stało się nic co by uniemożliwiało nam dalszą jazdę. Niemiec zaczął nas przepraszać, a Tomek wpadł w taką panikę że ręce zaczęły mu się trząść. Tak się zdenerwował, że załamywał ręce nad czymś tak prozaicznym jak zrzucony łańcuch. Jęczał o tej stłuczce całą drogę, co postój na światłach oglądał swoje felgi i chyba z całej tej wycieczki, podczas której widzieliśmy tyle wspaniałych rzeczy, będzie pamiętał jedynie o niej.
Jedziemy dalej, z mamroczącym coś ciągle pod nosem Tomkiem, na wschód. Kupujemy w jakimś supermarkecie ponad 10 litrów płynów, które pakujemy do moich sakw, i kręcąc po przedmieściach wyjeżdżamy z Berlina. Tomkowi z tego wszystkiego zaczęło się chyba śpieszyć. Narzucił ostre tempo, za co zapłaciliśmy cenę chwilę później. Dość szybko się wypompowaliśmy. Jakieś 40 km przed Kostrzynem chwycił mnie w poobijanej nodze skurcz. Nieco to rozbawiło Tomka, tyle że i on po kolejny kilkunastu kilometrach zaczął odczuwać odwodnienie. Zrobiło mu się słabo i zaczął widzieć plamki przed oczami. Jedynie Sławek trzymał jako tako fason.
Wycieńczeni dotaczamy się wreszcie do Kostrzyna. Słaniając się na nogach wskakujemy w pociąg i kończymy wycieczkę.
Było zajebiście.
Ze Sławkiem do Kostrzyna jedziemy pociągiem. Zawsze to nieco mniej do kręcenia będzie. Tomek wsiada do szynobusu w Witnicy.
Droga do Berlina dość nudna. Najpierw na Seelow, potem na Muncheberg.
W Seelow przystajemy na chwilę przy pomniku upamiętniającym bitwę o okoliczne wzgórza.
Pomnik upamiętniający bitwę o wzgórza Seelow© donremigio
Niemiecka ścieżka rowerowa© donremigio
Pod Berlinem zdaję sobie sprawę, że zapomniałem włączyć zapis trasy w gps. No nic , będzie nieco ucięta. Mijamy elektrownie słoneczną. W okolicy sporo jest też elektrowni wiatrowych.
Elektronia słoneczna pod Berlinem© donremigio
Wreszcie na horyzoncie zamajaczyła wieża telewizyjna.
Wieża telewizyjna© donremigio
Dojeżdżamy do katedry. Coś pięknego. Zrobiła ona na mnie ogromne wrażenie. Została zbudowana w latach 1894-1905 według planów architekta Juliusa Carla Raschdorffa z Pszczyny w stylu późnego, włoskiego renesansu.
Katedra w Berlinie© donremigio
Katedra w Berlinie© donremigio
Słit focia przy pomniku© donremigio
Tuż obok katedry jest Stare Muzeum, wybudowane w latach 1825–1828 przez Karla Friedricha Schinkela w stylu klasycystycznym. Na jej kolumnach widać jeszcze powstałe podczas walk ślady po pociskach.
Przed upałem ukryliśmy się w cieniu jednej z fontann i ochłodziliśmy w źródełku. Z Tomkiem zamoczyliśmy nawet swoje bandany. W słońcu termometr wskazywał 47 stopni. Masakra.
Stare Muzeum© donremigio
Makieta wyspy muzeów© donremigio
Po chwili odpoczynku pojechaliśmy na Bramę Brandenburską mijając po drodze Muzeum im. Bodego.
Muzeum im. Bodego© donremigio
Brama w całej swej okazałości.
Tomek uniósł rower w geście zwycięstwa. Ja miałem nieco utrudnione zadanie :)
Tomek w geście zwycięstwa unosi swój rower© donremigio
Mi sakwy nie ułatwiały zadania :)© donremigio
Sławek przyjął standardową pozę rowerową do fotki© donremigio
Po sesji fotograficznej pojechaliśmy pod Kolumnę Zwycięstwa, czyli jak to Tomek określił, Pani z Dzidą. Po drodze minęliśmy Pomnik Żołnierzy Radzieckich.
Pomnik Żołnierzy Radzieckich© donremigio
Upał coraz bardziej nam doskwierał.
Upał dawał się nam powoli we znaki© donremigio
Trzeba jednak zwiedzać dalej. Jak mus to mus. Najpierw Kolumna Zwycięstwa. Znajduje się ona w parku Tiergarten w Berlinie zaprojektowana przez Heinricha Stracka po 1864 roku w celu upamiętnienia zwycięstwa Prus nad Danią w wojnie duńskiej z 1864 (zagarnięcie Szlezwiku-Holsztyna).
Kolumna Zwycięstwa© donremigio
Kawałek dalej siedziba prezydentów.
Zamek Bellevue - siedziba prezydentów Niemiec© donremigio
i dom kultury.
Haus der Kulturen der Welt© donremigio
Oczywiście nie obyło się bez wizyty przy siedzibie Bundestagu.
Gmach Reichstagu – siedziba Bundestagu© donremigio
Alte Bibliothek© donremigio
Rzeźba na moście© donremigio
Trza było powoli wracać. Kierując się wskazaniami gps kierujemy się za wschód. Podczas jazdy ścieżką rowerową dochodzi do drobnego incydentu. Jadący przed nami rowerzysta zahamował gwałtownie i ja z Tomkiem wpadliśmy na niego. Ja wywinąłem salto z rowerem, a Tomek wpadł na nas. Wynikiem tego ja podarłem lekko spodenki, nabiłem solidnego guza na nodze i skrzywiłem co nieco felgę. Tomkowi poszła dętka, i też nieco powykrzywiały się koła. Ale nie stało się nic co by uniemożliwiało nam dalszą jazdę. Niemiec zaczął nas przepraszać, a Tomek wpadł w taką panikę że ręce zaczęły mu się trząść. Tak się zdenerwował, że załamywał ręce nad czymś tak prozaicznym jak zrzucony łańcuch. Jęczał o tej stłuczce całą drogę, co postój na światłach oglądał swoje felgi i chyba z całej tej wycieczki, podczas której widzieliśmy tyle wspaniałych rzeczy, będzie pamiętał jedynie o niej.
Chwilę po stłuczce© donremigio
Jedziemy dalej, z mamroczącym coś ciągle pod nosem Tomkiem, na wschód. Kupujemy w jakimś supermarkecie ponad 10 litrów płynów, które pakujemy do moich sakw, i kręcąc po przedmieściach wyjeżdżamy z Berlina. Tomkowi z tego wszystkiego zaczęło się chyba śpieszyć. Narzucił ostre tempo, za co zapłaciliśmy cenę chwilę później. Dość szybko się wypompowaliśmy. Jakieś 40 km przed Kostrzynem chwycił mnie w poobijanej nodze skurcz. Nieco to rozbawiło Tomka, tyle że i on po kolejny kilkunastu kilometrach zaczął odczuwać odwodnienie. Zrobiło mu się słabo i zaczął widzieć plamki przed oczami. Jedynie Sławek trzymał jako tako fason.
Tomek poczuł się niewyraźnie© donremigio
Wycieńczeni dotaczamy się wreszcie do Kostrzyna. Słaniając się na nogach wskakujemy w pociąg i kończymy wycieczkę.
Most w Kostrzynie© donremigio
Było zajebiście.
Kategoria Fotorelacja, coś koło 100 km, coś koło 200 km
Statystyki:
Odległość: 195.00 km;
Czas: 08:35 h
Średnia: 22.72 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 08:35 h
Średnia: 22.72 km/h;
Temperatura:28.0;
Zamek Templariuszy
Niedziela, 21 lipca 2013 | Komentarze 3
Zastanawiałem się czy nie pojechać sobie na weekend pod namiot, ale w sumie wyszło że zamiast tego strzeliłem sobie niemal dwusetkę. Kierunek to Stargard Szczeciński i Zamek Templariuszy (podobny do zamku w Swobnicy)
Początek bez sensacji. Prosto na Barlinek, tam na Pełczyce gdzie na chwilę stanąłem w parku imienia Jana Pawła II (ach ten kult jednostki).
Za Pełczycami odbiłem na zachód, mniej więcej w kierunku Stargardu Szczecińskiego. Droga w kiepskim stanie, ale po ostatniej wycieczce po Puszczy Noteckiej nic nie jest w stanie mnie już zdziwić.
W Brzezinach minąłem stare PGR budynki z widocznymi jeszcze starymi napisami z czasów PRL :)
Za Dolicami skręcam w lewo i jadę w kierunku najbliższego geocache. Podczas jazdy przez ten odcinek, raptem parę kilometrów, miałem pełen przekrój rodzaju nawierzchni. Szutrowa, betonowa i oczywiście nie obyło się też bez bruku.
Wreszcie dojechałem do Loży Olbrzymów. Jest to grobowiec, dzieło społeczności hodowców i rolników zamieszkującej ok. 5000 lat temu Europę Środkową. Był to 70 metrowej, przynajmniej 10 metrowej podstawie i kilkumetrowej wysokości nasyp ziemny, obłożony dodatkowo wieńcem kamieni. Do dziś zostało jedynie kilka kamieni.
Blisko Loży Olbrzymów leży wieś Krępcewo, gdzie miałem do znalezienia kolejny geocache. Jeden przy Stenie Dziękczynnej. Jest to kamień postawiony przez Leopolda van Wedel w XVI wieku jako podziękowanie za szczęśliwą pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Leopold był takim ówczesnym turystą. W 1566 r. zwiedził Węgry, potem w 1575 ruszył na wojnę hugenocką do Francji, w 1577 zwiedził Egipt, Apeniny, Anglię. Po powrocie ruszył do Jerozolimy zwiedzając po drodze Liban, Jaffę, Damaszku, Trypolis, Synaj, Kair. Koleś najwyraźniej nie mógł usiedzieć w domu, bo po powrocie walczył w Niemczech, następnie w kolejnej wojnie hugenockiej we Francji, a w latach 1592-93 w wojnie kolneńskiej.
Kolejny punkt wycieczki to ruiny Zamku w Krępcewie. W zasadzie zamek już w czasach świetności był niewielki, do dzisiaj ostała się kupka gruzu.
Z ruin rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na góry nawozu.
Po zwiedzeniu, na bezdechu, "ruin" ruszyłem na poszukiwania Zamku Templariuszy. Po drodze minąłem mostek z walącym się budynkiem hydroforni.
Wreszcie dojechałem do Pęzina. Zamek Templariuszy robi wrażenie. Szkoda tylko, że bramy były pozamykane (teren prywatny). Zamek został zaprojektowany przez tego samego architekta, który maczał swe palce w pobliskim zamku w Swobnicy. Pierwszy etap budowy zamku rozpoczął się pod koniec XIII w., kiedy posiadająca Pęzino rodzina de Pansin wzniosła tu swoja siedzibę. Następnie dom przejęli Borkowie ze Strzmiela, ale już w 1382 r. sprzedali posiadłość baliwowi zakonu joannitów, Bernardowi von Schulenburg. Transakcję tę zatwierdził Książę Warcisław V, pozwalając Schulenburgowi na wzniesienie nowego zamku w zamian za udział Joannitów w obronie księstwa.
Budowa realizowana była prawdopodobnie przez twórcę zamku Joannitów ze Swobnicy (choć niektóre źródła podają, że budowę rozpoczęli Templariusze). Świadczy o tym podobne usytuowanie budowli na sztucznie usypanym wzniesieniu oblanym ze wszystkich stron wodami rzeki i fosy. Podobny jest też plan nieregularnego czworoboku, utworzony przez wysokie mury obronne z jednym skrzydłem mieszkalnym i wieżą w narożniku skrzydła bramnego. Wszystkie elementy zamku wzniesiono z kamieni granitowych i cegły w wiązaniu gotyckim.
Zamek uroczy, ale trza było powoli wracać, tak więc obrałem azymut na Stargard Szczeciński. Przy wjeździe do miasta przywitał mnie krzyż pokutny. Stawiany on był w średniowieczu przez mordercę na pamiątkę zbrodni oraz na znak pokuty. Do postawienia krzyża na miejscu zabójstwa lub wmurowania go w ścianę świątyni zobowiązywał się sprawca w ramach traktatu pokutnego zawieranego z rodziną ofiary.
Morderca mógł uniknąć więzienia i kary, zawierając z rodziną umowę, w której zobowiązywał się pokryć koszty pogrzebu ofiary, procesu sądowego, łożyć na utrzymanie i wychowanie dzieci zabitego, ponadto opłacić jego rodzinie kwotę pokutną, zamówić msze św. i przekazać kościołowi określoną ilość wosku. Kolejnym punktem traktatu była pielgrzymka do świętego miejsca. Na koniec morderca musiał na miejscu zbrodni wystawić krzyż pokutny lub kapliczkę upamiętniającą tragiczne wydarzenie.
W Stargardzie jest całkiem sporo zabytków. Poniżej zdjęcia kilku z nich.
Brama Młyńska, jedyna w Polsce i jedna z dwóch na świecie brama położona nad korytem rzeki, wzniesiona w połowie XV wieku.
Kościół jest unikatem na Pomorzu ponieważ już podczas budowy nadano mu niektóre cechy charakterystyczne dla wschodniej architektury sakralnej, choć był przeznaczony dla protestantów. Świątynia wzniesiona na planie krzyża greckiego z dwiema smukłymi ośmiobocznymi wieżami. Niższa, niedokończona wieża wschodnia posiada ostro słupowy, nieznacznie górujący nad dachem hełm, a pełna wieża zachodnia przykryta jest ośmiobocznym hełmem i mierzy 33 m. Elewacja budynku jest zdobiona motywami roślinnymi i wimpergami.
Po wojnie, do 1951 kościół był wykorzystywany przez katolików. W 1953 świątynię przekazano Polskiemu Autokefalicznemu Kościołowi Prawosławnemu.
Brama Pyrzycka, brama miejska uznawana za najpiękniejszą na Pomorzu, zbudowana pod koniec XIII wieku.
Baszta Tkaczy, zwana także Lodową, wzniesiona w połowie XV wieku. Jej wysokość to 31 m. Nazwa baszty przyjęła się stąd że w przypadku ewentualnego konfliktu odcinek murów pomiędzy bramą Pyrzycką a basztą Tkaczy, miał być broniony właśnie przez cech tkaczy. Od XVIII wieku, w pomieszczeniach dawnego lochu zaczęto magazynować lód, wtedy to też upowszechniła się druga nazwa Baszta Lodowa.
Kościół NMP Królowej Świata pochodzi z XIII wieku, zbudowany w stylu gotyckim przez Heinricha Brunsberga, jest to najwyżej sklepiony kościół w Polsce (32,5 m).
Plac Wolności do XVIII wieku pełnił funkcje miejsca egzekucji, następnie stał się węzłem drogowym. Do 1933 roku plac nosił nazwę Gerichtplatz (Sądowy) od pobliskiego Sądu Krajowego (Landgericht). Pod dojściu nazistów do władzy plac przemianowano na Adolf-Hitler-Platz (Adolfa Hitlera), a centralnej części usytuowano kompozycję w kształcie swastyki. Po zdobyciu miasta przez wojska radzieckie w centrum placu wzniesiono Kolumnę Zwycięstwa, a po jego południowej stronie Mauzoleum Armii Czerwonej, a sam plac zmienił nazwę na Józefa Stalina. Obecną nazwę plac zyskał w 1956 roku.
Brama Wałowa została zbudowana w 1439 roku, posiadała najbardziej rozbudowane przedbramie w Stargardzie. Nazwa pochodzi od wałów ziemnych usypanych przed zewnętrznymi murami miasta. W 1780 rozebrano przedbramie, a cegły przeznaczono na budowę młyna na Inie. Po zniszczeniach II wojny światowej została całkowicie odbudowana. Zrekonstruowano też część renesansową w górnej części budowli. Jest to jedyna w tym regionie brama miejska w stylu renesansowym z reliktami gotyku.
I to by było tyle ze zwiedzania. W Pyrzycach stanąłem sobie przy pomniku dwóch tańczących "lesbijek". Napoiłem się, odsapnąłem i już bez postojów podążyłem do domostwa.
W sumie wyszła mi jedna z dłuższych wycieczek (w tym roku jak na razie najdłuższa) podczas której zobaczyłem sporo ciekawych miejsc.
Pozdrower.
Początek bez sensacji. Prosto na Barlinek, tam na Pełczyce gdzie na chwilę stanąłem w parku imienia Jana Pawła II (ach ten kult jednostki).
Pełczyce - Park Im. Jana Pawła II© donremigio
Pełczyce - Kościół© donremigio
Pełczyce - walący się budynek© donremigio
Za Pełczycami odbiłem na zachód, mniej więcej w kierunku Stargardu Szczecińskiego. Droga w kiepskim stanie, ale po ostatniej wycieczce po Puszczy Noteckiej nic nie jest w stanie mnie już zdziwić.
Droga między Pełczycami a Choszcznem© donremigio
W Brzezinach minąłem stare PGR budynki z widocznymi jeszcze starymi napisami z czasów PRL :)
Brzezina - Hasło z czasów PRL© donremigio
Brzezina - budynki po PRGowskie© donremigio
Za Dolicami skręcam w lewo i jadę w kierunku najbliższego geocache. Podczas jazdy przez ten odcinek, raptem parę kilometrów, miałem pełen przekrój rodzaju nawierzchni. Szutrowa, betonowa i oczywiście nie obyło się też bez bruku.
Droga szutrowa© donremigio
Betonowe płyty© donremigio
Oczywiście nie obyło się też bez bruku© donremigio
Płyty betonowe© donremigio
Trzebień - budynki gospodarcze© donremigio
Wreszcie dojechałem do Loży Olbrzymów. Jest to grobowiec, dzieło społeczności hodowców i rolników zamieszkującej ok. 5000 lat temu Europę Środkową. Był to 70 metrowej, przynajmniej 10 metrowej podstawie i kilkumetrowej wysokości nasyp ziemny, obłożony dodatkowo wieńcem kamieni. Do dziś zostało jedynie kilka kamieni.
Loża Olbrzymów - tutaj ukryty jest geocache© donremigio
Blisko Loży Olbrzymów leży wieś Krępcewo, gdzie miałem do znalezienia kolejny geocache. Jeden przy Stenie Dziękczynnej. Jest to kamień postawiony przez Leopolda van Wedel w XVI wieku jako podziękowanie za szczęśliwą pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Leopold był takim ówczesnym turystą. W 1566 r. zwiedził Węgry, potem w 1575 ruszył na wojnę hugenocką do Francji, w 1577 zwiedził Egipt, Apeniny, Anglię. Po powrocie ruszył do Jerozolimy zwiedzając po drodze Liban, Jaffę, Damaszku, Trypolis, Synaj, Kair. Koleś najwyraźniej nie mógł usiedzieć w domu, bo po powrocie walczył w Niemczech, następnie w kolejnej wojnie hugenockiej we Francji, a w latach 1592-93 w wojnie kolneńskiej.
Krępcewo - brama© donremigio
Wdzięczność podróżnika - Krępcewo© donremigio
Kolejny punkt wycieczki to ruiny Zamku w Krępcewie. W zasadzie zamek już w czasach świetności był niewielki, do dzisiaj ostała się kupka gruzu.
Ruiny zamku w Krępcewie© donremigio
Ruiny zamku - Krępcewo© donremigio
Z ruin rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na góry nawozu.
Widok z ruin© donremigio
Po zwiedzeniu, na bezdechu, "ruin" ruszyłem na poszukiwania Zamku Templariuszy. Po drodze minąłem mostek z walącym się budynkiem hydroforni.
Most na rzece Kwai© donremigio
Wreszcie dojechałem do Pęzina. Zamek Templariuszy robi wrażenie. Szkoda tylko, że bramy były pozamykane (teren prywatny). Zamek został zaprojektowany przez tego samego architekta, który maczał swe palce w pobliskim zamku w Swobnicy. Pierwszy etap budowy zamku rozpoczął się pod koniec XIII w., kiedy posiadająca Pęzino rodzina de Pansin wzniosła tu swoja siedzibę. Następnie dom przejęli Borkowie ze Strzmiela, ale już w 1382 r. sprzedali posiadłość baliwowi zakonu joannitów, Bernardowi von Schulenburg. Transakcję tę zatwierdził Książę Warcisław V, pozwalając Schulenburgowi na wzniesienie nowego zamku w zamian za udział Joannitów w obronie księstwa.
Budowa realizowana była prawdopodobnie przez twórcę zamku Joannitów ze Swobnicy (choć niektóre źródła podają, że budowę rozpoczęli Templariusze). Świadczy o tym podobne usytuowanie budowli na sztucznie usypanym wzniesieniu oblanym ze wszystkich stron wodami rzeki i fosy. Podobny jest też plan nieregularnego czworoboku, utworzony przez wysokie mury obronne z jednym skrzydłem mieszkalnym i wieżą w narożniku skrzydła bramnego. Wszystkie elementy zamku wzniesiono z kamieni granitowych i cegły w wiązaniu gotyckim.
Zamek Templariuszy - Pezino© donremigio
Zamek Templatiuszy - Pęzino© donremigio
Kościół z XVI w Pęzino© donremigio
Zamek uroczy, ale trza było powoli wracać, tak więc obrałem azymut na Stargard Szczeciński. Przy wjeździe do miasta przywitał mnie krzyż pokutny. Stawiany on był w średniowieczu przez mordercę na pamiątkę zbrodni oraz na znak pokuty. Do postawienia krzyża na miejscu zabójstwa lub wmurowania go w ścianę świątyni zobowiązywał się sprawca w ramach traktatu pokutnego zawieranego z rodziną ofiary.
Morderca mógł uniknąć więzienia i kary, zawierając z rodziną umowę, w której zobowiązywał się pokryć koszty pogrzebu ofiary, procesu sądowego, łożyć na utrzymanie i wychowanie dzieci zabitego, ponadto opłacić jego rodzinie kwotę pokutną, zamówić msze św. i przekazać kościołowi określoną ilość wosku. Kolejnym punktem traktatu była pielgrzymka do świętego miejsca. Na koniec morderca musiał na miejscu zbrodni wystawić krzyż pokutny lub kapliczkę upamiętniającą tragiczne wydarzenie.
Stargard Szczeciński - Krzyż Pokutny© donremigio
W Stargardzie jest całkiem sporo zabytków. Poniżej zdjęcia kilku z nich.
Brama Młyńska, jedyna w Polsce i jedna z dwóch na świecie brama położona nad korytem rzeki, wzniesiona w połowie XV wieku.
Brama Młyńska© donremigio
Kościół jest unikatem na Pomorzu ponieważ już podczas budowy nadano mu niektóre cechy charakterystyczne dla wschodniej architektury sakralnej, choć był przeznaczony dla protestantów. Świątynia wzniesiona na planie krzyża greckiego z dwiema smukłymi ośmiobocznymi wieżami. Niższa, niedokończona wieża wschodnia posiada ostro słupowy, nieznacznie górujący nad dachem hełm, a pełna wieża zachodnia przykryta jest ośmiobocznym hełmem i mierzy 33 m. Elewacja budynku jest zdobiona motywami roślinnymi i wimpergami.
Po wojnie, do 1951 kościół był wykorzystywany przez katolików. W 1953 świątynię przekazano Polskiemu Autokefalicznemu Kościołowi Prawosławnemu.
Cerkiew - Stargard Szczeciński© donremigio
Brama Pyrzycka, brama miejska uznawana za najpiękniejszą na Pomorzu, zbudowana pod koniec XIII wieku.
Brama Pyrzycka© donremigio
Baszta Tkaczy, zwana także Lodową, wzniesiona w połowie XV wieku. Jej wysokość to 31 m. Nazwa baszty przyjęła się stąd że w przypadku ewentualnego konfliktu odcinek murów pomiędzy bramą Pyrzycką a basztą Tkaczy, miał być broniony właśnie przez cech tkaczy. Od XVIII wieku, w pomieszczeniach dawnego lochu zaczęto magazynować lód, wtedy to też upowszechniła się druga nazwa Baszta Lodowa.
Baszta Tkaczy© donremigio
Basteja i Baszta Tkaczy© donremigio
Kościół NMP Królowej Świata pochodzi z XIII wieku, zbudowany w stylu gotyckim przez Heinricha Brunsberga, jest to najwyżej sklepiony kościół w Polsce (32,5 m).
Stargard Szczeciński - Kościół pw. NMP Królowej Świata© donremigio
Plac Wolności do XVIII wieku pełnił funkcje miejsca egzekucji, następnie stał się węzłem drogowym. Do 1933 roku plac nosił nazwę Gerichtplatz (Sądowy) od pobliskiego Sądu Krajowego (Landgericht). Pod dojściu nazistów do władzy plac przemianowano na Adolf-Hitler-Platz (Adolfa Hitlera), a centralnej części usytuowano kompozycję w kształcie swastyki. Po zdobyciu miasta przez wojska radzieckie w centrum placu wzniesiono Kolumnę Zwycięstwa, a po jego południowej stronie Mauzoleum Armii Czerwonej, a sam plac zmienił nazwę na Józefa Stalina. Obecną nazwę plac zyskał w 1956 roku.
Stargard Szczeciński - rondo przy placu im Jana Pawła II© donremigio
Pomnik Jana Pawła II© donremigio
Brama Wałowa została zbudowana w 1439 roku, posiadała najbardziej rozbudowane przedbramie w Stargardzie. Nazwa pochodzi od wałów ziemnych usypanych przed zewnętrznymi murami miasta. W 1780 rozebrano przedbramie, a cegły przeznaczono na budowę młyna na Inie. Po zniszczeniach II wojny światowej została całkowicie odbudowana. Zrekonstruowano też część renesansową w górnej części budowli. Jest to jedyna w tym regionie brama miejska w stylu renesansowym z reliktami gotyku.
Brama Wałowa© donremigio
I to by było tyle ze zwiedzania. W Pyrzycach stanąłem sobie przy pomniku dwóch tańczących "lesbijek". Napoiłem się, odsapnąłem i już bez postojów podążyłem do domostwa.
Pyrzyce - Pomnik dwóch tańczących kobiet© donremigio
W sumie wyszła mi jedna z dłuższych wycieczek (w tym roku jak na razie najdłuższa) podczas której zobaczyłem sporo ciekawych miejsc.
Pozdrower.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, coś koło 200 km
Statystyki:
Odległość: 111.50 km;
Czas: 05:50 h
Średnia: 19.11 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 05:50 h
Średnia: 19.11 km/h;
Temperatura:28.0;
powrót z Chojna
Niedziela, 14 lipca 2013 | Komentarze 7
Rano obudził mnie wrzask i ujadanie siostrzenic. Chryste przecież dopiero 9 rano. Zwlokłem się na dół gdzie zostałem zaatakowany przez Helenę. Starałem się zachować stoicki spokój gdy wchodziła mi na głowę.
Hela wreszcie się zmęczyła i po smacznym śniadanku przygotowanym przez szwagra mogłem zająć się pakowaniem roweru. Koło 11 byłem gotowy na wyjazd. Hela najpierw kopnęła mnie w łydkę, a potem pomachała na pożegnanie. Łucja tylko pomachała.
Rozmasowując łydkę ruszyłem na Sieraków. Oczywiście tą parodią drogi asfaltowej. Mijając jezioro Chojno dojrzałem na mapie dość blisko drogi zaznaczonego geokesza. Hmm ... miałem w drodze powrotnej jechać prosto na Gorzów ale ... w sumie ... dość blisko jest ten kesz ... no to skręciłem w las. Już sam początek drogi powinien dać mi do myślenia.
No ale zacisnąłem zęby i pcham rower. Wreszcie doczołgałem się do Księżej Góry przy której ukryty był geocache. Kiedyś na szczycie wzniesienia była wieża widokowa. Ostały się z niej ino fundamenty.
Kesz dość sprawnie znaleziony, łypie więc okiem na mapę i widzę w sumie nie aż tak daleko kolejnego kesza. Hmm ... w sumie jak już tutaj jestem. Chwytam rower i turlam się między górkami, wydmami, zazwyczaj pchając ten cholerny bicykl przez te piachy. Ja pindole co mnie pokusiło. No ale ta cisza i widoki, gdy dopychałem rower na kolejną górkę, rekompensowały wysiłek.
Wreszcie doturlałem się do miejsca ukrycia geokesza. Widok jaki rozciągał się z góry na wrzosowisko zaparł mi dech w piersiach. Ło rany. Zapomniałem o zmęczeniu. Warto było. W tym pięknym miejscu w szczególnie dobitny sposób widać ukształtowanie największego kompleksu wydm wśród lądowych Europy.
Widoczki zacne, ale trza było jechać dalej. Tym bardziej, że czekało mnie parę kilometrów pchania roweru po piachu.
Gdy już dotarłem do drogi asfaltowej obrałem kierunek na Sieraków. Tutaj miałem kolejny dylemat. Mogłem jechać asfaltem na Międzychód i potem na Drezdenko (trasa już w sumie obcykana), albo już na wysokości Sierakowa odbić na północ. Według mapy czekało mnie tam kilkanaście kilometrów leśnego duktu. Wahałem się wiedząc jak tutejsza leśna droga może wyglądać i że moje opony kiepsko nadają się na zapiaszczone drogi. Postanowiłem jednak sprawdzić, najwyżej zawrócę. Droga okazała się nieco częściej uczęszczana przez blachosmrody, dzięki czemu na drodze było nieco mniej piachu. Na tyle że w miarę spokojnie mogłem jechać. Do jazdy tą drogą motywował mnie też geokesz ukryty po drodze.
Co jakiś czas mijałem znaki informujące o tym, że wbrew temu co widzi kierowca, porusza się on właśnie drogą wojewódzką nr. 133. W sumie to po drodze minąłem paru śmiertelnie zdziwionych kierowców.
Wreszcie dojechałem do parkingu leśnego stojącego tuż koło Francuskich Gór. Skąd ta nazwa? Wywodzi się ona z podania o wojskach napoleońskich, które miały kłopoty z przetoczeniem ciężkich armat przez sypki wydmowy piasek. No cóż, nie mieli wtedy drogi wojewódzkiej nr. 133.
Za Francuskimi Górami stan Drogi Wojewódzkiej Nr. 133 znacznie się pogorszył. Znowu zacząłem zakopywać się w piachu. I znowu musiałem pchać rower. No ale zwiedzając Puszczę Notecką trzeba być na to przygotowanym :)
W Drezdenku dosłownie na chwilę zrobiłem sobie przerwę na jagodziankę. Potem już znajomą trasą poturlałem się na Gorzów.
Chojno - gry i zabawy ruchowe na werandzie© donremigio
Hela wreszcie się zmęczyła i po smacznym śniadanku przygotowanym przez szwagra mogłem zająć się pakowaniem roweru. Koło 11 byłem gotowy na wyjazd. Hela najpierw kopnęła mnie w łydkę, a potem pomachała na pożegnanie. Łucja tylko pomachała.
Rozmasowując łydkę ruszyłem na Sieraków. Oczywiście tą parodią drogi asfaltowej. Mijając jezioro Chojno dojrzałem na mapie dość blisko drogi zaznaczonego geokesza. Hmm ... miałem w drodze powrotnej jechać prosto na Gorzów ale ... w sumie ... dość blisko jest ten kesz ... no to skręciłem w las. Już sam początek drogi powinien dać mi do myślenia.
Puszcza Notecka - zapiaszczona droga© donremigio
No ale zacisnąłem zęby i pcham rower. Wreszcie doczołgałem się do Księżej Góry przy której ukryty był geocache. Kiedyś na szczycie wzniesienia była wieża widokowa. Ostały się z niej ino fundamenty.
Księża Góra© donremigio
Rowerek odpoczywał na dole - Księża Góra© donremigio
Kesz dość sprawnie znaleziony, łypie więc okiem na mapę i widzę w sumie nie aż tak daleko kolejnego kesza. Hmm ... w sumie jak już tutaj jestem. Chwytam rower i turlam się między górkami, wydmami, zazwyczaj pchając ten cholerny bicykl przez te piachy. Ja pindole co mnie pokusiło. No ale ta cisza i widoki, gdy dopychałem rower na kolejną górkę, rekompensowały wysiłek.
Puszcza Notecka - leśny dukt© donremigio
Puszcza Notecka© donremigio
Puszcza Notecka - i znowy pchanie roweru© donremigio
Wreszcie doturlałem się do miejsca ukrycia geokesza. Widok jaki rozciągał się z góry na wrzosowisko zaparł mi dech w piersiach. Ło rany. Zapomniałem o zmęczeniu. Warto było. W tym pięknym miejscu w szczególnie dobitny sposób widać ukształtowanie największego kompleksu wydm wśród lądowych Europy.
Puszcza Notecka - piękny widoczek© donremigio
Widoczki zacne, ale trza było jechać dalej. Tym bardziej, że czekało mnie parę kilometrów pchania roweru po piachu.
Gdy już dotarłem do drogi asfaltowej obrałem kierunek na Sieraków. Tutaj miałem kolejny dylemat. Mogłem jechać asfaltem na Międzychód i potem na Drezdenko (trasa już w sumie obcykana), albo już na wysokości Sierakowa odbić na północ. Według mapy czekało mnie tam kilkanaście kilometrów leśnego duktu. Wahałem się wiedząc jak tutejsza leśna droga może wyglądać i że moje opony kiepsko nadają się na zapiaszczone drogi. Postanowiłem jednak sprawdzić, najwyżej zawrócę. Droga okazała się nieco częściej uczęszczana przez blachosmrody, dzięki czemu na drodze było nieco mniej piachu. Na tyle że w miarę spokojnie mogłem jechać. Do jazdy tą drogą motywował mnie też geokesz ukryty po drodze.
Droga między Sierakowem a Borzyskiem© donremigio
Co jakiś czas mijałem znaki informujące o tym, że wbrew temu co widzi kierowca, porusza się on właśnie drogą wojewódzką nr. 133. W sumie to po drodze minąłem paru śmiertelnie zdziwionych kierowców.
Droga wojewódzka 133© donremigio
Wreszcie dojechałem do parkingu leśnego stojącego tuż koło Francuskich Gór. Skąd ta nazwa? Wywodzi się ona z podania o wojskach napoleońskich, które miały kłopoty z przetoczeniem ciężkich armat przez sypki wydmowy piasek. No cóż, nie mieli wtedy drogi wojewódzkiej nr. 133.
Francuskie Góry - Puszcza Notecka© donremigio
Geocache ukryty przy Francuskich Górach© donremigio
Architektura Sanitarna - Puszcza Notecka© donremigio
Za Francuskimi Górami stan Drogi Wojewódzkiej Nr. 133 znacznie się pogorszył. Znowu zacząłem zakopywać się w piachu. I znowu musiałem pchać rower. No ale zwiedzając Puszczę Notecką trzeba być na to przygotowanym :)
W Drezdenku dosłownie na chwilę zrobiłem sobie przerwę na jagodziankę. Potem już znajomą trasą poturlałem się na Gorzów.
Trzebicz - Kosciół© donremigio
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa