Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2013
Dystans całkowity: | 951.10 km (w terenie 20.00 km; 2.10%) |
Czas w ruchu: | 42:00 |
Średnia prędkość: | 22.65 km/h |
Maks. tętno średnie: | 142 (67 %) |
Suma kalorii: | 4518 kcal |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 95.11 km i 4h 12m |
Więcej statystyk |
Statystyki:
Odległość: 239.00 km;
Czas: 10:52 h
Średnia: 21.99 km/h;
Temperatura:35.0;
Czas: 10:52 h
Średnia: 21.99 km/h;
Temperatura:35.0;
Na BERLIN, Towarzysze !! Na BERLIN !!
Sobota, 27 lipca 2013 | Komentarze 4
Wycieczka życia. Może nie najdłuższa ale zostanie w pamięci na długo. Cel. Berlin. Pogoda średnio nadająca się na takie wyprawy. Upadł i duchota niesamowita.
Ze Sławkiem do Kostrzyna jedziemy pociągiem. Zawsze to nieco mniej do kręcenia będzie. Tomek wsiada do szynobusu w Witnicy.
Droga do Berlina dość nudna. Najpierw na Seelow, potem na Muncheberg.
W Seelow przystajemy na chwilę przy pomniku upamiętniającym bitwę o okoliczne wzgórza.
Pod Berlinem zdaję sobie sprawę, że zapomniałem włączyć zapis trasy w gps. No nic , będzie nieco ucięta. Mijamy elektrownie słoneczną. W okolicy sporo jest też elektrowni wiatrowych.
Wreszcie na horyzoncie zamajaczyła wieża telewizyjna.
Dojeżdżamy do katedry. Coś pięknego. Zrobiła ona na mnie ogromne wrażenie. Została zbudowana w latach 1894-1905 według planów architekta Juliusa Carla Raschdorffa z Pszczyny w stylu późnego, włoskiego renesansu.
Tuż obok katedry jest Stare Muzeum, wybudowane w latach 1825–1828 przez Karla Friedricha Schinkela w stylu klasycystycznym. Na jej kolumnach widać jeszcze powstałe podczas walk ślady po pociskach.
Przed upałem ukryliśmy się w cieniu jednej z fontann i ochłodziliśmy w źródełku. Z Tomkiem zamoczyliśmy nawet swoje bandany. W słońcu termometr wskazywał 47 stopni. Masakra.
Po chwili odpoczynku pojechaliśmy na Bramę Brandenburską mijając po drodze Muzeum im. Bodego.
Brama w całej swej okazałości.
Tomek uniósł rower w geście zwycięstwa. Ja miałem nieco utrudnione zadanie :)
Po sesji fotograficznej pojechaliśmy pod Kolumnę Zwycięstwa, czyli jak to Tomek określił, Pani z Dzidą. Po drodze minęliśmy Pomnik Żołnierzy Radzieckich.
Upał coraz bardziej nam doskwierał.
Trzeba jednak zwiedzać dalej. Jak mus to mus. Najpierw Kolumna Zwycięstwa. Znajduje się ona w parku Tiergarten w Berlinie zaprojektowana przez Heinricha Stracka po 1864 roku w celu upamiętnienia zwycięstwa Prus nad Danią w wojnie duńskiej z 1864 (zagarnięcie Szlezwiku-Holsztyna).
Kawałek dalej siedziba prezydentów.
i dom kultury.
Oczywiście nie obyło się bez wizyty przy siedzibie Bundestagu.
Trza było powoli wracać. Kierując się wskazaniami gps kierujemy się za wschód. Podczas jazdy ścieżką rowerową dochodzi do drobnego incydentu. Jadący przed nami rowerzysta zahamował gwałtownie i ja z Tomkiem wpadliśmy na niego. Ja wywinąłem salto z rowerem, a Tomek wpadł na nas. Wynikiem tego ja podarłem lekko spodenki, nabiłem solidnego guza na nodze i skrzywiłem co nieco felgę. Tomkowi poszła dętka, i też nieco powykrzywiały się koła. Ale nie stało się nic co by uniemożliwiało nam dalszą jazdę. Niemiec zaczął nas przepraszać, a Tomek wpadł w taką panikę że ręce zaczęły mu się trząść. Tak się zdenerwował, że załamywał ręce nad czymś tak prozaicznym jak zrzucony łańcuch. Jęczał o tej stłuczce całą drogę, co postój na światłach oglądał swoje felgi i chyba z całej tej wycieczki, podczas której widzieliśmy tyle wspaniałych rzeczy, będzie pamiętał jedynie o niej.
Jedziemy dalej, z mamroczącym coś ciągle pod nosem Tomkiem, na wschód. Kupujemy w jakimś supermarkecie ponad 10 litrów płynów, które pakujemy do moich sakw, i kręcąc po przedmieściach wyjeżdżamy z Berlina. Tomkowi z tego wszystkiego zaczęło się chyba śpieszyć. Narzucił ostre tempo, za co zapłaciliśmy cenę chwilę później. Dość szybko się wypompowaliśmy. Jakieś 40 km przed Kostrzynem chwycił mnie w poobijanej nodze skurcz. Nieco to rozbawiło Tomka, tyle że i on po kolejny kilkunastu kilometrach zaczął odczuwać odwodnienie. Zrobiło mu się słabo i zaczął widzieć plamki przed oczami. Jedynie Sławek trzymał jako tako fason.
Wycieńczeni dotaczamy się wreszcie do Kostrzyna. Słaniając się na nogach wskakujemy w pociąg i kończymy wycieczkę.
Było zajebiście.
Ze Sławkiem do Kostrzyna jedziemy pociągiem. Zawsze to nieco mniej do kręcenia będzie. Tomek wsiada do szynobusu w Witnicy.
Droga do Berlina dość nudna. Najpierw na Seelow, potem na Muncheberg.
W Seelow przystajemy na chwilę przy pomniku upamiętniającym bitwę o okoliczne wzgórza.
Pomnik upamiętniający bitwę o wzgórza Seelow© donremigio
Niemiecka ścieżka rowerowa© donremigio
Pod Berlinem zdaję sobie sprawę, że zapomniałem włączyć zapis trasy w gps. No nic , będzie nieco ucięta. Mijamy elektrownie słoneczną. W okolicy sporo jest też elektrowni wiatrowych.
Elektronia słoneczna pod Berlinem© donremigio
Wreszcie na horyzoncie zamajaczyła wieża telewizyjna.
Wieża telewizyjna© donremigio
Dojeżdżamy do katedry. Coś pięknego. Zrobiła ona na mnie ogromne wrażenie. Została zbudowana w latach 1894-1905 według planów architekta Juliusa Carla Raschdorffa z Pszczyny w stylu późnego, włoskiego renesansu.
Katedra w Berlinie© donremigio
Katedra w Berlinie© donremigio
Słit focia przy pomniku© donremigio
Tuż obok katedry jest Stare Muzeum, wybudowane w latach 1825–1828 przez Karla Friedricha Schinkela w stylu klasycystycznym. Na jej kolumnach widać jeszcze powstałe podczas walk ślady po pociskach.
Przed upałem ukryliśmy się w cieniu jednej z fontann i ochłodziliśmy w źródełku. Z Tomkiem zamoczyliśmy nawet swoje bandany. W słońcu termometr wskazywał 47 stopni. Masakra.
Stare Muzeum© donremigio
Makieta wyspy muzeów© donremigio
Po chwili odpoczynku pojechaliśmy na Bramę Brandenburską mijając po drodze Muzeum im. Bodego.
Muzeum im. Bodego© donremigio
Brama w całej swej okazałości.
Tomek uniósł rower w geście zwycięstwa. Ja miałem nieco utrudnione zadanie :)
Tomek w geście zwycięstwa unosi swój rower© donremigio
Mi sakwy nie ułatwiały zadania :)© donremigio
Sławek przyjął standardową pozę rowerową do fotki© donremigio
Po sesji fotograficznej pojechaliśmy pod Kolumnę Zwycięstwa, czyli jak to Tomek określił, Pani z Dzidą. Po drodze minęliśmy Pomnik Żołnierzy Radzieckich.
Pomnik Żołnierzy Radzieckich© donremigio
Upał coraz bardziej nam doskwierał.
Upał dawał się nam powoli we znaki© donremigio
Trzeba jednak zwiedzać dalej. Jak mus to mus. Najpierw Kolumna Zwycięstwa. Znajduje się ona w parku Tiergarten w Berlinie zaprojektowana przez Heinricha Stracka po 1864 roku w celu upamiętnienia zwycięstwa Prus nad Danią w wojnie duńskiej z 1864 (zagarnięcie Szlezwiku-Holsztyna).
Kolumna Zwycięstwa© donremigio
Kawałek dalej siedziba prezydentów.
Zamek Bellevue - siedziba prezydentów Niemiec© donremigio
i dom kultury.
Haus der Kulturen der Welt© donremigio
Oczywiście nie obyło się bez wizyty przy siedzibie Bundestagu.
Gmach Reichstagu – siedziba Bundestagu© donremigio
Alte Bibliothek© donremigio
Rzeźba na moście© donremigio
Trza było powoli wracać. Kierując się wskazaniami gps kierujemy się za wschód. Podczas jazdy ścieżką rowerową dochodzi do drobnego incydentu. Jadący przed nami rowerzysta zahamował gwałtownie i ja z Tomkiem wpadliśmy na niego. Ja wywinąłem salto z rowerem, a Tomek wpadł na nas. Wynikiem tego ja podarłem lekko spodenki, nabiłem solidnego guza na nodze i skrzywiłem co nieco felgę. Tomkowi poszła dętka, i też nieco powykrzywiały się koła. Ale nie stało się nic co by uniemożliwiało nam dalszą jazdę. Niemiec zaczął nas przepraszać, a Tomek wpadł w taką panikę że ręce zaczęły mu się trząść. Tak się zdenerwował, że załamywał ręce nad czymś tak prozaicznym jak zrzucony łańcuch. Jęczał o tej stłuczce całą drogę, co postój na światłach oglądał swoje felgi i chyba z całej tej wycieczki, podczas której widzieliśmy tyle wspaniałych rzeczy, będzie pamiętał jedynie o niej.
Chwilę po stłuczce© donremigio
Jedziemy dalej, z mamroczącym coś ciągle pod nosem Tomkiem, na wschód. Kupujemy w jakimś supermarkecie ponad 10 litrów płynów, które pakujemy do moich sakw, i kręcąc po przedmieściach wyjeżdżamy z Berlina. Tomkowi z tego wszystkiego zaczęło się chyba śpieszyć. Narzucił ostre tempo, za co zapłaciliśmy cenę chwilę później. Dość szybko się wypompowaliśmy. Jakieś 40 km przed Kostrzynem chwycił mnie w poobijanej nodze skurcz. Nieco to rozbawiło Tomka, tyle że i on po kolejny kilkunastu kilometrach zaczął odczuwać odwodnienie. Zrobiło mu się słabo i zaczął widzieć plamki przed oczami. Jedynie Sławek trzymał jako tako fason.
Tomek poczuł się niewyraźnie© donremigio
Wycieńczeni dotaczamy się wreszcie do Kostrzyna. Słaniając się na nogach wskakujemy w pociąg i kończymy wycieczkę.
Most w Kostrzynie© donremigio
Było zajebiście.
Kategoria Fotorelacja, coś koło 100 km, coś koło 200 km
Statystyki:
Odległość: 195.00 km;
Czas: 08:35 h
Średnia: 22.72 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 08:35 h
Średnia: 22.72 km/h;
Temperatura:28.0;
Zamek Templariuszy
Niedziela, 21 lipca 2013 | Komentarze 3
Zastanawiałem się czy nie pojechać sobie na weekend pod namiot, ale w sumie wyszło że zamiast tego strzeliłem sobie niemal dwusetkę. Kierunek to Stargard Szczeciński i Zamek Templariuszy (podobny do zamku w Swobnicy)
Początek bez sensacji. Prosto na Barlinek, tam na Pełczyce gdzie na chwilę stanąłem w parku imienia Jana Pawła II (ach ten kult jednostki).
Za Pełczycami odbiłem na zachód, mniej więcej w kierunku Stargardu Szczecińskiego. Droga w kiepskim stanie, ale po ostatniej wycieczce po Puszczy Noteckiej nic nie jest w stanie mnie już zdziwić.
W Brzezinach minąłem stare PGR budynki z widocznymi jeszcze starymi napisami z czasów PRL :)
Za Dolicami skręcam w lewo i jadę w kierunku najbliższego geocache. Podczas jazdy przez ten odcinek, raptem parę kilometrów, miałem pełen przekrój rodzaju nawierzchni. Szutrowa, betonowa i oczywiście nie obyło się też bez bruku.
Wreszcie dojechałem do Loży Olbrzymów. Jest to grobowiec, dzieło społeczności hodowców i rolników zamieszkującej ok. 5000 lat temu Europę Środkową. Był to 70 metrowej, przynajmniej 10 metrowej podstawie i kilkumetrowej wysokości nasyp ziemny, obłożony dodatkowo wieńcem kamieni. Do dziś zostało jedynie kilka kamieni.
Blisko Loży Olbrzymów leży wieś Krępcewo, gdzie miałem do znalezienia kolejny geocache. Jeden przy Stenie Dziękczynnej. Jest to kamień postawiony przez Leopolda van Wedel w XVI wieku jako podziękowanie za szczęśliwą pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Leopold był takim ówczesnym turystą. W 1566 r. zwiedził Węgry, potem w 1575 ruszył na wojnę hugenocką do Francji, w 1577 zwiedził Egipt, Apeniny, Anglię. Po powrocie ruszył do Jerozolimy zwiedzając po drodze Liban, Jaffę, Damaszku, Trypolis, Synaj, Kair. Koleś najwyraźniej nie mógł usiedzieć w domu, bo po powrocie walczył w Niemczech, następnie w kolejnej wojnie hugenockiej we Francji, a w latach 1592-93 w wojnie kolneńskiej.
Kolejny punkt wycieczki to ruiny Zamku w Krępcewie. W zasadzie zamek już w czasach świetności był niewielki, do dzisiaj ostała się kupka gruzu.
Z ruin rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na góry nawozu.
Po zwiedzeniu, na bezdechu, "ruin" ruszyłem na poszukiwania Zamku Templariuszy. Po drodze minąłem mostek z walącym się budynkiem hydroforni.
Wreszcie dojechałem do Pęzina. Zamek Templariuszy robi wrażenie. Szkoda tylko, że bramy były pozamykane (teren prywatny). Zamek został zaprojektowany przez tego samego architekta, który maczał swe palce w pobliskim zamku w Swobnicy. Pierwszy etap budowy zamku rozpoczął się pod koniec XIII w., kiedy posiadająca Pęzino rodzina de Pansin wzniosła tu swoja siedzibę. Następnie dom przejęli Borkowie ze Strzmiela, ale już w 1382 r. sprzedali posiadłość baliwowi zakonu joannitów, Bernardowi von Schulenburg. Transakcję tę zatwierdził Książę Warcisław V, pozwalając Schulenburgowi na wzniesienie nowego zamku w zamian za udział Joannitów w obronie księstwa.
Budowa realizowana była prawdopodobnie przez twórcę zamku Joannitów ze Swobnicy (choć niektóre źródła podają, że budowę rozpoczęli Templariusze). Świadczy o tym podobne usytuowanie budowli na sztucznie usypanym wzniesieniu oblanym ze wszystkich stron wodami rzeki i fosy. Podobny jest też plan nieregularnego czworoboku, utworzony przez wysokie mury obronne z jednym skrzydłem mieszkalnym i wieżą w narożniku skrzydła bramnego. Wszystkie elementy zamku wzniesiono z kamieni granitowych i cegły w wiązaniu gotyckim.
Zamek uroczy, ale trza było powoli wracać, tak więc obrałem azymut na Stargard Szczeciński. Przy wjeździe do miasta przywitał mnie krzyż pokutny. Stawiany on był w średniowieczu przez mordercę na pamiątkę zbrodni oraz na znak pokuty. Do postawienia krzyża na miejscu zabójstwa lub wmurowania go w ścianę świątyni zobowiązywał się sprawca w ramach traktatu pokutnego zawieranego z rodziną ofiary.
Morderca mógł uniknąć więzienia i kary, zawierając z rodziną umowę, w której zobowiązywał się pokryć koszty pogrzebu ofiary, procesu sądowego, łożyć na utrzymanie i wychowanie dzieci zabitego, ponadto opłacić jego rodzinie kwotę pokutną, zamówić msze św. i przekazać kościołowi określoną ilość wosku. Kolejnym punktem traktatu była pielgrzymka do świętego miejsca. Na koniec morderca musiał na miejscu zbrodni wystawić krzyż pokutny lub kapliczkę upamiętniającą tragiczne wydarzenie.
W Stargardzie jest całkiem sporo zabytków. Poniżej zdjęcia kilku z nich.
Brama Młyńska, jedyna w Polsce i jedna z dwóch na świecie brama położona nad korytem rzeki, wzniesiona w połowie XV wieku.
Kościół jest unikatem na Pomorzu ponieważ już podczas budowy nadano mu niektóre cechy charakterystyczne dla wschodniej architektury sakralnej, choć był przeznaczony dla protestantów. Świątynia wzniesiona na planie krzyża greckiego z dwiema smukłymi ośmiobocznymi wieżami. Niższa, niedokończona wieża wschodnia posiada ostro słupowy, nieznacznie górujący nad dachem hełm, a pełna wieża zachodnia przykryta jest ośmiobocznym hełmem i mierzy 33 m. Elewacja budynku jest zdobiona motywami roślinnymi i wimpergami.
Po wojnie, do 1951 kościół był wykorzystywany przez katolików. W 1953 świątynię przekazano Polskiemu Autokefalicznemu Kościołowi Prawosławnemu.
Brama Pyrzycka, brama miejska uznawana za najpiękniejszą na Pomorzu, zbudowana pod koniec XIII wieku.
Baszta Tkaczy, zwana także Lodową, wzniesiona w połowie XV wieku. Jej wysokość to 31 m. Nazwa baszty przyjęła się stąd że w przypadku ewentualnego konfliktu odcinek murów pomiędzy bramą Pyrzycką a basztą Tkaczy, miał być broniony właśnie przez cech tkaczy. Od XVIII wieku, w pomieszczeniach dawnego lochu zaczęto magazynować lód, wtedy to też upowszechniła się druga nazwa Baszta Lodowa.
Kościół NMP Królowej Świata pochodzi z XIII wieku, zbudowany w stylu gotyckim przez Heinricha Brunsberga, jest to najwyżej sklepiony kościół w Polsce (32,5 m).
Plac Wolności do XVIII wieku pełnił funkcje miejsca egzekucji, następnie stał się węzłem drogowym. Do 1933 roku plac nosił nazwę Gerichtplatz (Sądowy) od pobliskiego Sądu Krajowego (Landgericht). Pod dojściu nazistów do władzy plac przemianowano na Adolf-Hitler-Platz (Adolfa Hitlera), a centralnej części usytuowano kompozycję w kształcie swastyki. Po zdobyciu miasta przez wojska radzieckie w centrum placu wzniesiono Kolumnę Zwycięstwa, a po jego południowej stronie Mauzoleum Armii Czerwonej, a sam plac zmienił nazwę na Józefa Stalina. Obecną nazwę plac zyskał w 1956 roku.
Brama Wałowa została zbudowana w 1439 roku, posiadała najbardziej rozbudowane przedbramie w Stargardzie. Nazwa pochodzi od wałów ziemnych usypanych przed zewnętrznymi murami miasta. W 1780 rozebrano przedbramie, a cegły przeznaczono na budowę młyna na Inie. Po zniszczeniach II wojny światowej została całkowicie odbudowana. Zrekonstruowano też część renesansową w górnej części budowli. Jest to jedyna w tym regionie brama miejska w stylu renesansowym z reliktami gotyku.
I to by było tyle ze zwiedzania. W Pyrzycach stanąłem sobie przy pomniku dwóch tańczących "lesbijek". Napoiłem się, odsapnąłem i już bez postojów podążyłem do domostwa.
W sumie wyszła mi jedna z dłuższych wycieczek (w tym roku jak na razie najdłuższa) podczas której zobaczyłem sporo ciekawych miejsc.
Pozdrower.
Początek bez sensacji. Prosto na Barlinek, tam na Pełczyce gdzie na chwilę stanąłem w parku imienia Jana Pawła II (ach ten kult jednostki).
Pełczyce - Park Im. Jana Pawła II© donremigio
Pełczyce - Kościół© donremigio
Pełczyce - walący się budynek© donremigio
Za Pełczycami odbiłem na zachód, mniej więcej w kierunku Stargardu Szczecińskiego. Droga w kiepskim stanie, ale po ostatniej wycieczce po Puszczy Noteckiej nic nie jest w stanie mnie już zdziwić.
Droga między Pełczycami a Choszcznem© donremigio
W Brzezinach minąłem stare PGR budynki z widocznymi jeszcze starymi napisami z czasów PRL :)
Brzezina - Hasło z czasów PRL© donremigio
Brzezina - budynki po PRGowskie© donremigio
Za Dolicami skręcam w lewo i jadę w kierunku najbliższego geocache. Podczas jazdy przez ten odcinek, raptem parę kilometrów, miałem pełen przekrój rodzaju nawierzchni. Szutrowa, betonowa i oczywiście nie obyło się też bez bruku.
Droga szutrowa© donremigio
Betonowe płyty© donremigio
Oczywiście nie obyło się też bez bruku© donremigio
Płyty betonowe© donremigio
Trzebień - budynki gospodarcze© donremigio
Wreszcie dojechałem do Loży Olbrzymów. Jest to grobowiec, dzieło społeczności hodowców i rolników zamieszkującej ok. 5000 lat temu Europę Środkową. Był to 70 metrowej, przynajmniej 10 metrowej podstawie i kilkumetrowej wysokości nasyp ziemny, obłożony dodatkowo wieńcem kamieni. Do dziś zostało jedynie kilka kamieni.
Loża Olbrzymów - tutaj ukryty jest geocache© donremigio
Blisko Loży Olbrzymów leży wieś Krępcewo, gdzie miałem do znalezienia kolejny geocache. Jeden przy Stenie Dziękczynnej. Jest to kamień postawiony przez Leopolda van Wedel w XVI wieku jako podziękowanie za szczęśliwą pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Leopold był takim ówczesnym turystą. W 1566 r. zwiedził Węgry, potem w 1575 ruszył na wojnę hugenocką do Francji, w 1577 zwiedził Egipt, Apeniny, Anglię. Po powrocie ruszył do Jerozolimy zwiedzając po drodze Liban, Jaffę, Damaszku, Trypolis, Synaj, Kair. Koleś najwyraźniej nie mógł usiedzieć w domu, bo po powrocie walczył w Niemczech, następnie w kolejnej wojnie hugenockiej we Francji, a w latach 1592-93 w wojnie kolneńskiej.
Krępcewo - brama© donremigio
Wdzięczność podróżnika - Krępcewo© donremigio
Kolejny punkt wycieczki to ruiny Zamku w Krępcewie. W zasadzie zamek już w czasach świetności był niewielki, do dzisiaj ostała się kupka gruzu.
Ruiny zamku w Krępcewie© donremigio
Ruiny zamku - Krępcewo© donremigio
Z ruin rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na góry nawozu.
Widok z ruin© donremigio
Po zwiedzeniu, na bezdechu, "ruin" ruszyłem na poszukiwania Zamku Templariuszy. Po drodze minąłem mostek z walącym się budynkiem hydroforni.
Most na rzece Kwai© donremigio
Wreszcie dojechałem do Pęzina. Zamek Templariuszy robi wrażenie. Szkoda tylko, że bramy były pozamykane (teren prywatny). Zamek został zaprojektowany przez tego samego architekta, który maczał swe palce w pobliskim zamku w Swobnicy. Pierwszy etap budowy zamku rozpoczął się pod koniec XIII w., kiedy posiadająca Pęzino rodzina de Pansin wzniosła tu swoja siedzibę. Następnie dom przejęli Borkowie ze Strzmiela, ale już w 1382 r. sprzedali posiadłość baliwowi zakonu joannitów, Bernardowi von Schulenburg. Transakcję tę zatwierdził Książę Warcisław V, pozwalając Schulenburgowi na wzniesienie nowego zamku w zamian za udział Joannitów w obronie księstwa.
Budowa realizowana była prawdopodobnie przez twórcę zamku Joannitów ze Swobnicy (choć niektóre źródła podają, że budowę rozpoczęli Templariusze). Świadczy o tym podobne usytuowanie budowli na sztucznie usypanym wzniesieniu oblanym ze wszystkich stron wodami rzeki i fosy. Podobny jest też plan nieregularnego czworoboku, utworzony przez wysokie mury obronne z jednym skrzydłem mieszkalnym i wieżą w narożniku skrzydła bramnego. Wszystkie elementy zamku wzniesiono z kamieni granitowych i cegły w wiązaniu gotyckim.
Zamek Templariuszy - Pezino© donremigio
Zamek Templatiuszy - Pęzino© donremigio
Kościół z XVI w Pęzino© donremigio
Zamek uroczy, ale trza było powoli wracać, tak więc obrałem azymut na Stargard Szczeciński. Przy wjeździe do miasta przywitał mnie krzyż pokutny. Stawiany on był w średniowieczu przez mordercę na pamiątkę zbrodni oraz na znak pokuty. Do postawienia krzyża na miejscu zabójstwa lub wmurowania go w ścianę świątyni zobowiązywał się sprawca w ramach traktatu pokutnego zawieranego z rodziną ofiary.
Morderca mógł uniknąć więzienia i kary, zawierając z rodziną umowę, w której zobowiązywał się pokryć koszty pogrzebu ofiary, procesu sądowego, łożyć na utrzymanie i wychowanie dzieci zabitego, ponadto opłacić jego rodzinie kwotę pokutną, zamówić msze św. i przekazać kościołowi określoną ilość wosku. Kolejnym punktem traktatu była pielgrzymka do świętego miejsca. Na koniec morderca musiał na miejscu zbrodni wystawić krzyż pokutny lub kapliczkę upamiętniającą tragiczne wydarzenie.
Stargard Szczeciński - Krzyż Pokutny© donremigio
W Stargardzie jest całkiem sporo zabytków. Poniżej zdjęcia kilku z nich.
Brama Młyńska, jedyna w Polsce i jedna z dwóch na świecie brama położona nad korytem rzeki, wzniesiona w połowie XV wieku.
Brama Młyńska© donremigio
Kościół jest unikatem na Pomorzu ponieważ już podczas budowy nadano mu niektóre cechy charakterystyczne dla wschodniej architektury sakralnej, choć był przeznaczony dla protestantów. Świątynia wzniesiona na planie krzyża greckiego z dwiema smukłymi ośmiobocznymi wieżami. Niższa, niedokończona wieża wschodnia posiada ostro słupowy, nieznacznie górujący nad dachem hełm, a pełna wieża zachodnia przykryta jest ośmiobocznym hełmem i mierzy 33 m. Elewacja budynku jest zdobiona motywami roślinnymi i wimpergami.
Po wojnie, do 1951 kościół był wykorzystywany przez katolików. W 1953 świątynię przekazano Polskiemu Autokefalicznemu Kościołowi Prawosławnemu.
Cerkiew - Stargard Szczeciński© donremigio
Brama Pyrzycka, brama miejska uznawana za najpiękniejszą na Pomorzu, zbudowana pod koniec XIII wieku.
Brama Pyrzycka© donremigio
Baszta Tkaczy, zwana także Lodową, wzniesiona w połowie XV wieku. Jej wysokość to 31 m. Nazwa baszty przyjęła się stąd że w przypadku ewentualnego konfliktu odcinek murów pomiędzy bramą Pyrzycką a basztą Tkaczy, miał być broniony właśnie przez cech tkaczy. Od XVIII wieku, w pomieszczeniach dawnego lochu zaczęto magazynować lód, wtedy to też upowszechniła się druga nazwa Baszta Lodowa.
Baszta Tkaczy© donremigio
Basteja i Baszta Tkaczy© donremigio
Kościół NMP Królowej Świata pochodzi z XIII wieku, zbudowany w stylu gotyckim przez Heinricha Brunsberga, jest to najwyżej sklepiony kościół w Polsce (32,5 m).
Stargard Szczeciński - Kościół pw. NMP Królowej Świata© donremigio
Plac Wolności do XVIII wieku pełnił funkcje miejsca egzekucji, następnie stał się węzłem drogowym. Do 1933 roku plac nosił nazwę Gerichtplatz (Sądowy) od pobliskiego Sądu Krajowego (Landgericht). Pod dojściu nazistów do władzy plac przemianowano na Adolf-Hitler-Platz (Adolfa Hitlera), a centralnej części usytuowano kompozycję w kształcie swastyki. Po zdobyciu miasta przez wojska radzieckie w centrum placu wzniesiono Kolumnę Zwycięstwa, a po jego południowej stronie Mauzoleum Armii Czerwonej, a sam plac zmienił nazwę na Józefa Stalina. Obecną nazwę plac zyskał w 1956 roku.
Stargard Szczeciński - rondo przy placu im Jana Pawła II© donremigio
Pomnik Jana Pawła II© donremigio
Brama Wałowa została zbudowana w 1439 roku, posiadała najbardziej rozbudowane przedbramie w Stargardzie. Nazwa pochodzi od wałów ziemnych usypanych przed zewnętrznymi murami miasta. W 1780 rozebrano przedbramie, a cegły przeznaczono na budowę młyna na Inie. Po zniszczeniach II wojny światowej została całkowicie odbudowana. Zrekonstruowano też część renesansową w górnej części budowli. Jest to jedyna w tym regionie brama miejska w stylu renesansowym z reliktami gotyku.
Brama Wałowa© donremigio
I to by było tyle ze zwiedzania. W Pyrzycach stanąłem sobie przy pomniku dwóch tańczących "lesbijek". Napoiłem się, odsapnąłem i już bez postojów podążyłem do domostwa.
Pyrzyce - Pomnik dwóch tańczących kobiet© donremigio
W sumie wyszła mi jedna z dłuższych wycieczek (w tym roku jak na razie najdłuższa) podczas której zobaczyłem sporo ciekawych miejsc.
Pozdrower.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, coś koło 200 km
Statystyki:
Odległość: 111.50 km;
Czas: 05:50 h
Średnia: 19.11 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 05:50 h
Średnia: 19.11 km/h;
Temperatura:28.0;
powrót z Chojna
Niedziela, 14 lipca 2013 | Komentarze 7
Rano obudził mnie wrzask i ujadanie siostrzenic. Chryste przecież dopiero 9 rano. Zwlokłem się na dół gdzie zostałem zaatakowany przez Helenę. Starałem się zachować stoicki spokój gdy wchodziła mi na głowę.
Hela wreszcie się zmęczyła i po smacznym śniadanku przygotowanym przez szwagra mogłem zająć się pakowaniem roweru. Koło 11 byłem gotowy na wyjazd. Hela najpierw kopnęła mnie w łydkę, a potem pomachała na pożegnanie. Łucja tylko pomachała.
Rozmasowując łydkę ruszyłem na Sieraków. Oczywiście tą parodią drogi asfaltowej. Mijając jezioro Chojno dojrzałem na mapie dość blisko drogi zaznaczonego geokesza. Hmm ... miałem w drodze powrotnej jechać prosto na Gorzów ale ... w sumie ... dość blisko jest ten kesz ... no to skręciłem w las. Już sam początek drogi powinien dać mi do myślenia.
No ale zacisnąłem zęby i pcham rower. Wreszcie doczołgałem się do Księżej Góry przy której ukryty był geocache. Kiedyś na szczycie wzniesienia była wieża widokowa. Ostały się z niej ino fundamenty.
Kesz dość sprawnie znaleziony, łypie więc okiem na mapę i widzę w sumie nie aż tak daleko kolejnego kesza. Hmm ... w sumie jak już tutaj jestem. Chwytam rower i turlam się między górkami, wydmami, zazwyczaj pchając ten cholerny bicykl przez te piachy. Ja pindole co mnie pokusiło. No ale ta cisza i widoki, gdy dopychałem rower na kolejną górkę, rekompensowały wysiłek.
Wreszcie doturlałem się do miejsca ukrycia geokesza. Widok jaki rozciągał się z góry na wrzosowisko zaparł mi dech w piersiach. Ło rany. Zapomniałem o zmęczeniu. Warto było. W tym pięknym miejscu w szczególnie dobitny sposób widać ukształtowanie największego kompleksu wydm wśród lądowych Europy.
Widoczki zacne, ale trza było jechać dalej. Tym bardziej, że czekało mnie parę kilometrów pchania roweru po piachu.
Gdy już dotarłem do drogi asfaltowej obrałem kierunek na Sieraków. Tutaj miałem kolejny dylemat. Mogłem jechać asfaltem na Międzychód i potem na Drezdenko (trasa już w sumie obcykana), albo już na wysokości Sierakowa odbić na północ. Według mapy czekało mnie tam kilkanaście kilometrów leśnego duktu. Wahałem się wiedząc jak tutejsza leśna droga może wyglądać i że moje opony kiepsko nadają się na zapiaszczone drogi. Postanowiłem jednak sprawdzić, najwyżej zawrócę. Droga okazała się nieco częściej uczęszczana przez blachosmrody, dzięki czemu na drodze było nieco mniej piachu. Na tyle że w miarę spokojnie mogłem jechać. Do jazdy tą drogą motywował mnie też geokesz ukryty po drodze.
Co jakiś czas mijałem znaki informujące o tym, że wbrew temu co widzi kierowca, porusza się on właśnie drogą wojewódzką nr. 133. W sumie to po drodze minąłem paru śmiertelnie zdziwionych kierowców.
Wreszcie dojechałem do parkingu leśnego stojącego tuż koło Francuskich Gór. Skąd ta nazwa? Wywodzi się ona z podania o wojskach napoleońskich, które miały kłopoty z przetoczeniem ciężkich armat przez sypki wydmowy piasek. No cóż, nie mieli wtedy drogi wojewódzkiej nr. 133.
Za Francuskimi Górami stan Drogi Wojewódzkiej Nr. 133 znacznie się pogorszył. Znowu zacząłem zakopywać się w piachu. I znowu musiałem pchać rower. No ale zwiedzając Puszczę Notecką trzeba być na to przygotowanym :)
W Drezdenku dosłownie na chwilę zrobiłem sobie przerwę na jagodziankę. Potem już znajomą trasą poturlałem się na Gorzów.
Chojno - gry i zabawy ruchowe na werandzie© donremigio
Hela wreszcie się zmęczyła i po smacznym śniadanku przygotowanym przez szwagra mogłem zająć się pakowaniem roweru. Koło 11 byłem gotowy na wyjazd. Hela najpierw kopnęła mnie w łydkę, a potem pomachała na pożegnanie. Łucja tylko pomachała.
Rozmasowując łydkę ruszyłem na Sieraków. Oczywiście tą parodią drogi asfaltowej. Mijając jezioro Chojno dojrzałem na mapie dość blisko drogi zaznaczonego geokesza. Hmm ... miałem w drodze powrotnej jechać prosto na Gorzów ale ... w sumie ... dość blisko jest ten kesz ... no to skręciłem w las. Już sam początek drogi powinien dać mi do myślenia.
Puszcza Notecka - zapiaszczona droga© donremigio
No ale zacisnąłem zęby i pcham rower. Wreszcie doczołgałem się do Księżej Góry przy której ukryty był geocache. Kiedyś na szczycie wzniesienia była wieża widokowa. Ostały się z niej ino fundamenty.
Księża Góra© donremigio
Rowerek odpoczywał na dole - Księża Góra© donremigio
Kesz dość sprawnie znaleziony, łypie więc okiem na mapę i widzę w sumie nie aż tak daleko kolejnego kesza. Hmm ... w sumie jak już tutaj jestem. Chwytam rower i turlam się między górkami, wydmami, zazwyczaj pchając ten cholerny bicykl przez te piachy. Ja pindole co mnie pokusiło. No ale ta cisza i widoki, gdy dopychałem rower na kolejną górkę, rekompensowały wysiłek.
Puszcza Notecka - leśny dukt© donremigio
Puszcza Notecka© donremigio
Puszcza Notecka - i znowy pchanie roweru© donremigio
Wreszcie doturlałem się do miejsca ukrycia geokesza. Widok jaki rozciągał się z góry na wrzosowisko zaparł mi dech w piersiach. Ło rany. Zapomniałem o zmęczeniu. Warto było. W tym pięknym miejscu w szczególnie dobitny sposób widać ukształtowanie największego kompleksu wydm wśród lądowych Europy.
Puszcza Notecka - piękny widoczek© donremigio
Widoczki zacne, ale trza było jechać dalej. Tym bardziej, że czekało mnie parę kilometrów pchania roweru po piachu.
Gdy już dotarłem do drogi asfaltowej obrałem kierunek na Sieraków. Tutaj miałem kolejny dylemat. Mogłem jechać asfaltem na Międzychód i potem na Drezdenko (trasa już w sumie obcykana), albo już na wysokości Sierakowa odbić na północ. Według mapy czekało mnie tam kilkanaście kilometrów leśnego duktu. Wahałem się wiedząc jak tutejsza leśna droga może wyglądać i że moje opony kiepsko nadają się na zapiaszczone drogi. Postanowiłem jednak sprawdzić, najwyżej zawrócę. Droga okazała się nieco częściej uczęszczana przez blachosmrody, dzięki czemu na drodze było nieco mniej piachu. Na tyle że w miarę spokojnie mogłem jechać. Do jazdy tą drogą motywował mnie też geokesz ukryty po drodze.
Droga między Sierakowem a Borzyskiem© donremigio
Co jakiś czas mijałem znaki informujące o tym, że wbrew temu co widzi kierowca, porusza się on właśnie drogą wojewódzką nr. 133. W sumie to po drodze minąłem paru śmiertelnie zdziwionych kierowców.
Droga wojewódzka 133© donremigio
Wreszcie dojechałem do parkingu leśnego stojącego tuż koło Francuskich Gór. Skąd ta nazwa? Wywodzi się ona z podania o wojskach napoleońskich, które miały kłopoty z przetoczeniem ciężkich armat przez sypki wydmowy piasek. No cóż, nie mieli wtedy drogi wojewódzkiej nr. 133.
Francuskie Góry - Puszcza Notecka© donremigio
Geocache ukryty przy Francuskich Górach© donremigio
Architektura Sanitarna - Puszcza Notecka© donremigio
Za Francuskimi Górami stan Drogi Wojewódzkiej Nr. 133 znacznie się pogorszył. Znowu zacząłem zakopywać się w piachu. I znowu musiałem pchać rower. No ale zwiedzając Puszczę Notecką trzeba być na to przygotowanym :)
W Drezdenku dosłownie na chwilę zrobiłem sobie przerwę na jagodziankę. Potem już znajomą trasą poturlałem się na Gorzów.
Trzebicz - Kosciół© donremigio
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 129.00 km;
Czas: 06:01 h
Średnia: 21.44 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 06:01 h
Średnia: 21.44 km/h;
Temperatura:28.0;
do Chojna do siostrzyczki
Sobota, 13 lipca 2013 | Komentarze 3
Siostra, siedząca z siostrzenicami w domku teściów w Chojnie, spytała się czy bym nie wpadł na weekend. Czemu by nie, pomyślałem sobie. To raptem ~100km, jeśli będę po drodze zwiedzał to wyjdzie może 120.
W sobotę, skoro świt (czyli jakoś po 11) ruszyłem w trasę. Najpierw ścieżką rowerową koło elektrociepłowni, potem na Janczewo i Górki.
Pokręcić się za geokeszami miałem zamiar dopiero w okolicach Międzychodu. Tak więc spokojnym tempem mijałem kolejne wioski.
Trasę znam, tak więc bruk za Świniarami mnie nie zaskoczył. Jednak osobę jadącą kolarzówką ten widok może załamać. Dobrze, że jest pobocze, tak więc można ten odcinek przejechać bez większego telepania.
Koło Międzychodu odbiłem na północ i jadąc ścieżką rowerową "Śladami Radusza" wjechałem w Puszczę Notecką. Wioskę Radusz już opisywałem, przypomnę tylko że kiedyś była to największa wioska w Puszczy Noteckiej, po II Wojnie Światowej w zasadzie zniknęła z mapy.
Na tablicy informacyjnej widać stare zdjęcie karczmy w Raduszu.
A tyle z niej zostało. Dziura i kamienie.
Tuż koło karczmy stoi kapliczka ku czci św. Huberta. W pobliżu ukryty jest geokesz, jednak nie zdołałem go namierzyć.
Niektóre drogi w Puszczy Noteckiej są wyśmienite. Jako, że Puszcza Notecka rośnie na wydmach, sporo jest też piaszczystych dróg po których nie da się jechać MTB, a co dopiero crossem na szosowych oponach :) Ale o tym przekonałem się później.
Kolejny geokesz ukryty był przy pozostałości po fundamentach strażnicy granicznej. Kiedyś w tym miejscu przebiegała granica między Polską a Niemcami.
Czas już mnie nieco gonił, siostra czekała z kolacją, tak więc obrałem azymut ku najbliższemu asfaltowi. W pewnym momencie wjechałem w taki piach, że aż musiałem prowadzić rower. Może to i dobrze, bo po kilkudziesięciu metrach dojrzałem w krzakach jakiś znak. Pewnie jadąc i walcząc z piachem bym go ominął. Zaintrygowany podążyłem za znakiem. Mym oczom ukazała się mogiła. Na nagrobku widniała tylko data 1944.
Podążyłem dalej. Koło Sierakowa odnalazłem dwa geokesze. Jeden z nich ukryty był przy Dąbie Józefa.
Kawałek dalej minąłem stojący przy drodze krzyż. Okazało się, że w tym miejscu podczas okupacji hitlerowskiej założony został obóz pracy dla Polaków. Byli to głównie więźniowie z Wronek. Przebywało tutaj od 50 do 70 więźniów. Podczas likwidacji obozu dwie osoby zostały zabite, ich groby znajdują się na cmentarzu parafialnym w Sierakowie. Resztę więźniów ewakuowano w głąb Niemiec, a ich dalsze losy pozostają dotychczas nieznane.
Minąłem Sieraków i podążyłem ku Chojno City. Na krzyżówce postanowiłem, że pojadę drogą wzdłuż Warty. Na mapie wydawała się być ciekawszą opcją. Po kilkuset metach asfalt zmienił się w polną drogę. Niestety moje opony całkowicie nie dawały sobie rady z piachem ją pokrywającym. Rower po prostu pływał.
Spocony i zasapany, przeklinając wróciłem na krzyżówkę. Z ulgą ucałowałem asfalt. Po chwili asfalt zaczął wyglądać jak ... no sam nie wiem.
Potem nawierzchnia była nieco lepsza, to znaczy mniej dziurawa i pokryta łatami. Trochę mnie tam wytrzęsło, jednak i tam była to lepsza opcja niż walka z piachem.
Po paru kilometrach, telepania się i jazdy slalomem między dziurami, oczom moim ukazał się znak informujący o złym stanie technicznym drogi. Zabawne, bardzo zabawne.
Wreszcie dojechałem do Chojna. Jeszcze chwila ustalania z siostrą gdzie jest domek i mogłem odpocząć.
W sobotę, skoro świt (czyli jakoś po 11) ruszyłem w trasę. Najpierw ścieżką rowerową koło elektrociepłowni, potem na Janczewo i Górki.
Gorzów - Elektrociepłownia© donremigio
Wzorcowa ścieżka rowerowa© donremigio
Pokręcić się za geokeszami miałem zamiar dopiero w okolicach Międzychodu. Tak więc spokojnym tempem mijałem kolejne wioski.
Warta - okolice Skwierzyny© donremigio
Świniary - Kosciół z XIX wieku© donremigio
Trasę znam, tak więc bruk za Świniarami mnie nie zaskoczył. Jednak osobę jadącą kolarzówką ten widok może załamać. Dobrze, że jest pobocze, tak więc można ten odcinek przejechać bez większego telepania.
Tymczasem za Świniarami© donremigio
Koło Międzychodu odbiłem na północ i jadąc ścieżką rowerową "Śladami Radusza" wjechałem w Puszczę Notecką. Wioskę Radusz już opisywałem, przypomnę tylko że kiedyś była to największa wioska w Puszczy Noteckiej, po II Wojnie Światowej w zasadzie zniknęła z mapy.
W tym miejscu hitlerrowcy zastrzelili w 1944 dwóch Rosjan uciekinierów z obozu koncentracyjnego© donremigio
Na tablicy informacyjnej widać stare zdjęcie karczmy w Raduszu.
Radusz - Karczma© donremigio
A tyle z niej zostało. Dziura i kamienie.
Radusz - Karczma dzisiaj© donremigio
Tuż koło karczmy stoi kapliczka ku czci św. Huberta. W pobliżu ukryty jest geokesz, jednak nie zdołałem go namierzyć.
Kapliczka ku czci św. Huberta© donremigio
Niektóre drogi w Puszczy Noteckiej są wyśmienite. Jako, że Puszcza Notecka rośnie na wydmach, sporo jest też piaszczystych dróg po których nie da się jechać MTB, a co dopiero crossem na szosowych oponach :) Ale o tym przekonałem się później.
Puszcza Notecka© donremigio
Kolejny geokesz ukryty był przy pozostałości po fundamentach strażnicy granicznej. Kiedyś w tym miejscu przebiegała granica między Polską a Niemcami.
Puszcza Notecka - Strażnica© donremigio
Puszcza Notecka - Strażnica© donremigio
Czas już mnie nieco gonił, siostra czekała z kolacją, tak więc obrałem azymut ku najbliższemu asfaltowi. W pewnym momencie wjechałem w taki piach, że aż musiałem prowadzić rower. Może to i dobrze, bo po kilkudziesięciu metrach dojrzałem w krzakach jakiś znak. Pewnie jadąc i walcząc z piachem bym go ominął. Zaintrygowany podążyłem za znakiem. Mym oczom ukazała się mogiła. Na nagrobku widniała tylko data 1944.
Puszcza Notecka - znak kierujący do mogiły© donremigio
Puszcza Notecka - Mogiła© donremigio
Podążyłem dalej. Koło Sierakowa odnalazłem dwa geokesze. Jeden z nich ukryty był przy Dąbie Józefa.
Dąb Józefa© donremigio
Kawałek dalej minąłem stojący przy drodze krzyż. Okazało się, że w tym miejscu podczas okupacji hitlerowskiej założony został obóz pracy dla Polaków. Byli to głównie więźniowie z Wronek. Przebywało tutaj od 50 do 70 więźniów. Podczas likwidacji obozu dwie osoby zostały zabite, ich groby znajdują się na cmentarzu parafialnym w Sierakowie. Resztę więźniów ewakuowano w głąb Niemiec, a ich dalsze losy pozostają dotychczas nieznane.
Hitlerowski obóz pracy - krzyż© donremigio
Minąłem Sieraków i podążyłem ku Chojno City. Na krzyżówce postanowiłem, że pojadę drogą wzdłuż Warty. Na mapie wydawała się być ciekawszą opcją. Po kilkuset metach asfalt zmienił się w polną drogę. Niestety moje opony całkowicie nie dawały sobie rady z piachem ją pokrywającym. Rower po prostu pływał.
Kapliczka przy polnej drodze© donremigio
Spocony i zasapany, przeklinając wróciłem na krzyżówkę. Z ulgą ucałowałem asfalt. Po chwili asfalt zaczął wyglądać jak ... no sam nie wiem.
Droga między Sierakowem a Chojnem© donremigio
Potem nawierzchnia była nieco lepsza, to znaczy mniej dziurawa i pokryta łatami. Trochę mnie tam wytrzęsło, jednak i tam była to lepsza opcja niż walka z piachem.
Po paru kilometrach, telepania się i jazdy slalomem między dziurami, oczom moim ukazał się znak informujący o złym stanie technicznym drogi. Zabawne, bardzo zabawne.
Droga między Sierakowem i Chojnem© donremigio
Wreszcie dojechałem do Chojna. Jeszcze chwila ustalania z siostrą gdzie jest domek i mogłem odpocząć.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 58.00 km;
Czas: 02:28 h
Średnia: 23.51 km/h;
Temperatura:;
Czas: 02:28 h
Średnia: 23.51 km/h;
Temperatura:;
Łubianka - Lipy - Gorzów
Środa, 10 lipca 2013 | Komentarze 2
Najpierw na Łubiankę, potem lasem na Lipy i asfaltem na Gorzów. Bez sensacji.
Statystyki:
Odległość: 33.50 km;
Czas: 01:18 h
Średnia: 25.77 km/h;
Temperatura:;
Czas: 01:18 h
Średnia: 25.77 km/h;
Temperatura:;
Łośno i okolice
Poniedziałek, 8 lipca 2013 | Komentarze 0
Nic ciekawego takie tam kręcenie korbą.
Statystyki:
Odległość: 45.90 km;
Czas: 01:41 h
Średnia: 27.27 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 01:41 h
Średnia: 27.27 km/h;
Temperatura:25.0;
pętelka przez Zdroisko
Niedziela, 7 lipca 2013 | Komentarze 0
Takie sobie kręcenie w niedzielny poranek
Statystyki:
Odległość: 71.00 km;
Czas: 02:40 h
Średnia: 26.62 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 02:40 h
Średnia: 26.62 km/h;
Temperatura:28.0;
Strzelce - Danków - Gorzów
Sobota, 6 lipca 2013 | Komentarze 2
Dzisiaj za dużo czasu nie miałem, musiałem wrócić przed południem, tak więc zrobiłem sobie pętelkę przez Strzelce Krajeńskie i Danków. W Strzelcach znalazłem nawet geocache ale .. nie miałem nic do pisania. Najwyżej wpiszę się do logbooka innym razem.
Gdy siedziałem sobie na ławeczce zagadała do mnie kobiecina sprzątająca okolice. Tak sobie gadamy, gadamy, "A to Pan aż z Gorzowa tak jedzie ojejku" itp, i gdy siadałem już na rower to zaproponowała mi, z zalotnym uśmiechem na twarzy, bym odświeżył się w stojącym obok placu szalecie miejskim, którym ona się też zajmuje. Za darmo, dorzuciła nawet.
Ta wizja mnie przeraziła. Jeszcze bym się obudził z gaciami opuszczonymi do kolan. Wyrwałem więc do przodu, nie oglądając się za siebie, i pognałem na Danków.
Gdy siedziałem sobie na ławeczce zagadała do mnie kobiecina sprzątająca okolice. Tak sobie gadamy, gadamy, "A to Pan aż z Gorzowa tak jedzie ojejku" itp, i gdy siadałem już na rower to zaproponowała mi, z zalotnym uśmiechem na twarzy, bym odświeżył się w stojącym obok placu szalecie miejskim, którym ona się też zajmuje. Za darmo, dorzuciła nawet.
Ta wizja mnie przeraziła. Jeszcze bym się obudził z gaciami opuszczonymi do kolan. Wyrwałem więc do przodu, nie oglądając się za siebie, i pognałem na Danków.
Strzelce Krajeńskie - Tołer© donremigio
Strzelce Krajeńskie - Ryneczek© donremigio
Strzelce Krajeńskie - Kościół© donremigio
Kategoria Wokół Gorzowa, Fotorelacja
Statystyki:
Odległość: 37.20 km;
Czas: 01:27 h
Średnia: 25.66 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 01:27 h
Średnia: 25.66 km/h;
Temperatura:25.0;
Krótko ale geocachowo
Czwartek, 4 lipca 2013 | Komentarze 1
Po pobliskiego geocache ukrytego przy rzece Srebrna, potem na Lipy i powrót.
Kategoria Geocaching
Statystyki:
Odległość: 31.00 km;
Czas: 01:08 h
Średnia: 27.35 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 01:08 h
Średnia: 27.35 km/h;
Temperatura:25.0;
Relaksejszyn
Wtorek, 2 lipca 2013 | Komentarze 0
Na krzyżówkę Lipy-Wojcieszyce i powrót.