Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2012
Dystans całkowity: | 795.19 km (w terenie 10.00 km; 1.26%) |
Czas w ruchu: | 32:41 |
Średnia prędkość: | 24.33 km/h |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 72.29 km i 2h 58m |
Więcej statystyk |
Statystyki:
Odległość: 95.00 km;
Czas: 03:49 h
Średnia: 24.89 km/h;
Temperatura:29.0;
Czas: 03:49 h
Średnia: 24.89 km/h;
Temperatura:29.0;
W poszukiwaniu kamyka
Sobota, 28 lipca 2012 | Komentarze 1
Jakoś tak trzaskać niewiadomo ile kilometrów dzisiaj mi się nie chciało. Duszno, parno. Ale jakiś keszyk by się przydało wyrwać. No to obraliśmy kurs ku Leżącemu Słoniowi, który to kamyk jest największym głazem narzutowym w województwie lubuskim.
Wycieczka w zasadzie bez emocji i wielkiego zwiedzania. Ino Sławkowi coś prąd odcięło i pół trasy jechał za mną mamrocząc coś o braku siły. I GPS mi jakieś bzdurny ślad zapisał. Wg niego jechałem po drzewach i mokradłach. Coś się biedak pogubił.
Wycieczka w zasadzie bez emocji i wielkiego zwiedzania. Ino Sławkowi coś prąd odcięło i pół trasy jechał za mną mamrocząc coś o braku siły. I GPS mi jakieś bzdurny ślad zapisał. Wg niego jechałem po drzewach i mokradłach. Coś się biedak pogubił.
Prześliczna alejka© donremigio
Kamyk Leżący Słoń, a na słoniu rower© donremigio
Kategoria Fotorelacja, Geocaching
Statystyki:
Odległość: 30.20 km;
Czas: 01:07 h
Średnia: 27.04 km/h;
Temperatura:20.0;
Czas: 01:07 h
Średnia: 27.04 km/h;
Temperatura:20.0;
przejażdżka
Środa, 25 lipca 2012 | Komentarze 2
Tu i tam i owędy. Kurcze, jednak jakaś możliwość dodania wpisu zbiorczego by się przydała.
Statystyki:
Odległość: 33.65 km;
Czas: 01:20 h
Średnia: 25.24 km/h;
Temperatura:20.0;
Czas: 01:20 h
Średnia: 25.24 km/h;
Temperatura:20.0;
standard
Poniedziałek, 23 lipca 2012 | Komentarze 0
Standardowy standard
Statystyki:
Odległość: 34.40 km;
Czas: 01:21 h
Średnia: 25.48 km/h;
Temperatura:20.0;
Czas: 01:21 h
Średnia: 25.48 km/h;
Temperatura:20.0;
standard
Niedziela, 22 lipca 2012 | Komentarze 0
Lipy Łośno itd.
Statystyki:
Odległość: 47.80 km;
Czas: 02:03 h
Średnia: 23.32 km/h;
Temperatura:20.0;
Czas: 02:03 h
Średnia: 23.32 km/h;
Temperatura:20.0;
takie tam
Sobota, 21 lipca 2012 | Komentarze 0
Gdzieś na Barlinek, potem nieco po lesie i powrót.
Statystyki:
Odległość: 345.00 km;
Czas: 15:16 h
Średnia: 22.60 km/h;
Temperatura:15.0;
Czas: 15:16 h
Średnia: 22.60 km/h;
Temperatura:15.0;
Borne Sulinowo - Epicka wycieczka
Sobota, 14 lipca 2012 | Komentarze 10
To było wspaniałe. Kolejny kamień milowy zdobyty. Kiedyś 100km wydawało się jakąś kosmiczną barierą. Potem 200km zdobyte podczas wycieczki do Zamku Joannitów w Swobnicy. Teraz pękło 300km.
Pobudka o 4 rano. W sumie położyłem się spać koło 1 i pod koniec jazdy bardzo mocno czułem to w kościach. Sakwy spakowane dzień wcześniej, nie chciało mi się taszczyć aparatu w plecaku, Sławek na dole już czeka tak więc zaczynamy jazdę. Kierunek Borne Sulinowo.
O tej porze ruch na głównej drodze na Wałcz znośny tak więc jedziemy główną drogą. Pierwszy postój w Dobiegniewie koło muzeum Oflag II C Woldenberg.
W tym momencie zaczęło padać. I w zasadzie aż do Borne Sulinowo towarzyszył nam deszcz. Ale my miękkie rury nie jesteśmy i jakaś tam wilgoć nas nie zatrzyma, więc jedziemy dalej na Wałcz.
W Wałczu stajemy przy cmentarzu wojennym żołnierzy Wojska Polskiego i Armii Radzieckiej.
Postanawiamy też zajechać zobaczyć bunkry grupy warownej "Cegielnia", gdzie niedawno otwarto skansen. Można tutaj pozwiedzać sobie bunkier i od przewodnika uzyskać wiele ciekawych informacji. Co roku są też tutaj organizowane inscenizacje Przełamania Wału Pomorskiego.
Jeden z bunkrów leży do góry nogami. Działająca tam swego czasu piaskownia podbierała tam piach i bunkier się przechylił. Żeby bunkier czasem w sposób niekontrolowany się nie zsunął straż pożarna armatkami wodnymi podmyła bunkier który całkiem "sturlał" się na dno wykopu.
Przy jednym z wejść do bunkru ewakuacyjnego stoi też krzyż. Młody mężczyzna wpadł w tym miejscu do 80 metrowej dziury i zginął. Wejście jest teraz zamknięte.
W Wałczu jest jeszcze jedno miejsce gdzie można pozwiedzać bunkry (na terenie byłej jednostki wojskowej) ale czas już nas gonił więc pojechaliśmy już na Borne Sulinowo. Jednak najpierw odszukaliśmy poradziecką bazę gdzie trzymane były rakiety z głowicami nuklearnymi. Miejsce w dużo lepszym stanie niż podobna jednostka która mieściła się w okolicach Trzemeszna Lubuskiego.
Gdy zwiedzaliśmy okolice zaczęło grzmieć. Na domiar złego złapałem kapcia w przednim kole. Zdążyliśmy też zwiedzić tylko jeden z dwóch bunkrów. Drugi był lepszym stanie, ale na zegarkach było już 16 i trza było jechać dalej. Niestety 2km dalej znowu zaczęło uchodzić mi powietrze z koła. Nie chciało mi się sprawdzać opony i niestety okazało się, że tkwił w niej kawałek szkła. No i znowu porządnie się rozpadało. Jednak zanim uporałem się z dętką wyjrzało słońce. Słoneczko !!. I piękne niebieskie niebo. Ojej. Radość zagościła w naszych sercach. Gdy wyjechaliśmy z lasu spotkało nas lekkie rozczarowanie. Na horyzoncie widać było kolejne ciemne chmury. No nic. Jedziemy dalej na Kłomino, polską Prypeć.
Kłomino tętniło kiedyś życiem. Wraz z Borne Sulinowo cała okolica była do 1993 roku w zasadzie terenem radzieckim. Polacy nie mieli tam wstępu, przy wjazdach do miast stały barierki. Po wycofaniu się wojsk Borne Sulinowo otrzymało status miasta i stało się ośrodkiem wypoczynkowym. Kłomino, jako że mieściło się w środku lasu z dala od czegokolwiek, po prostu zapomniano i popada w coraz większą ruinę. W zasadzie z tego co zauważyłem jeden z bloków jest chyba remontowany, oraz jeden z mniejszych budynków zamknięty i oznaczony jako teren prywatny. No i w budynku gdzie chyba pomieszkiwało dowództwo mieści się teraz nadleśnictwo. Chyba nadleśnictwo, nie pamiętam już ale jakieś czerwone tabliczki tam wisiały :)
Po zwiedzeniu Kłomina ruszyliśmy lasem ku miejscu gdzie mieścił się obóz Oflag II Gross-Born. Miejsce niesamowite. Dosłownie las krzyży.
Potem już na asfaltówkę i jedziemy już na Borne Sulinowo, zahaczając po drodze o tamę.
W Borne byłem w 2009 roku. Wtedy ulice były rozkopane, po prostu był to jeden wielki plac budowy. Dzisiaj to już eleganckie drogi, fajne ścieżki rowerowe. Naprawdę świetne miejsce na odpoczynek. W koszarach i domach oficerskich hotele. Niektóre budynki robią za budynki mieszkalne.
Naszą uwagę przykuła willa Guderiana, oraz przepiękny Dom Oficera, który został wybudowany przez Niemców w latach 1935-36 i pełnił funkcje reprezentacyjne. Było tu kasyno oficerskie, wykwintna restauracja oraz olbrzymia sala koncertowa mogąca pomieścić ok. 1.000 widzów. W okresie radzieckim mieścił się tu Garnizonowy Dom Oficera z salą taneczną, szkołą muzyczną, biblioteką, salą kinową, salą koncertową i restauracją. W dniu 1 lutego 2010 w Domu Oficera wybuchł pożar, który strawił m.in. salę koncertową i wiele innych pomieszczeń. Szkoda bo to była wspaniała perełka. Nie wiem czy ktoś podejmie się teraz wyremontować ten budynek bo uszkodzenia są znaczne i koszt będzie przeogromny. O ile w ogóle się da. Obecnie w budynku trwa szaber i podbieranie cegieł i dachówek. Serce człowiekowi się kraje jak widzi coś tak pięknego , co pewnie za parę lat zawali się i zostanie po tym kupa gruzu.
Miejsce super, no ale trza było obrać już azymut ku domostwom. Godzina późna, przed nami jeszcze szmat drogi.
Początek jeszcze w miarę ok. Jednak po zachodzie słońca zrobiło się zimno. Bardzo zimno. Cholera jak było zimno. Powrotna droga monotonna. Długie proste odcinki i oglądanie przez całą drogę kilkunastu metrów asfaltu oświetlanego przez latarki. Koszmar. W Mirosławcu planowałem zatrzymać się przy pomniku upamiętniającym dwudziestu żołnierzy, którzy zginęli w katastrofie lotniczej ale było już koło 23 i ciemno jak w grobowcu. Las przed Mirosławcem skojarzył nam się z czarną dziurą. Czuliśmy się jak byśmy wjeżdżali w ciemną ścianę. A w lesie? Bez lampek można by zamknąć oczy i nie było by żadnej różnicy. Niesamowicie gęsty las, kręta droga. Długo to będę pamiętał. A po wyjeździe z lasu kolejny szok. Droga zmieniła się w dłuuugą prostą z szerokim pasem, który może robić za awaryjny pas dla samolotów.
W okolicy Mirosławca zaczęły powoli opuszczać mnie siły. Raptem trzy godzinny sen zaczął wychodzić mi bokiem. A przed nami jeszcze jakieś 110km. Sławka też chwyciło zmęczenie i przestał dawać mi zmiany. To była katorga. Rowery pokryte błotem rzęziły niesamowicie. Chyba w Choszcznie dojrzałem stację paliw i zatrzymaliśmy się tam aby wypić ciepłą kawę. To było chyba coś koło 1:30, a przed nami jeszcze było jakieś 60km drogi. Nogi jak z waty, oczy same się zamykają. W sumie dobrze że było zimno to nie byliśmy w stanie zasnąć. Tylko jakoś tak ciężko było jechać prosto :)
W Barlinku postój. Przed nami był spory podjazd. Przy takim zmęczeniu strasznie się go obawiałem. Ale w sumie wszedł dość gładko. Potem już z górki. Sił nam dodał też znajomy widok okolicy. Na tym asfalcie to znamy każdą dziurę. Pedałujemy, pedałujemy, suche pokryte piachem łańcuchy skowyczą i przeskakują. Zerknąłem na licznik ... 27km/h. Mijamy Łubiankę. Ile nam jeszcze zostało ... nie pamiętam ... 10 km ? 15 km ? Patrze na zegarek. 4 rano. 24 godziny na nogach. Na horyzoncie światła Gorzowa. Jeszcze trochę, byle do Kłodawy.
Jest .. jest ścieżka rowerowa w Kłodawie. Jeszcze nigdy mnie nie aż tak nie uradował ten wyboisty kawałek polbruku. To już w zasadzie dom. Ignorujemy ścieżkę rowerową. Droga i tak pusta. Potem już tylko podjazd na osiedle. Pierwszy raz podjeżdżałem tam na młynku. Jest klatka. Toczę się do drzwi. Patrze na licznik. 344.99. Przeskoczyło na 345 km. JEST !!! Sławek potoczył się dalej bełkocząc coś w stylu 'nara'. Współczułem mu. Miał jeszcze 100 metrów do pokonania i dwa metrowej długości podjazdy dla wózków. Nie mam do dzisiaj jeszcze żadnych wiadomości od niego. Mam nadzieję, że mu się udało.
Trzeba było jeszcze się umyć. Rower później oglądnę. Kołderka. Podusia. Dawno nie zasypiałem tak szeroko uśmiechnięty.
Pobudka o 4 rano. W sumie położyłem się spać koło 1 i pod koniec jazdy bardzo mocno czułem to w kościach. Sakwy spakowane dzień wcześniej, nie chciało mi się taszczyć aparatu w plecaku, Sławek na dole już czeka tak więc zaczynamy jazdę. Kierunek Borne Sulinowo.
O tej porze ruch na głównej drodze na Wałcz znośny tak więc jedziemy główną drogą. Pierwszy postój w Dobiegniewie koło muzeum Oflag II C Woldenberg.
Dobiegniew - Oflag© donremigio
W tym momencie zaczęło padać. I w zasadzie aż do Borne Sulinowo towarzyszył nam deszcz. Ale my miękkie rury nie jesteśmy i jakaś tam wilgoć nas nie zatrzyma, więc jedziemy dalej na Wałcz.
Gdzieś za Dobiegniewem© donremigio
Droga na Wałcz© donremigio
W Wałczu stajemy przy cmentarzu wojennym żołnierzy Wojska Polskiego i Armii Radzieckiej.
Wałcz - Cmentarz wojenny© donremigio
Wałcz - Cmentarz wojenny© donremigio
Brama do starego cmentarza - Wałcz© donremigio
Postanawiamy też zajechać zobaczyć bunkry grupy warownej "Cegielnia", gdzie niedawno otwarto skansen. Można tutaj pozwiedzać sobie bunkier i od przewodnika uzyskać wiele ciekawych informacji. Co roku są też tutaj organizowane inscenizacje Przełamania Wału Pomorskiego.
Jeden z bunkrów leży do góry nogami. Działająca tam swego czasu piaskownia podbierała tam piach i bunkier się przechylił. Żeby bunkier czasem w sposób niekontrolowany się nie zsunął straż pożarna armatkami wodnymi podmyła bunkier który całkiem "sturlał" się na dno wykopu.
Grupa warowna "Cegielnia"© donremigio
Przy jednym z wejść do bunkru ewakuacyjnego stoi też krzyż. Młody mężczyzna wpadł w tym miejscu do 80 metrowej dziury i zginął. Wejście jest teraz zamknięte.
Grupa warowna "cegielnia"© donremigio
Grupa warowna "cegielnia"© donremigio
Grupa warowna "cegielnia"© donremigio
Grupa warowna "cegielnia"© donremigio
Grupa warowna "cegielnia"© donremigio
Grupa warowna "cegielnia"© donremigio
Grupa warowna "cegielnia"© donremigio
Grupa warowna cegielnia - Mundur niemiecki© donremigio
Karabin przeciwpancerny© donremigio
Szwecja ? Que ? To gdzie my jesteśmy© donremigio
W Wałczu jest jeszcze jedno miejsce gdzie można pozwiedzać bunkry (na terenie byłej jednostki wojskowej) ale czas już nas gonił więc pojechaliśmy już na Borne Sulinowo. Jednak najpierw odszukaliśmy poradziecką bazę gdzie trzymane były rakiety z głowicami nuklearnymi. Miejsce w dużo lepszym stanie niż podobna jednostka która mieściła się w okolicach Trzemeszna Lubuskiego.
Borne Sulinowo - poradziecka baza atomowa© donremigio
Borne Sulinowo - poradziecka baza atomowa© donremigio
Borne Sulinowo - poradziecka baza atomowa - wejście do bunkra przy okopach© donremigio
Borne Sulinowo - poradziecka baza atomowa - wejście do bunkra© donremigio
Gdy zwiedzaliśmy okolice zaczęło grzmieć. Na domiar złego złapałem kapcia w przednim kole. Zdążyliśmy też zwiedzić tylko jeden z dwóch bunkrów. Drugi był lepszym stanie, ale na zegarkach było już 16 i trza było jechać dalej. Niestety 2km dalej znowu zaczęło uchodzić mi powietrze z koła. Nie chciało mi się sprawdzać opony i niestety okazało się, że tkwił w niej kawałek szkła. No i znowu porządnie się rozpadało. Jednak zanim uporałem się z dętką wyjrzało słońce. Słoneczko !!. I piękne niebieskie niebo. Ojej. Radość zagościła w naszych sercach. Gdy wyjechaliśmy z lasu spotkało nas lekkie rozczarowanie. Na horyzoncie widać było kolejne ciemne chmury. No nic. Jedziemy dalej na Kłomino, polską Prypeć.
Kłomino tętniło kiedyś życiem. Wraz z Borne Sulinowo cała okolica była do 1993 roku w zasadzie terenem radzieckim. Polacy nie mieli tam wstępu, przy wjazdach do miast stały barierki. Po wycofaniu się wojsk Borne Sulinowo otrzymało status miasta i stało się ośrodkiem wypoczynkowym. Kłomino, jako że mieściło się w środku lasu z dala od czegokolwiek, po prostu zapomniano i popada w coraz większą ruinę. W zasadzie z tego co zauważyłem jeden z bloków jest chyba remontowany, oraz jeden z mniejszych budynków zamknięty i oznaczony jako teren prywatny. No i w budynku gdzie chyba pomieszkiwało dowództwo mieści się teraz nadleśnictwo. Chyba nadleśnictwo, nie pamiętam już ale jakieś czerwone tabliczki tam wisiały :)
Kłomino - zapomniane miasto© donremigio
Kłomino - zapomniane miasto© donremigio
Kłomino - polska Prypeć© donremigio
Kłomino - zapomniane miasto© donremigio
Kłomino - zapomniane miasto© donremigio
Kłomino - zapomniane miasto© donremigio
Kłomino - zapomniane miasto© donremigio
Po zwiedzeniu Kłomina ruszyliśmy lasem ku miejscu gdzie mieścił się obóz Oflag II Gross-Born. Miejsce niesamowite. Dosłownie las krzyży.
Las krzyży - Kłomino - Oflag© donremigio
Rower trochę się zasyfił© donremigio
Potem już na asfaltówkę i jedziemy już na Borne Sulinowo, zahaczając po drodze o tamę.
Tama na Piławie© donremigio
W Borne byłem w 2009 roku. Wtedy ulice były rozkopane, po prostu był to jeden wielki plac budowy. Dzisiaj to już eleganckie drogi, fajne ścieżki rowerowe. Naprawdę świetne miejsce na odpoczynek. W koszarach i domach oficerskich hotele. Niektóre budynki robią za budynki mieszkalne.
Naszą uwagę przykuła willa Guderiana, oraz przepiękny Dom Oficera, który został wybudowany przez Niemców w latach 1935-36 i pełnił funkcje reprezentacyjne. Było tu kasyno oficerskie, wykwintna restauracja oraz olbrzymia sala koncertowa mogąca pomieścić ok. 1.000 widzów. W okresie radzieckim mieścił się tu Garnizonowy Dom Oficera z salą taneczną, szkołą muzyczną, biblioteką, salą kinową, salą koncertową i restauracją. W dniu 1 lutego 2010 w Domu Oficera wybuchł pożar, który strawił m.in. salę koncertową i wiele innych pomieszczeń. Szkoda bo to była wspaniała perełka. Nie wiem czy ktoś podejmie się teraz wyremontować ten budynek bo uszkodzenia są znaczne i koszt będzie przeogromny. O ile w ogóle się da. Obecnie w budynku trwa szaber i podbieranie cegieł i dachówek. Serce człowiekowi się kraje jak widzi coś tak pięknego , co pewnie za parę lat zawali się i zostanie po tym kupa gruzu.
Borne Sulinowo wita przyjezdnych© donremigio
Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio
Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio
Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio
Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio
Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio
Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio
Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio
Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio
Pozostałości po willi Guderiana© donremigio
Taki tam ... czołg© donremigio
Miejsce super, no ale trza było obrać już azymut ku domostwom. Godzina późna, przed nami jeszcze szmat drogi.
Początek jeszcze w miarę ok. Jednak po zachodzie słońca zrobiło się zimno. Bardzo zimno. Cholera jak było zimno. Powrotna droga monotonna. Długie proste odcinki i oglądanie przez całą drogę kilkunastu metrów asfaltu oświetlanego przez latarki. Koszmar. W Mirosławcu planowałem zatrzymać się przy pomniku upamiętniającym dwudziestu żołnierzy, którzy zginęli w katastrofie lotniczej ale było już koło 23 i ciemno jak w grobowcu. Las przed Mirosławcem skojarzył nam się z czarną dziurą. Czuliśmy się jak byśmy wjeżdżali w ciemną ścianę. A w lesie? Bez lampek można by zamknąć oczy i nie było by żadnej różnicy. Niesamowicie gęsty las, kręta droga. Długo to będę pamiętał. A po wyjeździe z lasu kolejny szok. Droga zmieniła się w dłuuugą prostą z szerokim pasem, który może robić za awaryjny pas dla samolotów.
W okolicy Mirosławca zaczęły powoli opuszczać mnie siły. Raptem trzy godzinny sen zaczął wychodzić mi bokiem. A przed nami jeszcze jakieś 110km. Sławka też chwyciło zmęczenie i przestał dawać mi zmiany. To była katorga. Rowery pokryte błotem rzęziły niesamowicie. Chyba w Choszcznie dojrzałem stację paliw i zatrzymaliśmy się tam aby wypić ciepłą kawę. To było chyba coś koło 1:30, a przed nami jeszcze było jakieś 60km drogi. Nogi jak z waty, oczy same się zamykają. W sumie dobrze że było zimno to nie byliśmy w stanie zasnąć. Tylko jakoś tak ciężko było jechać prosto :)
W Barlinku postój. Przed nami był spory podjazd. Przy takim zmęczeniu strasznie się go obawiałem. Ale w sumie wszedł dość gładko. Potem już z górki. Sił nam dodał też znajomy widok okolicy. Na tym asfalcie to znamy każdą dziurę. Pedałujemy, pedałujemy, suche pokryte piachem łańcuchy skowyczą i przeskakują. Zerknąłem na licznik ... 27km/h. Mijamy Łubiankę. Ile nam jeszcze zostało ... nie pamiętam ... 10 km ? 15 km ? Patrze na zegarek. 4 rano. 24 godziny na nogach. Na horyzoncie światła Gorzowa. Jeszcze trochę, byle do Kłodawy.
Jest .. jest ścieżka rowerowa w Kłodawie. Jeszcze nigdy mnie nie aż tak nie uradował ten wyboisty kawałek polbruku. To już w zasadzie dom. Ignorujemy ścieżkę rowerową. Droga i tak pusta. Potem już tylko podjazd na osiedle. Pierwszy raz podjeżdżałem tam na młynku. Jest klatka. Toczę się do drzwi. Patrze na licznik. 344.99. Przeskoczyło na 345 km. JEST !!! Sławek potoczył się dalej bełkocząc coś w stylu 'nara'. Współczułem mu. Miał jeszcze 100 metrów do pokonania i dwa metrowej długości podjazdy dla wózków. Nie mam do dzisiaj jeszcze żadnych wiadomości od niego. Mam nadzieję, że mu się udało.
Trzeba było jeszcze się umyć. Rower później oglądnę. Kołderka. Podusia. Dawno nie zasypiałem tak szeroko uśmiechnięty.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, coś koło 200 km
Statystyki:
Odległość: 34.00 km;
Czas: 01:19 h
Średnia: 25.82 km/h;
Temperatura:15.0;
Czas: 01:19 h
Średnia: 25.82 km/h;
Temperatura:15.0;
Standard
Czwartek, 12 lipca 2012 | Komentarze 0
Krótka przejażdżka ze Sławkiem. Na sobotę umówiliśmy się na epicką wyprawę rowerową. Będziemy bić nasz rekord dystansu. Oby za mocno nie padało.
Statystyki:
Odległość: 35.24 km;
Czas: 01:21 h
Średnia: 26.10 km/h;
Temperatura:22.0;
Czas: 01:21 h
Średnia: 26.10 km/h;
Temperatura:22.0;
takie tam
Wtorek, 10 lipca 2012 | Komentarze 0
Standardzik czyli Łośno i Lipy
Statystyki:
Odległość: 74.50 km;
Czas: 02:33 h
Średnia: 29.22 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 02:33 h
Średnia: 29.22 km/h;
Temperatura:28.0;
pętelka przez Barlinek
Niedziela, 8 lipca 2012 | Komentarze 1
Wczoraj pogoda niesprzyjająca cyklistom. Burze, deszcze i te sprawy zniechęcają. Dzisiaj jakoś za bardzo szarpać dłuższego dystansu nie chciało, to przejechaliśmy ze Sławkiem pętelkę przez Barlinek. Krótko ale mocniejszym tempem. Co kilka minut się zmienialiśmy tak więc 30-32 z licznika nie schodziło.
W Dankowie przystanęliśmy koło mauzoleum, gdzie w geocache ukryłem geokreta. Potem już prosto na Gorzów przez Łośno i Lipy.
W Dankowie przystanęliśmy koło mauzoleum, gdzie w geocache ukryłem geokreta. Potem już prosto na Gorzów przez Łośno i Lipy.
Mauzoleum w Dankowie© donremigio
Kategoria Wokół Gorzowa, Geocaching
Statystyki:
Odległość: 35.40 km;
Czas: 01:21 h
Średnia: 26.22 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 01:21 h
Średnia: 26.22 km/h;
Temperatura:28.0;
wieczorową porą
Piątek, 6 lipca 2012 | Komentarze 0
Ze Sławkiem na Lipy na pogaduchy. Z powrotem spotkaliśmy dwóch takich co jeżdżą na mtb i nieco się z nimi po ścigaliśmy. W okolicach Kłodawy zniknęli za plecami, chyba gdzieś skręcili.