Statystyki:
Odległość: 17.90 km;
Czas: 01:08 h
Średnia: 15.79 km/h;
Temperatura:0.0;
Czas: 01:08 h
Średnia: 15.79 km/h;
Temperatura:0.0;
Lodowisko
Sobota, 6 lutego 2010 | Komentarze 0
Miała być dłuższa wycieczka. Ale zniechęciły mnie warunki drogowe.
O ile w mieście jeszcze dało się jechać, to tuż za miastem w okolicach Kłodawy chodniki ledwo odśnieżone, a odcinek przy cmentarzu to było praktycznie zamarznięte błoto pośniegowe.
W pewnym momencie zakląłem siarczyście gdy, telepiąc się na lodowych hopkach, straciłem grunt pod kołami i awaryjnie podparłem się nogą, potem ręką, a na końcu miednicą.
Pech chciał, że akurat z cmentarza wychodziło stadko moherków. Łypnęły na mnie uchylając groźnie bereciki i cmoknęły z dezaprobatą, aż lód wokół mnie zaczął topnieć. Pozbierałem się szybko z gleby i zdecydowanym krokiem ruszyłem ku jezdni. Szkoda mych kości na takie lodowisko.
Po asfalcie jechało się elegancko do czasu, aż skręciłem w boczną drogę. Na jezdni zalegała gruba i zamarznięta warstwa śniegu. Piaskarka to chyba w ogóle tam nie zagląda. Jechało się po tym jak po lodzie. W zasadzie to był lód. Jechałem więc 15 km/h, samochody mijały mnie jadąc 25, zaczęło robić się niebezpiecznie. Zdecydowałem więc, że skręcę w najbliższą polną drogę i wrócę lasem. Niestety w lesie leżała gruba warstwa mokrego śniegu po tym to w ogóle nie dało się jechać. Rower po prostu wbijał się w śnieg i stawał w miejscu.

Chcąc nie chcąc musiałem wrócić drogą którą przyjechałem.
Z poważniejszymi wycieczkami rowerowymi chyba poczekam do porządnych roztopów. Teraz śnieg najpierw topnieje, po to by w nocy zamarznąć. Jazda po takiej nawierzchni nie jest ani zabawna ani bezpieczna.
O ile w mieście jeszcze dało się jechać, to tuż za miastem w okolicach Kłodawy chodniki ledwo odśnieżone, a odcinek przy cmentarzu to było praktycznie zamarznięte błoto pośniegowe.
W pewnym momencie zakląłem siarczyście gdy, telepiąc się na lodowych hopkach, straciłem grunt pod kołami i awaryjnie podparłem się nogą, potem ręką, a na końcu miednicą.
Pech chciał, że akurat z cmentarza wychodziło stadko moherków. Łypnęły na mnie uchylając groźnie bereciki i cmoknęły z dezaprobatą, aż lód wokół mnie zaczął topnieć. Pozbierałem się szybko z gleby i zdecydowanym krokiem ruszyłem ku jezdni. Szkoda mych kości na takie lodowisko.
Po asfalcie jechało się elegancko do czasu, aż skręciłem w boczną drogę. Na jezdni zalegała gruba i zamarznięta warstwa śniegu. Piaskarka to chyba w ogóle tam nie zagląda. Jechało się po tym jak po lodzie. W zasadzie to był lód. Jechałem więc 15 km/h, samochody mijały mnie jadąc 25, zaczęło robić się niebezpiecznie. Zdecydowałem więc, że skręcę w najbliższą polną drogę i wrócę lasem. Niestety w lesie leżała gruba warstwa mokrego śniegu po tym to w ogóle nie dało się jechać. Rower po prostu wbijał się w śnieg i stawał w miejscu.

Leśna droga między drogą na Lipy a Kłodawą.© donremigio
Chcąc nie chcąc musiałem wrócić drogą którą przyjechałem.
Z poważniejszymi wycieczkami rowerowymi chyba poczekam do porządnych roztopów. Teraz śnieg najpierw topnieje, po to by w nocy zamarznąć. Jazda po takiej nawierzchni nie jest ani zabawna ani bezpieczna.
Kategoria Zimowo, Wokół Gorzowa