Statystyki:
Odległość: 62.27 km;
Czas: 02:17 h
Średnia: 27.27 km/h;
Temperatura:23.0;
Czas: 02:17 h
Średnia: 27.27 km/h;
Temperatura:23.0;
Danków - sprawdzenie geocache i mały wyścig
Poniedziałek, 9 maja 2011 | Komentarze 5
Jakiś czas temu założyłem geocache w Dankowie koło Mauzoleum von Brand. Na ostatniej majówce parę osób go odnalazło i wspominali coś o zawilgoconej skrzynce i podartym worku. Tak więc pojechałem obczaić co jest tam z nią grane.
No i faktycznie woreczek i plastikowe pudełeczko zostało poobgryzane przez gryzonie. Woreczek ze sobą zabrałem i wymieniłem, gorzej z pudełeczkiem. Może wymienię je na jakieś konkretniejsze. Mam w sumie jakieś metalowe po herbacie. Tyle, że wilgoć w dziurze gdzie cache jest schowany jest dość duża i dość szybko zardzewieje. No nic coś będzie trzeba wymyślić.
W drodze powrotnej, gdzieś na wysokości Łośna minąłem pewnego cyklistę. Koleś w sumie standard, rowerek to nic konkretnego, zwykły kilkunastoletni mtb, plastikowe platformy żaden tam szał. Cyklista też już ugryziony zębem czasu z siwymi włosami na skroni. Ale w zasadzie tak dość konkretne tempo trzymał. Wyprzedziłem go, przywitałem się i pojechałem sobie dalej trzymając tak 32km/h.
Po kilkunastu minutach, tuż przed podjazdem, stanąłem sobie na pedałach co by nieco rozciągnąć się. Łypnąłem przy okazji okiem do tyłu a tu koleś na tym mtb lekko spocon ale z uśmiechem na twarzy siedzi mi na kole. Jako, że walczę jeszcze z zapaleniem uszu, tak więc kompletnie nie słyszałem że jedzie tuż za mną.
Kawałek dalej zaczęła się ścieżka rowerowa to ja hyc na nią, a koleś dalej twardo szosą. W sumie rozumiem jak ktoś ma szosę, jazda kolarzówką po brukowanej ścieżce nie należy do najprzyjemniejszych. No ale na mtb.
No i tak jechaliśmy równolegle do siebie, ja ścieżką, on asfaltem. W Kłodawie jednak nie wytrzymałem, na wysokości cmentarza wskoczyłem mu na koło i dawaj za nim. Przynajmniej odsapnę sobie jadąc za kimś.
Koleś wytrzymał w sumie może ze dwa kilometry, łypnął na mnie i machnął ręką mówiąc, że już nie ma siły. No to wyprzedziłem go, ale po chwili został lekko z tyłu, to ja w sumie też już zmęczony wskoczyłem sobie na ścieżkę rowerową i w miarę spokojnym tempem jechałem sobie dalej.
W sumie koleś zrobił na mnie piorunujące wrażenie. To żywy przykład, że ważniejszy jest maszynista, nie rower. Jakie tam Cube, Spece i inne wynalazki. Jakie tam ważenie śrubek i powietrza w oponach. XT, SLX ? Niejednego cwaniaka jadącego dumnie na rowerze obwieszonym napisami XT ten koleś by po prostu wbił w ziemię i pojechał dalej. Na starym mtb, na plastikowych platformach z przykręconą nóżką i odblaskami na kołach. Zero lansu po prostu radość z jazdy. Mam nadzieję, że jeszcze go na trasie spotkam.
No i faktycznie woreczek i plastikowe pudełeczko zostało poobgryzane przez gryzonie. Woreczek ze sobą zabrałem i wymieniłem, gorzej z pudełeczkiem. Może wymienię je na jakieś konkretniejsze. Mam w sumie jakieś metalowe po herbacie. Tyle, że wilgoć w dziurze gdzie cache jest schowany jest dość duża i dość szybko zardzewieje. No nic coś będzie trzeba wymyślić.
W drodze powrotnej, gdzieś na wysokości Łośna minąłem pewnego cyklistę. Koleś w sumie standard, rowerek to nic konkretnego, zwykły kilkunastoletni mtb, plastikowe platformy żaden tam szał. Cyklista też już ugryziony zębem czasu z siwymi włosami na skroni. Ale w zasadzie tak dość konkretne tempo trzymał. Wyprzedziłem go, przywitałem się i pojechałem sobie dalej trzymając tak 32km/h.
Po kilkunastu minutach, tuż przed podjazdem, stanąłem sobie na pedałach co by nieco rozciągnąć się. Łypnąłem przy okazji okiem do tyłu a tu koleś na tym mtb lekko spocon ale z uśmiechem na twarzy siedzi mi na kole. Jako, że walczę jeszcze z zapaleniem uszu, tak więc kompletnie nie słyszałem że jedzie tuż za mną.
Kawałek dalej zaczęła się ścieżka rowerowa to ja hyc na nią, a koleś dalej twardo szosą. W sumie rozumiem jak ktoś ma szosę, jazda kolarzówką po brukowanej ścieżce nie należy do najprzyjemniejszych. No ale na mtb.
No i tak jechaliśmy równolegle do siebie, ja ścieżką, on asfaltem. W Kłodawie jednak nie wytrzymałem, na wysokości cmentarza wskoczyłem mu na koło i dawaj za nim. Przynajmniej odsapnę sobie jadąc za kimś.
Koleś wytrzymał w sumie może ze dwa kilometry, łypnął na mnie i machnął ręką mówiąc, że już nie ma siły. No to wyprzedziłem go, ale po chwili został lekko z tyłu, to ja w sumie też już zmęczony wskoczyłem sobie na ścieżkę rowerową i w miarę spokojnym tempem jechałem sobie dalej.
W sumie koleś zrobił na mnie piorunujące wrażenie. To żywy przykład, że ważniejszy jest maszynista, nie rower. Jakie tam Cube, Spece i inne wynalazki. Jakie tam ważenie śrubek i powietrza w oponach. XT, SLX ? Niejednego cwaniaka jadącego dumnie na rowerze obwieszonym napisami XT ten koleś by po prostu wbił w ziemię i pojechał dalej. Na starym mtb, na plastikowych platformach z przykręconą nóżką i odblaskami na kołach. Zero lansu po prostu radość z jazdy. Mam nadzieję, że jeszcze go na trasie spotkam.
Danków - dojazd do mauzoleum© donremigio
Danków - Mauzoleum Von Brand© donremigio
Danków - Mauzoleum Von Brand© donremigio
Kategoria Geocaching
Komentarze
DaDasik | 15:33 czwartek, 12 maja 2011 | linkuj
Wspaniałe to mauzoleum... takie zarośnięte :)
Super :)
Super :)
Kajman | 07:18 wtorek, 10 maja 2011 | linkuj
Nie raz można się zdziwić. Trudno ocenić gościa na "oko":)
kamiloslaw1987 | 20:25 poniedziałek, 9 maja 2011 | linkuj
No wiadomo, że liczy się ile masz pary w nogach:] Tacy niepozorni rowerzyści są zwykle najbardziej wytrenowani:]
Komentuj