Statystyki:
Odległość: 34.40 km;
Czas: 01:21 h
Średnia: 25.48 km/h;
Temperatura:20.0;
Czas: 01:21 h
Średnia: 25.48 km/h;
Temperatura:20.0;
standard
Niedziela, 22 lipca 2012 | Komentarze 0
Lipy Łośno itd.
Statystyki:
Odległość: 47.80 km;
Czas: 02:03 h
Średnia: 23.32 km/h;
Temperatura:20.0;
Czas: 02:03 h
Średnia: 23.32 km/h;
Temperatura:20.0;
takie tam
Sobota, 21 lipca 2012 | Komentarze 0
Gdzieś na Barlinek, potem nieco po lesie i powrót.
Statystyki:
Odległość: 345.00 km;
Czas: 15:16 h
Średnia: 22.60 km/h;
Temperatura:15.0;
Czas: 15:16 h
Średnia: 22.60 km/h;
Temperatura:15.0;
Borne Sulinowo - Epicka wycieczka
Sobota, 14 lipca 2012 | Komentarze 10
To było wspaniałe. Kolejny kamień milowy zdobyty. Kiedyś 100km wydawało się jakąś kosmiczną barierą. Potem 200km zdobyte podczas wycieczki do Zamku Joannitów w Swobnicy. Teraz pękło 300km.
Pobudka o 4 rano. W sumie położyłem się spać koło 1 i pod koniec jazdy bardzo mocno czułem to w kościach. Sakwy spakowane dzień wcześniej, nie chciało mi się taszczyć aparatu w plecaku, Sławek na dole już czeka tak więc zaczynamy jazdę. Kierunek Borne Sulinowo.
O tej porze ruch na głównej drodze na Wałcz znośny tak więc jedziemy główną drogą. Pierwszy postój w Dobiegniewie koło muzeum Oflag II C Woldenberg.

W tym momencie zaczęło padać. I w zasadzie aż do Borne Sulinowo towarzyszył nam deszcz. Ale my miękkie rury nie jesteśmy i jakaś tam wilgoć nas nie zatrzyma, więc jedziemy dalej na Wałcz.


W Wałczu stajemy przy cmentarzu wojennym żołnierzy Wojska Polskiego i Armii Radzieckiej.



Postanawiamy też zajechać zobaczyć bunkry grupy warownej "Cegielnia", gdzie niedawno otwarto skansen. Można tutaj pozwiedzać sobie bunkier i od przewodnika uzyskać wiele ciekawych informacji. Co roku są też tutaj organizowane inscenizacje Przełamania Wału Pomorskiego.
Jeden z bunkrów leży do góry nogami. Działająca tam swego czasu piaskownia podbierała tam piach i bunkier się przechylił. Żeby bunkier czasem w sposób niekontrolowany się nie zsunął straż pożarna armatkami wodnymi podmyła bunkier który całkiem "sturlał" się na dno wykopu.

Przy jednym z wejść do bunkru ewakuacyjnego stoi też krzyż. Młody mężczyzna wpadł w tym miejscu do 80 metrowej dziury i zginął. Wejście jest teraz zamknięte.










W Wałczu jest jeszcze jedno miejsce gdzie można pozwiedzać bunkry (na terenie byłej jednostki wojskowej) ale czas już nas gonił więc pojechaliśmy już na Borne Sulinowo. Jednak najpierw odszukaliśmy poradziecką bazę gdzie trzymane były rakiety z głowicami nuklearnymi. Miejsce w dużo lepszym stanie niż podobna jednostka która mieściła się w okolicach Trzemeszna Lubuskiego.




Gdy zwiedzaliśmy okolice zaczęło grzmieć. Na domiar złego złapałem kapcia w przednim kole. Zdążyliśmy też zwiedzić tylko jeden z dwóch bunkrów. Drugi był lepszym stanie, ale na zegarkach było już 16 i trza było jechać dalej. Niestety 2km dalej znowu zaczęło uchodzić mi powietrze z koła. Nie chciało mi się sprawdzać opony i niestety okazało się, że tkwił w niej kawałek szkła. No i znowu porządnie się rozpadało. Jednak zanim uporałem się z dętką wyjrzało słońce. Słoneczko !!. I piękne niebieskie niebo. Ojej. Radość zagościła w naszych sercach. Gdy wyjechaliśmy z lasu spotkało nas lekkie rozczarowanie. Na horyzoncie widać było kolejne ciemne chmury. No nic. Jedziemy dalej na Kłomino, polską Prypeć.
Kłomino tętniło kiedyś życiem. Wraz z Borne Sulinowo cała okolica była do 1993 roku w zasadzie terenem radzieckim. Polacy nie mieli tam wstępu, przy wjazdach do miast stały barierki. Po wycofaniu się wojsk Borne Sulinowo otrzymało status miasta i stało się ośrodkiem wypoczynkowym. Kłomino, jako że mieściło się w środku lasu z dala od czegokolwiek, po prostu zapomniano i popada w coraz większą ruinę. W zasadzie z tego co zauważyłem jeden z bloków jest chyba remontowany, oraz jeden z mniejszych budynków zamknięty i oznaczony jako teren prywatny. No i w budynku gdzie chyba pomieszkiwało dowództwo mieści się teraz nadleśnictwo. Chyba nadleśnictwo, nie pamiętam już ale jakieś czerwone tabliczki tam wisiały :)







Po zwiedzeniu Kłomina ruszyliśmy lasem ku miejscu gdzie mieścił się obóz Oflag II Gross-Born. Miejsce niesamowite. Dosłownie las krzyży.


Potem już na asfaltówkę i jedziemy już na Borne Sulinowo, zahaczając po drodze o tamę.

W Borne byłem w 2009 roku. Wtedy ulice były rozkopane, po prostu był to jeden wielki plac budowy. Dzisiaj to już eleganckie drogi, fajne ścieżki rowerowe. Naprawdę świetne miejsce na odpoczynek. W koszarach i domach oficerskich hotele. Niektóre budynki robią za budynki mieszkalne.
Naszą uwagę przykuła willa Guderiana, oraz przepiękny Dom Oficera, który został wybudowany przez Niemców w latach 1935-36 i pełnił funkcje reprezentacyjne. Było tu kasyno oficerskie, wykwintna restauracja oraz olbrzymia sala koncertowa mogąca pomieścić ok. 1.000 widzów. W okresie radzieckim mieścił się tu Garnizonowy Dom Oficera z salą taneczną, szkołą muzyczną, biblioteką, salą kinową, salą koncertową i restauracją. W dniu 1 lutego 2010 w Domu Oficera wybuchł pożar, który strawił m.in. salę koncertową i wiele innych pomieszczeń. Szkoda bo to była wspaniała perełka. Nie wiem czy ktoś podejmie się teraz wyremontować ten budynek bo uszkodzenia są znaczne i koszt będzie przeogromny. O ile w ogóle się da. Obecnie w budynku trwa szaber i podbieranie cegieł i dachówek. Serce człowiekowi się kraje jak widzi coś tak pięknego , co pewnie za parę lat zawali się i zostanie po tym kupa gruzu.











Miejsce super, no ale trza było obrać już azymut ku domostwom. Godzina późna, przed nami jeszcze szmat drogi.
Początek jeszcze w miarę ok. Jednak po zachodzie słońca zrobiło się zimno. Bardzo zimno. Cholera jak było zimno. Powrotna droga monotonna. Długie proste odcinki i oglądanie przez całą drogę kilkunastu metrów asfaltu oświetlanego przez latarki. Koszmar. W Mirosławcu planowałem zatrzymać się przy pomniku upamiętniającym dwudziestu żołnierzy, którzy zginęli w katastrofie lotniczej ale było już koło 23 i ciemno jak w grobowcu. Las przed Mirosławcem skojarzył nam się z czarną dziurą. Czuliśmy się jak byśmy wjeżdżali w ciemną ścianę. A w lesie? Bez lampek można by zamknąć oczy i nie było by żadnej różnicy. Niesamowicie gęsty las, kręta droga. Długo to będę pamiętał. A po wyjeździe z lasu kolejny szok. Droga zmieniła się w dłuuugą prostą z szerokim pasem, który może robić za awaryjny pas dla samolotów.
W okolicy Mirosławca zaczęły powoli opuszczać mnie siły. Raptem trzy godzinny sen zaczął wychodzić mi bokiem. A przed nami jeszcze jakieś 110km. Sławka też chwyciło zmęczenie i przestał dawać mi zmiany. To była katorga. Rowery pokryte błotem rzęziły niesamowicie. Chyba w Choszcznie dojrzałem stację paliw i zatrzymaliśmy się tam aby wypić ciepłą kawę. To było chyba coś koło 1:30, a przed nami jeszcze było jakieś 60km drogi. Nogi jak z waty, oczy same się zamykają. W sumie dobrze że było zimno to nie byliśmy w stanie zasnąć. Tylko jakoś tak ciężko było jechać prosto :)
W Barlinku postój. Przed nami był spory podjazd. Przy takim zmęczeniu strasznie się go obawiałem. Ale w sumie wszedł dość gładko. Potem już z górki. Sił nam dodał też znajomy widok okolicy. Na tym asfalcie to znamy każdą dziurę. Pedałujemy, pedałujemy, suche pokryte piachem łańcuchy skowyczą i przeskakują. Zerknąłem na licznik ... 27km/h. Mijamy Łubiankę. Ile nam jeszcze zostało ... nie pamiętam ... 10 km ? 15 km ? Patrze na zegarek. 4 rano. 24 godziny na nogach. Na horyzoncie światła Gorzowa. Jeszcze trochę, byle do Kłodawy.
Jest .. jest ścieżka rowerowa w Kłodawie. Jeszcze nigdy mnie nie aż tak nie uradował ten wyboisty kawałek polbruku. To już w zasadzie dom. Ignorujemy ścieżkę rowerową. Droga i tak pusta. Potem już tylko podjazd na osiedle. Pierwszy raz podjeżdżałem tam na młynku. Jest klatka. Toczę się do drzwi. Patrze na licznik. 344.99. Przeskoczyło na 345 km. JEST !!! Sławek potoczył się dalej bełkocząc coś w stylu 'nara'. Współczułem mu. Miał jeszcze 100 metrów do pokonania i dwa metrowej długości podjazdy dla wózków. Nie mam do dzisiaj jeszcze żadnych wiadomości od niego. Mam nadzieję, że mu się udało.
Trzeba było jeszcze się umyć. Rower później oglądnę. Kołderka. Podusia. Dawno nie zasypiałem tak szeroko uśmiechnięty.
Pobudka o 4 rano. W sumie położyłem się spać koło 1 i pod koniec jazdy bardzo mocno czułem to w kościach. Sakwy spakowane dzień wcześniej, nie chciało mi się taszczyć aparatu w plecaku, Sławek na dole już czeka tak więc zaczynamy jazdę. Kierunek Borne Sulinowo.
O tej porze ruch na głównej drodze na Wałcz znośny tak więc jedziemy główną drogą. Pierwszy postój w Dobiegniewie koło muzeum Oflag II C Woldenberg.

Dobiegniew - Oflag© donremigio
W tym momencie zaczęło padać. I w zasadzie aż do Borne Sulinowo towarzyszył nam deszcz. Ale my miękkie rury nie jesteśmy i jakaś tam wilgoć nas nie zatrzyma, więc jedziemy dalej na Wałcz.

Gdzieś za Dobiegniewem© donremigio

Droga na Wałcz© donremigio
W Wałczu stajemy przy cmentarzu wojennym żołnierzy Wojska Polskiego i Armii Radzieckiej.

Wałcz - Cmentarz wojenny© donremigio

Wałcz - Cmentarz wojenny© donremigio

Brama do starego cmentarza - Wałcz© donremigio
Postanawiamy też zajechać zobaczyć bunkry grupy warownej "Cegielnia", gdzie niedawno otwarto skansen. Można tutaj pozwiedzać sobie bunkier i od przewodnika uzyskać wiele ciekawych informacji. Co roku są też tutaj organizowane inscenizacje Przełamania Wału Pomorskiego.
Jeden z bunkrów leży do góry nogami. Działająca tam swego czasu piaskownia podbierała tam piach i bunkier się przechylił. Żeby bunkier czasem w sposób niekontrolowany się nie zsunął straż pożarna armatkami wodnymi podmyła bunkier który całkiem "sturlał" się na dno wykopu.

Grupa warowna "Cegielnia"© donremigio
Przy jednym z wejść do bunkru ewakuacyjnego stoi też krzyż. Młody mężczyzna wpadł w tym miejscu do 80 metrowej dziury i zginął. Wejście jest teraz zamknięte.

Grupa warowna "cegielnia"© donremigio

Grupa warowna "cegielnia"© donremigio

Grupa warowna "cegielnia"© donremigio

Grupa warowna "cegielnia"© donremigio

Grupa warowna "cegielnia"© donremigio

Grupa warowna "cegielnia"© donremigio

Grupa warowna "cegielnia"© donremigio

Grupa warowna cegielnia - Mundur niemiecki© donremigio

Karabin przeciwpancerny© donremigio

Szwecja ? Que ? To gdzie my jesteśmy© donremigio
W Wałczu jest jeszcze jedno miejsce gdzie można pozwiedzać bunkry (na terenie byłej jednostki wojskowej) ale czas już nas gonił więc pojechaliśmy już na Borne Sulinowo. Jednak najpierw odszukaliśmy poradziecką bazę gdzie trzymane były rakiety z głowicami nuklearnymi. Miejsce w dużo lepszym stanie niż podobna jednostka która mieściła się w okolicach Trzemeszna Lubuskiego.

Borne Sulinowo - poradziecka baza atomowa© donremigio

Borne Sulinowo - poradziecka baza atomowa© donremigio

Borne Sulinowo - poradziecka baza atomowa - wejście do bunkra przy okopach© donremigio

Borne Sulinowo - poradziecka baza atomowa - wejście do bunkra© donremigio
Gdy zwiedzaliśmy okolice zaczęło grzmieć. Na domiar złego złapałem kapcia w przednim kole. Zdążyliśmy też zwiedzić tylko jeden z dwóch bunkrów. Drugi był lepszym stanie, ale na zegarkach było już 16 i trza było jechać dalej. Niestety 2km dalej znowu zaczęło uchodzić mi powietrze z koła. Nie chciało mi się sprawdzać opony i niestety okazało się, że tkwił w niej kawałek szkła. No i znowu porządnie się rozpadało. Jednak zanim uporałem się z dętką wyjrzało słońce. Słoneczko !!. I piękne niebieskie niebo. Ojej. Radość zagościła w naszych sercach. Gdy wyjechaliśmy z lasu spotkało nas lekkie rozczarowanie. Na horyzoncie widać było kolejne ciemne chmury. No nic. Jedziemy dalej na Kłomino, polską Prypeć.
Kłomino tętniło kiedyś życiem. Wraz z Borne Sulinowo cała okolica była do 1993 roku w zasadzie terenem radzieckim. Polacy nie mieli tam wstępu, przy wjazdach do miast stały barierki. Po wycofaniu się wojsk Borne Sulinowo otrzymało status miasta i stało się ośrodkiem wypoczynkowym. Kłomino, jako że mieściło się w środku lasu z dala od czegokolwiek, po prostu zapomniano i popada w coraz większą ruinę. W zasadzie z tego co zauważyłem jeden z bloków jest chyba remontowany, oraz jeden z mniejszych budynków zamknięty i oznaczony jako teren prywatny. No i w budynku gdzie chyba pomieszkiwało dowództwo mieści się teraz nadleśnictwo. Chyba nadleśnictwo, nie pamiętam już ale jakieś czerwone tabliczki tam wisiały :)

Kłomino - zapomniane miasto© donremigio

Kłomino - zapomniane miasto© donremigio

Kłomino - polska Prypeć© donremigio

Kłomino - zapomniane miasto© donremigio

Kłomino - zapomniane miasto© donremigio

Kłomino - zapomniane miasto© donremigio

Kłomino - zapomniane miasto© donremigio
Po zwiedzeniu Kłomina ruszyliśmy lasem ku miejscu gdzie mieścił się obóz Oflag II Gross-Born. Miejsce niesamowite. Dosłownie las krzyży.

Las krzyży - Kłomino - Oflag© donremigio

Rower trochę się zasyfił© donremigio
Potem już na asfaltówkę i jedziemy już na Borne Sulinowo, zahaczając po drodze o tamę.

Tama na Piławie© donremigio
W Borne byłem w 2009 roku. Wtedy ulice były rozkopane, po prostu był to jeden wielki plac budowy. Dzisiaj to już eleganckie drogi, fajne ścieżki rowerowe. Naprawdę świetne miejsce na odpoczynek. W koszarach i domach oficerskich hotele. Niektóre budynki robią za budynki mieszkalne.
Naszą uwagę przykuła willa Guderiana, oraz przepiękny Dom Oficera, który został wybudowany przez Niemców w latach 1935-36 i pełnił funkcje reprezentacyjne. Było tu kasyno oficerskie, wykwintna restauracja oraz olbrzymia sala koncertowa mogąca pomieścić ok. 1.000 widzów. W okresie radzieckim mieścił się tu Garnizonowy Dom Oficera z salą taneczną, szkołą muzyczną, biblioteką, salą kinową, salą koncertową i restauracją. W dniu 1 lutego 2010 w Domu Oficera wybuchł pożar, który strawił m.in. salę koncertową i wiele innych pomieszczeń. Szkoda bo to była wspaniała perełka. Nie wiem czy ktoś podejmie się teraz wyremontować ten budynek bo uszkodzenia są znaczne i koszt będzie przeogromny. O ile w ogóle się da. Obecnie w budynku trwa szaber i podbieranie cegieł i dachówek. Serce człowiekowi się kraje jak widzi coś tak pięknego , co pewnie za parę lat zawali się i zostanie po tym kupa gruzu.

Borne Sulinowo wita przyjezdnych© donremigio

Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio

Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio

Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio

Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio

Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio

Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio

Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio

Borne Sulinowo - Dom Oficera© donremigio

Pozostałości po willi Guderiana© donremigio

Taki tam ... czołg© donremigio
Miejsce super, no ale trza było obrać już azymut ku domostwom. Godzina późna, przed nami jeszcze szmat drogi.
Początek jeszcze w miarę ok. Jednak po zachodzie słońca zrobiło się zimno. Bardzo zimno. Cholera jak było zimno. Powrotna droga monotonna. Długie proste odcinki i oglądanie przez całą drogę kilkunastu metrów asfaltu oświetlanego przez latarki. Koszmar. W Mirosławcu planowałem zatrzymać się przy pomniku upamiętniającym dwudziestu żołnierzy, którzy zginęli w katastrofie lotniczej ale było już koło 23 i ciemno jak w grobowcu. Las przed Mirosławcem skojarzył nam się z czarną dziurą. Czuliśmy się jak byśmy wjeżdżali w ciemną ścianę. A w lesie? Bez lampek można by zamknąć oczy i nie było by żadnej różnicy. Niesamowicie gęsty las, kręta droga. Długo to będę pamiętał. A po wyjeździe z lasu kolejny szok. Droga zmieniła się w dłuuugą prostą z szerokim pasem, który może robić za awaryjny pas dla samolotów.
W okolicy Mirosławca zaczęły powoli opuszczać mnie siły. Raptem trzy godzinny sen zaczął wychodzić mi bokiem. A przed nami jeszcze jakieś 110km. Sławka też chwyciło zmęczenie i przestał dawać mi zmiany. To była katorga. Rowery pokryte błotem rzęziły niesamowicie. Chyba w Choszcznie dojrzałem stację paliw i zatrzymaliśmy się tam aby wypić ciepłą kawę. To było chyba coś koło 1:30, a przed nami jeszcze było jakieś 60km drogi. Nogi jak z waty, oczy same się zamykają. W sumie dobrze że było zimno to nie byliśmy w stanie zasnąć. Tylko jakoś tak ciężko było jechać prosto :)
W Barlinku postój. Przed nami był spory podjazd. Przy takim zmęczeniu strasznie się go obawiałem. Ale w sumie wszedł dość gładko. Potem już z górki. Sił nam dodał też znajomy widok okolicy. Na tym asfalcie to znamy każdą dziurę. Pedałujemy, pedałujemy, suche pokryte piachem łańcuchy skowyczą i przeskakują. Zerknąłem na licznik ... 27km/h. Mijamy Łubiankę. Ile nam jeszcze zostało ... nie pamiętam ... 10 km ? 15 km ? Patrze na zegarek. 4 rano. 24 godziny na nogach. Na horyzoncie światła Gorzowa. Jeszcze trochę, byle do Kłodawy.
Jest .. jest ścieżka rowerowa w Kłodawie. Jeszcze nigdy mnie nie aż tak nie uradował ten wyboisty kawałek polbruku. To już w zasadzie dom. Ignorujemy ścieżkę rowerową. Droga i tak pusta. Potem już tylko podjazd na osiedle. Pierwszy raz podjeżdżałem tam na młynku. Jest klatka. Toczę się do drzwi. Patrze na licznik. 344.99. Przeskoczyło na 345 km. JEST !!! Sławek potoczył się dalej bełkocząc coś w stylu 'nara'. Współczułem mu. Miał jeszcze 100 metrów do pokonania i dwa metrowej długości podjazdy dla wózków. Nie mam do dzisiaj jeszcze żadnych wiadomości od niego. Mam nadzieję, że mu się udało.
Trzeba było jeszcze się umyć. Rower później oglądnę. Kołderka. Podusia. Dawno nie zasypiałem tak szeroko uśmiechnięty.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, coś koło 200 km
Statystyki:
Odległość: 34.00 km;
Czas: 01:19 h
Średnia: 25.82 km/h;
Temperatura:15.0;
Czas: 01:19 h
Średnia: 25.82 km/h;
Temperatura:15.0;
Standard
Czwartek, 12 lipca 2012 | Komentarze 0
Krótka przejażdżka ze Sławkiem. Na sobotę umówiliśmy się na epicką wyprawę rowerową. Będziemy bić nasz rekord dystansu. Oby za mocno nie padało.
Statystyki:
Odległość: 35.24 km;
Czas: 01:21 h
Średnia: 26.10 km/h;
Temperatura:22.0;
Czas: 01:21 h
Średnia: 26.10 km/h;
Temperatura:22.0;
takie tam
Wtorek, 10 lipca 2012 | Komentarze 0
Standardzik czyli Łośno i Lipy
Statystyki:
Odległość: 74.50 km;
Czas: 02:33 h
Średnia: 29.22 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 02:33 h
Średnia: 29.22 km/h;
Temperatura:28.0;
pętelka przez Barlinek
Niedziela, 8 lipca 2012 | Komentarze 1
Wczoraj pogoda niesprzyjająca cyklistom. Burze, deszcze i te sprawy zniechęcają. Dzisiaj jakoś za bardzo szarpać dłuższego dystansu nie chciało, to przejechaliśmy ze Sławkiem pętelkę przez Barlinek. Krótko ale mocniejszym tempem. Co kilka minut się zmienialiśmy tak więc 30-32 z licznika nie schodziło.
W Dankowie przystanęliśmy koło mauzoleum, gdzie w geocache ukryłem geokreta. Potem już prosto na Gorzów przez Łośno i Lipy.

W Dankowie przystanęliśmy koło mauzoleum, gdzie w geocache ukryłem geokreta. Potem już prosto na Gorzów przez Łośno i Lipy.

Mauzoleum w Dankowie© donremigio
Kategoria Wokół Gorzowa, Geocaching
Statystyki:
Odległość: 35.40 km;
Czas: 01:21 h
Średnia: 26.22 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 01:21 h
Średnia: 26.22 km/h;
Temperatura:28.0;
wieczorową porą
Piątek, 6 lipca 2012 | Komentarze 0
Ze Sławkiem na Lipy na pogaduchy. Z powrotem spotkaliśmy dwóch takich co jeżdżą na mtb i nieco się z nimi po ścigaliśmy. W okolicach Kłodawy zniknęli za plecami, chyba gdzieś skręcili.
Statystyki:
Odległość: 30.00 km;
Czas: 01:11 h
Średnia: 25.35 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 01:11 h
Średnia: 25.35 km/h;
Temperatura:25.0;
po wczorajszym
Niedziela, 1 lipca 2012 | Komentarze 0
Tak spokojnie, po wczorajszym co by nieco nogi rozprostować.
Statystyki:
Odległość: 185.00 km;
Czas: 08:10 h
Średnia: 22.65 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 08:10 h
Średnia: 22.65 km/h;
Temperatura:28.0;
widziałem Jezusa cień
Sobota, 30 czerwca 2012 | Komentarze 4
Cóż to była za wycieczka. Zawierała w sobie wszystko. Burzę, 30 stopniowy upał, bunkry, czołgi. Ba spotkaliśmy nawet niejakiego Jezusa, ale nie wiem czy to czasem nie było spowodowane zbyt dużym czasem przebywania na słońcu.
Wyjechaliśmy dość wcześnie, koło 8. Według mapy wychodziło jakieś 180km, tak więc nie było co czekać do południa.
Ledwo wyjechaliśmy z Gorzowa gdy dorwała nas burza. Ulewa konkretna. Po kilkunastu minutach tak jakby zelżało i pojechaliśmy dalej na Lubniewice. Dobrze, że zamontowałem tylni błotnik, bo nieco wody stało na jezdni.
W Boryszynie nieco się zamotaliśmy i całkiem przypadkowo znaleźliśmy MRU - Pętlę Boryszyńską. Będzie trzeba tam kiedyś się wybrać na zwiedzanie. Natomiast w samym Boryszynie stoi przeuroczy stary kościółek.





Jedziemy dalej. Wtem, przejeżdżając przez wioskę Lubrza, zerknąłem w bok i ... czołg. Ja lubię czołgi. A Sławek lubi po nich chodzić. Chodził po IS-2 stojącym w Pyrzycach, do którego nawet wszedł, a tym razem pochodził sobie po PT-76

Gdy wreszcie z niego zlazł to ogarnęliśmy kierunek i podeptaliśmy na Świebodzin, gdzie zrobiliśmy sobie dłuższy postój połączony z degustacją napojów chłodzących oraz konsumpcją kebaba.

Z pełnymi brzuchami pojechaliśmy dalej szukać Jezusa. Znaleźć go było nietrudno bo zasłaniał cały horyzont. Pod pomnikiem miejsce na modlitwę, dookoła stoją skarbonki co by wrzucić "co łaska" na rozbudowę pomnika (nie wiem co mu chcą dobudować, jak dla mnie to jest w pełni wyposażony Jezus), z głośników leci Radio Maryja, dookoła autokary pełne staruszek. Chyba ktoś ma ochotę przebić Licheń. Niewierzący jestem, ale coś mi się wydaje, że w Biblii nie ma nic o organizowaniu wokół wiary takiej kosztownej szopki. Lekko mnie to zniesmaczyło.

Słońce zaczęło palić niemiłosiernie. Trza było jechać dalej na bunkry. Bunkier PzW. 669 ukryty był w jakiś krzaciorach, łatwo go było ominąć. Przedzierając się przez zarośla wreszcie go znaleźliśmy. Bunkier cacy z całkowicie zachowanym drugim poziomem. Chyba jeden z ciekawszych bunkrów jakie spenetrowaliśmy. W środku było tak wspaniale chłodno, że aż nie chciało się z niego wychodzić. Po wyjściu na zewnątrz powietrze uderzyło w nas niczym z piekarnika. Uff. Wilgoć niemal jak w tropikalnym lesie, woda i pot ściekały z nas litrami.

Niemcy tak stąd uciekali, że pogubili nawet kapcie.


Kolejny punkt wycieczki to wieża ukryta w pobliskim lesie. Widok z wieży taki sobie, wszystko zasłaniają drzewa. Geocache namierzyłem raz dwa i obraliśmy azymut ku kolejnej skrzynce ukrytej na poligonie w Wędrzynie w miejscu gdzie obecnie są ruiny poniemieckiej wioski.

Jadąc na poligon zatrzymaliśmy się w Łagowie. Jak ktoś planuje odpoczynek nad wodą to polecam ten ośrodek. Urocze miasteczko w którym jest Zamek Joanitów a co roku odbywa się najstarszy w Polsce festiwal filmowy.



Za Łagowem wjazd na poligon. Szlaban otwarty, znaczy nikt nie powinien do nas strzelać. Droga głównie brukowana, po ostatniej burzy pokryta błotem. W lesie duszno, droga męcząca, trochę się tam namęczyliśmy. Nawet bardziej niż trochę. Wreszcie dotarliśmy do ruin wioski Trześniówek. Co za klimatyczne miejsce. Pełne much, komarów i pokrzyw. W te ostatnie wpadłem i do dzisiaj piecze mnie tyłek i prawa noga. Ale warto było napocić się by tam dojechać.




Na zegarku była już 20, a my pośrodku poligonu w Wędrzynie. Czas było wracać. Obraliśmy kierunek ku cywilizacji. Dobrze, że teraz było przynajmniej z górki, ale i tak trzeba było uważać na bruku pokrytym śliskim błotem.
Wreszcie naszym oczom ukazał się asfalt. Pomimo przejechanych 130 km nogi same kręciły i praktycznie 30 km/h z licznika nie schodziło aż do Gorzowa. Jedynie z Lubniewicach przystanęliśmy co by jeszcze dojeść batonika i nażłopać się wody.
Jak na razie to była nasza wycieczka sezonu. Przez ten skwar umęczyliśmy się trochę, ale warto było. Mam w planach jeszcze przejechać się w tym roku pociągiem do Piły i pokręcić się w okolicach Borne Sulinowo. Kiedyś tam byłem przejazdem, ale Sławek jeszcze nie, a on lubi bunkry, silosy atomowe itp. Czyli to będzie też w sam raz dla niego.
Wyjechaliśmy dość wcześnie, koło 8. Według mapy wychodziło jakieś 180km, tak więc nie było co czekać do południa.
Ledwo wyjechaliśmy z Gorzowa gdy dorwała nas burza. Ulewa konkretna. Po kilkunastu minutach tak jakby zelżało i pojechaliśmy dalej na Lubniewice. Dobrze, że zamontowałem tylni błotnik, bo nieco wody stało na jezdni.
W Boryszynie nieco się zamotaliśmy i całkiem przypadkowo znaleźliśmy MRU - Pętlę Boryszyńską. Będzie trzeba tam kiedyś się wybrać na zwiedzanie. Natomiast w samym Boryszynie stoi przeuroczy stary kościółek.

Domostwo w Boryszynie© donremigio

Kościółek w Boryszynie© donremigio

Cmentarzyk przy kościele - Boryszyn© donremigio

Boryszyn - Bunkier© donremigio

Pętla Boryszyńska - MRU© donremigio
Jedziemy dalej. Wtem, przejeżdżając przez wioskę Lubrza, zerknąłem w bok i ... czołg. Ja lubię czołgi. A Sławek lubi po nich chodzić. Chodził po IS-2 stojącym w Pyrzycach, do którego nawet wszedł, a tym razem pochodził sobie po PT-76

Lubrza - czołg PT-76© donremigio
Gdy wreszcie z niego zlazł to ogarnęliśmy kierunek i podeptaliśmy na Świebodzin, gdzie zrobiliśmy sobie dłuższy postój połączony z degustacją napojów chłodzących oraz konsumpcją kebaba.

Świebodzin - Ratusz© donremigio
Z pełnymi brzuchami pojechaliśmy dalej szukać Jezusa. Znaleźć go było nietrudno bo zasłaniał cały horyzont. Pod pomnikiem miejsce na modlitwę, dookoła stoją skarbonki co by wrzucić "co łaska" na rozbudowę pomnika (nie wiem co mu chcą dobudować, jak dla mnie to jest w pełni wyposażony Jezus), z głośników leci Radio Maryja, dookoła autokary pełne staruszek. Chyba ktoś ma ochotę przebić Licheń. Niewierzący jestem, ale coś mi się wydaje, że w Biblii nie ma nic o organizowaniu wokół wiary takiej kosztownej szopki. Lekko mnie to zniesmaczyło.

Jezus - Świebodzin© donremigio
Słońce zaczęło palić niemiłosiernie. Trza było jechać dalej na bunkry. Bunkier PzW. 669 ukryty był w jakiś krzaciorach, łatwo go było ominąć. Przedzierając się przez zarośla wreszcie go znaleźliśmy. Bunkier cacy z całkowicie zachowanym drugim poziomem. Chyba jeden z ciekawszych bunkrów jakie spenetrowaliśmy. W środku było tak wspaniale chłodno, że aż nie chciało się z niego wychodzić. Po wyjściu na zewnątrz powietrze uderzyło w nas niczym z piekarnika. Uff. Wilgoć niemal jak w tropikalnym lesie, woda i pot ściekały z nas litrami.

Bunkier PzW. 669© donremigio
Niemcy tak stąd uciekali, że pogubili nawet kapcie.

Bunkier PzW 669 - germańskie kapcie© donremigio

Penetracja bunkra Pzw 669 w toku© donremigio
Kolejny punkt wycieczki to wieża ukryta w pobliskim lesie. Widok z wieży taki sobie, wszystko zasłaniają drzewa. Geocache namierzyłem raz dwa i obraliśmy azymut ku kolejnej skrzynce ukrytej na poligonie w Wędrzynie w miejscu gdzie obecnie są ruiny poniemieckiej wioski.

Wieża widokowa w lesie© donremigio
Jadąc na poligon zatrzymaliśmy się w Łagowie. Jak ktoś planuje odpoczynek nad wodą to polecam ten ośrodek. Urocze miasteczko w którym jest Zamek Joanitów a co roku odbywa się najstarszy w Polsce festiwal filmowy.

Most kolejowy z XIX wieku - Łagów© donremigio

Król wiecznie żywy - Cadillac 1960© donremigio

Tutaj rozbił się B17 - Bucze© donremigio
Za Łagowem wjazd na poligon. Szlaban otwarty, znaczy nikt nie powinien do nas strzelać. Droga głównie brukowana, po ostatniej burzy pokryta błotem. W lesie duszno, droga męcząca, trochę się tam namęczyliśmy. Nawet bardziej niż trochę. Wreszcie dotarliśmy do ruin wioski Trześniówek. Co za klimatyczne miejsce. Pełne much, komarów i pokrzyw. W te ostatnie wpadłem i do dzisiaj piecze mnie tyłek i prawa noga. Ale warto było napocić się by tam dojechać.

Poligon Wędrzyn - szlaban opuszczony można jechać© donremigio

Trześniówek - opuszczona wioska© donremigio

Trześniówek - opuszczona wioska© donremigio

Trześniówek - poligon Wędrzyn© donremigio
Na zegarku była już 20, a my pośrodku poligonu w Wędrzynie. Czas było wracać. Obraliśmy kierunek ku cywilizacji. Dobrze, że teraz było przynajmniej z górki, ale i tak trzeba było uważać na bruku pokrytym śliskim błotem.
Wreszcie naszym oczom ukazał się asfalt. Pomimo przejechanych 130 km nogi same kręciły i praktycznie 30 km/h z licznika nie schodziło aż do Gorzowa. Jedynie z Lubniewicach przystanęliśmy co by jeszcze dojeść batonika i nażłopać się wody.
Jak na razie to była nasza wycieczka sezonu. Przez ten skwar umęczyliśmy się trochę, ale warto było. Mam w planach jeszcze przejechać się w tym roku pociągiem do Piły i pokręcić się w okolicach Borne Sulinowo. Kiedyś tam byłem przejazdem, ale Sławek jeszcze nie, a on lubi bunkry, silosy atomowe itp. Czyli to będzie też w sam raz dla niego.
Kategoria coś koło 200 km, Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 54.00 km;
Czas: 02:30 h
Średnia: 21.60 km/h;
Temperatura:20.0;
Czas: 02:30 h
Średnia: 21.60 km/h;
Temperatura:20.0;
kręcenie i dokręcanie śrubek
Czwartek, 28 czerwca 2012 | Komentarze 0
Ustawianie, szukanie optymalnej pozycji, dokręcanie śrubek na nowym rowerku, montaż nowej lemondki (stara nie pasuje do nowej kierownicy).
Najgorzej, że teraz nie jak nie mogę zamontować na kierownicy GPS, a i lampkę mogę jedynie awaryjnie zamontować w akrobatyczny sposób za manetką, praktycznie na gripie.
Najgorzej, że teraz nie jak nie mogę zamontować na kierownicy GPS, a i lampkę mogę jedynie awaryjnie zamontować w akrobatyczny sposób za manetką, praktycznie na gripie.