Wpisy archiwalne w kategorii
Fotorelacja
Dystans całkowity: | 9060.79 km (w terenie 802.00 km; 8.85%) |
Czas w ruchu: | 400:18 |
Średnia prędkość: | 22.46 km/h |
Maksymalna prędkość: | 46.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 156 (83 %) |
Maks. tętno średnie: | 154 (74 %) |
Suma kalorii: | 134204 kcal |
Liczba aktywności: | 108 |
Średnio na aktywność: | 83.90 km i 3h 44m |
Więcej statystyk |
Statystyki:
Odległość: 91.00 km;
Czas: 04:30 h
Średnia: 20.22 km/h;
Temperatura:22.0;
Czas: 04:30 h
Średnia: 20.22 km/h;
Temperatura:22.0;
Drawieński Park Narodowy
Sobota, 7 września 2013 | Komentarze 5
Jeszcze trochę i będzie można pomarzyć o takiej pogodzie, tak więc postanowiliśmy ze Sławkiem pojechać do Drawieńskiego Parku Narodowego na biwak.
Do DPN pojechaliśmy główną drogą. Ruch samochodów niewielki tak więc sprawnie dojechaliśmy do Dobiegniewa. Tam stanęliśmy by Sławek nabył sobie drogą zakupu kiełbaski na ognisko.

W Starym Osiecznie odbijamy na północ i wjeżdżamy na teren DPN.

Turlamy się do Głusko, gdzie musimy w Punkcie Informacyjnym DPNu zapłacić za pole biwakowe. I to nie mało, bo w sumie 22 pln za głowę, ale za rozbicie na dziko Straż Parku może wlepić spory mandat.
Tuż przed Głuskiem mijamy pomnik poświęcony poległym podczas I Wojny Światowej.


Jako, że mamy jeszcze do zachodu nieco czasu, jedziemy zrobić sobie pętelkę wokół jeziora Ostrowieckiego. Tereny przepiękne. Cisza, spokój, wspaniały las. Dla ludzi lubiących kontakt z naturą po prostu bajka.
Jako, że kiedyś przebiegała tutaj część systemu umocnień wschodniej granicy III Rzeszy (Wał Pomorski) to i znajdzie się w okolicy parę bunkrów.
Spora część dróg w DPN jest brukowana.

W Ostrowite, które trudno nawet nazwać wioską (jedna, chyba opuszczona, chałupa i dwa budynki Straży Parkowej), odnajdujemy ruiny kościoła. A w ruinach geocache :)


Otoczeni malowniczymi okolicznościami przyrody docieramy do rzeki Płociczny - jest to lewobrzeżny dopływ Drawy - i pozostałości po niewielkiej siłowni wodnej. Owa mini elektrownia zasilała kiedyś zasilała pobliską leśniczówkę, będącą przez pewien czas również małym ośrodkiem wypoczynkowym.
Tuż obok rzeki można dojrzeć głęboki rów o dość regularnych zarysach.
To Kanał Sicieński. Ów 22 kilometrowy kanał powstał z inicjatywy Fryderyka von Sydowa – właściciela dóbr w okolicach Głuska. Budowę rozpoczęto około 1820 roku. Do wybuchu II wojny światowej służył do nawadniania łąk w okolicach Miradza i Głuska. Kanał jest unikatową (jeśli idzie o stan zachowania) budowlą hydrotechniczną. Biegł ponad lustrami jezior, czasem powyżej brzegu rzeki, a równolegle do niej. Prowadzony był ponad łąkami w postaci ziemnego akweduktu, skąd woda mogła spływać grawitacyjnie i nawadniać teren. Zwało się to wszystko „stokowo-grzbietowym systemem melioracyjnym”. W czasie wojny kanał ucierpiał. Na skutek ostrzału artyleryjskiego i prac saperskich w kilku miejscach przerwano jego ciągłość. Potem próbowano go dość nieudolnie wyremontować. Spróbowano pogłębić obiekt, przy czym zniszczono wykonaną z gliny warstwę izolacyjną i kanału nie udało się już nigdy nawodnić.

Godzina była już późna, tak więc obieramy ze Sławkiem azymut na pole biwakowe "Pstrąg". W pewnym momencie las zrobił się tak gęsty, że musiano wyciąć miejsce na drogę :)
Wrażenie jazdy takim zielonym tunelem jest niesamowite.

Do biwaku docieramy jak jest już szaro. Szybko rozbijamy namioty, rozpalamy ognisko i spożywamy kiełbaski.
Potem leżąc na plecach na ławkach podziwiamy bezchmurne usiane gwiazdami niebo. Dookoła w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnego większego miasta, tak więc horyzont nie skażony żadną łuną. Dojrzałem nawet "Flarę Iridium". Powstaje ona gdy satelita Iridium podczas przelotu tworzy na niebie silny błysk (flarę) o bardzo dużej jasności. Błysk ten jest powstaje dzięki trzem antenom, które prawie bez strat odbijają promienie słoneczne.
Koło północy ładujemy się do namiotów i idziemy spać.
Do DPN pojechaliśmy główną drogą. Ruch samochodów niewielki tak więc sprawnie dojechaliśmy do Dobiegniewa. Tam stanęliśmy by Sławek nabył sobie drogą zakupu kiełbaski na ognisko.

Security Dog - lepszy niż zapięcie na rower© donremigio
W Starym Osiecznie odbijamy na północ i wjeżdżamy na teren DPN.

Drawieński Park Narodowy Wita© donremigio
Turlamy się do Głusko, gdzie musimy w Punkcie Informacyjnym DPNu zapłacić za pole biwakowe. I to nie mało, bo w sumie 22 pln za głowę, ale za rozbicie na dziko Straż Parku może wlepić spory mandat.
Tuż przed Głuskiem mijamy pomnik poświęcony poległym podczas I Wojny Światowej.

Pomnik poległych w I Wojnie Światowej© donremigio

Kościół w Głusku© donremigio
Jako, że mamy jeszcze do zachodu nieco czasu, jedziemy zrobić sobie pętelkę wokół jeziora Ostrowieckiego. Tereny przepiękne. Cisza, spokój, wspaniały las. Dla ludzi lubiących kontakt z naturą po prostu bajka.
Jako, że kiedyś przebiegała tutaj część systemu umocnień wschodniej granicy III Rzeszy (Wał Pomorski) to i znajdzie się w okolicy parę bunkrów.

Bunkier Wału Pomorskiego© donremigio
Spora część dróg w DPN jest brukowana.

Drawieński Park Narodowy© donremigio
W Ostrowite, które trudno nawet nazwać wioską (jedna, chyba opuszczona, chałupa i dwa budynki Straży Parkowej), odnajdujemy ruiny kościoła. A w ruinach geocache :)

Ruiny kościoła w Ostrowite© donremigio

Cmentarz przy ruinach kościoła© donremigio
Otoczeni malowniczymi okolicznościami przyrody docieramy do rzeki Płociczny - jest to lewobrzeżny dopływ Drawy - i pozostałości po niewielkiej siłowni wodnej. Owa mini elektrownia zasilała kiedyś zasilała pobliską leśniczówkę, będącą przez pewien czas również małym ośrodkiem wypoczynkowym.
Tuż obok rzeki można dojrzeć głęboki rów o dość regularnych zarysach.
To Kanał Sicieński. Ów 22 kilometrowy kanał powstał z inicjatywy Fryderyka von Sydowa – właściciela dóbr w okolicach Głuska. Budowę rozpoczęto około 1820 roku. Do wybuchu II wojny światowej służył do nawadniania łąk w okolicach Miradza i Głuska. Kanał jest unikatową (jeśli idzie o stan zachowania) budowlą hydrotechniczną. Biegł ponad lustrami jezior, czasem powyżej brzegu rzeki, a równolegle do niej. Prowadzony był ponad łąkami w postaci ziemnego akweduktu, skąd woda mogła spływać grawitacyjnie i nawadniać teren. Zwało się to wszystko „stokowo-grzbietowym systemem melioracyjnym”. W czasie wojny kanał ucierpiał. Na skutek ostrzału artyleryjskiego i prac saperskich w kilku miejscach przerwano jego ciągłość. Potem próbowano go dość nieudolnie wyremontować. Spróbowano pogłębić obiekt, przy czym zniszczono wykonaną z gliny warstwę izolacyjną i kanału nie udało się już nigdy nawodnić.

Pustelnia - mała, nieczynna elektrownia wodna© donremigio
Godzina była już późna, tak więc obieramy ze Sławkiem azymut na pole biwakowe "Pstrąg". W pewnym momencie las zrobił się tak gęsty, że musiano wyciąć miejsce na drogę :)
Wrażenie jazdy takim zielonym tunelem jest niesamowite.

Droga do biwaku Pstrąg© donremigio
Do biwaku docieramy jak jest już szaro. Szybko rozbijamy namioty, rozpalamy ognisko i spożywamy kiełbaski.
Potem leżąc na plecach na ławkach podziwiamy bezchmurne usiane gwiazdami niebo. Dookoła w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnego większego miasta, tak więc horyzont nie skażony żadną łuną. Dojrzałem nawet "Flarę Iridium". Powstaje ona gdy satelita Iridium podczas przelotu tworzy na niebie silny błysk (flarę) o bardzo dużej jasności. Błysk ten jest powstaje dzięki trzem antenom, które prawie bez strat odbijają promienie słoneczne.
Koło północy ładujemy się do namiotów i idziemy spać.
Kategoria Fotorelacja, Wokół Gorzowa, coś koło 100 km, Geocaching
Statystyki:
Odległość: 107.00 km;
Czas: 03:44 h
Średnia: 28.66 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 03:44 h
Średnia: 28.66 km/h;
Temperatura:28.0;
Bikestats na pikniku lotniczym
Sobota, 24 sierpnia 2013 | Komentarze 5
Mieliśmy spotkać się z ekipą w Santoku, ale ze Sławkiem wyjechaliśmy nieco późno tak więc ekipę (Tomek, Michał, Bartek, Robak) spotykamy dopiero w Trzebiczu, gdzie na prywatnym lotnisku odbywał się piknik lotniczy.
Zamiast samolotu przywitał nas Rolls Royce.

Potem zrobiło się już lotniczo. Po niebie latały samoloty, helikoptery, skakali skoczkowie, na scenie śpiewała niewiasta, a w rytm muzyki renciści wymachiwali swoimi laskami. Ciekawe co na to ZUS.









Obiekty latające ciekawe, no ale trza było wracać. Przy sklepie spożywczym zatrzymaliśmy się by uzupełnić bidony. Bartek pojechał dalej. No to go gonimy. Tak się skupiliśmy na kręceniu korbami, że zapomnieliśmy że Robak jedzie na MTB i zapierdzielać 40km/h to tym nie jest łatwo. Doganiamy Bartka, a na Robaka czekamy w Santoku. W Gorzowie ze Sławkiem odłączamy się i jedziemy do domostw.
Super wycieczka. I było na co popatrzeć, i pokręciło się nieco korbą.

Zamiast samolotu przywitał nas Rolls Royce.

Jedni jeżdżą rowerami, inni limuzynami© donremigio
Potem zrobiło się już lotniczo. Po niebie latały samoloty, helikoptery, skakali skoczkowie, na scenie śpiewała niewiasta, a w rytm muzyki renciści wymachiwali swoimi laskami. Ciekawe co na to ZUS.

Antonow An-2© donremigio

Motolotnia© donremigio

Motoszybowiec© donremigio

Jedne samoloty lądowały, inne startowały© donremigio

Po niebie latały różne rzeczy. To chyba jakiś przedskoczek© donremigio

Skoczek spadochronowy© donremigio

Jedni palili w powietrzu gumę© donremigio

Inni latali bokiem© donremigio

Lądująca Wilga© donremigio
Obiekty latające ciekawe, no ale trza było wracać. Przy sklepie spożywczym zatrzymaliśmy się by uzupełnić bidony. Bartek pojechał dalej. No to go gonimy. Tak się skupiliśmy na kręceniu korbami, że zapomnieliśmy że Robak jedzie na MTB i zapierdzielać 40km/h to tym nie jest łatwo. Doganiamy Bartka, a na Robaka czekamy w Santoku. W Gorzowie ze Sławkiem odłączamy się i jedziemy do domostw.
Super wycieczka. I było na co popatrzeć, i pokręciło się nieco korbą.

Plecy i tylnie części pleców Tomka i Michała© donremigio
Kategoria Fotorelacja, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 79.60 km;
Czas: 04:40 h
Średnia: 17.06 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 04:40 h
Średnia: 17.06 km/h;
Temperatura:25.0;
Rekreacyjnie z wujkiem Kazikiem
Niedziela, 18 sierpnia 2013 | Komentarze 3
Całą sobotę, rozpieszczany przez babcię, poleżałem sobie na tapczanie. Na niedzielę umówiłem się z wujkiem na wspólną wycieczkę.
Najpierw na Chachalnię. Najwęższą dwukierunkową ścieżką rowerową jaką w życiu widziałem. Jadąc czymś takim zastanawiałem się po cholerę ona tutaj jest. Samochody jeżdżą tam rzadko i zamiast jechać szeroką pustą drogą trzeba przeciskać się z innymi rowerzystami i pieszymi. Paranoja.

Dojeżdżamy do Krośnic. Niedawno zbudowano tam Krośnicką Kolej Wąskotorową. Całkiem to ładne ino trasa jest strasznie krótka. Pociąg przejeżdża dwa okrążenia, od stacji do pałacyku. Ponoć były plany by kolejka jechała aż nad stawy, tylko stwierdzono że będzie ona straszyć ptactwo.



Powrót przez urokliwą ścieżkę rowerową wiodącą między stawami Baryczy.

Najpierw na Chachalnię. Najwęższą dwukierunkową ścieżką rowerową jaką w życiu widziałem. Jadąc czymś takim zastanawiałem się po cholerę ona tutaj jest. Samochody jeżdżą tam rzadko i zamiast jechać szeroką pustą drogą trzeba przeciskać się z innymi rowerzystami i pieszymi. Paranoja.

Ścieżka rowerowa - Krotoszyn© donremigio
Dojeżdżamy do Krośnic. Niedawno zbudowano tam Krośnicką Kolej Wąskotorową. Całkiem to ładne ino trasa jest strasznie krótka. Pociąg przejeżdża dwa okrążenia, od stacji do pałacyku. Ponoć były plany by kolejka jechała aż nad stawy, tylko stwierdzono że będzie ona straszyć ptactwo.

Krośnicka Kolej Wąskotorowa© donremigio

Krośnicka Kolej Wąskotorowa - Stacja przy pałacyku© donremigio

Pałacyk w Krośnicach© donremigio
Powrót przez urokliwą ścieżkę rowerową wiodącą między stawami Baryczy.

Stawy Baryczy© donremigio
Kategoria Fotorelacja, Wokół Krotoszyna
Statystyki:
Odległość: 210.00 km;
Czas: 08:29 h
Średnia: 24.75 km/h;
Temperatura:35.0;
Czas: 08:29 h
Średnia: 24.75 km/h;
Temperatura:35.0;
Bitwa o Cedynię
Sobota, 3 sierpnia 2013 | Komentarze 7
Bardzo dawno temu. Naprawdę bardzo dawno temu. Wręcz eony temu, daliśmy pod Cedynią łupnia Niemcom. Miejsce to jest o rzut rowerem i głupio że nigdy tam nie byłem. Blisko jest też najdalej wysunięty za zachód punkt Polski. Tak więc jest to chyba dość oczywisty cel wycieczki rowerowej.
Najpierw na Myślibórz i Chojna. Spory kawałek niezłym tempem kręciliśmy za traktorem.

Wtem, niespodziewanie w Trzcinsko-Zdrój minęliśmy dwie baszty. Wielce mnie one zaintrygowały, tak więc przystanęliśmy by je sobie obejrzeć. Sławek tęsknie obejrzał się za oddalającym się traktorem.

Jedziemy dalej na Chojna. W Chojna pochłaniamy po kebabie i kręcimy się nieco po mieście.









Jedziemy dalej na Cedynię, najbardziej wysunięte na zachód miasto. Asfalt rozgrzany jak patelnia, z pół bije żar. Gdzieś w połowie drogi do Cedyni zderzamy się z okrutnym podjazdem. Ja pindole. Kiedy on się skończy. Wycieńczeni dojeżdżamy do Cedyni, gdzie jest prawdopodobnie najbardziej pochyły ryneczek w Polsce. Bardzo to możliwe. Padamy w cieniu wieży widokowej i leżymy z pół godziny.

Wcinamy po lodzie i jedziemy pod pomnik w miejscu gdzie odbyła się bitwa. To tutaj w 972 roku pod grodem Mieszko I i jego brat Czcibor bili Niemców po hełmie.


Obieramy kierunek na Osinów Dolny, będący w sumie jednym wielkim straganem dla Niemców. Z każdej strony atakują nas niemieckojęzyczne reklamy. Przy granicy stoi nawet hala targowa, ale chyba cały handel odbywa się na straganach przed pustą halą. Naprzeciw hali stoi Pomnik Matki Polki.

Kierujemy się na południe i jadąc wzdłuż Odry mijamy pomniki poświęcone żołnierzom poległym podczas forsowania rzeki.



Dojeżdżamy do Siekierek, gdzie stoi jako pomnik czołg IS-2. Maszyna należała do polskiego 4. Samodzielnego Pułku Czołgów i w okresie od lipca 1944 r. do maja 1945 r. przebyła szlak bojowy liczący w sumie prawie 1300 km.

Obok jest Cmentarz Wojenny I Armii Wojska Polskiego. Wiosną 1945 r. saperzy organizowali tu przeprawę pontonowo - mostową. Ci, którzy polegli podczas forsowania Odry jak i walk o Berlin, leżą na tym cmentarzu. Cmentarz ten jest jednym z najlepiej utrzymanych tego typu miejsc pamięci w Polsce.
Prócz - około 2.000 mogił żołnierskich znajduje się na nim pomnik dłuta Sławomira Lewińskiego przedstawiający na tle żagli obelisk z dwoma mieczami i matkę tulącą do siebie dziecko.

W Mieszkowicach przystajemy przy pomniku Mieszka I i uzupełniamy płyny.

Potem to już kręcenie na wschód ku domostwom.
Najpierw na Myślibórz i Chojna. Spory kawałek niezłym tempem kręciliśmy za traktorem.

Siedząc na kole traktora© donremigio
Wtem, niespodziewanie w Trzcinsko-Zdrój minęliśmy dwie baszty. Wielce mnie one zaintrygowały, tak więc przystanęliśmy by je sobie obejrzeć. Sławek tęsknie obejrzał się za oddalającym się traktorem.

Trzcińsko-Zdrój - Baszta© donremigio
Jedziemy dalej na Chojna. W Chojna pochłaniamy po kebabie i kręcimy się nieco po mieście.

Chojna - Baszta© donremigio

Kosciół Mariacki - Chojna© donremigio

Kościół Mariacki - Chojna© donremigio

Dawny ratusz - dziś dom kultury© donremigio

Chojna - Baszta© donremigio

Cmentarz żołnierzy radzieckich© donremigio

Ruiny kaplicy św. Gertrudy© donremigio

Ruiny kaplicy św. Gertrudy© donremigio

Poradzieckie lotnisko - wieża© donremigio
Jedziemy dalej na Cedynię, najbardziej wysunięte na zachód miasto. Asfalt rozgrzany jak patelnia, z pół bije żar. Gdzieś w połowie drogi do Cedyni zderzamy się z okrutnym podjazdem. Ja pindole. Kiedy on się skończy. Wycieńczeni dojeżdżamy do Cedyni, gdzie jest prawdopodobnie najbardziej pochyły ryneczek w Polsce. Bardzo to możliwe. Padamy w cieniu wieży widokowej i leżymy z pół godziny.

Cedynia - Wieża widokowa© donremigio
Wcinamy po lodzie i jedziemy pod pomnik w miejscu gdzie odbyła się bitwa. To tutaj w 972 roku pod grodem Mieszko I i jego brat Czcibor bili Niemców po hełmie.

Bitwa o Cedynię© donremigio

Bitwa o Cedynię© donremigio
Obieramy kierunek na Osinów Dolny, będący w sumie jednym wielkim straganem dla Niemców. Z każdej strony atakują nas niemieckojęzyczne reklamy. Przy granicy stoi nawet hala targowa, ale chyba cały handel odbywa się na straganach przed pustą halą. Naprzeciw hali stoi Pomnik Matki Polki.

Pomnik Matki Polki© donremigio
Kierujemy się na południe i jadąc wzdłuż Odry mijamy pomniki poświęcone żołnierzom poległym podczas forsowania rzeki.

Pomnik poświęcony Żołnierzom Polskim© donremigio

Kolejny pomnik poświęcony Żołnierzom Polskim© donremigio

Chwała Bohaterom I Armii Wojska Polskiego© donremigio
Dojeżdżamy do Siekierek, gdzie stoi jako pomnik czołg IS-2. Maszyna należała do polskiego 4. Samodzielnego Pułku Czołgów i w okresie od lipca 1944 r. do maja 1945 r. przebyła szlak bojowy liczący w sumie prawie 1300 km.

Czołg w Siekierkach© donremigio
Obok jest Cmentarz Wojenny I Armii Wojska Polskiego. Wiosną 1945 r. saperzy organizowali tu przeprawę pontonowo - mostową. Ci, którzy polegli podczas forsowania Odry jak i walk o Berlin, leżą na tym cmentarzu. Cmentarz ten jest jednym z najlepiej utrzymanych tego typu miejsc pamięci w Polsce.
Prócz - około 2.000 mogił żołnierskich znajduje się na nim pomnik dłuta Sławomira Lewińskiego przedstawiający na tle żagli obelisk z dwoma mieczami i matkę tulącą do siebie dziecko.

Cmentarz Wojenny I Armii Wojska Polskiego w Siekierkach© donremigio
W Mieszkowicach przystajemy przy pomniku Mieszka I i uzupełniamy płyny.

Mieszkowice - Pomnik Mieszka I© donremigio
Potem to już kręcenie na wschód ku domostwom.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa, coś koło 200 km
Statystyki:
Odległość: 239.00 km;
Czas: 10:52 h
Średnia: 21.99 km/h;
Temperatura:35.0;
Czas: 10:52 h
Średnia: 21.99 km/h;
Temperatura:35.0;
Na BERLIN, Towarzysze !! Na BERLIN !!
Sobota, 27 lipca 2013 | Komentarze 4
Wycieczka życia. Może nie najdłuższa ale zostanie w pamięci na długo. Cel. Berlin. Pogoda średnio nadająca się na takie wyprawy. Upadł i duchota niesamowita.
Ze Sławkiem do Kostrzyna jedziemy pociągiem. Zawsze to nieco mniej do kręcenia będzie. Tomek wsiada do szynobusu w Witnicy.
Droga do Berlina dość nudna. Najpierw na Seelow, potem na Muncheberg.
W Seelow przystajemy na chwilę przy pomniku upamiętniającym bitwę o okoliczne wzgórza.


Pod Berlinem zdaję sobie sprawę, że zapomniałem włączyć zapis trasy w gps. No nic , będzie nieco ucięta. Mijamy elektrownie słoneczną. W okolicy sporo jest też elektrowni wiatrowych.

Wreszcie na horyzoncie zamajaczyła wieża telewizyjna.

Dojeżdżamy do katedry. Coś pięknego. Zrobiła ona na mnie ogromne wrażenie. Została zbudowana w latach 1894-1905 według planów architekta Juliusa Carla Raschdorffa z Pszczyny w stylu późnego, włoskiego renesansu.



Tuż obok katedry jest Stare Muzeum, wybudowane w latach 1825–1828 przez Karla Friedricha Schinkela w stylu klasycystycznym. Na jej kolumnach widać jeszcze powstałe podczas walk ślady po pociskach.
Przed upałem ukryliśmy się w cieniu jednej z fontann i ochłodziliśmy w źródełku. Z Tomkiem zamoczyliśmy nawet swoje bandany. W słońcu termometr wskazywał 47 stopni. Masakra.


Po chwili odpoczynku pojechaliśmy na Bramę Brandenburską mijając po drodze Muzeum im. Bodego.

Brama w całej swej okazałości.
Tomek uniósł rower w geście zwycięstwa. Ja miałem nieco utrudnione zadanie :)



Po sesji fotograficznej pojechaliśmy pod Kolumnę Zwycięstwa, czyli jak to Tomek określił, Pani z Dzidą. Po drodze minęliśmy Pomnik Żołnierzy Radzieckich.

Upał coraz bardziej nam doskwierał.

Trzeba jednak zwiedzać dalej. Jak mus to mus. Najpierw Kolumna Zwycięstwa. Znajduje się ona w parku Tiergarten w Berlinie zaprojektowana przez Heinricha Stracka po 1864 roku w celu upamiętnienia zwycięstwa Prus nad Danią w wojnie duńskiej z 1864 (zagarnięcie Szlezwiku-Holsztyna).

Kawałek dalej siedziba prezydentów.

i dom kultury.

Oczywiście nie obyło się bez wizyty przy siedzibie Bundestagu.



Trza było powoli wracać. Kierując się wskazaniami gps kierujemy się za wschód. Podczas jazdy ścieżką rowerową dochodzi do drobnego incydentu. Jadący przed nami rowerzysta zahamował gwałtownie i ja z Tomkiem wpadliśmy na niego. Ja wywinąłem salto z rowerem, a Tomek wpadł na nas. Wynikiem tego ja podarłem lekko spodenki, nabiłem solidnego guza na nodze i skrzywiłem co nieco felgę. Tomkowi poszła dętka, i też nieco powykrzywiały się koła. Ale nie stało się nic co by uniemożliwiało nam dalszą jazdę. Niemiec zaczął nas przepraszać, a Tomek wpadł w taką panikę że ręce zaczęły mu się trząść. Tak się zdenerwował, że załamywał ręce nad czymś tak prozaicznym jak zrzucony łańcuch. Jęczał o tej stłuczce całą drogę, co postój na światłach oglądał swoje felgi i chyba z całej tej wycieczki, podczas której widzieliśmy tyle wspaniałych rzeczy, będzie pamiętał jedynie o niej.

Jedziemy dalej, z mamroczącym coś ciągle pod nosem Tomkiem, na wschód. Kupujemy w jakimś supermarkecie ponad 10 litrów płynów, które pakujemy do moich sakw, i kręcąc po przedmieściach wyjeżdżamy z Berlina. Tomkowi z tego wszystkiego zaczęło się chyba śpieszyć. Narzucił ostre tempo, za co zapłaciliśmy cenę chwilę później. Dość szybko się wypompowaliśmy. Jakieś 40 km przed Kostrzynem chwycił mnie w poobijanej nodze skurcz. Nieco to rozbawiło Tomka, tyle że i on po kolejny kilkunastu kilometrach zaczął odczuwać odwodnienie. Zrobiło mu się słabo i zaczął widzieć plamki przed oczami. Jedynie Sławek trzymał jako tako fason.

Wycieńczeni dotaczamy się wreszcie do Kostrzyna. Słaniając się na nogach wskakujemy w pociąg i kończymy wycieczkę.

Było zajebiście.
Ze Sławkiem do Kostrzyna jedziemy pociągiem. Zawsze to nieco mniej do kręcenia będzie. Tomek wsiada do szynobusu w Witnicy.
Droga do Berlina dość nudna. Najpierw na Seelow, potem na Muncheberg.
W Seelow przystajemy na chwilę przy pomniku upamiętniającym bitwę o okoliczne wzgórza.

Pomnik upamiętniający bitwę o wzgórza Seelow© donremigio

Niemiecka ścieżka rowerowa© donremigio
Pod Berlinem zdaję sobie sprawę, że zapomniałem włączyć zapis trasy w gps. No nic , będzie nieco ucięta. Mijamy elektrownie słoneczną. W okolicy sporo jest też elektrowni wiatrowych.

Elektronia słoneczna pod Berlinem© donremigio
Wreszcie na horyzoncie zamajaczyła wieża telewizyjna.

Wieża telewizyjna© donremigio
Dojeżdżamy do katedry. Coś pięknego. Zrobiła ona na mnie ogromne wrażenie. Została zbudowana w latach 1894-1905 według planów architekta Juliusa Carla Raschdorffa z Pszczyny w stylu późnego, włoskiego renesansu.

Katedra w Berlinie© donremigio

Katedra w Berlinie© donremigio

Słit focia przy pomniku© donremigio
Tuż obok katedry jest Stare Muzeum, wybudowane w latach 1825–1828 przez Karla Friedricha Schinkela w stylu klasycystycznym. Na jej kolumnach widać jeszcze powstałe podczas walk ślady po pociskach.
Przed upałem ukryliśmy się w cieniu jednej z fontann i ochłodziliśmy w źródełku. Z Tomkiem zamoczyliśmy nawet swoje bandany. W słońcu termometr wskazywał 47 stopni. Masakra.

Stare Muzeum© donremigio

Makieta wyspy muzeów© donremigio
Po chwili odpoczynku pojechaliśmy na Bramę Brandenburską mijając po drodze Muzeum im. Bodego.

Muzeum im. Bodego© donremigio
Brama w całej swej okazałości.
Tomek uniósł rower w geście zwycięstwa. Ja miałem nieco utrudnione zadanie :)

Tomek w geście zwycięstwa unosi swój rower© donremigio

Mi sakwy nie ułatwiały zadania :)© donremigio

Sławek przyjął standardową pozę rowerową do fotki© donremigio
Po sesji fotograficznej pojechaliśmy pod Kolumnę Zwycięstwa, czyli jak to Tomek określił, Pani z Dzidą. Po drodze minęliśmy Pomnik Żołnierzy Radzieckich.

Pomnik Żołnierzy Radzieckich© donremigio
Upał coraz bardziej nam doskwierał.

Upał dawał się nam powoli we znaki© donremigio
Trzeba jednak zwiedzać dalej. Jak mus to mus. Najpierw Kolumna Zwycięstwa. Znajduje się ona w parku Tiergarten w Berlinie zaprojektowana przez Heinricha Stracka po 1864 roku w celu upamiętnienia zwycięstwa Prus nad Danią w wojnie duńskiej z 1864 (zagarnięcie Szlezwiku-Holsztyna).

Kolumna Zwycięstwa© donremigio
Kawałek dalej siedziba prezydentów.

Zamek Bellevue - siedziba prezydentów Niemiec© donremigio
i dom kultury.

Haus der Kulturen der Welt© donremigio
Oczywiście nie obyło się bez wizyty przy siedzibie Bundestagu.

Gmach Reichstagu – siedziba Bundestagu© donremigio

Alte Bibliothek© donremigio

Rzeźba na moście© donremigio
Trza było powoli wracać. Kierując się wskazaniami gps kierujemy się za wschód. Podczas jazdy ścieżką rowerową dochodzi do drobnego incydentu. Jadący przed nami rowerzysta zahamował gwałtownie i ja z Tomkiem wpadliśmy na niego. Ja wywinąłem salto z rowerem, a Tomek wpadł na nas. Wynikiem tego ja podarłem lekko spodenki, nabiłem solidnego guza na nodze i skrzywiłem co nieco felgę. Tomkowi poszła dętka, i też nieco powykrzywiały się koła. Ale nie stało się nic co by uniemożliwiało nam dalszą jazdę. Niemiec zaczął nas przepraszać, a Tomek wpadł w taką panikę że ręce zaczęły mu się trząść. Tak się zdenerwował, że załamywał ręce nad czymś tak prozaicznym jak zrzucony łańcuch. Jęczał o tej stłuczce całą drogę, co postój na światłach oglądał swoje felgi i chyba z całej tej wycieczki, podczas której widzieliśmy tyle wspaniałych rzeczy, będzie pamiętał jedynie o niej.

Chwilę po stłuczce© donremigio
Jedziemy dalej, z mamroczącym coś ciągle pod nosem Tomkiem, na wschód. Kupujemy w jakimś supermarkecie ponad 10 litrów płynów, które pakujemy do moich sakw, i kręcąc po przedmieściach wyjeżdżamy z Berlina. Tomkowi z tego wszystkiego zaczęło się chyba śpieszyć. Narzucił ostre tempo, za co zapłaciliśmy cenę chwilę później. Dość szybko się wypompowaliśmy. Jakieś 40 km przed Kostrzynem chwycił mnie w poobijanej nodze skurcz. Nieco to rozbawiło Tomka, tyle że i on po kolejny kilkunastu kilometrach zaczął odczuwać odwodnienie. Zrobiło mu się słabo i zaczął widzieć plamki przed oczami. Jedynie Sławek trzymał jako tako fason.

Tomek poczuł się niewyraźnie© donremigio
Wycieńczeni dotaczamy się wreszcie do Kostrzyna. Słaniając się na nogach wskakujemy w pociąg i kończymy wycieczkę.

Most w Kostrzynie© donremigio
Było zajebiście.
Kategoria Fotorelacja, coś koło 100 km, coś koło 200 km
Statystyki:
Odległość: 195.00 km;
Czas: 08:35 h
Średnia: 22.72 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 08:35 h
Średnia: 22.72 km/h;
Temperatura:28.0;
Zamek Templariuszy
Niedziela, 21 lipca 2013 | Komentarze 3
Zastanawiałem się czy nie pojechać sobie na weekend pod namiot, ale w sumie wyszło że zamiast tego strzeliłem sobie niemal dwusetkę. Kierunek to Stargard Szczeciński i Zamek Templariuszy (podobny do zamku w Swobnicy)
Początek bez sensacji. Prosto na Barlinek, tam na Pełczyce gdzie na chwilę stanąłem w parku imienia Jana Pawła II (ach ten kult jednostki).



Za Pełczycami odbiłem na zachód, mniej więcej w kierunku Stargardu Szczecińskiego. Droga w kiepskim stanie, ale po ostatniej wycieczce po Puszczy Noteckiej nic nie jest w stanie mnie już zdziwić.

W Brzezinach minąłem stare PGR budynki z widocznymi jeszcze starymi napisami z czasów PRL :)


Za Dolicami skręcam w lewo i jadę w kierunku najbliższego geocache. Podczas jazdy przez ten odcinek, raptem parę kilometrów, miałem pełen przekrój rodzaju nawierzchni. Szutrowa, betonowa i oczywiście nie obyło się też bez bruku.





Wreszcie dojechałem do Loży Olbrzymów. Jest to grobowiec, dzieło społeczności hodowców i rolników zamieszkującej ok. 5000 lat temu Europę Środkową. Był to 70 metrowej, przynajmniej 10 metrowej podstawie i kilkumetrowej wysokości nasyp ziemny, obłożony dodatkowo wieńcem kamieni. Do dziś zostało jedynie kilka kamieni.

Blisko Loży Olbrzymów leży wieś Krępcewo, gdzie miałem do znalezienia kolejny geocache. Jeden przy Stenie Dziękczynnej. Jest to kamień postawiony przez Leopolda van Wedel w XVI wieku jako podziękowanie za szczęśliwą pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Leopold był takim ówczesnym turystą. W 1566 r. zwiedził Węgry, potem w 1575 ruszył na wojnę hugenocką do Francji, w 1577 zwiedził Egipt, Apeniny, Anglię. Po powrocie ruszył do Jerozolimy zwiedzając po drodze Liban, Jaffę, Damaszku, Trypolis, Synaj, Kair. Koleś najwyraźniej nie mógł usiedzieć w domu, bo po powrocie walczył w Niemczech, następnie w kolejnej wojnie hugenockiej we Francji, a w latach 1592-93 w wojnie kolneńskiej.


Kolejny punkt wycieczki to ruiny Zamku w Krępcewie. W zasadzie zamek już w czasach świetności był niewielki, do dzisiaj ostała się kupka gruzu.


Z ruin rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na góry nawozu.

Po zwiedzeniu, na bezdechu, "ruin" ruszyłem na poszukiwania Zamku Templariuszy. Po drodze minąłem mostek z walącym się budynkiem hydroforni.

Wreszcie dojechałem do Pęzina. Zamek Templariuszy robi wrażenie. Szkoda tylko, że bramy były pozamykane (teren prywatny). Zamek został zaprojektowany przez tego samego architekta, który maczał swe palce w pobliskim zamku w Swobnicy. Pierwszy etap budowy zamku rozpoczął się pod koniec XIII w., kiedy posiadająca Pęzino rodzina de Pansin wzniosła tu swoja siedzibę. Następnie dom przejęli Borkowie ze Strzmiela, ale już w 1382 r. sprzedali posiadłość baliwowi zakonu joannitów, Bernardowi von Schulenburg. Transakcję tę zatwierdził Książę Warcisław V, pozwalając Schulenburgowi na wzniesienie nowego zamku w zamian za udział Joannitów w obronie księstwa.
Budowa realizowana była prawdopodobnie przez twórcę zamku Joannitów ze Swobnicy (choć niektóre źródła podają, że budowę rozpoczęli Templariusze). Świadczy o tym podobne usytuowanie budowli na sztucznie usypanym wzniesieniu oblanym ze wszystkich stron wodami rzeki i fosy. Podobny jest też plan nieregularnego czworoboku, utworzony przez wysokie mury obronne z jednym skrzydłem mieszkalnym i wieżą w narożniku skrzydła bramnego. Wszystkie elementy zamku wzniesiono z kamieni granitowych i cegły w wiązaniu gotyckim.



Zamek uroczy, ale trza było powoli wracać, tak więc obrałem azymut na Stargard Szczeciński. Przy wjeździe do miasta przywitał mnie krzyż pokutny. Stawiany on był w średniowieczu przez mordercę na pamiątkę zbrodni oraz na znak pokuty. Do postawienia krzyża na miejscu zabójstwa lub wmurowania go w ścianę świątyni zobowiązywał się sprawca w ramach traktatu pokutnego zawieranego z rodziną ofiary.
Morderca mógł uniknąć więzienia i kary, zawierając z rodziną umowę, w której zobowiązywał się pokryć koszty pogrzebu ofiary, procesu sądowego, łożyć na utrzymanie i wychowanie dzieci zabitego, ponadto opłacić jego rodzinie kwotę pokutną, zamówić msze św. i przekazać kościołowi określoną ilość wosku. Kolejnym punktem traktatu była pielgrzymka do świętego miejsca. Na koniec morderca musiał na miejscu zbrodni wystawić krzyż pokutny lub kapliczkę upamiętniającą tragiczne wydarzenie.

W Stargardzie jest całkiem sporo zabytków. Poniżej zdjęcia kilku z nich.
Brama Młyńska, jedyna w Polsce i jedna z dwóch na świecie brama położona nad korytem rzeki, wzniesiona w połowie XV wieku.

Kościół jest unikatem na Pomorzu ponieważ już podczas budowy nadano mu niektóre cechy charakterystyczne dla wschodniej architektury sakralnej, choć był przeznaczony dla protestantów. Świątynia wzniesiona na planie krzyża greckiego z dwiema smukłymi ośmiobocznymi wieżami. Niższa, niedokończona wieża wschodnia posiada ostro słupowy, nieznacznie górujący nad dachem hełm, a pełna wieża zachodnia przykryta jest ośmiobocznym hełmem i mierzy 33 m. Elewacja budynku jest zdobiona motywami roślinnymi i wimpergami.
Po wojnie, do 1951 kościół był wykorzystywany przez katolików. W 1953 świątynię przekazano Polskiemu Autokefalicznemu Kościołowi Prawosławnemu.

Brama Pyrzycka, brama miejska uznawana za najpiękniejszą na Pomorzu, zbudowana pod koniec XIII wieku.

Baszta Tkaczy, zwana także Lodową, wzniesiona w połowie XV wieku. Jej wysokość to 31 m. Nazwa baszty przyjęła się stąd że w przypadku ewentualnego konfliktu odcinek murów pomiędzy bramą Pyrzycką a basztą Tkaczy, miał być broniony właśnie przez cech tkaczy. Od XVIII wieku, w pomieszczeniach dawnego lochu zaczęto magazynować lód, wtedy to też upowszechniła się druga nazwa Baszta Lodowa.


Kościół NMP Królowej Świata pochodzi z XIII wieku, zbudowany w stylu gotyckim przez Heinricha Brunsberga, jest to najwyżej sklepiony kościół w Polsce (32,5 m).

Plac Wolności do XVIII wieku pełnił funkcje miejsca egzekucji, następnie stał się węzłem drogowym. Do 1933 roku plac nosił nazwę Gerichtplatz (Sądowy) od pobliskiego Sądu Krajowego (Landgericht). Pod dojściu nazistów do władzy plac przemianowano na Adolf-Hitler-Platz (Adolfa Hitlera), a centralnej części usytuowano kompozycję w kształcie swastyki. Po zdobyciu miasta przez wojska radzieckie w centrum placu wzniesiono Kolumnę Zwycięstwa, a po jego południowej stronie Mauzoleum Armii Czerwonej, a sam plac zmienił nazwę na Józefa Stalina. Obecną nazwę plac zyskał w 1956 roku.


Brama Wałowa została zbudowana w 1439 roku, posiadała najbardziej rozbudowane przedbramie w Stargardzie. Nazwa pochodzi od wałów ziemnych usypanych przed zewnętrznymi murami miasta. W 1780 rozebrano przedbramie, a cegły przeznaczono na budowę młyna na Inie. Po zniszczeniach II wojny światowej została całkowicie odbudowana. Zrekonstruowano też część renesansową w górnej części budowli. Jest to jedyna w tym regionie brama miejska w stylu renesansowym z reliktami gotyku.

I to by było tyle ze zwiedzania. W Pyrzycach stanąłem sobie przy pomniku dwóch tańczących "lesbijek". Napoiłem się, odsapnąłem i już bez postojów podążyłem do domostwa.

W sumie wyszła mi jedna z dłuższych wycieczek (w tym roku jak na razie najdłuższa) podczas której zobaczyłem sporo ciekawych miejsc.
Pozdrower.
Początek bez sensacji. Prosto na Barlinek, tam na Pełczyce gdzie na chwilę stanąłem w parku imienia Jana Pawła II (ach ten kult jednostki).

Pełczyce - Park Im. Jana Pawła II© donremigio

Pełczyce - Kościół© donremigio

Pełczyce - walący się budynek© donremigio
Za Pełczycami odbiłem na zachód, mniej więcej w kierunku Stargardu Szczecińskiego. Droga w kiepskim stanie, ale po ostatniej wycieczce po Puszczy Noteckiej nic nie jest w stanie mnie już zdziwić.

Droga między Pełczycami a Choszcznem© donremigio
W Brzezinach minąłem stare PGR budynki z widocznymi jeszcze starymi napisami z czasów PRL :)

Brzezina - Hasło z czasów PRL© donremigio

Brzezina - budynki po PRGowskie© donremigio
Za Dolicami skręcam w lewo i jadę w kierunku najbliższego geocache. Podczas jazdy przez ten odcinek, raptem parę kilometrów, miałem pełen przekrój rodzaju nawierzchni. Szutrowa, betonowa i oczywiście nie obyło się też bez bruku.

Droga szutrowa© donremigio

Betonowe płyty© donremigio

Oczywiście nie obyło się też bez bruku© donremigio

Płyty betonowe© donremigio

Trzebień - budynki gospodarcze© donremigio
Wreszcie dojechałem do Loży Olbrzymów. Jest to grobowiec, dzieło społeczności hodowców i rolników zamieszkującej ok. 5000 lat temu Europę Środkową. Był to 70 metrowej, przynajmniej 10 metrowej podstawie i kilkumetrowej wysokości nasyp ziemny, obłożony dodatkowo wieńcem kamieni. Do dziś zostało jedynie kilka kamieni.

Loża Olbrzymów - tutaj ukryty jest geocache© donremigio
Blisko Loży Olbrzymów leży wieś Krępcewo, gdzie miałem do znalezienia kolejny geocache. Jeden przy Stenie Dziękczynnej. Jest to kamień postawiony przez Leopolda van Wedel w XVI wieku jako podziękowanie za szczęśliwą pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Leopold był takim ówczesnym turystą. W 1566 r. zwiedził Węgry, potem w 1575 ruszył na wojnę hugenocką do Francji, w 1577 zwiedził Egipt, Apeniny, Anglię. Po powrocie ruszył do Jerozolimy zwiedzając po drodze Liban, Jaffę, Damaszku, Trypolis, Synaj, Kair. Koleś najwyraźniej nie mógł usiedzieć w domu, bo po powrocie walczył w Niemczech, następnie w kolejnej wojnie hugenockiej we Francji, a w latach 1592-93 w wojnie kolneńskiej.

Krępcewo - brama© donremigio

Wdzięczność podróżnika - Krępcewo© donremigio
Kolejny punkt wycieczki to ruiny Zamku w Krępcewie. W zasadzie zamek już w czasach świetności był niewielki, do dzisiaj ostała się kupka gruzu.

Ruiny zamku w Krępcewie© donremigio

Ruiny zamku - Krępcewo© donremigio
Z ruin rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na góry nawozu.

Widok z ruin© donremigio
Po zwiedzeniu, na bezdechu, "ruin" ruszyłem na poszukiwania Zamku Templariuszy. Po drodze minąłem mostek z walącym się budynkiem hydroforni.

Most na rzece Kwai© donremigio
Wreszcie dojechałem do Pęzina. Zamek Templariuszy robi wrażenie. Szkoda tylko, że bramy były pozamykane (teren prywatny). Zamek został zaprojektowany przez tego samego architekta, który maczał swe palce w pobliskim zamku w Swobnicy. Pierwszy etap budowy zamku rozpoczął się pod koniec XIII w., kiedy posiadająca Pęzino rodzina de Pansin wzniosła tu swoja siedzibę. Następnie dom przejęli Borkowie ze Strzmiela, ale już w 1382 r. sprzedali posiadłość baliwowi zakonu joannitów, Bernardowi von Schulenburg. Transakcję tę zatwierdził Książę Warcisław V, pozwalając Schulenburgowi na wzniesienie nowego zamku w zamian za udział Joannitów w obronie księstwa.
Budowa realizowana była prawdopodobnie przez twórcę zamku Joannitów ze Swobnicy (choć niektóre źródła podają, że budowę rozpoczęli Templariusze). Świadczy o tym podobne usytuowanie budowli na sztucznie usypanym wzniesieniu oblanym ze wszystkich stron wodami rzeki i fosy. Podobny jest też plan nieregularnego czworoboku, utworzony przez wysokie mury obronne z jednym skrzydłem mieszkalnym i wieżą w narożniku skrzydła bramnego. Wszystkie elementy zamku wzniesiono z kamieni granitowych i cegły w wiązaniu gotyckim.

Zamek Templariuszy - Pezino© donremigio

Zamek Templatiuszy - Pęzino© donremigio

Kościół z XVI w Pęzino© donremigio
Zamek uroczy, ale trza było powoli wracać, tak więc obrałem azymut na Stargard Szczeciński. Przy wjeździe do miasta przywitał mnie krzyż pokutny. Stawiany on był w średniowieczu przez mordercę na pamiątkę zbrodni oraz na znak pokuty. Do postawienia krzyża na miejscu zabójstwa lub wmurowania go w ścianę świątyni zobowiązywał się sprawca w ramach traktatu pokutnego zawieranego z rodziną ofiary.
Morderca mógł uniknąć więzienia i kary, zawierając z rodziną umowę, w której zobowiązywał się pokryć koszty pogrzebu ofiary, procesu sądowego, łożyć na utrzymanie i wychowanie dzieci zabitego, ponadto opłacić jego rodzinie kwotę pokutną, zamówić msze św. i przekazać kościołowi określoną ilość wosku. Kolejnym punktem traktatu była pielgrzymka do świętego miejsca. Na koniec morderca musiał na miejscu zbrodni wystawić krzyż pokutny lub kapliczkę upamiętniającą tragiczne wydarzenie.

Stargard Szczeciński - Krzyż Pokutny© donremigio
W Stargardzie jest całkiem sporo zabytków. Poniżej zdjęcia kilku z nich.
Brama Młyńska, jedyna w Polsce i jedna z dwóch na świecie brama położona nad korytem rzeki, wzniesiona w połowie XV wieku.

Brama Młyńska© donremigio
Kościół jest unikatem na Pomorzu ponieważ już podczas budowy nadano mu niektóre cechy charakterystyczne dla wschodniej architektury sakralnej, choć był przeznaczony dla protestantów. Świątynia wzniesiona na planie krzyża greckiego z dwiema smukłymi ośmiobocznymi wieżami. Niższa, niedokończona wieża wschodnia posiada ostro słupowy, nieznacznie górujący nad dachem hełm, a pełna wieża zachodnia przykryta jest ośmiobocznym hełmem i mierzy 33 m. Elewacja budynku jest zdobiona motywami roślinnymi i wimpergami.
Po wojnie, do 1951 kościół był wykorzystywany przez katolików. W 1953 świątynię przekazano Polskiemu Autokefalicznemu Kościołowi Prawosławnemu.

Cerkiew - Stargard Szczeciński© donremigio
Brama Pyrzycka, brama miejska uznawana za najpiękniejszą na Pomorzu, zbudowana pod koniec XIII wieku.

Brama Pyrzycka© donremigio
Baszta Tkaczy, zwana także Lodową, wzniesiona w połowie XV wieku. Jej wysokość to 31 m. Nazwa baszty przyjęła się stąd że w przypadku ewentualnego konfliktu odcinek murów pomiędzy bramą Pyrzycką a basztą Tkaczy, miał być broniony właśnie przez cech tkaczy. Od XVIII wieku, w pomieszczeniach dawnego lochu zaczęto magazynować lód, wtedy to też upowszechniła się druga nazwa Baszta Lodowa.

Baszta Tkaczy© donremigio

Basteja i Baszta Tkaczy© donremigio
Kościół NMP Królowej Świata pochodzi z XIII wieku, zbudowany w stylu gotyckim przez Heinricha Brunsberga, jest to najwyżej sklepiony kościół w Polsce (32,5 m).

Stargard Szczeciński - Kościół pw. NMP Królowej Świata© donremigio
Plac Wolności do XVIII wieku pełnił funkcje miejsca egzekucji, następnie stał się węzłem drogowym. Do 1933 roku plac nosił nazwę Gerichtplatz (Sądowy) od pobliskiego Sądu Krajowego (Landgericht). Pod dojściu nazistów do władzy plac przemianowano na Adolf-Hitler-Platz (Adolfa Hitlera), a centralnej części usytuowano kompozycję w kształcie swastyki. Po zdobyciu miasta przez wojska radzieckie w centrum placu wzniesiono Kolumnę Zwycięstwa, a po jego południowej stronie Mauzoleum Armii Czerwonej, a sam plac zmienił nazwę na Józefa Stalina. Obecną nazwę plac zyskał w 1956 roku.

Stargard Szczeciński - rondo przy placu im Jana Pawła II© donremigio

Pomnik Jana Pawła II© donremigio
Brama Wałowa została zbudowana w 1439 roku, posiadała najbardziej rozbudowane przedbramie w Stargardzie. Nazwa pochodzi od wałów ziemnych usypanych przed zewnętrznymi murami miasta. W 1780 rozebrano przedbramie, a cegły przeznaczono na budowę młyna na Inie. Po zniszczeniach II wojny światowej została całkowicie odbudowana. Zrekonstruowano też część renesansową w górnej części budowli. Jest to jedyna w tym regionie brama miejska w stylu renesansowym z reliktami gotyku.

Brama Wałowa© donremigio
I to by było tyle ze zwiedzania. W Pyrzycach stanąłem sobie przy pomniku dwóch tańczących "lesbijek". Napoiłem się, odsapnąłem i już bez postojów podążyłem do domostwa.

Pyrzyce - Pomnik dwóch tańczących kobiet© donremigio
W sumie wyszła mi jedna z dłuższych wycieczek (w tym roku jak na razie najdłuższa) podczas której zobaczyłem sporo ciekawych miejsc.
Pozdrower.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, coś koło 200 km
Statystyki:
Odległość: 111.50 km;
Czas: 05:50 h
Średnia: 19.11 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 05:50 h
Średnia: 19.11 km/h;
Temperatura:28.0;
powrót z Chojna
Niedziela, 14 lipca 2013 | Komentarze 7
Rano obudził mnie wrzask i ujadanie siostrzenic. Chryste przecież dopiero 9 rano. Zwlokłem się na dół gdzie zostałem zaatakowany przez Helenę. Starałem się zachować stoicki spokój gdy wchodziła mi na głowę.

Hela wreszcie się zmęczyła i po smacznym śniadanku przygotowanym przez szwagra mogłem zająć się pakowaniem roweru. Koło 11 byłem gotowy na wyjazd. Hela najpierw kopnęła mnie w łydkę, a potem pomachała na pożegnanie. Łucja tylko pomachała.
Rozmasowując łydkę ruszyłem na Sieraków. Oczywiście tą parodią drogi asfaltowej. Mijając jezioro Chojno dojrzałem na mapie dość blisko drogi zaznaczonego geokesza. Hmm ... miałem w drodze powrotnej jechać prosto na Gorzów ale ... w sumie ... dość blisko jest ten kesz ... no to skręciłem w las. Już sam początek drogi powinien dać mi do myślenia.

No ale zacisnąłem zęby i pcham rower. Wreszcie doczołgałem się do Księżej Góry przy której ukryty był geocache. Kiedyś na szczycie wzniesienia była wieża widokowa. Ostały się z niej ino fundamenty.


Kesz dość sprawnie znaleziony, łypie więc okiem na mapę i widzę w sumie nie aż tak daleko kolejnego kesza. Hmm ... w sumie jak już tutaj jestem. Chwytam rower i turlam się między górkami, wydmami, zazwyczaj pchając ten cholerny bicykl przez te piachy. Ja pindole co mnie pokusiło. No ale ta cisza i widoki, gdy dopychałem rower na kolejną górkę, rekompensowały wysiłek.



Wreszcie doturlałem się do miejsca ukrycia geokesza. Widok jaki rozciągał się z góry na wrzosowisko zaparł mi dech w piersiach. Ło rany. Zapomniałem o zmęczeniu. Warto było. W tym pięknym miejscu w szczególnie dobitny sposób widać ukształtowanie największego kompleksu wydm wśród lądowych Europy.

Widoczki zacne, ale trza było jechać dalej. Tym bardziej, że czekało mnie parę kilometrów pchania roweru po piachu.
Gdy już dotarłem do drogi asfaltowej obrałem kierunek na Sieraków. Tutaj miałem kolejny dylemat. Mogłem jechać asfaltem na Międzychód i potem na Drezdenko (trasa już w sumie obcykana), albo już na wysokości Sierakowa odbić na północ. Według mapy czekało mnie tam kilkanaście kilometrów leśnego duktu. Wahałem się wiedząc jak tutejsza leśna droga może wyglądać i że moje opony kiepsko nadają się na zapiaszczone drogi. Postanowiłem jednak sprawdzić, najwyżej zawrócę. Droga okazała się nieco częściej uczęszczana przez blachosmrody, dzięki czemu na drodze było nieco mniej piachu. Na tyle że w miarę spokojnie mogłem jechać. Do jazdy tą drogą motywował mnie też geokesz ukryty po drodze.

Co jakiś czas mijałem znaki informujące o tym, że wbrew temu co widzi kierowca, porusza się on właśnie drogą wojewódzką nr. 133. W sumie to po drodze minąłem paru śmiertelnie zdziwionych kierowców.

Wreszcie dojechałem do parkingu leśnego stojącego tuż koło Francuskich Gór. Skąd ta nazwa? Wywodzi się ona z podania o wojskach napoleońskich, które miały kłopoty z przetoczeniem ciężkich armat przez sypki wydmowy piasek. No cóż, nie mieli wtedy drogi wojewódzkiej nr. 133.



Za Francuskimi Górami stan Drogi Wojewódzkiej Nr. 133 znacznie się pogorszył. Znowu zacząłem zakopywać się w piachu. I znowu musiałem pchać rower. No ale zwiedzając Puszczę Notecką trzeba być na to przygotowanym :)
W Drezdenku dosłownie na chwilę zrobiłem sobie przerwę na jagodziankę. Potem już znajomą trasą poturlałem się na Gorzów.


Chojno - gry i zabawy ruchowe na werandzie© donremigio
Hela wreszcie się zmęczyła i po smacznym śniadanku przygotowanym przez szwagra mogłem zająć się pakowaniem roweru. Koło 11 byłem gotowy na wyjazd. Hela najpierw kopnęła mnie w łydkę, a potem pomachała na pożegnanie. Łucja tylko pomachała.
Rozmasowując łydkę ruszyłem na Sieraków. Oczywiście tą parodią drogi asfaltowej. Mijając jezioro Chojno dojrzałem na mapie dość blisko drogi zaznaczonego geokesza. Hmm ... miałem w drodze powrotnej jechać prosto na Gorzów ale ... w sumie ... dość blisko jest ten kesz ... no to skręciłem w las. Już sam początek drogi powinien dać mi do myślenia.

Puszcza Notecka - zapiaszczona droga© donremigio
No ale zacisnąłem zęby i pcham rower. Wreszcie doczołgałem się do Księżej Góry przy której ukryty był geocache. Kiedyś na szczycie wzniesienia była wieża widokowa. Ostały się z niej ino fundamenty.

Księża Góra© donremigio

Rowerek odpoczywał na dole - Księża Góra© donremigio
Kesz dość sprawnie znaleziony, łypie więc okiem na mapę i widzę w sumie nie aż tak daleko kolejnego kesza. Hmm ... w sumie jak już tutaj jestem. Chwytam rower i turlam się między górkami, wydmami, zazwyczaj pchając ten cholerny bicykl przez te piachy. Ja pindole co mnie pokusiło. No ale ta cisza i widoki, gdy dopychałem rower na kolejną górkę, rekompensowały wysiłek.

Puszcza Notecka - leśny dukt© donremigio

Puszcza Notecka© donremigio

Puszcza Notecka - i znowy pchanie roweru© donremigio
Wreszcie doturlałem się do miejsca ukrycia geokesza. Widok jaki rozciągał się z góry na wrzosowisko zaparł mi dech w piersiach. Ło rany. Zapomniałem o zmęczeniu. Warto było. W tym pięknym miejscu w szczególnie dobitny sposób widać ukształtowanie największego kompleksu wydm wśród lądowych Europy.

Puszcza Notecka - piękny widoczek© donremigio
Widoczki zacne, ale trza było jechać dalej. Tym bardziej, że czekało mnie parę kilometrów pchania roweru po piachu.
Gdy już dotarłem do drogi asfaltowej obrałem kierunek na Sieraków. Tutaj miałem kolejny dylemat. Mogłem jechać asfaltem na Międzychód i potem na Drezdenko (trasa już w sumie obcykana), albo już na wysokości Sierakowa odbić na północ. Według mapy czekało mnie tam kilkanaście kilometrów leśnego duktu. Wahałem się wiedząc jak tutejsza leśna droga może wyglądać i że moje opony kiepsko nadają się na zapiaszczone drogi. Postanowiłem jednak sprawdzić, najwyżej zawrócę. Droga okazała się nieco częściej uczęszczana przez blachosmrody, dzięki czemu na drodze było nieco mniej piachu. Na tyle że w miarę spokojnie mogłem jechać. Do jazdy tą drogą motywował mnie też geokesz ukryty po drodze.

Droga między Sierakowem a Borzyskiem© donremigio
Co jakiś czas mijałem znaki informujące o tym, że wbrew temu co widzi kierowca, porusza się on właśnie drogą wojewódzką nr. 133. W sumie to po drodze minąłem paru śmiertelnie zdziwionych kierowców.

Droga wojewódzka 133© donremigio
Wreszcie dojechałem do parkingu leśnego stojącego tuż koło Francuskich Gór. Skąd ta nazwa? Wywodzi się ona z podania o wojskach napoleońskich, które miały kłopoty z przetoczeniem ciężkich armat przez sypki wydmowy piasek. No cóż, nie mieli wtedy drogi wojewódzkiej nr. 133.

Francuskie Góry - Puszcza Notecka© donremigio

Geocache ukryty przy Francuskich Górach© donremigio

Architektura Sanitarna - Puszcza Notecka© donremigio
Za Francuskimi Górami stan Drogi Wojewódzkiej Nr. 133 znacznie się pogorszył. Znowu zacząłem zakopywać się w piachu. I znowu musiałem pchać rower. No ale zwiedzając Puszczę Notecką trzeba być na to przygotowanym :)
W Drezdenku dosłownie na chwilę zrobiłem sobie przerwę na jagodziankę. Potem już znajomą trasą poturlałem się na Gorzów.

Trzebicz - Kosciół© donremigio
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 129.00 km;
Czas: 06:01 h
Średnia: 21.44 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 06:01 h
Średnia: 21.44 km/h;
Temperatura:28.0;
do Chojna do siostrzyczki
Sobota, 13 lipca 2013 | Komentarze 3
Siostra, siedząca z siostrzenicami w domku teściów w Chojnie, spytała się czy bym nie wpadł na weekend. Czemu by nie, pomyślałem sobie. To raptem ~100km, jeśli będę po drodze zwiedzał to wyjdzie może 120.
W sobotę, skoro świt (czyli jakoś po 11) ruszyłem w trasę. Najpierw ścieżką rowerową koło elektrociepłowni, potem na Janczewo i Górki.


Pokręcić się za geokeszami miałem zamiar dopiero w okolicach Międzychodu. Tak więc spokojnym tempem mijałem kolejne wioski.


Trasę znam, tak więc bruk za Świniarami mnie nie zaskoczył. Jednak osobę jadącą kolarzówką ten widok może załamać. Dobrze, że jest pobocze, tak więc można ten odcinek przejechać bez większego telepania.

Koło Międzychodu odbiłem na północ i jadąc ścieżką rowerową "Śladami Radusza" wjechałem w Puszczę Notecką. Wioskę Radusz już opisywałem, przypomnę tylko że kiedyś była to największa wioska w Puszczy Noteckiej, po II Wojnie Światowej w zasadzie zniknęła z mapy.

Na tablicy informacyjnej widać stare zdjęcie karczmy w Raduszu.

A tyle z niej zostało. Dziura i kamienie.

Tuż koło karczmy stoi kapliczka ku czci św. Huberta. W pobliżu ukryty jest geokesz, jednak nie zdołałem go namierzyć.

Niektóre drogi w Puszczy Noteckiej są wyśmienite. Jako, że Puszcza Notecka rośnie na wydmach, sporo jest też piaszczystych dróg po których nie da się jechać MTB, a co dopiero crossem na szosowych oponach :) Ale o tym przekonałem się później.

Kolejny geokesz ukryty był przy pozostałości po fundamentach strażnicy granicznej. Kiedyś w tym miejscu przebiegała granica między Polską a Niemcami.


Czas już mnie nieco gonił, siostra czekała z kolacją, tak więc obrałem azymut ku najbliższemu asfaltowi. W pewnym momencie wjechałem w taki piach, że aż musiałem prowadzić rower. Może to i dobrze, bo po kilkudziesięciu metrach dojrzałem w krzakach jakiś znak. Pewnie jadąc i walcząc z piachem bym go ominął. Zaintrygowany podążyłem za znakiem. Mym oczom ukazała się mogiła. Na nagrobku widniała tylko data 1944.


Podążyłem dalej. Koło Sierakowa odnalazłem dwa geokesze. Jeden z nich ukryty był przy Dąbie Józefa.

Kawałek dalej minąłem stojący przy drodze krzyż. Okazało się, że w tym miejscu podczas okupacji hitlerowskiej założony został obóz pracy dla Polaków. Byli to głównie więźniowie z Wronek. Przebywało tutaj od 50 do 70 więźniów. Podczas likwidacji obozu dwie osoby zostały zabite, ich groby znajdują się na cmentarzu parafialnym w Sierakowie. Resztę więźniów ewakuowano w głąb Niemiec, a ich dalsze losy pozostają dotychczas nieznane.

Minąłem Sieraków i podążyłem ku Chojno City. Na krzyżówce postanowiłem, że pojadę drogą wzdłuż Warty. Na mapie wydawała się być ciekawszą opcją. Po kilkuset metach asfalt zmienił się w polną drogę. Niestety moje opony całkowicie nie dawały sobie rady z piachem ją pokrywającym. Rower po prostu pływał.
Spocony i zasapany, przeklinając wróciłem na krzyżówkę. Z ulgą ucałowałem asfalt. Po chwili asfalt zaczął wyglądać jak ... no sam nie wiem.

Potem nawierzchnia była nieco lepsza, to znaczy mniej dziurawa i pokryta łatami. Trochę mnie tam wytrzęsło, jednak i tam była to lepsza opcja niż walka z piachem.
Po paru kilometrach, telepania się i jazdy slalomem między dziurami, oczom moim ukazał się znak informujący o złym stanie technicznym drogi. Zabawne, bardzo zabawne.

Wreszcie dojechałem do Chojna. Jeszcze chwila ustalania z siostrą gdzie jest domek i mogłem odpocząć.
W sobotę, skoro świt (czyli jakoś po 11) ruszyłem w trasę. Najpierw ścieżką rowerową koło elektrociepłowni, potem na Janczewo i Górki.

Gorzów - Elektrociepłownia© donremigio

Wzorcowa ścieżka rowerowa© donremigio
Pokręcić się za geokeszami miałem zamiar dopiero w okolicach Międzychodu. Tak więc spokojnym tempem mijałem kolejne wioski.

Warta - okolice Skwierzyny© donremigio

Świniary - Kosciół z XIX wieku© donremigio
Trasę znam, tak więc bruk za Świniarami mnie nie zaskoczył. Jednak osobę jadącą kolarzówką ten widok może załamać. Dobrze, że jest pobocze, tak więc można ten odcinek przejechać bez większego telepania.

Tymczasem za Świniarami© donremigio
Koło Międzychodu odbiłem na północ i jadąc ścieżką rowerową "Śladami Radusza" wjechałem w Puszczę Notecką. Wioskę Radusz już opisywałem, przypomnę tylko że kiedyś była to największa wioska w Puszczy Noteckiej, po II Wojnie Światowej w zasadzie zniknęła z mapy.

W tym miejscu hitlerrowcy zastrzelili w 1944 dwóch Rosjan uciekinierów z obozu koncentracyjnego© donremigio
Na tablicy informacyjnej widać stare zdjęcie karczmy w Raduszu.

Radusz - Karczma© donremigio
A tyle z niej zostało. Dziura i kamienie.

Radusz - Karczma dzisiaj© donremigio
Tuż koło karczmy stoi kapliczka ku czci św. Huberta. W pobliżu ukryty jest geokesz, jednak nie zdołałem go namierzyć.

Kapliczka ku czci św. Huberta© donremigio
Niektóre drogi w Puszczy Noteckiej są wyśmienite. Jako, że Puszcza Notecka rośnie na wydmach, sporo jest też piaszczystych dróg po których nie da się jechać MTB, a co dopiero crossem na szosowych oponach :) Ale o tym przekonałem się później.

Puszcza Notecka© donremigio
Kolejny geokesz ukryty był przy pozostałości po fundamentach strażnicy granicznej. Kiedyś w tym miejscu przebiegała granica między Polską a Niemcami.

Puszcza Notecka - Strażnica© donremigio

Puszcza Notecka - Strażnica© donremigio
Czas już mnie nieco gonił, siostra czekała z kolacją, tak więc obrałem azymut ku najbliższemu asfaltowi. W pewnym momencie wjechałem w taki piach, że aż musiałem prowadzić rower. Może to i dobrze, bo po kilkudziesięciu metrach dojrzałem w krzakach jakiś znak. Pewnie jadąc i walcząc z piachem bym go ominął. Zaintrygowany podążyłem za znakiem. Mym oczom ukazała się mogiła. Na nagrobku widniała tylko data 1944.

Puszcza Notecka - znak kierujący do mogiły© donremigio

Puszcza Notecka - Mogiła© donremigio
Podążyłem dalej. Koło Sierakowa odnalazłem dwa geokesze. Jeden z nich ukryty był przy Dąbie Józefa.

Dąb Józefa© donremigio
Kawałek dalej minąłem stojący przy drodze krzyż. Okazało się, że w tym miejscu podczas okupacji hitlerowskiej założony został obóz pracy dla Polaków. Byli to głównie więźniowie z Wronek. Przebywało tutaj od 50 do 70 więźniów. Podczas likwidacji obozu dwie osoby zostały zabite, ich groby znajdują się na cmentarzu parafialnym w Sierakowie. Resztę więźniów ewakuowano w głąb Niemiec, a ich dalsze losy pozostają dotychczas nieznane.

Hitlerowski obóz pracy - krzyż© donremigio
Minąłem Sieraków i podążyłem ku Chojno City. Na krzyżówce postanowiłem, że pojadę drogą wzdłuż Warty. Na mapie wydawała się być ciekawszą opcją. Po kilkuset metach asfalt zmienił się w polną drogę. Niestety moje opony całkowicie nie dawały sobie rady z piachem ją pokrywającym. Rower po prostu pływał.

Kapliczka przy polnej drodze© donremigio
Spocony i zasapany, przeklinając wróciłem na krzyżówkę. Z ulgą ucałowałem asfalt. Po chwili asfalt zaczął wyglądać jak ... no sam nie wiem.

Droga między Sierakowem a Chojnem© donremigio
Potem nawierzchnia była nieco lepsza, to znaczy mniej dziurawa i pokryta łatami. Trochę mnie tam wytrzęsło, jednak i tam była to lepsza opcja niż walka z piachem.
Po paru kilometrach, telepania się i jazdy slalomem między dziurami, oczom moim ukazał się znak informujący o złym stanie technicznym drogi. Zabawne, bardzo zabawne.

Droga między Sierakowem i Chojnem© donremigio
Wreszcie dojechałem do Chojna. Jeszcze chwila ustalania z siostrą gdzie jest domek i mogłem odpocząć.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 71.00 km;
Czas: 02:40 h
Średnia: 26.62 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 02:40 h
Średnia: 26.62 km/h;
Temperatura:28.0;
Strzelce - Danków - Gorzów
Sobota, 6 lipca 2013 | Komentarze 2
Dzisiaj za dużo czasu nie miałem, musiałem wrócić przed południem, tak więc zrobiłem sobie pętelkę przez Strzelce Krajeńskie i Danków. W Strzelcach znalazłem nawet geocache ale .. nie miałem nic do pisania. Najwyżej wpiszę się do logbooka innym razem.
Gdy siedziałem sobie na ławeczce zagadała do mnie kobiecina sprzątająca okolice. Tak sobie gadamy, gadamy, "A to Pan aż z Gorzowa tak jedzie ojejku" itp, i gdy siadałem już na rower to zaproponowała mi, z zalotnym uśmiechem na twarzy, bym odświeżył się w stojącym obok placu szalecie miejskim, którym ona się też zajmuje. Za darmo, dorzuciła nawet.
Ta wizja mnie przeraziła. Jeszcze bym się obudził z gaciami opuszczonymi do kolan. Wyrwałem więc do przodu, nie oglądając się za siebie, i pognałem na Danków.



Gdy siedziałem sobie na ławeczce zagadała do mnie kobiecina sprzątająca okolice. Tak sobie gadamy, gadamy, "A to Pan aż z Gorzowa tak jedzie ojejku" itp, i gdy siadałem już na rower to zaproponowała mi, z zalotnym uśmiechem na twarzy, bym odświeżył się w stojącym obok placu szalecie miejskim, którym ona się też zajmuje. Za darmo, dorzuciła nawet.
Ta wizja mnie przeraziła. Jeszcze bym się obudził z gaciami opuszczonymi do kolan. Wyrwałem więc do przodu, nie oglądając się za siebie, i pognałem na Danków.

Strzelce Krajeńskie - Tołer© donremigio

Strzelce Krajeńskie - Ryneczek© donremigio

Strzelce Krajeńskie - Kościół© donremigio
Kategoria Wokół Gorzowa, Fotorelacja
Statystyki:
Odległość: 151.50 km;
Czas: 06:15 h
Średnia: 24.24 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 06:15 h
Średnia: 24.24 km/h;
Temperatura:25.0;
Geocachowo - Drezdenko - Dobiegniew - Klasztor Pocysterski
Niedziela, 30 czerwca 2013 | Komentarze 4
Wyjazd koło 11 ze Sławkiem. Trasa na początku bez fajerwerków, przez Lipki Wielkie wzdłuż Puszczy Noteckiej do Drezdenka.
W Trzebiczu, tuż przed Drezdenkiem, naszą uwagę przykuł przedziwny dom.
Z tego co udało mi się znaleźć jest to willa fabrykancka wybudowana na planie ośmioramiennej gwiazdy (mi się wydawała okrągła). Powstała w latach 20. XX wieku na zlecenie właściciela tamtejszego tartaku - Meiera.
Budynek zrobił na mnie wrażenie.


Potem już prosto na Drezdenko gdzie znalezliśmy pierwszy tego dnia kesz. Ukryty był przy popiersiu Kościuszki wyglądającym jak Michael Jackson :)
Potem udaliśmy się po kesz ukryty przy rozpadającej się wieży ciśnień. Miejscówka robi wrażenie, jednak zamiast kesza znaleźliśmy tylko zniszczone resztki. Jakiś wandal tubylec musiał znaleźć i mimo napisów, że to nie śmieć i by odłożyć w razie przypadkowego znalezienia, po prostu podeptał pojemnik.
Rys historyczny wieży
"Wodociągowa wieża ciśnień zlokalizowana jest na południe od centrum Drezdenka, w obrębie Miejskiego Zakładu Wodociągowego i Kanalizacji.
Budowla została wzniesiona jako element zakładu w latach 1906-1907, według projektu inż. Heinricha Ehlerta z Düsseldorfu. W pobliżu usytuowana jest dawna gazownia, rzeźnia miejska oraz fabryka cygierniczek.
Wieża składa się z dwóch części: stalowego zbiornika wodnego typu Intze oraz murowanego trzonu, na którym wsparty jest zbiornik wodny. Instalację uzdatniania wody i stację pomp zlokalizowano poza wieżą, w osobnych, wolnostojących budynkach. Budowla jest podpiwniczona. Wewnątrz znajduje się sześć kondygnacji. Wejście znajduje się po stronie wschodniej.
Wobec wieloletnich zaniedbań stan techniczny wieży jest zły. W ostatnim czasie po interwencji Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego wykonano remont zabezpieczający zbiornika."


Ogólnie miasteczko bardzo zadbane. Spodobało mi się.

Z Drezdenka udaliśmy się ku Dobiegniew City. Odcinek nieco męczący bo kilkanaście km pod górkę. Nie była to jakaś stromizna ale deptać nieco trza było.
W Dobiegniewie też mieliśmy wyrwać kesza, ale nie udało nam się go namierzyć.



Po lekkim popasie w Dobiegniewie ruszyliśmy na północ do Bierzwnika gdzie jest stary pocysterski klasztor. Oczywiście z ukrytym w okolicy geocache :)
Historia klasztoru sięga 1294 r., kiedy to cystersi z Kołbacza po otrzymaniu nadań ziemskich, przybyli w odludne okolice dzisiejszego Bierzwnika i założyli opactwo. Klasztor rozwijał się prężnie, ponieważ cystersi byli mistrzami ówczesnej sztuki rolniczej. Kres opactwa nastąpił w 1539 r. margrabia Jan panujący w Nowej Marchii przeszedł na luteranizm i zarządził kasację klasztoru. Z dóbr klasztornych zorganizowano domenę państwową - lokalny ośrodek władzy.
Obecnie zespół klasztorny obejmuje kościół wraz z dwoma jednopiętrowymi skrzydłami klasztornymi (pierwotnie dwupiętrowymi). Pozostałe skrzydło klasztoru oraz kościół są w trakcie odbudowy. Wewnątrz zachowało się sporo detali architektonicznych.
Opodal głównych zabudowań stoją imponujące ruiny tzw. browaru (w rzeczywistości domu gościnnego).
Ze Sławkiem zauważyliśmy, że trwa odbudowa zniszczonej części klasztoru.







Więcej o klasztorze można poczytać TUTAJ
Klasztor piękny, trza było jednak powoli kierować się ku domostwom. Ruszyliśmy więc na zachód.

Po drodze w Gilowie mieliśmy jeszcze dwa kesze do znalezienia. Jeden przy starym cmentarzu ewangelickim.


Drugi przy wieży widokowej, pozostałości po pałacu, zbudowanym w XVI w przez Joachima Friedricha Geinfelde. Kolejnymi właścicielami majątku byli von Bornstedtowie z Ogard, von Billerbeckowie oraz von Papsteinowie z Dankowa, a na początku XIX wieku - von Schönebeckowie. Podobnie jak zespół folwarczny w Dankowie, pałac został zniszczony doszczętnie przez żołnierzy radzieckich podczas II Wojny Światowej.

Potem już prosto na Gorzów przez Danków. Wycieczka wielce udana.
W Trzebiczu, tuż przed Drezdenkiem, naszą uwagę przykuł przedziwny dom.
Z tego co udało mi się znaleźć jest to willa fabrykancka wybudowana na planie ośmioramiennej gwiazdy (mi się wydawała okrągła). Powstała w latach 20. XX wieku na zlecenie właściciela tamtejszego tartaku - Meiera.
Budynek zrobił na mnie wrażenie.

Trzebicz - willa© donremigio

Trzebicz - willa© donremigio
Potem już prosto na Drezdenko gdzie znalezliśmy pierwszy tego dnia kesz. Ukryty był przy popiersiu Kościuszki wyglądającym jak Michael Jackson :)
Potem udaliśmy się po kesz ukryty przy rozpadającej się wieży ciśnień. Miejscówka robi wrażenie, jednak zamiast kesza znaleźliśmy tylko zniszczone resztki. Jakiś wandal tubylec musiał znaleźć i mimo napisów, że to nie śmieć i by odłożyć w razie przypadkowego znalezienia, po prostu podeptał pojemnik.
Rys historyczny wieży
"Wodociągowa wieża ciśnień zlokalizowana jest na południe od centrum Drezdenka, w obrębie Miejskiego Zakładu Wodociągowego i Kanalizacji.
Budowla została wzniesiona jako element zakładu w latach 1906-1907, według projektu inż. Heinricha Ehlerta z Düsseldorfu. W pobliżu usytuowana jest dawna gazownia, rzeźnia miejska oraz fabryka cygierniczek.
Wieża składa się z dwóch części: stalowego zbiornika wodnego typu Intze oraz murowanego trzonu, na którym wsparty jest zbiornik wodny. Instalację uzdatniania wody i stację pomp zlokalizowano poza wieżą, w osobnych, wolnostojących budynkach. Budowla jest podpiwniczona. Wewnątrz znajduje się sześć kondygnacji. Wejście znajduje się po stronie wschodniej.
Wobec wieloletnich zaniedbań stan techniczny wieży jest zły. W ostatnim czasie po interwencji Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego wykonano remont zabezpieczający zbiornika."

Drezdenko - Wieża ciśnień© donremigio

Drezdenko - Wieża ciśnień© donremigio
Ogólnie miasteczko bardzo zadbane. Spodobało mi się.

Drezdenko - deptak© donremigio
Z Drezdenka udaliśmy się ku Dobiegniew City. Odcinek nieco męczący bo kilkanaście km pod górkę. Nie była to jakaś stromizna ale deptać nieco trza było.
W Dobiegniewie też mieliśmy wyrwać kesza, ale nie udało nam się go namierzyć.

Dobiegniew - Parafia pw. św. Józefa© donremigio

Dobiegniew - Pomnik Czynu Żołnierskiego© donremigio

Dobiegniew - Bocianie Gniazdo© donremigio
Po lekkim popasie w Dobiegniewie ruszyliśmy na północ do Bierzwnika gdzie jest stary pocysterski klasztor. Oczywiście z ukrytym w okolicy geocache :)
Historia klasztoru sięga 1294 r., kiedy to cystersi z Kołbacza po otrzymaniu nadań ziemskich, przybyli w odludne okolice dzisiejszego Bierzwnika i założyli opactwo. Klasztor rozwijał się prężnie, ponieważ cystersi byli mistrzami ówczesnej sztuki rolniczej. Kres opactwa nastąpił w 1539 r. margrabia Jan panujący w Nowej Marchii przeszedł na luteranizm i zarządził kasację klasztoru. Z dóbr klasztornych zorganizowano domenę państwową - lokalny ośrodek władzy.
Obecnie zespół klasztorny obejmuje kościół wraz z dwoma jednopiętrowymi skrzydłami klasztornymi (pierwotnie dwupiętrowymi). Pozostałe skrzydło klasztoru oraz kościół są w trakcie odbudowy. Wewnątrz zachowało się sporo detali architektonicznych.
Opodal głównych zabudowań stoją imponujące ruiny tzw. browaru (w rzeczywistości domu gościnnego).
Ze Sławkiem zauważyliśmy, że trwa odbudowa zniszczonej części klasztoru.

Bierzwnik - klasztor pocysterski© donremigio

Bierzwnik - klasztor pocysterski - Browar© donremigio

Bierzwnik - klasztor pocysterski - Wirydarz© donremigio

Bierzwik - klasztor - Browar© donremigio

Bierzwnik - klasztor - remont© donremigio

Bierzwnik - klasztor - dzwonnica© donremigio

Bierzwnik - Browar - gdzieś tutaj jest ukryty kesz© donremigio
Więcej o klasztorze można poczytać TUTAJ
Klasztor piękny, trza było jednak powoli kierować się ku domostwom. Ruszyliśmy więc na zachód.

Droga między Bierzwnikiem a .. resztą świata© donremigio
Po drodze w Gilowie mieliśmy jeszcze dwa kesze do znalezienia. Jeden przy starym cmentarzu ewangelickim.

Cmentarz ewangelicki - Gilów© donremigio

Gilów - cmentarz ewangelicki© donremigio
Drugi przy wieży widokowej, pozostałości po pałacu, zbudowanym w XVI w przez Joachima Friedricha Geinfelde. Kolejnymi właścicielami majątku byli von Bornstedtowie z Ogard, von Billerbeckowie oraz von Papsteinowie z Dankowa, a na początku XIX wieku - von Schönebeckowie. Podobnie jak zespół folwarczny w Dankowie, pałac został zniszczony doszczętnie przez żołnierzy radzieckich podczas II Wojny Światowej.

Gilów - wieża widokowa© donremigio
Potem już prosto na Gorzów przez Danków. Wycieczka wielce udana.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa