Wpisy archiwalne w kategorii
Wokół Gorzowa
Dystans całkowity: | 10328.63 km (w terenie 868.00 km; 8.40%) |
Czas w ruchu: | 443:13 |
Średnia prędkość: | 23.30 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.00 km/h |
Maks. tętno średnie: | 154 (74 %) |
Suma kalorii: | 155429 kcal |
Liczba aktywności: | 160 |
Średnio na aktywność: | 64.55 km i 2h 46m |
Więcej statystyk |
Statystyki:
Odległość: 40.00 km;
Czas: 01:45 h
Średnia: 22.86 km/h;
Temperatura:20.0;
Czas: 01:45 h
Średnia: 22.86 km/h;
Temperatura:20.0;
testowa wycieczka pod namiot
Sobota, 31 sierpnia 2013 | Komentarze 2
Miało być dalej, ale aura i prognozy pogody nie zachęcały do dłuższej jazdy. Jako, że w sumie byliśmy już spakowani, to w ramach projektu "Testujemy Namioty" wybraliśmy się w okolice Lip gdzie na cypelku rozbiliśmy namioty, rozpaliliśmy ognisko i usmażyliśmy kiełbaski. Ja sobie jeszcze przy zachodzącym słońcu popływałem w jeziorze. Woda wręcz krystalicznie czysta.
W namiotach schowaliśmy się akurat jak zaczęło padać. Namioty zdały egzamin. I to by było na tyle z tej pasjonujące relacji z pierwszej wyprawy z namiotem ;)

W namiotach schowaliśmy się akurat jak zaczęło padać. Namioty zdały egzamin. I to by było na tyle z tej pasjonujące relacji z pierwszej wyprawy z namiotem ;)

Fjordy Nanseny© donremigio
Kategoria Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 107.00 km;
Czas: 03:44 h
Średnia: 28.66 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 03:44 h
Średnia: 28.66 km/h;
Temperatura:28.0;
Bikestats na pikniku lotniczym
Sobota, 24 sierpnia 2013 | Komentarze 5
Mieliśmy spotkać się z ekipą w Santoku, ale ze Sławkiem wyjechaliśmy nieco późno tak więc ekipę (Tomek, Michał, Bartek, Robak) spotykamy dopiero w Trzebiczu, gdzie na prywatnym lotnisku odbywał się piknik lotniczy.
Zamiast samolotu przywitał nas Rolls Royce.

Potem zrobiło się już lotniczo. Po niebie latały samoloty, helikoptery, skakali skoczkowie, na scenie śpiewała niewiasta, a w rytm muzyki renciści wymachiwali swoimi laskami. Ciekawe co na to ZUS.









Obiekty latające ciekawe, no ale trza było wracać. Przy sklepie spożywczym zatrzymaliśmy się by uzupełnić bidony. Bartek pojechał dalej. No to go gonimy. Tak się skupiliśmy na kręceniu korbami, że zapomnieliśmy że Robak jedzie na MTB i zapierdzielać 40km/h to tym nie jest łatwo. Doganiamy Bartka, a na Robaka czekamy w Santoku. W Gorzowie ze Sławkiem odłączamy się i jedziemy do domostw.
Super wycieczka. I było na co popatrzeć, i pokręciło się nieco korbą.

Zamiast samolotu przywitał nas Rolls Royce.

Jedni jeżdżą rowerami, inni limuzynami© donremigio
Potem zrobiło się już lotniczo. Po niebie latały samoloty, helikoptery, skakali skoczkowie, na scenie śpiewała niewiasta, a w rytm muzyki renciści wymachiwali swoimi laskami. Ciekawe co na to ZUS.

Antonow An-2© donremigio

Motolotnia© donremigio

Motoszybowiec© donremigio

Jedne samoloty lądowały, inne startowały© donremigio

Po niebie latały różne rzeczy. To chyba jakiś przedskoczek© donremigio

Skoczek spadochronowy© donremigio

Jedni palili w powietrzu gumę© donremigio

Inni latali bokiem© donremigio

Lądująca Wilga© donremigio
Obiekty latające ciekawe, no ale trza było wracać. Przy sklepie spożywczym zatrzymaliśmy się by uzupełnić bidony. Bartek pojechał dalej. No to go gonimy. Tak się skupiliśmy na kręceniu korbami, że zapomnieliśmy że Robak jedzie na MTB i zapierdzielać 40km/h to tym nie jest łatwo. Doganiamy Bartka, a na Robaka czekamy w Santoku. W Gorzowie ze Sławkiem odłączamy się i jedziemy do domostw.
Super wycieczka. I było na co popatrzeć, i pokręciło się nieco korbą.

Plecy i tylnie części pleców Tomka i Michała© donremigio
Kategoria Fotorelacja, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 210.00 km;
Czas: 08:29 h
Średnia: 24.75 km/h;
Temperatura:35.0;
Czas: 08:29 h
Średnia: 24.75 km/h;
Temperatura:35.0;
Bitwa o Cedynię
Sobota, 3 sierpnia 2013 | Komentarze 7
Bardzo dawno temu. Naprawdę bardzo dawno temu. Wręcz eony temu, daliśmy pod Cedynią łupnia Niemcom. Miejsce to jest o rzut rowerem i głupio że nigdy tam nie byłem. Blisko jest też najdalej wysunięty za zachód punkt Polski. Tak więc jest to chyba dość oczywisty cel wycieczki rowerowej.
Najpierw na Myślibórz i Chojna. Spory kawałek niezłym tempem kręciliśmy za traktorem.

Wtem, niespodziewanie w Trzcinsko-Zdrój minęliśmy dwie baszty. Wielce mnie one zaintrygowały, tak więc przystanęliśmy by je sobie obejrzeć. Sławek tęsknie obejrzał się za oddalającym się traktorem.

Jedziemy dalej na Chojna. W Chojna pochłaniamy po kebabie i kręcimy się nieco po mieście.









Jedziemy dalej na Cedynię, najbardziej wysunięte na zachód miasto. Asfalt rozgrzany jak patelnia, z pół bije żar. Gdzieś w połowie drogi do Cedyni zderzamy się z okrutnym podjazdem. Ja pindole. Kiedy on się skończy. Wycieńczeni dojeżdżamy do Cedyni, gdzie jest prawdopodobnie najbardziej pochyły ryneczek w Polsce. Bardzo to możliwe. Padamy w cieniu wieży widokowej i leżymy z pół godziny.

Wcinamy po lodzie i jedziemy pod pomnik w miejscu gdzie odbyła się bitwa. To tutaj w 972 roku pod grodem Mieszko I i jego brat Czcibor bili Niemców po hełmie.


Obieramy kierunek na Osinów Dolny, będący w sumie jednym wielkim straganem dla Niemców. Z każdej strony atakują nas niemieckojęzyczne reklamy. Przy granicy stoi nawet hala targowa, ale chyba cały handel odbywa się na straganach przed pustą halą. Naprzeciw hali stoi Pomnik Matki Polki.

Kierujemy się na południe i jadąc wzdłuż Odry mijamy pomniki poświęcone żołnierzom poległym podczas forsowania rzeki.



Dojeżdżamy do Siekierek, gdzie stoi jako pomnik czołg IS-2. Maszyna należała do polskiego 4. Samodzielnego Pułku Czołgów i w okresie od lipca 1944 r. do maja 1945 r. przebyła szlak bojowy liczący w sumie prawie 1300 km.

Obok jest Cmentarz Wojenny I Armii Wojska Polskiego. Wiosną 1945 r. saperzy organizowali tu przeprawę pontonowo - mostową. Ci, którzy polegli podczas forsowania Odry jak i walk o Berlin, leżą na tym cmentarzu. Cmentarz ten jest jednym z najlepiej utrzymanych tego typu miejsc pamięci w Polsce.
Prócz - około 2.000 mogił żołnierskich znajduje się na nim pomnik dłuta Sławomira Lewińskiego przedstawiający na tle żagli obelisk z dwoma mieczami i matkę tulącą do siebie dziecko.

W Mieszkowicach przystajemy przy pomniku Mieszka I i uzupełniamy płyny.

Potem to już kręcenie na wschód ku domostwom.
Najpierw na Myślibórz i Chojna. Spory kawałek niezłym tempem kręciliśmy za traktorem.

Siedząc na kole traktora© donremigio
Wtem, niespodziewanie w Trzcinsko-Zdrój minęliśmy dwie baszty. Wielce mnie one zaintrygowały, tak więc przystanęliśmy by je sobie obejrzeć. Sławek tęsknie obejrzał się za oddalającym się traktorem.

Trzcińsko-Zdrój - Baszta© donremigio
Jedziemy dalej na Chojna. W Chojna pochłaniamy po kebabie i kręcimy się nieco po mieście.

Chojna - Baszta© donremigio

Kosciół Mariacki - Chojna© donremigio

Kościół Mariacki - Chojna© donremigio

Dawny ratusz - dziś dom kultury© donremigio

Chojna - Baszta© donremigio

Cmentarz żołnierzy radzieckich© donremigio

Ruiny kaplicy św. Gertrudy© donremigio

Ruiny kaplicy św. Gertrudy© donremigio

Poradzieckie lotnisko - wieża© donremigio
Jedziemy dalej na Cedynię, najbardziej wysunięte na zachód miasto. Asfalt rozgrzany jak patelnia, z pół bije żar. Gdzieś w połowie drogi do Cedyni zderzamy się z okrutnym podjazdem. Ja pindole. Kiedy on się skończy. Wycieńczeni dojeżdżamy do Cedyni, gdzie jest prawdopodobnie najbardziej pochyły ryneczek w Polsce. Bardzo to możliwe. Padamy w cieniu wieży widokowej i leżymy z pół godziny.

Cedynia - Wieża widokowa© donremigio
Wcinamy po lodzie i jedziemy pod pomnik w miejscu gdzie odbyła się bitwa. To tutaj w 972 roku pod grodem Mieszko I i jego brat Czcibor bili Niemców po hełmie.

Bitwa o Cedynię© donremigio

Bitwa o Cedynię© donremigio
Obieramy kierunek na Osinów Dolny, będący w sumie jednym wielkim straganem dla Niemców. Z każdej strony atakują nas niemieckojęzyczne reklamy. Przy granicy stoi nawet hala targowa, ale chyba cały handel odbywa się na straganach przed pustą halą. Naprzeciw hali stoi Pomnik Matki Polki.

Pomnik Matki Polki© donremigio
Kierujemy się na południe i jadąc wzdłuż Odry mijamy pomniki poświęcone żołnierzom poległym podczas forsowania rzeki.

Pomnik poświęcony Żołnierzom Polskim© donremigio

Kolejny pomnik poświęcony Żołnierzom Polskim© donremigio

Chwała Bohaterom I Armii Wojska Polskiego© donremigio
Dojeżdżamy do Siekierek, gdzie stoi jako pomnik czołg IS-2. Maszyna należała do polskiego 4. Samodzielnego Pułku Czołgów i w okresie od lipca 1944 r. do maja 1945 r. przebyła szlak bojowy liczący w sumie prawie 1300 km.

Czołg w Siekierkach© donremigio
Obok jest Cmentarz Wojenny I Armii Wojska Polskiego. Wiosną 1945 r. saperzy organizowali tu przeprawę pontonowo - mostową. Ci, którzy polegli podczas forsowania Odry jak i walk o Berlin, leżą na tym cmentarzu. Cmentarz ten jest jednym z najlepiej utrzymanych tego typu miejsc pamięci w Polsce.
Prócz - około 2.000 mogił żołnierskich znajduje się na nim pomnik dłuta Sławomira Lewińskiego przedstawiający na tle żagli obelisk z dwoma mieczami i matkę tulącą do siebie dziecko.

Cmentarz Wojenny I Armii Wojska Polskiego w Siekierkach© donremigio
W Mieszkowicach przystajemy przy pomniku Mieszka I i uzupełniamy płyny.

Mieszkowice - Pomnik Mieszka I© donremigio
Potem to już kręcenie na wschód ku domostwom.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa, coś koło 200 km
Statystyki:
Odległość: 111.50 km;
Czas: 05:50 h
Średnia: 19.11 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 05:50 h
Średnia: 19.11 km/h;
Temperatura:28.0;
powrót z Chojna
Niedziela, 14 lipca 2013 | Komentarze 7
Rano obudził mnie wrzask i ujadanie siostrzenic. Chryste przecież dopiero 9 rano. Zwlokłem się na dół gdzie zostałem zaatakowany przez Helenę. Starałem się zachować stoicki spokój gdy wchodziła mi na głowę.

Hela wreszcie się zmęczyła i po smacznym śniadanku przygotowanym przez szwagra mogłem zająć się pakowaniem roweru. Koło 11 byłem gotowy na wyjazd. Hela najpierw kopnęła mnie w łydkę, a potem pomachała na pożegnanie. Łucja tylko pomachała.
Rozmasowując łydkę ruszyłem na Sieraków. Oczywiście tą parodią drogi asfaltowej. Mijając jezioro Chojno dojrzałem na mapie dość blisko drogi zaznaczonego geokesza. Hmm ... miałem w drodze powrotnej jechać prosto na Gorzów ale ... w sumie ... dość blisko jest ten kesz ... no to skręciłem w las. Już sam początek drogi powinien dać mi do myślenia.

No ale zacisnąłem zęby i pcham rower. Wreszcie doczołgałem się do Księżej Góry przy której ukryty był geocache. Kiedyś na szczycie wzniesienia była wieża widokowa. Ostały się z niej ino fundamenty.


Kesz dość sprawnie znaleziony, łypie więc okiem na mapę i widzę w sumie nie aż tak daleko kolejnego kesza. Hmm ... w sumie jak już tutaj jestem. Chwytam rower i turlam się między górkami, wydmami, zazwyczaj pchając ten cholerny bicykl przez te piachy. Ja pindole co mnie pokusiło. No ale ta cisza i widoki, gdy dopychałem rower na kolejną górkę, rekompensowały wysiłek.



Wreszcie doturlałem się do miejsca ukrycia geokesza. Widok jaki rozciągał się z góry na wrzosowisko zaparł mi dech w piersiach. Ło rany. Zapomniałem o zmęczeniu. Warto było. W tym pięknym miejscu w szczególnie dobitny sposób widać ukształtowanie największego kompleksu wydm wśród lądowych Europy.

Widoczki zacne, ale trza było jechać dalej. Tym bardziej, że czekało mnie parę kilometrów pchania roweru po piachu.
Gdy już dotarłem do drogi asfaltowej obrałem kierunek na Sieraków. Tutaj miałem kolejny dylemat. Mogłem jechać asfaltem na Międzychód i potem na Drezdenko (trasa już w sumie obcykana), albo już na wysokości Sierakowa odbić na północ. Według mapy czekało mnie tam kilkanaście kilometrów leśnego duktu. Wahałem się wiedząc jak tutejsza leśna droga może wyglądać i że moje opony kiepsko nadają się na zapiaszczone drogi. Postanowiłem jednak sprawdzić, najwyżej zawrócę. Droga okazała się nieco częściej uczęszczana przez blachosmrody, dzięki czemu na drodze było nieco mniej piachu. Na tyle że w miarę spokojnie mogłem jechać. Do jazdy tą drogą motywował mnie też geokesz ukryty po drodze.

Co jakiś czas mijałem znaki informujące o tym, że wbrew temu co widzi kierowca, porusza się on właśnie drogą wojewódzką nr. 133. W sumie to po drodze minąłem paru śmiertelnie zdziwionych kierowców.

Wreszcie dojechałem do parkingu leśnego stojącego tuż koło Francuskich Gór. Skąd ta nazwa? Wywodzi się ona z podania o wojskach napoleońskich, które miały kłopoty z przetoczeniem ciężkich armat przez sypki wydmowy piasek. No cóż, nie mieli wtedy drogi wojewódzkiej nr. 133.



Za Francuskimi Górami stan Drogi Wojewódzkiej Nr. 133 znacznie się pogorszył. Znowu zacząłem zakopywać się w piachu. I znowu musiałem pchać rower. No ale zwiedzając Puszczę Notecką trzeba być na to przygotowanym :)
W Drezdenku dosłownie na chwilę zrobiłem sobie przerwę na jagodziankę. Potem już znajomą trasą poturlałem się na Gorzów.


Chojno - gry i zabawy ruchowe na werandzie© donremigio
Hela wreszcie się zmęczyła i po smacznym śniadanku przygotowanym przez szwagra mogłem zająć się pakowaniem roweru. Koło 11 byłem gotowy na wyjazd. Hela najpierw kopnęła mnie w łydkę, a potem pomachała na pożegnanie. Łucja tylko pomachała.
Rozmasowując łydkę ruszyłem na Sieraków. Oczywiście tą parodią drogi asfaltowej. Mijając jezioro Chojno dojrzałem na mapie dość blisko drogi zaznaczonego geokesza. Hmm ... miałem w drodze powrotnej jechać prosto na Gorzów ale ... w sumie ... dość blisko jest ten kesz ... no to skręciłem w las. Już sam początek drogi powinien dać mi do myślenia.

Puszcza Notecka - zapiaszczona droga© donremigio
No ale zacisnąłem zęby i pcham rower. Wreszcie doczołgałem się do Księżej Góry przy której ukryty był geocache. Kiedyś na szczycie wzniesienia była wieża widokowa. Ostały się z niej ino fundamenty.

Księża Góra© donremigio

Rowerek odpoczywał na dole - Księża Góra© donremigio
Kesz dość sprawnie znaleziony, łypie więc okiem na mapę i widzę w sumie nie aż tak daleko kolejnego kesza. Hmm ... w sumie jak już tutaj jestem. Chwytam rower i turlam się między górkami, wydmami, zazwyczaj pchając ten cholerny bicykl przez te piachy. Ja pindole co mnie pokusiło. No ale ta cisza i widoki, gdy dopychałem rower na kolejną górkę, rekompensowały wysiłek.

Puszcza Notecka - leśny dukt© donremigio

Puszcza Notecka© donremigio

Puszcza Notecka - i znowy pchanie roweru© donremigio
Wreszcie doturlałem się do miejsca ukrycia geokesza. Widok jaki rozciągał się z góry na wrzosowisko zaparł mi dech w piersiach. Ło rany. Zapomniałem o zmęczeniu. Warto było. W tym pięknym miejscu w szczególnie dobitny sposób widać ukształtowanie największego kompleksu wydm wśród lądowych Europy.

Puszcza Notecka - piękny widoczek© donremigio
Widoczki zacne, ale trza było jechać dalej. Tym bardziej, że czekało mnie parę kilometrów pchania roweru po piachu.
Gdy już dotarłem do drogi asfaltowej obrałem kierunek na Sieraków. Tutaj miałem kolejny dylemat. Mogłem jechać asfaltem na Międzychód i potem na Drezdenko (trasa już w sumie obcykana), albo już na wysokości Sierakowa odbić na północ. Według mapy czekało mnie tam kilkanaście kilometrów leśnego duktu. Wahałem się wiedząc jak tutejsza leśna droga może wyglądać i że moje opony kiepsko nadają się na zapiaszczone drogi. Postanowiłem jednak sprawdzić, najwyżej zawrócę. Droga okazała się nieco częściej uczęszczana przez blachosmrody, dzięki czemu na drodze było nieco mniej piachu. Na tyle że w miarę spokojnie mogłem jechać. Do jazdy tą drogą motywował mnie też geokesz ukryty po drodze.

Droga między Sierakowem a Borzyskiem© donremigio
Co jakiś czas mijałem znaki informujące o tym, że wbrew temu co widzi kierowca, porusza się on właśnie drogą wojewódzką nr. 133. W sumie to po drodze minąłem paru śmiertelnie zdziwionych kierowców.

Droga wojewódzka 133© donremigio
Wreszcie dojechałem do parkingu leśnego stojącego tuż koło Francuskich Gór. Skąd ta nazwa? Wywodzi się ona z podania o wojskach napoleońskich, które miały kłopoty z przetoczeniem ciężkich armat przez sypki wydmowy piasek. No cóż, nie mieli wtedy drogi wojewódzkiej nr. 133.

Francuskie Góry - Puszcza Notecka© donremigio

Geocache ukryty przy Francuskich Górach© donremigio

Architektura Sanitarna - Puszcza Notecka© donremigio
Za Francuskimi Górami stan Drogi Wojewódzkiej Nr. 133 znacznie się pogorszył. Znowu zacząłem zakopywać się w piachu. I znowu musiałem pchać rower. No ale zwiedzając Puszczę Notecką trzeba być na to przygotowanym :)
W Drezdenku dosłownie na chwilę zrobiłem sobie przerwę na jagodziankę. Potem już znajomą trasą poturlałem się na Gorzów.

Trzebicz - Kosciół© donremigio
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 129.00 km;
Czas: 06:01 h
Średnia: 21.44 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 06:01 h
Średnia: 21.44 km/h;
Temperatura:28.0;
do Chojna do siostrzyczki
Sobota, 13 lipca 2013 | Komentarze 3
Siostra, siedząca z siostrzenicami w domku teściów w Chojnie, spytała się czy bym nie wpadł na weekend. Czemu by nie, pomyślałem sobie. To raptem ~100km, jeśli będę po drodze zwiedzał to wyjdzie może 120.
W sobotę, skoro świt (czyli jakoś po 11) ruszyłem w trasę. Najpierw ścieżką rowerową koło elektrociepłowni, potem na Janczewo i Górki.


Pokręcić się za geokeszami miałem zamiar dopiero w okolicach Międzychodu. Tak więc spokojnym tempem mijałem kolejne wioski.


Trasę znam, tak więc bruk za Świniarami mnie nie zaskoczył. Jednak osobę jadącą kolarzówką ten widok może załamać. Dobrze, że jest pobocze, tak więc można ten odcinek przejechać bez większego telepania.

Koło Międzychodu odbiłem na północ i jadąc ścieżką rowerową "Śladami Radusza" wjechałem w Puszczę Notecką. Wioskę Radusz już opisywałem, przypomnę tylko że kiedyś była to największa wioska w Puszczy Noteckiej, po II Wojnie Światowej w zasadzie zniknęła z mapy.

Na tablicy informacyjnej widać stare zdjęcie karczmy w Raduszu.

A tyle z niej zostało. Dziura i kamienie.

Tuż koło karczmy stoi kapliczka ku czci św. Huberta. W pobliżu ukryty jest geokesz, jednak nie zdołałem go namierzyć.

Niektóre drogi w Puszczy Noteckiej są wyśmienite. Jako, że Puszcza Notecka rośnie na wydmach, sporo jest też piaszczystych dróg po których nie da się jechać MTB, a co dopiero crossem na szosowych oponach :) Ale o tym przekonałem się później.

Kolejny geokesz ukryty był przy pozostałości po fundamentach strażnicy granicznej. Kiedyś w tym miejscu przebiegała granica między Polską a Niemcami.


Czas już mnie nieco gonił, siostra czekała z kolacją, tak więc obrałem azymut ku najbliższemu asfaltowi. W pewnym momencie wjechałem w taki piach, że aż musiałem prowadzić rower. Może to i dobrze, bo po kilkudziesięciu metrach dojrzałem w krzakach jakiś znak. Pewnie jadąc i walcząc z piachem bym go ominął. Zaintrygowany podążyłem za znakiem. Mym oczom ukazała się mogiła. Na nagrobku widniała tylko data 1944.


Podążyłem dalej. Koło Sierakowa odnalazłem dwa geokesze. Jeden z nich ukryty był przy Dąbie Józefa.

Kawałek dalej minąłem stojący przy drodze krzyż. Okazało się, że w tym miejscu podczas okupacji hitlerowskiej założony został obóz pracy dla Polaków. Byli to głównie więźniowie z Wronek. Przebywało tutaj od 50 do 70 więźniów. Podczas likwidacji obozu dwie osoby zostały zabite, ich groby znajdują się na cmentarzu parafialnym w Sierakowie. Resztę więźniów ewakuowano w głąb Niemiec, a ich dalsze losy pozostają dotychczas nieznane.

Minąłem Sieraków i podążyłem ku Chojno City. Na krzyżówce postanowiłem, że pojadę drogą wzdłuż Warty. Na mapie wydawała się być ciekawszą opcją. Po kilkuset metach asfalt zmienił się w polną drogę. Niestety moje opony całkowicie nie dawały sobie rady z piachem ją pokrywającym. Rower po prostu pływał.
Spocony i zasapany, przeklinając wróciłem na krzyżówkę. Z ulgą ucałowałem asfalt. Po chwili asfalt zaczął wyglądać jak ... no sam nie wiem.

Potem nawierzchnia była nieco lepsza, to znaczy mniej dziurawa i pokryta łatami. Trochę mnie tam wytrzęsło, jednak i tam była to lepsza opcja niż walka z piachem.
Po paru kilometrach, telepania się i jazdy slalomem między dziurami, oczom moim ukazał się znak informujący o złym stanie technicznym drogi. Zabawne, bardzo zabawne.

Wreszcie dojechałem do Chojna. Jeszcze chwila ustalania z siostrą gdzie jest domek i mogłem odpocząć.
W sobotę, skoro świt (czyli jakoś po 11) ruszyłem w trasę. Najpierw ścieżką rowerową koło elektrociepłowni, potem na Janczewo i Górki.

Gorzów - Elektrociepłownia© donremigio

Wzorcowa ścieżka rowerowa© donremigio
Pokręcić się za geokeszami miałem zamiar dopiero w okolicach Międzychodu. Tak więc spokojnym tempem mijałem kolejne wioski.

Warta - okolice Skwierzyny© donremigio

Świniary - Kosciół z XIX wieku© donremigio
Trasę znam, tak więc bruk za Świniarami mnie nie zaskoczył. Jednak osobę jadącą kolarzówką ten widok może załamać. Dobrze, że jest pobocze, tak więc można ten odcinek przejechać bez większego telepania.

Tymczasem za Świniarami© donremigio
Koło Międzychodu odbiłem na północ i jadąc ścieżką rowerową "Śladami Radusza" wjechałem w Puszczę Notecką. Wioskę Radusz już opisywałem, przypomnę tylko że kiedyś była to największa wioska w Puszczy Noteckiej, po II Wojnie Światowej w zasadzie zniknęła z mapy.

W tym miejscu hitlerrowcy zastrzelili w 1944 dwóch Rosjan uciekinierów z obozu koncentracyjnego© donremigio
Na tablicy informacyjnej widać stare zdjęcie karczmy w Raduszu.

Radusz - Karczma© donremigio
A tyle z niej zostało. Dziura i kamienie.

Radusz - Karczma dzisiaj© donremigio
Tuż koło karczmy stoi kapliczka ku czci św. Huberta. W pobliżu ukryty jest geokesz, jednak nie zdołałem go namierzyć.

Kapliczka ku czci św. Huberta© donremigio
Niektóre drogi w Puszczy Noteckiej są wyśmienite. Jako, że Puszcza Notecka rośnie na wydmach, sporo jest też piaszczystych dróg po których nie da się jechać MTB, a co dopiero crossem na szosowych oponach :) Ale o tym przekonałem się później.

Puszcza Notecka© donremigio
Kolejny geokesz ukryty był przy pozostałości po fundamentach strażnicy granicznej. Kiedyś w tym miejscu przebiegała granica między Polską a Niemcami.

Puszcza Notecka - Strażnica© donremigio

Puszcza Notecka - Strażnica© donremigio
Czas już mnie nieco gonił, siostra czekała z kolacją, tak więc obrałem azymut ku najbliższemu asfaltowi. W pewnym momencie wjechałem w taki piach, że aż musiałem prowadzić rower. Może to i dobrze, bo po kilkudziesięciu metrach dojrzałem w krzakach jakiś znak. Pewnie jadąc i walcząc z piachem bym go ominął. Zaintrygowany podążyłem za znakiem. Mym oczom ukazała się mogiła. Na nagrobku widniała tylko data 1944.

Puszcza Notecka - znak kierujący do mogiły© donremigio

Puszcza Notecka - Mogiła© donremigio
Podążyłem dalej. Koło Sierakowa odnalazłem dwa geokesze. Jeden z nich ukryty był przy Dąbie Józefa.

Dąb Józefa© donremigio
Kawałek dalej minąłem stojący przy drodze krzyż. Okazało się, że w tym miejscu podczas okupacji hitlerowskiej założony został obóz pracy dla Polaków. Byli to głównie więźniowie z Wronek. Przebywało tutaj od 50 do 70 więźniów. Podczas likwidacji obozu dwie osoby zostały zabite, ich groby znajdują się na cmentarzu parafialnym w Sierakowie. Resztę więźniów ewakuowano w głąb Niemiec, a ich dalsze losy pozostają dotychczas nieznane.

Hitlerowski obóz pracy - krzyż© donremigio
Minąłem Sieraków i podążyłem ku Chojno City. Na krzyżówce postanowiłem, że pojadę drogą wzdłuż Warty. Na mapie wydawała się być ciekawszą opcją. Po kilkuset metach asfalt zmienił się w polną drogę. Niestety moje opony całkowicie nie dawały sobie rady z piachem ją pokrywającym. Rower po prostu pływał.

Kapliczka przy polnej drodze© donremigio
Spocony i zasapany, przeklinając wróciłem na krzyżówkę. Z ulgą ucałowałem asfalt. Po chwili asfalt zaczął wyglądać jak ... no sam nie wiem.

Droga między Sierakowem a Chojnem© donremigio
Potem nawierzchnia była nieco lepsza, to znaczy mniej dziurawa i pokryta łatami. Trochę mnie tam wytrzęsło, jednak i tam była to lepsza opcja niż walka z piachem.
Po paru kilometrach, telepania się i jazdy slalomem między dziurami, oczom moim ukazał się znak informujący o złym stanie technicznym drogi. Zabawne, bardzo zabawne.

Droga między Sierakowem i Chojnem© donremigio
Wreszcie dojechałem do Chojna. Jeszcze chwila ustalania z siostrą gdzie jest domek i mogłem odpocząć.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 71.00 km;
Czas: 02:40 h
Średnia: 26.62 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 02:40 h
Średnia: 26.62 km/h;
Temperatura:28.0;
Strzelce - Danków - Gorzów
Sobota, 6 lipca 2013 | Komentarze 2
Dzisiaj za dużo czasu nie miałem, musiałem wrócić przed południem, tak więc zrobiłem sobie pętelkę przez Strzelce Krajeńskie i Danków. W Strzelcach znalazłem nawet geocache ale .. nie miałem nic do pisania. Najwyżej wpiszę się do logbooka innym razem.
Gdy siedziałem sobie na ławeczce zagadała do mnie kobiecina sprzątająca okolice. Tak sobie gadamy, gadamy, "A to Pan aż z Gorzowa tak jedzie ojejku" itp, i gdy siadałem już na rower to zaproponowała mi, z zalotnym uśmiechem na twarzy, bym odświeżył się w stojącym obok placu szalecie miejskim, którym ona się też zajmuje. Za darmo, dorzuciła nawet.
Ta wizja mnie przeraziła. Jeszcze bym się obudził z gaciami opuszczonymi do kolan. Wyrwałem więc do przodu, nie oglądając się za siebie, i pognałem na Danków.



Gdy siedziałem sobie na ławeczce zagadała do mnie kobiecina sprzątająca okolice. Tak sobie gadamy, gadamy, "A to Pan aż z Gorzowa tak jedzie ojejku" itp, i gdy siadałem już na rower to zaproponowała mi, z zalotnym uśmiechem na twarzy, bym odświeżył się w stojącym obok placu szalecie miejskim, którym ona się też zajmuje. Za darmo, dorzuciła nawet.
Ta wizja mnie przeraziła. Jeszcze bym się obudził z gaciami opuszczonymi do kolan. Wyrwałem więc do przodu, nie oglądając się za siebie, i pognałem na Danków.

Strzelce Krajeńskie - Tołer© donremigio

Strzelce Krajeńskie - Ryneczek© donremigio

Strzelce Krajeńskie - Kościół© donremigio
Kategoria Wokół Gorzowa, Fotorelacja
Statystyki:
Odległość: 151.50 km;
Czas: 06:15 h
Średnia: 24.24 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 06:15 h
Średnia: 24.24 km/h;
Temperatura:25.0;
Geocachowo - Drezdenko - Dobiegniew - Klasztor Pocysterski
Niedziela, 30 czerwca 2013 | Komentarze 4
Wyjazd koło 11 ze Sławkiem. Trasa na początku bez fajerwerków, przez Lipki Wielkie wzdłuż Puszczy Noteckiej do Drezdenka.
W Trzebiczu, tuż przed Drezdenkiem, naszą uwagę przykuł przedziwny dom.
Z tego co udało mi się znaleźć jest to willa fabrykancka wybudowana na planie ośmioramiennej gwiazdy (mi się wydawała okrągła). Powstała w latach 20. XX wieku na zlecenie właściciela tamtejszego tartaku - Meiera.
Budynek zrobił na mnie wrażenie.


Potem już prosto na Drezdenko gdzie znalezliśmy pierwszy tego dnia kesz. Ukryty był przy popiersiu Kościuszki wyglądającym jak Michael Jackson :)
Potem udaliśmy się po kesz ukryty przy rozpadającej się wieży ciśnień. Miejscówka robi wrażenie, jednak zamiast kesza znaleźliśmy tylko zniszczone resztki. Jakiś wandal tubylec musiał znaleźć i mimo napisów, że to nie śmieć i by odłożyć w razie przypadkowego znalezienia, po prostu podeptał pojemnik.
Rys historyczny wieży
"Wodociągowa wieża ciśnień zlokalizowana jest na południe od centrum Drezdenka, w obrębie Miejskiego Zakładu Wodociągowego i Kanalizacji.
Budowla została wzniesiona jako element zakładu w latach 1906-1907, według projektu inż. Heinricha Ehlerta z Düsseldorfu. W pobliżu usytuowana jest dawna gazownia, rzeźnia miejska oraz fabryka cygierniczek.
Wieża składa się z dwóch części: stalowego zbiornika wodnego typu Intze oraz murowanego trzonu, na którym wsparty jest zbiornik wodny. Instalację uzdatniania wody i stację pomp zlokalizowano poza wieżą, w osobnych, wolnostojących budynkach. Budowla jest podpiwniczona. Wewnątrz znajduje się sześć kondygnacji. Wejście znajduje się po stronie wschodniej.
Wobec wieloletnich zaniedbań stan techniczny wieży jest zły. W ostatnim czasie po interwencji Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego wykonano remont zabezpieczający zbiornika."


Ogólnie miasteczko bardzo zadbane. Spodobało mi się.

Z Drezdenka udaliśmy się ku Dobiegniew City. Odcinek nieco męczący bo kilkanaście km pod górkę. Nie była to jakaś stromizna ale deptać nieco trza było.
W Dobiegniewie też mieliśmy wyrwać kesza, ale nie udało nam się go namierzyć.



Po lekkim popasie w Dobiegniewie ruszyliśmy na północ do Bierzwnika gdzie jest stary pocysterski klasztor. Oczywiście z ukrytym w okolicy geocache :)
Historia klasztoru sięga 1294 r., kiedy to cystersi z Kołbacza po otrzymaniu nadań ziemskich, przybyli w odludne okolice dzisiejszego Bierzwnika i założyli opactwo. Klasztor rozwijał się prężnie, ponieważ cystersi byli mistrzami ówczesnej sztuki rolniczej. Kres opactwa nastąpił w 1539 r. margrabia Jan panujący w Nowej Marchii przeszedł na luteranizm i zarządził kasację klasztoru. Z dóbr klasztornych zorganizowano domenę państwową - lokalny ośrodek władzy.
Obecnie zespół klasztorny obejmuje kościół wraz z dwoma jednopiętrowymi skrzydłami klasztornymi (pierwotnie dwupiętrowymi). Pozostałe skrzydło klasztoru oraz kościół są w trakcie odbudowy. Wewnątrz zachowało się sporo detali architektonicznych.
Opodal głównych zabudowań stoją imponujące ruiny tzw. browaru (w rzeczywistości domu gościnnego).
Ze Sławkiem zauważyliśmy, że trwa odbudowa zniszczonej części klasztoru.







Więcej o klasztorze można poczytać TUTAJ
Klasztor piękny, trza było jednak powoli kierować się ku domostwom. Ruszyliśmy więc na zachód.

Po drodze w Gilowie mieliśmy jeszcze dwa kesze do znalezienia. Jeden przy starym cmentarzu ewangelickim.


Drugi przy wieży widokowej, pozostałości po pałacu, zbudowanym w XVI w przez Joachima Friedricha Geinfelde. Kolejnymi właścicielami majątku byli von Bornstedtowie z Ogard, von Billerbeckowie oraz von Papsteinowie z Dankowa, a na początku XIX wieku - von Schönebeckowie. Podobnie jak zespół folwarczny w Dankowie, pałac został zniszczony doszczętnie przez żołnierzy radzieckich podczas II Wojny Światowej.

Potem już prosto na Gorzów przez Danków. Wycieczka wielce udana.
W Trzebiczu, tuż przed Drezdenkiem, naszą uwagę przykuł przedziwny dom.
Z tego co udało mi się znaleźć jest to willa fabrykancka wybudowana na planie ośmioramiennej gwiazdy (mi się wydawała okrągła). Powstała w latach 20. XX wieku na zlecenie właściciela tamtejszego tartaku - Meiera.
Budynek zrobił na mnie wrażenie.

Trzebicz - willa© donremigio

Trzebicz - willa© donremigio
Potem już prosto na Drezdenko gdzie znalezliśmy pierwszy tego dnia kesz. Ukryty był przy popiersiu Kościuszki wyglądającym jak Michael Jackson :)
Potem udaliśmy się po kesz ukryty przy rozpadającej się wieży ciśnień. Miejscówka robi wrażenie, jednak zamiast kesza znaleźliśmy tylko zniszczone resztki. Jakiś wandal tubylec musiał znaleźć i mimo napisów, że to nie śmieć i by odłożyć w razie przypadkowego znalezienia, po prostu podeptał pojemnik.
Rys historyczny wieży
"Wodociągowa wieża ciśnień zlokalizowana jest na południe od centrum Drezdenka, w obrębie Miejskiego Zakładu Wodociągowego i Kanalizacji.
Budowla została wzniesiona jako element zakładu w latach 1906-1907, według projektu inż. Heinricha Ehlerta z Düsseldorfu. W pobliżu usytuowana jest dawna gazownia, rzeźnia miejska oraz fabryka cygierniczek.
Wieża składa się z dwóch części: stalowego zbiornika wodnego typu Intze oraz murowanego trzonu, na którym wsparty jest zbiornik wodny. Instalację uzdatniania wody i stację pomp zlokalizowano poza wieżą, w osobnych, wolnostojących budynkach. Budowla jest podpiwniczona. Wewnątrz znajduje się sześć kondygnacji. Wejście znajduje się po stronie wschodniej.
Wobec wieloletnich zaniedbań stan techniczny wieży jest zły. W ostatnim czasie po interwencji Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego wykonano remont zabezpieczający zbiornika."

Drezdenko - Wieża ciśnień© donremigio

Drezdenko - Wieża ciśnień© donremigio
Ogólnie miasteczko bardzo zadbane. Spodobało mi się.

Drezdenko - deptak© donremigio
Z Drezdenka udaliśmy się ku Dobiegniew City. Odcinek nieco męczący bo kilkanaście km pod górkę. Nie była to jakaś stromizna ale deptać nieco trza było.
W Dobiegniewie też mieliśmy wyrwać kesza, ale nie udało nam się go namierzyć.

Dobiegniew - Parafia pw. św. Józefa© donremigio

Dobiegniew - Pomnik Czynu Żołnierskiego© donremigio

Dobiegniew - Bocianie Gniazdo© donremigio
Po lekkim popasie w Dobiegniewie ruszyliśmy na północ do Bierzwnika gdzie jest stary pocysterski klasztor. Oczywiście z ukrytym w okolicy geocache :)
Historia klasztoru sięga 1294 r., kiedy to cystersi z Kołbacza po otrzymaniu nadań ziemskich, przybyli w odludne okolice dzisiejszego Bierzwnika i założyli opactwo. Klasztor rozwijał się prężnie, ponieważ cystersi byli mistrzami ówczesnej sztuki rolniczej. Kres opactwa nastąpił w 1539 r. margrabia Jan panujący w Nowej Marchii przeszedł na luteranizm i zarządził kasację klasztoru. Z dóbr klasztornych zorganizowano domenę państwową - lokalny ośrodek władzy.
Obecnie zespół klasztorny obejmuje kościół wraz z dwoma jednopiętrowymi skrzydłami klasztornymi (pierwotnie dwupiętrowymi). Pozostałe skrzydło klasztoru oraz kościół są w trakcie odbudowy. Wewnątrz zachowało się sporo detali architektonicznych.
Opodal głównych zabudowań stoją imponujące ruiny tzw. browaru (w rzeczywistości domu gościnnego).
Ze Sławkiem zauważyliśmy, że trwa odbudowa zniszczonej części klasztoru.

Bierzwnik - klasztor pocysterski© donremigio

Bierzwnik - klasztor pocysterski - Browar© donremigio

Bierzwnik - klasztor pocysterski - Wirydarz© donremigio

Bierzwik - klasztor - Browar© donremigio

Bierzwnik - klasztor - remont© donremigio

Bierzwnik - klasztor - dzwonnica© donremigio

Bierzwnik - Browar - gdzieś tutaj jest ukryty kesz© donremigio
Więcej o klasztorze można poczytać TUTAJ
Klasztor piękny, trza było jednak powoli kierować się ku domostwom. Ruszyliśmy więc na zachód.

Droga między Bierzwnikiem a .. resztą świata© donremigio
Po drodze w Gilowie mieliśmy jeszcze dwa kesze do znalezienia. Jeden przy starym cmentarzu ewangelickim.

Cmentarz ewangelicki - Gilów© donremigio

Gilów - cmentarz ewangelicki© donremigio
Drugi przy wieży widokowej, pozostałości po pałacu, zbudowanym w XVI w przez Joachima Friedricha Geinfelde. Kolejnymi właścicielami majątku byli von Bornstedtowie z Ogard, von Billerbeckowie oraz von Papsteinowie z Dankowa, a na początku XIX wieku - von Schönebeckowie. Podobnie jak zespół folwarczny w Dankowie, pałac został zniszczony doszczętnie przez żołnierzy radzieckich podczas II Wojny Światowej.

Gilów - wieża widokowa© donremigio
Potem już prosto na Gorzów przez Danków. Wycieczka wielce udana.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 146.00 km;
Czas: 07:10 h
Średnia: 20.37 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 07:10 h
Średnia: 20.37 km/h;
Temperatura:25.0;
Powitanie Lata - Biwak w Puszczy Noteckiej
Sobota, 22 czerwca 2013 | Komentarze 2
Przy Powitaniu Wiosny, by utopić Marzannę, trza było dosłownie rozkuwać lód na rzece. Dzięki Bogu na pierwszy dzień lata pogoda jest taka jaka powinna być :) Ciepło, trochę chmurek, można więc spokojnie kręcić korbą.
Jako że planujemy ze Sławkiem nieco dłuższe dwudniowe wycieczki z nocowaniem pod chmurką w namiotach, postanowiłem spróbować swych sił i przenocować w Puszczy Noteckiej. Sławek jeszcze nie nabył ekwipunku tak więc miał mnie zostawić w lesie i wrócić sam.
Najpierw na Santok przez Górki. Niedawno w Górkach wybudowano nową drogę, prowadzącą malowniczym wąwozem. Asfalt cacy.

W Santoku minął nas stary lodołamacz, obecnie statek wycieczkowy Kuna.

Po krótkiej przerwie ruszamy ku Pałacykowi w Wiejcach. Już tam byliśmy, ale można tam odpocząć i posiedzieć w malowniczych okolicznościach przyrody. Sam pałac pochodzi z XIX wieku i powstał gdy w wiosce funkcjonowała duża huta szkła. W 1945 r. wieś przyłączono do Polski, zaś jej ludność wysiedlono do Niemiec. W pałacu mieściła się szkoła, ośrodek kolonijny, a po przebudowie w latach 2001-2003 luksusowy hotel i centrum konferencyjno-rekreacyjne.


Po drodze do Wiejc minęliśmy domostwo chyba jakiegoś lekkiego nawiedzonego. A może i bardziej nawiedzonego bo kto normalny stawia na podwórzu pomnik dla Radia Maryja i ku pamięci Katynia i Zamachu w Smoleńsku.

W Krobielewku pokręciliśmy się co nieco wokół i w starej strażnicy straży pożarnej.

Po odpoczynku w Wiejcach jedziemy już prosto do Miedzychodu. Tam uzupełniamy płyny i odnajduję pierwszego dzisiaj geocache.
Potem jedziemy na północ pokręcić się po okolicy w której stała kiedyś, największa swego czasu w Puszczy Noteckiej, wieś Radusz. Nie będę kopiował tekstu z wikipedii, jak ktoś chce to poczyta o wsi Tutaj.
W drodze do Radusza wyrywam dwa geocache. Jeden przy Jeziorze Radgoskim, drugi przy mogiłach dwóch obywateli radzieckich, zbiegłych z obozu koncentracyjnego, zastrzelonych w tym miejscu w 1945 roku przez hitlerowców.


Jadąc do kolejnego geocache mijamy tabliczkę z napisem "Kuźna". Kużna ? W krzaciorach zamajaczyły jakieś kamienie. Aaa to widocznie jedna z pozostałości wsi Radusz.

Geocache 'Święto Lasu' ukryty był w pobliżu kamienia postawionego w 1933 roku z okazji ukończenia prac zalesieniowych po gradacji strzygoni choinówki, której żery w latach 1923-24 zniszczyły około 70% drzewostanu Puszczy Noteckiej.


Gdy szukałem geocache Sławek zauważył istotny brak swego bidonu. Jako, że płyny trza uzupełniać wrócił się by go poszukać. Geocache znaleziony więc czekam, czekam, Sławomira jak nie ma, tak nie ma. Zadzwonić do niego nie mogę, bo Sławek to jedyna znana mi osoba która nie posiada telefonu komórkowego. Znając jego poczucie kierunku zacząłem się obawiać że się zgubił. Jednak jest ... mignęła mi, pośród posadzonych w latach 70 buków czerwonych, niebieska koszulka Sławomira. Znalazł swój pojemnik z piciem. Dobra to kręcimy dalej. Teraz ku cmentarzowi, pozostałości po zapomnianej wsi Radusz.
Dotychczas jechaliśmy po dukcie leśnym w całkiem niezłym stanie. Pomimo ważących kilkanaście kilogramów sakw nie miałem problemu z jazdą. Do cmentarza prowadziła jednak zapiaszczona droga z rozrzuconą gdzieniegdzie kruszonką. W pewnym momencie przydzwoniłem tylnym kołem w jakąś cegłówkę. Aż się obejrzałem czy felga jest na miejscu. Mavic jednak dzielnie zniósł dzwona. Toczymy się dalej. Dojeżdżamy do cmentarza. Urokliwe miejsce. O ile można coś takiego powiedzieć o cmentarzu.



Kesz odnaleziony, no to chwytam za rower a tutaj kapeć. O ile felga zdała egzamin, to dętka nie wytrzymała spotkania z cegłówką. No nic ściągamy sakwy, koło i wymieniamy dętkę. Nie chciało mi się sklejać pękniętej, tak więc zakładam nową, a starą pakuję do sakw. Skleję ją w domu.
Dalej to już prosta droga do Lipek Wielkich, gdzie Sławek mnie zostawia, a ja w zapadających ciemnościach, odganiając się od hordy komarów, pcham rower po zapiaszczonych drogach do upatrzonego miejsca na biwak. Teren znam dość dobrze, co roku jeździmy tam na grzyby.
Poganiany przez komarzyska rozbijam jak najszybciej namiot i szybko się w nim chowam. Rower zostawiam za zewnątrz. Muszę jeszcze zastanowić się jak zabezpieczyć rower przed ewentualną kradzieżą. Do namiotu nie wlezie. Wciągnąłem więc do przedsionka tylko koło i położyłem na nim klucze. W razie co powinno mnie to obudzić.
Zasypiam niespokojnym snem. W zasadzie to nazwać snem. Nad głową drze się przez całą noc jakieś ptaszysko. Żeby to chociaż ładnie śpiewało. A to coś darło dziób niemiłosiernie.
W pewnym momencie usłyszałem jakieś warczenie obok namiotu. Niechybnie GRIZLI. Zacząłem nasłuchiwać. Znowu teraz tak jak by nieco z prawej. Z tym grizli to chyba przesadziłem ale prawdopodobne wydawały się WILKI. Przecież po Puszczy gania ponoć jedna czy nawet dwie watahy. A może dzikie psy. Począłem obmyślać plan obrony. Oczywiste wydawały się wilcze doły i zasieki. Brakowało mi jednak materiałów budowlanych. Siedzę więc cicho. Znowu jakiś bulgot. Zaraz. Chwyciłem się za brzuch. Motyla noga przecież mi tak po prostu burczy w brzuchu. Nieco zawstydzony zasypiam z otwartymi oczami.
Nad ranem, koło 4, budzi mnie deszcz. Nawet dobrze. Przy okazji sprawdzi się czy namiot nie przecieka.
Nie przecieka.
Czekam aż przestanie padać i pakuję dobytek w sakwy. Do domu w sumie niedaleko jakieś 30 km. Znowu otoczyły mnie komary. Z tego wszystkiego zapomniałem nawet strzelić fotkę rozbitego namiotu.
Pcham rower z powrotem ku asfaltowej drodze. Po wygramoleniu się z krzaków wśród drzew dostrzegam tubylca z psem zbierającego jagody. Tłoczno się robi w tej Puszczy Noteckiej.
Dochodzę wreszcie do drogi, wskakuję na rower i z ulgą uciekam komarom. Potem już spokojnie przez Santok, wzdłuż Warty, kręcę do domu.



Wycieczka wielce udana. Ciekawe miejsca zwiedzone, namiot się sprawdził. Teraz trza pogonić Sławka z zakupem namiotu i będzie można kręcić dłuższe dwudniowe wycieczki podczas których będzie można jeden dzień spokojnie poświęcić na zwiedzanie, a drugi na powrót.
Darz Bór.
Jako że planujemy ze Sławkiem nieco dłuższe dwudniowe wycieczki z nocowaniem pod chmurką w namiotach, postanowiłem spróbować swych sił i przenocować w Puszczy Noteckiej. Sławek jeszcze nie nabył ekwipunku tak więc miał mnie zostawić w lesie i wrócić sam.
Najpierw na Santok przez Górki. Niedawno w Górkach wybudowano nową drogę, prowadzącą malowniczym wąwozem. Asfalt cacy.

Górki - widoczek z ... górki© donremigio
W Santoku minął nas stary lodołamacz, obecnie statek wycieczkowy Kuna.

Santok - Statek wycieczkowy Kuna© donremigio
Po krótkiej przerwie ruszamy ku Pałacykowi w Wiejcach. Już tam byliśmy, ale można tam odpocząć i posiedzieć w malowniczych okolicznościach przyrody. Sam pałac pochodzi z XIX wieku i powstał gdy w wiosce funkcjonowała duża huta szkła. W 1945 r. wieś przyłączono do Polski, zaś jej ludność wysiedlono do Niemiec. W pałacu mieściła się szkoła, ośrodek kolonijny, a po przebudowie w latach 2001-2003 luksusowy hotel i centrum konferencyjno-rekreacyjne.

Pałac w Wiejcach© donremigio

Wiejce - Kościół neoromański pw. św. Józefa z 1855 roku© donremigio
Po drodze do Wiejc minęliśmy domostwo chyba jakiegoś lekkiego nawiedzonego. A może i bardziej nawiedzonego bo kto normalny stawia na podwórzu pomnik dla Radia Maryja i ku pamięci Katynia i Zamachu w Smoleńsku.

Zamach w Smoleńsku© donremigio
W Krobielewku pokręciliśmy się co nieco wokół i w starej strażnicy straży pożarnej.

Krobielewko - Strażnica Straży Pożarnej© donremigio
Po odpoczynku w Wiejcach jedziemy już prosto do Miedzychodu. Tam uzupełniamy płyny i odnajduję pierwszego dzisiaj geocache.
Potem jedziemy na północ pokręcić się po okolicy w której stała kiedyś, największa swego czasu w Puszczy Noteckiej, wieś Radusz. Nie będę kopiował tekstu z wikipedii, jak ktoś chce to poczyta o wsi Tutaj.
W drodze do Radusza wyrywam dwa geocache. Jeden przy Jeziorze Radgoskim, drugi przy mogiłach dwóch obywateli radzieckich, zbiegłych z obozu koncentracyjnego, zastrzelonych w tym miejscu w 1945 roku przez hitlerowców.

Jezioro Radgoskie© donremigio

Mogiły zastrzelonych Rosjan© donremigio
Jadąc do kolejnego geocache mijamy tabliczkę z napisem "Kuźna". Kużna ? W krzaciorach zamajaczyły jakieś kamienie. Aaa to widocznie jedna z pozostałości wsi Radusz.

Kużna - Radusz© donremigio
Geocache 'Święto Lasu' ukryty był w pobliżu kamienia postawionego w 1933 roku z okazji ukończenia prac zalesieniowych po gradacji strzygoni choinówki, której żery w latach 1923-24 zniszczyły około 70% drzewostanu Puszczy Noteckiej.

Święto Lasu© donremigio

Święto Lasu© donremigio
Gdy szukałem geocache Sławek zauważył istotny brak swego bidonu. Jako, że płyny trza uzupełniać wrócił się by go poszukać. Geocache znaleziony więc czekam, czekam, Sławomira jak nie ma, tak nie ma. Zadzwonić do niego nie mogę, bo Sławek to jedyna znana mi osoba która nie posiada telefonu komórkowego. Znając jego poczucie kierunku zacząłem się obawiać że się zgubił. Jednak jest ... mignęła mi, pośród posadzonych w latach 70 buków czerwonych, niebieska koszulka Sławomira. Znalazł swój pojemnik z piciem. Dobra to kręcimy dalej. Teraz ku cmentarzowi, pozostałości po zapomnianej wsi Radusz.
Dotychczas jechaliśmy po dukcie leśnym w całkiem niezłym stanie. Pomimo ważących kilkanaście kilogramów sakw nie miałem problemu z jazdą. Do cmentarza prowadziła jednak zapiaszczona droga z rozrzuconą gdzieniegdzie kruszonką. W pewnym momencie przydzwoniłem tylnym kołem w jakąś cegłówkę. Aż się obejrzałem czy felga jest na miejscu. Mavic jednak dzielnie zniósł dzwona. Toczymy się dalej. Dojeżdżamy do cmentarza. Urokliwe miejsce. O ile można coś takiego powiedzieć o cmentarzu.

Cmentarz W Puszczy Noteckiej© donremigio

Cmentarz w Puszczy Noteckiej - Radusz© donremigio

Cmentarz w Puszczy Noteckiej - Radusz© donremigio
Kesz odnaleziony, no to chwytam za rower a tutaj kapeć. O ile felga zdała egzamin, to dętka nie wytrzymała spotkania z cegłówką. No nic ściągamy sakwy, koło i wymieniamy dętkę. Nie chciało mi się sklejać pękniętej, tak więc zakładam nową, a starą pakuję do sakw. Skleję ją w domu.
Dalej to już prosta droga do Lipek Wielkich, gdzie Sławek mnie zostawia, a ja w zapadających ciemnościach, odganiając się od hordy komarów, pcham rower po zapiaszczonych drogach do upatrzonego miejsca na biwak. Teren znam dość dobrze, co roku jeździmy tam na grzyby.
Poganiany przez komarzyska rozbijam jak najszybciej namiot i szybko się w nim chowam. Rower zostawiam za zewnątrz. Muszę jeszcze zastanowić się jak zabezpieczyć rower przed ewentualną kradzieżą. Do namiotu nie wlezie. Wciągnąłem więc do przedsionka tylko koło i położyłem na nim klucze. W razie co powinno mnie to obudzić.
Zasypiam niespokojnym snem. W zasadzie to nazwać snem. Nad głową drze się przez całą noc jakieś ptaszysko. Żeby to chociaż ładnie śpiewało. A to coś darło dziób niemiłosiernie.
W pewnym momencie usłyszałem jakieś warczenie obok namiotu. Niechybnie GRIZLI. Zacząłem nasłuchiwać. Znowu teraz tak jak by nieco z prawej. Z tym grizli to chyba przesadziłem ale prawdopodobne wydawały się WILKI. Przecież po Puszczy gania ponoć jedna czy nawet dwie watahy. A może dzikie psy. Począłem obmyślać plan obrony. Oczywiste wydawały się wilcze doły i zasieki. Brakowało mi jednak materiałów budowlanych. Siedzę więc cicho. Znowu jakiś bulgot. Zaraz. Chwyciłem się za brzuch. Motyla noga przecież mi tak po prostu burczy w brzuchu. Nieco zawstydzony zasypiam z otwartymi oczami.
Nad ranem, koło 4, budzi mnie deszcz. Nawet dobrze. Przy okazji sprawdzi się czy namiot nie przecieka.
Nie przecieka.
Czekam aż przestanie padać i pakuję dobytek w sakwy. Do domu w sumie niedaleko jakieś 30 km. Znowu otoczyły mnie komary. Z tego wszystkiego zapomniałem nawet strzelić fotkę rozbitego namiotu.
Pcham rower z powrotem ku asfaltowej drodze. Po wygramoleniu się z krzaków wśród drzew dostrzegam tubylca z psem zbierającego jagody. Tłoczno się robi w tej Puszczy Noteckiej.
Dochodzę wreszcie do drogi, wskakuję na rower i z ulgą uciekam komarom. Potem już spokojnie przez Santok, wzdłuż Warty, kręcę do domu.

Santok Wita© donremigio

Santok© donremigio

Droga między Santokiem a Gorzowem© donremigio
Wycieczka wielce udana. Ciekawe miejsca zwiedzone, namiot się sprawdził. Teraz trza pogonić Sławka z zakupem namiotu i będzie można kręcić dłuższe dwudniowe wycieczki podczas których będzie można jeden dzień spokojnie poświęcić na zwiedzanie, a drugi na powrót.
Darz Bór.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 146.90 km;
Czas: 06:01 h
Średnia: 24.42 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 06:01 h
Średnia: 24.42 km/h;
Temperatura:25.0;
Twierdza Kostrzyn
Sobota, 15 czerwca 2013 | Komentarze 0
Najpierw na Witnicę Shiti. Tam przystanek przu Zaułku Kowala. Gdzieś tam jest ukryty geocache ale coś nie mogę go namierzyć. Jakiś magnetyk, gdzieś pod kamieniem.

Później depczemy na Kostrzyn mijając w Dobroszynie pałacyk.

W Kostrzynie pokręciliśmy się nieco po zrewitalizowanej ostatnio Twierdzy.

Z samej twierdzy ostały się ino dwie bramy (Berlińska i Chyżańska) i nieco ruin pośrodku. Można też pozwiedzać podziemia, ale akurat dzisiaj zamknięte było. Twierdza powstała około XV wieku i miała się całkiem dobrze, póki nasi Przyjaciele Rosjanie nie przybyli i nie zmienili w 1945 roku 95% miasta w ruiny.





Przez Bramę Berlińską jeździły kiedyś tramwaje.

Obecnie brama została odnowiona i mieści się w niej punkt informacyjny, wystawa (min. stare mapy), oraz sklepik gdzie można nabyć suweniry.

Na terenie Twierdzy są też ukryte dwa geocache, które bez problemu znaleźliśmy. Jeden z nich to aż rzuca się w oczy :)
Po zwiedzeniu Twierdzy obraliśmy kurs ku Ośno Lubuskie. Jadąc drogą po lewej mieliśmy piękny widok na zalane mokradła.

Dojeżdżając do Ośna na wzgórzu dojrzeliśmy wieżę obserwacyjną. Została ona wybudowana w 1937 roku i często mylnie nazywana jest wieżą Bismarcka.

W samym Ośnie wyrwaliśmy kolejnego geocache i pojechaliśmy na Sulęcin. Po drodze przypadkowo trafiliśmy jeszcze na pomnik upamiętniający lądowanie w tym miejscu w 1944 roku grupy dywersyjno-wywiadowczej Ludowego Wojska Polskiego.

Potem już prosto na Sulęcin, tam napoiliśmy się, pochłonęliśmy po pół czekolady i przez Wędrzyn i Lubniewice podeptaliśmy raźno ku domostwom.

Zaułek Kowala - Witnica© donremigio
Później depczemy na Kostrzyn mijając w Dobroszynie pałacyk.

Dobroszyn - coś na kształt pałacyku© donremigio
W Kostrzynie pokręciliśmy się nieco po zrewitalizowanej ostatnio Twierdzy.

Twierdza Kostrzyn - mapa twierdzy© donremigio
Z samej twierdzy ostały się ino dwie bramy (Berlińska i Chyżańska) i nieco ruin pośrodku. Można też pozwiedzać podziemia, ale akurat dzisiaj zamknięte było. Twierdza powstała około XV wieku i miała się całkiem dobrze, póki nasi Przyjaciele Rosjanie nie przybyli i nie zmienili w 1945 roku 95% miasta w ruiny.

Twierdza Kostrzyn - armata© donremigio

Twierdza Kostrzyn© donremigio

Twierdza Kostrzyn - uważaj bo się przewrócisz© donremigio

Twierdza Kostrzyn - tutaj stał kościół© donremigio

Twierdza Kostrzyn - cokół pomnika Jana© donremigio
Przez Bramę Berlińską jeździły kiedyś tramwaje.

Twierdza Kostrzyn - Brama Berlińska© donremigio
Obecnie brama została odnowiona i mieści się w niej punkt informacyjny, wystawa (min. stare mapy), oraz sklepik gdzie można nabyć suweniry.

Twierdza Kostrzyn - Brama Berlińska© donremigio
Na terenie Twierdzy są też ukryte dwa geocache, które bez problemu znaleźliśmy. Jeden z nich to aż rzuca się w oczy :)
Po zwiedzeniu Twierdzy obraliśmy kurs ku Ośno Lubuskie. Jadąc drogą po lewej mieliśmy piękny widok na zalane mokradła.

Warta nieco wylała© donremigio
Dojeżdżając do Ośna na wzgórzu dojrzeliśmy wieżę obserwacyjną. Została ona wybudowana w 1937 roku i często mylnie nazywana jest wieżą Bismarcka.

Ośno Lubuskie - wieża obserwacyjna© donremigio
W samym Ośnie wyrwaliśmy kolejnego geocache i pojechaliśmy na Sulęcin. Po drodze przypadkowo trafiliśmy jeszcze na pomnik upamiętniający lądowanie w tym miejscu w 1944 roku grupy dywersyjno-wywiadowczej Ludowego Wojska Polskiego.

Pomnik upamiętniający lądowanie w tym miejscu w 1944 roku grupy dywersyjno-wywiadowczej Ludowego Wojska Polskiego© donremigio
Potem już prosto na Sulęcin, tam napoiliśmy się, pochłonęliśmy po pół czekolady i przez Wędrzyn i Lubniewice podeptaliśmy raźno ku domostwom.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 129.00 km;
Czas: 05:01 h
Średnia: 25.71 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 05:01 h
Średnia: 25.71 km/h;
Temperatura:25.0;
Choszczno
Sobota, 8 czerwca 2013 | Komentarze 0
Dopiero pierwsza w tym roku nieco konkretniejsza i ciekawsza wycieczka. Najpierw na Barlinek.


Potem podeptaliśmy ku Choszczno City. Tam mieliśmy odszukać geocache. W sumie udało się znaleźć jeden. Reszta była albo otoczona przez mugoli i nie dało się dyskretnie szukać, lub nie znaleźliśmy.


Wyjeżdżając już z Choszczna dość niespodziewanie odkryliśmy jeszcze niewielki cmentarz żołnierzy radzieckich.



Przejeżdżając przez Tuczno natknęliśmy się też na jakiś pałacyk strzeżony przez dwie kozy. Pałacyk całkiem ładny lecz nadający się do gruntownego remontu.
Potem już nie napotkaliśmy nic ciekawego i przez Danków i Lipy podeptaliśmy na Gorzów.


Barlinek - Coś po niemiecku© donremigio

Barlinek - Brzydkie kaczątko ... łabątko© donremigio
Potem podeptaliśmy ku Choszczno City. Tam mieliśmy odszukać geocache. W sumie udało się znaleźć jeden. Reszta była albo otoczona przez mugoli i nie dało się dyskretnie szukać, lub nie znaleźliśmy.

Choszczno - Skwer Holenderski© donremigio

Choszczno - pomnik przy bibliotece© donremigio
Wyjeżdżając już z Choszczna dość niespodziewanie odkryliśmy jeszcze niewielki cmentarz żołnierzy radzieckich.

Choszczno - cmentarz zołnierzy radzieckich© donremigio

Choszczno - cmentarz ziłnierzy radzieckich© donremigio

Choszczno - cmentarz radziecki© donremigio
Przejeżdżając przez Tuczno natknęliśmy się też na jakiś pałacyk strzeżony przez dwie kozy. Pałacyk całkiem ładny lecz nadający się do gruntownego remontu.
Potem już nie napotkaliśmy nic ciekawego i przez Danków i Lipy podeptaliśmy na Gorzów.

Tuczno - Pałacyk© donremigio
Kategoria Fotorelacja, coś koło 100 km, Wokół Gorzowa