Wykres:
Najdłuższe wycieczki:
Info:
Wykres roczny blog rowerowy donremigio.bikestats.pl
avatar
  • Dystans: 19875.39 km
  • Średnia: 23.25 km/h
  • Na siodełku: 35d 12h 00m
Szukaj:
avatar

Info

Remigiusz Królak.
Gorzów Wielkopolski.
Przejechane 19875.39 km.
Średnia 23.25 km/h.
Więcej o mnie.
button stats bikestats.pl
Kategorie:
Najdłuższa jednodniowa wycieczka: Borne Sulinowo (345km)
Epicka wycieczka na Berlin: Na BERLIN, Towarzysze !! Na BERLIN !! (240km)
Wpisy archiwalne w kategorii

Wokół Gorzowa

Dystans całkowity:10328.63 km (w terenie 868.00 km; 8.40%)
Czas w ruchu:443:13
Średnia prędkość:23.30 km/h
Maksymalna prędkość:51.00 km/h
Maks. tętno średnie:154 (74 %)
Suma kalorii:155429 kcal
Liczba aktywności:160
Średnio na aktywność:64.55 km i 2h 46m
Więcej statystyk
Statystyki:
Odległość: 27.60 km;
Czas: 01:35 h
Średnia: 17.43 km/h;
Temperatura:12.0;

rozdziewiczanie roweru Pajdy

Sobota, 9 kwietnia 2011 | Komentarze 2


Wybitnie lajtowym tempem. Forma Pajdy gdzieś tam majta się gdzieś przy glebie i dopiero podnosi swój łeb. Do tego mały wiaterek, spory kawałek po mieście i średnia wyszła jaka wyszła. Ale to nie wyścig, czasem można sobie pojeździć, polansować się i zwyczajnie pogadać.

Jak dojechaliśmy nad jezioro to popstrykałem parę fotek, ostatnio żadnego nie wrzucałem, tak więc nadrabiam nieco zaległości, bo jakoś tak pustawo się tutaj zrobiło.

Jezioro Grabino © donremigio


Gdzieś w lesie © donremigio


Jezioro Grabino © donremigio


Jezioro Grabino © donremigio


Jezioro Grabino © donremigio


Gdzieś w lesie © donremigio


Statystyki:
Odległość: 47.40 km;
Czas: 02:10 h
Średnia: 21.88 km/h;
Temperatura:8.0;

nie ma to jak maszyna z tesco

Sobota, 19 marca 2011 | Komentarze 2


Dystans w sumie z dwóch wypadów rowerowych. W jednym z nich udział wzięli: Sławek oraz gościnnie Wola. Wola wystąpił na rowerze świeżo kupionym w Tesco. Za całe 289.90 pln.
Rower oczywiście bogato wyposażony, z napędem na tylną oś oraz z imitacją hamulca tarczowego. W nazwie miał Pro tak więc nie ma żartów. Rama zaprojektowana bez kompromisów jeśli chodzi o ilość materiałów. Jestem pewien, że prędzej wszystko od niej odpadnie niż sama ulegnie uszkodzeniu.

No i w sumie po 5 km coś od niej zaczęło odpadać.

Po wjechaniu w las w Kłodawie i obraniu azymutu na jezioro Gołębie, zauważyliśmy w naszym peletonie istotny brak Woli. Po chwili, gdzieś zza drzew, dobiegł nas jego wrzask. Podejrzewając atak watahy wilków, bo jak wiadomo atakują one ciągnące się na końcu stada najsłabsze sztuki, odkrzyknąłem by położył się na ziemi i udawał martwego. Nie wiem czy to działa na wilki, ale chciałem jakoś pomóc.

Gdy wrzaski ustały Sławek pojechał zobaczyć co się stało. Tak na prawdę, to ta hiena cmentarna chciała po prostu przechwycić rower. Po chwili wrócił pytając się czy mam jakieś narzędzia. Pomyślałem, że widocznie ma problem by oddzielić zmasakrowane zwłoki Woli od roweru. Tylko nie wiedziałem czy imbusy mu się przydadzą. Pojechaliśmy więc razem na oględziny miejsca zdarzenia.

Na miejscu zauważyłem brak wilków. Wola też jakoś szczególnie pogryziony nie był, tak więc moja teoria o wygłodniałym stadzie wilków legła w gruzach. Jedynie co mnie zastanawiało, to dlaczego szlochający w środku lasu Wola tuli czule pedała. Ja rozumiem, odpadł, ale przecież zaraz go się przykręci. W zasadzie to moje imbusy nie przydały się, ale Sławek rzekł "abrakadabra" i wyczarował pasujący klucz.
Wola, ocierając spływające po policzkach krokodyle łzy, począł cierpliwie wkręcać pedała. Kręcił i kręcił, wkręcić nie może. Tak nim kręcił, że gwint ukręcił. Zadumaliśmy się chwilę nad cudem techniki jakim jest rower górski marki Proximo.

Ze zrozumiałych względów Wola postanowił wrócić i wymienić wadliwy egzemplarz roweru na bardziej działający. Natomiast ja ze Sławkiem, jako że do celu wycieczki było już rzut beretem, podeptaliśmy leśnym duktem na jezioro.

Z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że akcja wymiany roweru powiodła się i Wola planuje już wyprawę do Skandynawii. Wyprawa będzie sponsorowana przez dział techniczny Tesco, przy współudziale firmy Proximo.
Kategoria Wokół Gorzowa


Statystyki:
Odległość: 23.00 km;
Czas: 01:22 h
Średnia: 16.83 km/h;
Temperatura:-4.0;

żarty się skończyły

Sobota, 27 listopada 2010 | Komentarze 1


Na dworze zimno, ale w sumie śnieg nie pada. Wczoraj trochę posypało ale miałem nadzieję, że droga na Łośno będzie przejezdna. W zasadzie to byłem pewien, że będzie w porządku, bo śnieg to co najwyżej na trawniku było widać.

Bazyl wydawał się być lekko zdegustowany moim pomysłem jazdy na rowerze w taką pogodę. On raczej preferuje spanie pod pierzyną.
Zdegustowany Bazyl © donremigio


Nie zważając na jego minę zacząłem wbijać się w zimowe ubranko cyklisty.

Początek jazdy nie zapowiadał problemów. Ot trochę nieodgarniętego śniegu na ścieżce rowerowej, szosa na Barlinek czarna, czym tu się martwić.
Pierwsze zwątpienie nastąpiło gdy skręciłem na Lipy. To lokalna, wiodąca przez las droga i tam zawsze leży więcej śniegu niż na głównej drodze na Barlinek. I to najczęściej zmarzniętego, ubitego śliskiego jak lód śniegu. No ale w sumie przedwczoraj jechałem tamtędy i było ok.
Jednak jak widać wystarczył jeden dzień nieco większych opadów śniegu i, że tak powiem, dupa zimna. Pod pierwszą górkę rower zaczął tańczyć mi w lewo i prawo. Zacisnąłem jednak zęby i deptałem dalej. Z górki wydawało się, że jest nieco lepiej, jednak droga była pokryta cieniutką warstwą lodu i po wjechaniu w nieco bardziej dziurawy asfalt prawie wylądowałem w rowie. Im dalej w las tym gorzej.

Jakoś nieciekawie mi się jechało po czymś takim. Asfalt tam jest wybitnie dziurawy, tak więc rower ślizga się od dziury do dziury.
Po tym kiepsko się jedzie. © donremigio


Postanowiłem więc wjechać w las. Śniegu nie ma tam jeszcze na tyle by się zakopać, a i nawet jeśli zaliczę glebę to wole to zrobić tam niż pod nadjeżdżający samochód.

Coraz więcej śniegu © donremigio


Po lesie jechało się nawet sympatycznie. Dość szybko wyjechałem w okolicach Kłodawy i stamtąd już spokojnie pojechałem do domu.
Muszę jednak tylko pomyśleć o innej trasie na zimowe wycieczki rowerowe.


Statystyki:
Odległość: 34.00 km;
Czas: 01:29 h
Średnia: 22.92 km/h;
Temperatura:10.0;

Świątecznie

Sobota, 30 października 2010 | Komentarze 0


Najpierw z siostrą, szwagrem i siostrzenicami na plac zabaw gdzie przystąpiliśmy to gier i zabaw na świeżym powietrzu.

Huśtawka w wersji multiplayer © donremigio


Plac zabaw © donremigio



Po intensywnej dawce ruchu wskoczyłem na swego rumaka i pokręciłem się nieco po lesie. Pogoda wyśmienita, prawdziwa Złota Jesień.
Gdzieś w lesie - lubuskie © donremigio


Statystyki:
Odległość: 29.00 km;
Czas: 01:35 h
Średnia: 18.32 km/h;
Temperatura:12.0;

Marzęcin - spalona wioska widmo

Sobota, 23 października 2010 | Komentarze 0


Kręcę się po okolicy rowerem od ładnych paru lat i dopiero niedawno od kontka dowiedziałem się o spalonej przez Rosjan w 1945 roku wiosce. Jest do niej rzut beretem więc podjechałem tam zobaczyć co i jak.

Z samej wioski już nic nie zostało. W miejscu gdzie było centrum wioski stoi tablica do której prowadzi niczym nie wyróżniająca się droga, kawałek dalej jest lapidarium i to w zasadzie wszystko.
Jadąc wzdłuż byłej wioskowej głównej drogi czuć jednak pewien klimat. Pewnie to przez świadomość, że kiedyś było to miejsce tętniące życiem, a teraz to w zasadzie zwykły las. Aż dziw bierze, że na mijanej polance było kiedyś boisko sportowe, a kawałek dalej remiza strażacka.

Parę kilometrów od wioski jest jeszcze pomnik niemieckiego leśniczego który upamiętnia miejsce, w którym zamordowali go kłusownicy.

Poniżej kilka zdjęć z okolicy. Dość ciemno już było i wyszły tak sobie. Tutaj można znaleźć nieco lepsze.

Droga wiodąca do spalonej wioski Marzęcin © donremigio


Marzęcin - tablica © donremigio


Marzęcin - centrum wioski © donremigio


Marzęcin - Pomnik niemieckiego leśniczego © donremigio


Statystyki:
Odległość: 33.00 km;
Czas: 01:20 h
Średnia: 24.75 km/h;
Temperatura:9.0;

Nowy członek rodziny - Bazyl

Wtorek, 12 października 2010 | Komentarze 4


Dziś pojawił się w naszym domostwie nowy członek rodziny. Bazyl z domu Karat Wigonia. Z założenia ma być pogromcą wrogów rodziny. Szkolenie już rozpoczęte i będzie obejmować:
- obalanie i duszenie wroga rodziny;
- przegryzanie tętnicy udowej;
- odgryzanie kończyn;

Jak na razie efekty są raczej mizerne. Opanował jedynie do perfekcji technikę obalania polegającą na czułym wylizaniu i łaskotaniu pyszczkiem. Zaczynam mieć wątpliwości czy sznaucer miniaturka nadaje się do roli pogromcy. Czas pokaże.

Nowy członek rodziny - Bazyl © donremigio


Statystyki:
Odległość: 38.00 km;
Czas: 01:29 h
Średnia: 25.62 km/h;
Temperatura:22.0;

parkujący wariaci

Piątek, 24 września 2010 | Komentarze 0


Dzisiaj temperaturka 22 stopnie, ciepło jak by to lato było. Ale chyba ostatni raz w tym roku jechałem w krótkim. Z drzew spadają liście, a ptaszki odlatują do bardziej komfortowych termicznie krajów. Pewnie niedługo temperatura spadnie na łeb na szyję.

Na ścieżce rowerowej natknąłem się dzisiaj na dwa debilnie zaparkowane samochody. Tuż za Kłodawą jadę sobie patrze a tuż przede mną stoi odczepiona od tira naczepa. Centralnie na chodniku. Jakoś ją minąłem, patrze a kawałek za nią, też na chodniku, stoi przodem do mnie ciągnik siodłowy. Już układałem w myślach wiązankę jaką poślę w kierunku kierowcy, już przygotowałem się do roli wściekłego cyklisty, już chwytałem za pompkę by zdzielić niegodziwego kierowcę przez pusty łeb.
Mijając kabinę wziąłem głęboki oddech, przybrałem groźny wyraz twarzy i ... ujrzałem obraz nędzy i rozpaczy. Biedny kierowca umorusany od czubka głowy po palce u nóg w jakimś smarze, grzebie coś przy mocowaniu haka a wokół niego stoi kilkanaście wiaderek z płynem hydraulicznym. Żal mi się biedaka zrobiło. Jakiś Ukrainiec, bo jak wracałem rozmawiał przez telefon, najwyraźniej rozkraczyła mu się dokumentnie naczepa, Bóg wie jak daleko od bazy ach szkoda gadać. Nie miałem serca okładać go pompką.
Ale za to parę kilometrów dalej nie omieszkałem poinformować innego kierowcy że jest idiotą. Stanął sobie busikiem zapchanym drewnem opałowym na środku chodnika, parę metrów dalej stanął drugi i prowadzą ożywioną konwersację. Tych to chciałem pompką zaatakować, ale w sumie czterech ich było, przewagę liczebną mieli. Tylko ich werbalnie poinformowałem że barany są i szybko oddaliłem się nie czekając na lecące kamienie.


A poniżej zdjęcie lasu, żeby tak bardziej zielono było.
Czerwony szlak rowerowy - lubuskie © donremigio
Kategoria Wokół Gorzowa


Statystyki:
Odległość: 50.00 km;
Czas: 02:05 h
Średnia: 24.00 km/h;
Temperatura:18.0;

spotkanie z orłem bielikiem

Środa, 22 września 2010 | Komentarze 3


Niebo niebieskie, słoneczko za oknem, wstyd było siedzieć przed monitorem.

Trasa wycieczki standardowa, czyli okolice Łośna, Lip i Dankowa. Noga dzisiaj nie zapodawała i jechało się dość ciężkawo. Może dlatego, że w sumie pogoda to taki ciepłozim. Znaczy za zimno na krótki, za ciepło by w długim jechać. I suma summarum męczyłem i pociłem się w długim, bo wole by mi było za ciepło niż żeby mnie przewiało.
Po mniej więcej 25 km zjechałem w las strzelić fotkę jakiemuś drzewostanowi co by było wstawić coś na bloga. Gdy znalazłem sobie jakiś pejzaż i zacząłem focić, tuż nad głową rozległy się jakieś ptasie wrzaski. Jakieś wróble się kłócą, pomyślałem sobie i dalej spokojnie fociłem krzaczki. No ale ptaki darły się coraz głośniej i w sumie jakoś przestało mi to pasować do wróbli. Spojrzałem do góry. O rzesz ty w mordę jeża coś wyrośnięte te wróble.

Bieliki nad lubuskim - okolice Łośna i Lip © donremigio


Bieliki nad lubuskim - okolice Łośna i Lip © donremigio


Bieliki nad lubuskim - okolice Łośna i Lip © donremigio


Wiem, że u nas bielików jest sporo, ale nigdy nie miałem okazji spotkać jakiegoś gdy miałem akurat aparat w ręku. Pierwszy raz widziałem bielika parę lat temu jak spokojnie i dostojnie leciał sobie tuż nad jezdnią. Wtedy zdałem sobie sprawę jakie wielkie to bydle. W zasadzie swoimi skrzydłami zajmował niemal cały pas jezdni.
Innym razem bielik przestraszył mnie gdy siedziałem nad jeziorem na ławeczce. Znaczy bardziej to on się przestraszył. Chociaż mi też serce skoczyło gdy taki kanarek na sterydach wyskoczył z krzaków, machnął skrzydłami i łypiąc na mnie swoimi ślepiami wzbił się i poleciał między drzewa.

A te tak się darły bo we dwójkę odganiały trzeciego. Pewnie młodzika.

No i jeszcze jedna sprawa. W tytule popełniłem błąd. Bielik błędnie uważany jest za orła, jest raczej zaliczany do odrębnej podrodziny – orłanów. Ale orzeł bielik brzmi lepiej niż orłan bielik :)


.


Statystyki:
Odległość: 39.50 km;
Czas: 01:20 h
Średnia: 29.62 km/h;
Temperatura:19.0;

goniąc szosowca

Sobota, 11 września 2010 | Komentarze 4


Miało być spokojnie. Chciałem zajechać do lasu, zobaczyć jak tam grzybki się mają itp. No ale tuż przed Kłodawą wyprzedził mnie jakiś koleś. Spojrzałem na niego. Luźne gatki, a nie seksowne, profesjonalne i obcisłe, bez spd na zwykłych platformach. Nie będzie mi tutaj amator pluł w twarz. Nie po to mam profesjonalne gatki z pampersem i magiczne spd bym był wyprzedzany przez amatora w dresie ;)
Siadłem mu więc na kole sprawdzając ile wytrzyma. Łypnął tylko okiem i przyspieszył. Ja za nim, spokojnie niczym Kubica, pokazując mu się to w lewym, to w prawym lusterku. Koleś zaczął robić się nerwowy i niemal potrącił pieszego na ścieżce pieszo-rowerowej. Po chwili zwolnił i zjechał w boczną ścieżkę.
Jako, że już byłem rozpędzony, szkoda było zwalniać i pojechałem dość mocnym tempem dalej.
Gdy skręciłem na Łośno na horyzoncie, jakiś kilometr z przodu, dojrzałem koszulkę rowerową. Jako, że cyklista przede mną to jak płachta na byka, depnąłem jeszcze mocniej. Kręcę i kręcę korbą koszulka nie bardzo się zbliża. Chyba szosowiec. Pogoń trwała z pół godziny. Wreszcie dopadłem go, sapiąc, dysząc i krwawiąc z każdego możliwego otworu w ciele. Siadłem mu na kole i miałem nadzieję odpocząć co nieco. A on widząc mnie przyspieszył.
No niech go cholera trzaśnie. Ale nie po to go goniłem by teraz odpuścić. Po kilkunastu minutach pokazuje mi bym go zmienił. Ja ledwo żywy, brocząc krwią ledwo trzymam się jego koła, a ten chce żebym go zmienił. Zobaczył, że nie bardzo kwapię się do zmiany, więc wkurzył się lekko i przyspieszył pod górkę do 40km/h. Najpierw plamki zobaczyłem, potem przed oczyma przeleciało całe moje krótkie życie, ale nie puściłem koła. Niestety ta góreczka mnie dobiła. Musiałem uznać wyższość barlineckiego cyklisty. Skręciłem w las by nieco odsapnąć. Po niecałych 20 km średnią miałem prawie 30km/h. Przy moich 120kg to niezły wynik.
Wracając chciałem utrzymać tą średnią i nawet mi się udało. Wiatru dzisiaj za dużego nie było więc dało się jechać dość szybko. Na 40 km trasie to chyba moja najlepsza średnia. Dobrze mieć uciekającą, mobilizującą koszulkę na horyzoncie :)

Kellysek odpoczywa w cieniu słońca. © donremigio


Jezioro Lubieszewko - Moczydło © donremigio


Statystyki:
Odległość: 90.50 km;
Czas: 04:00 h
Średnia: 22.62 km/h;
Temperatura:16.0;

Danków - założenie geocache

Wtorek, 31 sierpnia 2010 | Komentarze 1





Moja dzisiejsza wycieczka miała jeden cel. Ukryć w Dankowie skrzynkę geocache. jako miejsce na cache wybrałem mauzoleum rodziny von Brand.
Mauzoleum rodziny von Brand © donremigio


Miejsce ma swój klimat i wydaje mi się że idealnie nadaje się na geocache. Do skrzynki władowałem kilka "suwenirów", wydrukowałem logbooka i owinąłem wszystko workiem foliowym co by tak łatwo nie zamokło.
Skrzynka geocache ukryta przy mauzoleum von Brand w Dankowie © donremigio


Jak uporałem się z geocachem pojechałem dalej w las w poszukiwaniu starego cmentarza. Wydawało mi się, że będzie właśnie gdzieś w pobliżu mauzoleum. Po przejechaniu kilkunastu metrów zamiast cmentarza znalazłem ... leśny parking z miejscami na ogniska.
Danków - miejsce na ognisko © donremigio


No cóż, cmentarza nie ma ale i tak jest zajebiście.

W okolicach parkingu znalazłem element, chyba neogotyckiej, architektury sanitarnej.
Architektura Sanitarna © donremigio


Wokół jeziora przy którym mieścił się parking wiodła ścieżka która doprowadziła mnie do, tym razem na pewno neogotyckiego, sakralnego elementu architektury.
Neogotycki kościół w Dankowie © donremigio


Tuż obok kościółka zauważyłem ścieżkę prowadzącą na szczyt niewielkiego wzniesienia.
Ścieżka prowadząca do miejsca archeologicznych badań © donremigio


Podobne wzniesienie, do którego prowadziły drewniane schody, natknąłem się już jakiś czas temu przy wylocie z Dankowa. Długo wtedy głowiłem się po co ktoś wybudował schody na szczyt polanki na której, poza kilkoma drzewami, nic nie ma.

Zagadka została rozwiązana. Na wzniesieniu koło kościółka znalazłem tablicę informacyjną.
Danków - Informacja o gródku strażniczym © donremigio


Na obu wzniesieniach były prowadzone badania archeologiczne. Kiedyś stały na nich wieże strażnicze i archeolodzy, pewnie pokroju Indiany Jonesa, biegali po tych pagórkach w poszukiwaniu skarbów z swoimi małymi biczami, łopatkami, pędzelkami i innymi atrybutami prawdziwego archeologa.

Jadąc dalej natknąłem się na resztki zespołu folwarcznego. Warto wspomnieć, że kiedyś w Dankowie, a raczej Tankowie bo wtedy leżał na terenie Niemiec, był cały majątek rodziny von Brand, w tym również pałac. Został on jednak zniszczony przez Rosjan podczas drugiej wojny światowej. Z całego majątku ostała się jedynie stajnia, oranżeria i mauzoleum.
Zespół folwarczny - Danków © donremigio


Zespół folwarczny - Danków © donremigio


Zespół folwarczny - Danków © donremigio


W Dankowie był chyba też organizowany jakiś pokaz archeologii. Nie wiem na czym on polegał. Może strzelali pejczami, uciekali przed spadającymi głazami i wskakiwali w biegu na koń. Przynajmniej ja sobie tak wyobrażam archeologię, ale chyba w młodości za dużo filmów oglądałem.
Danków - pokaz archeologii © donremigio


A to jest pozostałość po wałach i fosie.
Danków - miejskie obwarowania - pozostałości wałów i fosy © donremigio


To natomiast są, jak mniemam, resztki muru okalającego pałac.
Danków - pozostałości muru © donremigio


Jako, że chmury na niebie nie zapowiadały jakiś strasznych opadów, postanowiłem wrócić do Gorzowa okrężną drogą. Podeptałem więc dziarsko na Strzelce Krajeńskie, gdzie przystanąłem sobie na chwilę w parku.
Strzelce Krajeńskie - Bohaterom Armii Czerwonej © donremigio


W Strzelcach zastanawiałem się czy nie wbić się na krajówkę, ale widok tirów mnie zniechęcił. Pojechałem więc na Zwierzyn, a potem przez rezerwat Buków na Santok i Gorzów.
Rezerwat Buki Zdroiskie © donremigio


Link do opisu ukrytej przeze mnie skrzynki można znaleźć TUTAJ. Skrzynka musi jeszcze zostać zaakceptowana i będzie gotowa do szukania.

.