Wykres:
Najdłuższe wycieczki:
Info:
Wykres roczny blog rowerowy donremigio.bikestats.pl
avatar
  • Dystans: 19875.39 km
  • Średnia: 23.25 km/h
  • Na siodełku: 35d 12h 00m
Szukaj:
avatar

Info

Remigiusz Królak.
Gorzów Wielkopolski.
Przejechane 19875.39 km.
Średnia 23.25 km/h.
Więcej o mnie.
button stats bikestats.pl
Kategorie:
Najdłuższa jednodniowa wycieczka: Borne Sulinowo (345km)
Epicka wycieczka na Berlin: Na BERLIN, Towarzysze !! Na BERLIN !! (240km)
Wpisy archiwalne w kategorii

coś koło 100 km

Dystans całkowity:5376.33 km (w terenie 390.00 km; 7.25%)
Czas w ruchu:236:59
Średnia prędkość:22.69 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Maks. tętno średnie:147 (69 %)
Suma kalorii:58745 kcal
Liczba aktywności:39
Średnio na aktywność:137.85 km i 6h 04m
Więcej statystyk
Statystyki:
Odległość: 129.00 km;
Czas: 06:01 h
Średnia: 21.44 km/h;
Temperatura:28.0;

do Chojna do siostrzyczki

Sobota, 13 lipca 2013 | Komentarze 3


Siostra, siedząca z siostrzenicami w domku teściów w Chojnie, spytała się czy bym nie wpadł na weekend. Czemu by nie, pomyślałem sobie. To raptem ~100km, jeśli będę po drodze zwiedzał to wyjdzie może 120.

W sobotę, skoro świt (czyli jakoś po 11) ruszyłem w trasę. Najpierw ścieżką rowerową koło elektrociepłowni, potem na Janczewo i Górki.

Gorzów - Elektrociepłownia © donremigio


Wzorcowa ścieżka rowerowa © donremigio


Pokręcić się za geokeszami miałem zamiar dopiero w okolicach Międzychodu. Tak więc spokojnym tempem mijałem kolejne wioski.

Warta - okolice Skwierzyny © donremigio


Świniary - Kosciół z XIX wieku © donremigio


Trasę znam, tak więc bruk za Świniarami mnie nie zaskoczył. Jednak osobę jadącą kolarzówką ten widok może załamać. Dobrze, że jest pobocze, tak więc można ten odcinek przejechać bez większego telepania.

Tymczasem za Świniarami © donremigio


Koło Międzychodu odbiłem na północ i jadąc ścieżką rowerową "Śladami Radusza" wjechałem w Puszczę Notecką. Wioskę Radusz już opisywałem, przypomnę tylko że kiedyś była to największa wioska w Puszczy Noteckiej, po II Wojnie Światowej w zasadzie zniknęła z mapy.

W tym miejscu hitlerrowcy zastrzelili w 1944 dwóch Rosjan uciekinierów z obozu koncentracyjnego © donremigio


Na tablicy informacyjnej widać stare zdjęcie karczmy w Raduszu.
Radusz - Karczma © donremigio


A tyle z niej zostało. Dziura i kamienie.
Radusz - Karczma dzisiaj © donremigio


Tuż koło karczmy stoi kapliczka ku czci św. Huberta. W pobliżu ukryty jest geokesz, jednak nie zdołałem go namierzyć.
Kapliczka ku czci św. Huberta © donremigio


Niektóre drogi w Puszczy Noteckiej są wyśmienite. Jako, że Puszcza Notecka rośnie na wydmach, sporo jest też piaszczystych dróg po których nie da się jechać MTB, a co dopiero crossem na szosowych oponach :) Ale o tym przekonałem się później.

Puszcza Notecka © donremigio


Kolejny geokesz ukryty był przy pozostałości po fundamentach strażnicy granicznej. Kiedyś w tym miejscu przebiegała granica między Polską a Niemcami.

Puszcza Notecka - Strażnica © donremigio


Puszcza Notecka - Strażnica © donremigio


Czas już mnie nieco gonił, siostra czekała z kolacją, tak więc obrałem azymut ku najbliższemu asfaltowi. W pewnym momencie wjechałem w taki piach, że aż musiałem prowadzić rower. Może to i dobrze, bo po kilkudziesięciu metrach dojrzałem w krzakach jakiś znak. Pewnie jadąc i walcząc z piachem bym go ominął. Zaintrygowany podążyłem za znakiem. Mym oczom ukazała się mogiła. Na nagrobku widniała tylko data 1944.

Puszcza Notecka - znak kierujący do mogiły © donremigio


Puszcza Notecka - Mogiła © donremigio


Podążyłem dalej. Koło Sierakowa odnalazłem dwa geokesze. Jeden z nich ukryty był przy Dąbie Józefa.

Dąb Józefa © donremigio


Kawałek dalej minąłem stojący przy drodze krzyż. Okazało się, że w tym miejscu podczas okupacji hitlerowskiej założony został obóz pracy dla Polaków. Byli to głównie więźniowie z Wronek. Przebywało tutaj od 50 do 70 więźniów. Podczas likwidacji obozu dwie osoby zostały zabite, ich groby znajdują się na cmentarzu parafialnym w Sierakowie. Resztę więźniów ewakuowano w głąb Niemiec, a ich dalsze losy pozostają dotychczas nieznane.

Hitlerowski obóz pracy - krzyż © donremigio


Minąłem Sieraków i podążyłem ku Chojno City. Na krzyżówce postanowiłem, że pojadę drogą wzdłuż Warty. Na mapie wydawała się być ciekawszą opcją. Po kilkuset metach asfalt zmienił się w polną drogę. Niestety moje opony całkowicie nie dawały sobie rady z piachem ją pokrywającym. Rower po prostu pływał.

Kapliczka przy polnej drodze © donremigio


Spocony i zasapany, przeklinając wróciłem na krzyżówkę. Z ulgą ucałowałem asfalt. Po chwili asfalt zaczął wyglądać jak ... no sam nie wiem.

Droga między Sierakowem a Chojnem © donremigio


Potem nawierzchnia była nieco lepsza, to znaczy mniej dziurawa i pokryta łatami. Trochę mnie tam wytrzęsło, jednak i tam była to lepsza opcja niż walka z piachem.
Po paru kilometrach, telepania się i jazdy slalomem między dziurami, oczom moim ukazał się znak informujący o złym stanie technicznym drogi. Zabawne, bardzo zabawne.

Droga między Sierakowem i Chojnem © donremigio


Wreszcie dojechałem do Chojna. Jeszcze chwila ustalania z siostrą gdzie jest domek i mogłem odpocząć.


Statystyki:
Odległość: 151.50 km;
Czas: 06:15 h
Średnia: 24.24 km/h;
Temperatura:25.0;

Geocachowo - Drezdenko - Dobiegniew - Klasztor Pocysterski

Niedziela, 30 czerwca 2013 | Komentarze 4


Wyjazd koło 11 ze Sławkiem. Trasa na początku bez fajerwerków, przez Lipki Wielkie wzdłuż Puszczy Noteckiej do Drezdenka.
W Trzebiczu, tuż przed Drezdenkiem, naszą uwagę przykuł przedziwny dom.
Z tego co udało mi się znaleźć jest to willa fabrykancka wybudowana na planie ośmioramiennej gwiazdy (mi się wydawała okrągła). Powstała w latach 20. XX wieku na zlecenie właściciela tamtejszego tartaku - Meiera.
Budynek zrobił na mnie wrażenie.

Trzebicz - willa © donremigio


Trzebicz - willa © donremigio


Potem już prosto na Drezdenko gdzie znalezliśmy pierwszy tego dnia kesz. Ukryty był przy popiersiu Kościuszki wyglądającym jak Michael Jackson :)
Potem udaliśmy się po kesz ukryty przy rozpadającej się wieży ciśnień. Miejscówka robi wrażenie, jednak zamiast kesza znaleźliśmy tylko zniszczone resztki. Jakiś wandal tubylec musiał znaleźć i mimo napisów, że to nie śmieć i by odłożyć w razie przypadkowego znalezienia, po prostu podeptał pojemnik.

Rys historyczny wieży
"Wodociągowa wieża ciśnień zlokalizowana jest na południe od centrum Drezdenka, w obrębie Miejskiego Zakładu Wodociągowego i Kanalizacji.
Budowla została wzniesiona jako element zakładu w latach 1906-1907, według projektu inż. Heinricha Ehlerta z Düsseldorfu. W pobliżu usytuowana jest dawna gazownia, rzeźnia miejska oraz fabryka cygierniczek.
Wieża składa się z dwóch części: stalowego zbiornika wodnego typu Intze oraz murowanego trzonu, na którym wsparty jest zbiornik wodny. Instalację uzdatniania wody i stację pomp zlokalizowano poza wieżą, w osobnych, wolnostojących budynkach. Budowla jest podpiwniczona. Wewnątrz znajduje się sześć kondygnacji. Wejście znajduje się po stronie wschodniej.
Wobec wieloletnich zaniedbań stan techniczny wieży jest zły. W ostatnim czasie po interwencji Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego wykonano remont zabezpieczający zbiornika."


Drezdenko - Wieża ciśnień © donremigio


Drezdenko - Wieża ciśnień © donremigio


Ogólnie miasteczko bardzo zadbane. Spodobało mi się.
Drezdenko - deptak © donremigio


Z Drezdenka udaliśmy się ku Dobiegniew City. Odcinek nieco męczący bo kilkanaście km pod górkę. Nie była to jakaś stromizna ale deptać nieco trza było.
W Dobiegniewie też mieliśmy wyrwać kesza, ale nie udało nam się go namierzyć.

Dobiegniew - Parafia pw. św. Józefa © donremigio


Dobiegniew - Pomnik Czynu Żołnierskiego © donremigio


Dobiegniew - Bocianie Gniazdo © donremigio


Po lekkim popasie w Dobiegniewie ruszyliśmy na północ do Bierzwnika gdzie jest stary pocysterski klasztor. Oczywiście z ukrytym w okolicy geocache :)

Historia klasztoru sięga 1294 r., kiedy to cystersi z Kołbacza po otrzymaniu nadań ziemskich, przybyli w odludne okolice dzisiejszego Bierzwnika i założyli opactwo. Klasztor rozwijał się prężnie, ponieważ cystersi byli mistrzami ówczesnej sztuki rolniczej. Kres opactwa nastąpił w 1539 r. margrabia Jan panujący w Nowej Marchii przeszedł na luteranizm i zarządził kasację klasztoru. Z dóbr klasztornych zorganizowano domenę państwową - lokalny ośrodek władzy.

Obecnie zespół klasztorny obejmuje kościół wraz z dwoma jednopiętrowymi skrzydłami klasztornymi (pierwotnie dwupiętrowymi). Pozostałe skrzydło klasztoru oraz kościół są w trakcie odbudowy. Wewnątrz zachowało się sporo detali architektonicznych.

Opodal głównych zabudowań stoją imponujące ruiny tzw. browaru (w rzeczywistości domu gościnnego).

Ze Sławkiem zauważyliśmy, że trwa odbudowa zniszczonej części klasztoru.

Bierzwnik - klasztor pocysterski © donremigio


Bierzwnik - klasztor pocysterski - Browar © donremigio


Bierzwnik - klasztor pocysterski - Wirydarz © donremigio


Bierzwik - klasztor - Browar © donremigio


Bierzwnik - klasztor - remont © donremigio


Bierzwnik - klasztor - dzwonnica © donremigio


Bierzwnik - Browar - gdzieś tutaj jest ukryty kesz © donremigio


Więcej o klasztorze można poczytać TUTAJ

Klasztor piękny, trza było jednak powoli kierować się ku domostwom. Ruszyliśmy więc na zachód.
Droga między Bierzwnikiem a .. resztą świata © donremigio


Po drodze w Gilowie mieliśmy jeszcze dwa kesze do znalezienia. Jeden przy starym cmentarzu ewangelickim.
Cmentarz ewangelicki - Gilów © donremigio


Gilów - cmentarz ewangelicki © donremigio


Drugi przy wieży widokowej, pozostałości po pałacu, zbudowanym w XVI w przez Joachima Friedricha Geinfelde. Kolejnymi właścicielami majątku byli von Bornstedtowie z Ogard, von Billerbeckowie oraz von Papsteinowie z Dankowa, a na początku XIX wieku - von Schönebeckowie. Podobnie jak zespół folwarczny w Dankowie, pałac został zniszczony doszczętnie przez żołnierzy radzieckich podczas II Wojny Światowej.

Gilów - wieża widokowa © donremigio


Potem już prosto na Gorzów przez Danków. Wycieczka wielce udana.


Statystyki:
Odległość: 146.00 km;
Czas: 07:10 h
Średnia: 20.37 km/h;
Temperatura:25.0;

Powitanie Lata - Biwak w Puszczy Noteckiej

Sobota, 22 czerwca 2013 | Komentarze 2


Przy Powitaniu Wiosny, by utopić Marzannę, trza było dosłownie rozkuwać lód na rzece. Dzięki Bogu na pierwszy dzień lata pogoda jest taka jaka powinna być :) Ciepło, trochę chmurek, można więc spokojnie kręcić korbą.
Jako że planujemy ze Sławkiem nieco dłuższe dwudniowe wycieczki z nocowaniem pod chmurką w namiotach, postanowiłem spróbować swych sił i przenocować w Puszczy Noteckiej. Sławek jeszcze nie nabył ekwipunku tak więc miał mnie zostawić w lesie i wrócić sam.
Najpierw na Santok przez Górki. Niedawno w Górkach wybudowano nową drogę, prowadzącą malowniczym wąwozem. Asfalt cacy.
Górki - widoczek z ... górki © donremigio


W Santoku minął nas stary lodołamacz, obecnie statek wycieczkowy Kuna.
Santok - Statek wycieczkowy Kuna © donremigio


Po krótkiej przerwie ruszamy ku Pałacykowi w Wiejcach. Już tam byliśmy, ale można tam odpocząć i posiedzieć w malowniczych okolicznościach przyrody. Sam pałac pochodzi z XIX wieku i powstał gdy w wiosce funkcjonowała duża huta szkła. W 1945 r. wieś przyłączono do Polski, zaś jej ludność wysiedlono do Niemiec. W pałacu mieściła się szkoła, ośrodek kolonijny, a po przebudowie w latach 2001-2003 luksusowy hotel i centrum konferencyjno-rekreacyjne.
Pałac w Wiejcach © donremigio


Wiejce - Kościół neoromański pw. św. Józefa z 1855 roku © donremigio


Po drodze do Wiejc minęliśmy domostwo chyba jakiegoś lekkiego nawiedzonego. A może i bardziej nawiedzonego bo kto normalny stawia na podwórzu pomnik dla Radia Maryja i ku pamięci Katynia i Zamachu w Smoleńsku.
Zamach w Smoleńsku © donremigio


W Krobielewku pokręciliśmy się co nieco wokół i w starej strażnicy straży pożarnej.
Krobielewko - Strażnica Straży Pożarnej © donremigio


Po odpoczynku w Wiejcach jedziemy już prosto do Miedzychodu. Tam uzupełniamy płyny i odnajduję pierwszego dzisiaj geocache.

Potem jedziemy na północ pokręcić się po okolicy w której stała kiedyś, największa swego czasu w Puszczy Noteckiej, wieś Radusz. Nie będę kopiował tekstu z wikipedii, jak ktoś chce to poczyta o wsi Tutaj.

W drodze do Radusza wyrywam dwa geocache. Jeden przy Jeziorze Radgoskim, drugi przy mogiłach dwóch obywateli radzieckich, zbiegłych z obozu koncentracyjnego, zastrzelonych w tym miejscu w 1945 roku przez hitlerowców.
Jezioro Radgoskie © donremigio


Mogiły zastrzelonych Rosjan © donremigio


Jadąc do kolejnego geocache mijamy tabliczkę z napisem "Kuźna". Kużna ? W krzaciorach zamajaczyły jakieś kamienie. Aaa to widocznie jedna z pozostałości wsi Radusz.
Kużna - Radusz © donremigio


Geocache 'Święto Lasu' ukryty był w pobliżu kamienia postawionego w 1933 roku z okazji ukończenia prac zalesieniowych po gradacji strzygoni choinówki, której żery w latach 1923-24 zniszczyły około 70% drzewostanu Puszczy Noteckiej.
Święto Lasu © donremigio


Święto Lasu © donremigio


Gdy szukałem geocache Sławek zauważył istotny brak swego bidonu. Jako, że płyny trza uzupełniać wrócił się by go poszukać. Geocache znaleziony więc czekam, czekam, Sławomira jak nie ma, tak nie ma. Zadzwonić do niego nie mogę, bo Sławek to jedyna znana mi osoba która nie posiada telefonu komórkowego. Znając jego poczucie kierunku zacząłem się obawiać że się zgubił. Jednak jest ... mignęła mi, pośród posadzonych w latach 70 buków czerwonych, niebieska koszulka Sławomira. Znalazł swój pojemnik z piciem. Dobra to kręcimy dalej. Teraz ku cmentarzowi, pozostałości po zapomnianej wsi Radusz.
Dotychczas jechaliśmy po dukcie leśnym w całkiem niezłym stanie. Pomimo ważących kilkanaście kilogramów sakw nie miałem problemu z jazdą. Do cmentarza prowadziła jednak zapiaszczona droga z rozrzuconą gdzieniegdzie kruszonką. W pewnym momencie przydzwoniłem tylnym kołem w jakąś cegłówkę. Aż się obejrzałem czy felga jest na miejscu. Mavic jednak dzielnie zniósł dzwona. Toczymy się dalej. Dojeżdżamy do cmentarza. Urokliwe miejsce. O ile można coś takiego powiedzieć o cmentarzu.
Cmentarz W Puszczy Noteckiej © donremigio


Cmentarz w Puszczy Noteckiej - Radusz © donremigio


Cmentarz w Puszczy Noteckiej - Radusz © donremigio


Kesz odnaleziony, no to chwytam za rower a tutaj kapeć. O ile felga zdała egzamin, to dętka nie wytrzymała spotkania z cegłówką. No nic ściągamy sakwy, koło i wymieniamy dętkę. Nie chciało mi się sklejać pękniętej, tak więc zakładam nową, a starą pakuję do sakw. Skleję ją w domu.

Dalej to już prosta droga do Lipek Wielkich, gdzie Sławek mnie zostawia, a ja w zapadających ciemnościach, odganiając się od hordy komarów, pcham rower po zapiaszczonych drogach do upatrzonego miejsca na biwak. Teren znam dość dobrze, co roku jeździmy tam na grzyby.

Poganiany przez komarzyska rozbijam jak najszybciej namiot i szybko się w nim chowam. Rower zostawiam za zewnątrz. Muszę jeszcze zastanowić się jak zabezpieczyć rower przed ewentualną kradzieżą. Do namiotu nie wlezie. Wciągnąłem więc do przedsionka tylko koło i położyłem na nim klucze. W razie co powinno mnie to obudzić.
Zasypiam niespokojnym snem. W zasadzie to nazwać snem. Nad głową drze się przez całą noc jakieś ptaszysko. Żeby to chociaż ładnie śpiewało. A to coś darło dziób niemiłosiernie.
W pewnym momencie usłyszałem jakieś warczenie obok namiotu. Niechybnie GRIZLI. Zacząłem nasłuchiwać. Znowu teraz tak jak by nieco z prawej. Z tym grizli to chyba przesadziłem ale prawdopodobne wydawały się WILKI. Przecież po Puszczy gania ponoć jedna czy nawet dwie watahy. A może dzikie psy. Począłem obmyślać plan obrony. Oczywiste wydawały się wilcze doły i zasieki. Brakowało mi jednak materiałów budowlanych. Siedzę więc cicho. Znowu jakiś bulgot. Zaraz. Chwyciłem się za brzuch. Motyla noga przecież mi tak po prostu burczy w brzuchu. Nieco zawstydzony zasypiam z otwartymi oczami.
Nad ranem, koło 4, budzi mnie deszcz. Nawet dobrze. Przy okazji sprawdzi się czy namiot nie przecieka.
Nie przecieka.
Czekam aż przestanie padać i pakuję dobytek w sakwy. Do domu w sumie niedaleko jakieś 30 km. Znowu otoczyły mnie komary. Z tego wszystkiego zapomniałem nawet strzelić fotkę rozbitego namiotu.
Pcham rower z powrotem ku asfaltowej drodze. Po wygramoleniu się z krzaków wśród drzew dostrzegam tubylca z psem zbierającego jagody. Tłoczno się robi w tej Puszczy Noteckiej.
Dochodzę wreszcie do drogi, wskakuję na rower i z ulgą uciekam komarom. Potem już spokojnie przez Santok, wzdłuż Warty, kręcę do domu.
Santok Wita © donremigio


Santok © donremigio


Droga między Santokiem a Gorzowem © donremigio


Wycieczka wielce udana. Ciekawe miejsca zwiedzone, namiot się sprawdził. Teraz trza pogonić Sławka z zakupem namiotu i będzie można kręcić dłuższe dwudniowe wycieczki podczas których będzie można jeden dzień spokojnie poświęcić na zwiedzanie, a drugi na powrót.

Darz Bór.


Statystyki:
Odległość: 146.90 km;
Czas: 06:01 h
Średnia: 24.42 km/h;
Temperatura:25.0;

Twierdza Kostrzyn

Sobota, 15 czerwca 2013 | Komentarze 0


Najpierw na Witnicę Shiti. Tam przystanek przu Zaułku Kowala. Gdzieś tam jest ukryty geocache ale coś nie mogę go namierzyć. Jakiś magnetyk, gdzieś pod kamieniem.

Zaułek Kowala - Witnica © donremigio


Później depczemy na Kostrzyn mijając w Dobroszynie pałacyk.

Dobroszyn - coś na kształt pałacyku © donremigio


W Kostrzynie pokręciliśmy się nieco po zrewitalizowanej ostatnio Twierdzy.

Twierdza Kostrzyn - mapa twierdzy © donremigio


Z samej twierdzy ostały się ino dwie bramy (Berlińska i Chyżańska) i nieco ruin pośrodku. Można też pozwiedzać podziemia, ale akurat dzisiaj zamknięte było. Twierdza powstała około XV wieku i miała się całkiem dobrze, póki nasi Przyjaciele Rosjanie nie przybyli i nie zmienili w 1945 roku 95% miasta w ruiny.

Twierdza Kostrzyn - armata © donremigio


Twierdza Kostrzyn © donremigio


Twierdza Kostrzyn - uważaj bo się przewrócisz © donremigio


Twierdza Kostrzyn - tutaj stał kościół © donremigio


Twierdza Kostrzyn - cokół pomnika Jana © donremigio


Przez Bramę Berlińską jeździły kiedyś tramwaje.
Twierdza Kostrzyn - Brama Berlińska © donremigio


Obecnie brama została odnowiona i mieści się w niej punkt informacyjny, wystawa (min. stare mapy), oraz sklepik gdzie można nabyć suweniry.
Twierdza Kostrzyn - Brama Berlińska © donremigio


Na terenie Twierdzy są też ukryte dwa geocache, które bez problemu znaleźliśmy. Jeden z nich to aż rzuca się w oczy :)

Po zwiedzeniu Twierdzy obraliśmy kurs ku Ośno Lubuskie. Jadąc drogą po lewej mieliśmy piękny widok na zalane mokradła.
Warta nieco wylała © donremigio


Dojeżdżając do Ośna na wzgórzu dojrzeliśmy wieżę obserwacyjną. Została ona wybudowana w 1937 roku i często mylnie nazywana jest wieżą Bismarcka.
Ośno Lubuskie - wieża obserwacyjna © donremigio


W samym Ośnie wyrwaliśmy kolejnego geocache i pojechaliśmy na Sulęcin. Po drodze przypadkowo trafiliśmy jeszcze na pomnik upamiętniający lądowanie w tym miejscu w 1944 roku grupy dywersyjno-wywiadowczej Ludowego Wojska Polskiego.

Pomnik upamiętniający lądowanie w tym miejscu w 1944 roku grupy dywersyjno-wywiadowczej Ludowego Wojska Polskiego © donremigio


Potem już prosto na Sulęcin, tam napoiliśmy się, pochłonęliśmy po pół czekolady i przez Wędrzyn i Lubniewice podeptaliśmy raźno ku domostwom.


Statystyki:
Odległość: 129.00 km;
Czas: 05:01 h
Średnia: 25.71 km/h;
Temperatura:25.0;

Choszczno

Sobota, 8 czerwca 2013 | Komentarze 0


Dopiero pierwsza w tym roku nieco konkretniejsza i ciekawsza wycieczka. Najpierw na Barlinek.

Barlinek - Coś po niemiecku © donremigio


Barlinek - Brzydkie kaczątko ... łabątko © donremigio


Potem podeptaliśmy ku Choszczno City. Tam mieliśmy odszukać geocache. W sumie udało się znaleźć jeden. Reszta była albo otoczona przez mugoli i nie dało się dyskretnie szukać, lub nie znaleźliśmy.

Choszczno - Skwer Holenderski © donremigio


Choszczno - pomnik przy bibliotece © donremigio


Wyjeżdżając już z Choszczna dość niespodziewanie odkryliśmy jeszcze niewielki cmentarz żołnierzy radzieckich.

Choszczno - cmentarz zołnierzy radzieckich © donremigio


Choszczno - cmentarz ziłnierzy radzieckich © donremigio


Choszczno - cmentarz radziecki © donremigio


Przejeżdżając przez Tuczno natknęliśmy się też na jakiś pałacyk strzeżony przez dwie kozy. Pałacyk całkiem ładny lecz nadający się do gruntownego remontu.

Potem już nie napotkaliśmy nic ciekawego i przez Danków i Lipy podeptaliśmy na Gorzów.

Tuczno - Pałacyk © donremigio


Statystyki:
Odległość: 129.90 km;
Czas: 04:47 h
Średnia: 27.16 km/h;
Temperatura:17.0;

geocachowo na Choszczno

Sobota, 29 września 2012 | Komentarze 1


Miało być keszobranie. Ale jeśli chodzi o kesze to była to epicka porażka. Żadnej. Zero. Z trzech znaleźliśmy nic. W sumie jedna była do podjęcia, ale na promenadzie łaziły mugole tak więc nie chcieliśmy spalić miejscówki. Przy kolejnym keszu GPS mi zaczął wariować. Kesz miał być ukryty gdzieś w murze ale jakoś go nie dojrzałem. Następny kesz miał być też w murze ... no i też go nie wymacałem. Motyla noga. Dobrze przynajmniej, że do Choszczna wiało nam w plecy tak więc średnia była konkretna z trójką z przodu.
Lekko zawiedziony byłem, no ale trza było już wracać bo chmurki jakieś takie nieprzyjemne się pojawiły na horyzoncie. No i zaczęły się górki, w mordewiatr, momentami wmordewicher. Dobrze, że im słońce było niżej tym wiatr nieco słabł i jechało się lżej. W zasadzie od Choszczna, pomimo przeszkadzającego wiatru, jechaliśmy już bez postojów, bo teraz szybko robi się ciemno.
Rowerowo wycieczka fajna, chyba ostatnia w tym roku gdy jechałem w krótkim. Geokeszersko jednak beznadzieja. Dno, wodorosty i trzy metry mułu. Ja tym keszom jednak nie popuszczę. Ja tam wrócę. Z kilofem i rozwalę te murki w poszukiwaniu keszy.

Choszczno - Dwa Kellysy se sobie odpoczywają © donremigio




Statystyki:
Odległość: 110.00 km;
Czas: 04:55 h
Średnia: 22.37 km/h;
Temperatura:25.0;

Krotoszyn - Dobrzyca - Koźmin

Niedziela, 9 września 2012 | Komentarze 0


Dzisiaj to było keszobranie. Najpierw obrałem azymut ku Dobrzycy. Keszy tam było kilka ale udało mi się znaleźć tylko jeden. Akurat jak tam dojechałem cała wioska wyległa do kościoła. Tak więc zacząłem szukać keszy ukrytych na terenie zespołu pałacowego. Pałacyk cacy. Chyba najładniejszy, a już na pewno najbardziej zadbany w okolicy. Wg Wikipedii pałac został wybudowany w latach 1798-1799 przez czołowego architekta epoki klasycyzmu Stanisława Zawadzkiego dla adiutanta i szefa kancelarii wojskowej króla Stanisława Augusta, generała Augustyna Gorzeńskiego.
Z uwagi na związki Gorzeńskiego z masonerią symbolika architektoniczna pałacu i parku nawiązuje do tradycji wolnomularskich.

Pałac w Dobrzycy © donremigio


Rzeźba kobiety © donremigio


Dobrzyca - zespół pałacowy - staw © donremigio


Dobrzyca - zespół pałacowy - monopter © donremigio


Dobrzyca - zespół pałacowy © donremigio


Sala zebrań loży masońskiej (Panteon) przy pałacu w Dobrzycy © donremigio


Kościół poewangelicki w Dobrzycy © donremigio


Dobrzyca - Pomnik Stanisława Mikołajczyka © donremigio


Parafia św. Tekli w Dobrzycy © donremigio


Po zwiedzeniu zespołu pałacowego ruszyłem na zachód. Kierując się do kolejnego kesza, koło zapory wodnej, dojrzałem nagle ładny drewniany kościółek.
Golina - Sanktuarium Matki Boskiej Pocieszenia © donremigio


W zasadzie co wioska to stoi tam jakiś drewniany kościółek.
Jeden z drewnianych kościółków - w okolicy ich było sporo © donremigio


Kesz koło zapory znalazłem, podobnie ten koło pałacu w Rusko. W porównaniu do pałacu w Dobrzycy ten specjalnego wrażenia na mnie nie zrobił. W obu keszach nie było nic do pisania, tak więc niczym Bear Grylls podpisałem się tym czym miałem pod ręką. W obu logbookach podpisałem się trzema XXX za pomocą .... trawy :)
Pałac Rusko © donremigio


Kolejny pit stop koło kolejnego sanktuarium. Tym razem w Borku Wielkopolskim. Tutaj też kesza znalazłem.
Sanktuarium w Borku Wielkopolskim © donremigio


Sanktuarium Matki Boskiej - Borek Wielkopolski © donremigio


Sanktuarium w Borku Wielkopolskim © donremigio


Temu to chciałem przybić piątkę © donremigio


Potem przystanek jeszcze w Borzeciczkach :) przy pałacu gdzie mieści się obecnie Ośrodek Szkolno-Wychowawczy i przez Koźmin na Krotoszyn. W sumie udało mi się dzisiaj znaleźć pięć keszy. Wycieczka wielce udana.

Borzeciczki - Ośrodek Szkolno Wychowawczy © donremigio


Rozdrażew - rzut okiem na kościół © donremigio




Statystyki:
Odległość: 130.97 km;
Czas: 05:08 h
Średnia: 25.51 km/h;
Temperatura:28.0;

Trzemeszno Lubuskie

Niedziela, 26 sierpnia 2012 | Komentarze 0


W Trzemesznie ktoś założył parę keszy. Trasa akurat wychodziło nieco ponad setkę tak więc w sam raz na niedzielną przejażdżkę.
Najpierw na Lubniewice, gdzie przystanęliśmy sobie na chwilę. Do Lubniewic jakoś nie mam zbytnio szczęścia. Ostatnio gdy tam staliśmy to oparłem rower o murek. Nagle rower zsunął się i porysował się amortyzator. Tym razem podobnie tylko porysowała się druga goleń i trochę rama :)
Za Lubniewicami czekało na nas parę podjazdów. Nie są może specjalnie strome ale za to dość długie.
Wreszcie dojechaliśmy to Trzemeszna. W pobliskim lesie była kiedyś radziecka baza w której składowane były pociski atomowe. Ostatnio jak tam byliśmy to już zaczęli ją rozbierać i zasypywać bunkry. Nie wiem w jakim stanie jest obecnie.
No ale my przyjechaliśmy po kesze. Pierwszy na ogień poszedł kesz ukryty przy starym żydowskim cmentarzu. Cmentarz zarośnięty, ledwo go znaleźliśmy. Trochę nam zajęło odszukanie skrzynki.

Cmentarz żydowski w Trzemesznie Lubuskim © donremigio


Kolejna skrzynka miała być ukryta w walących się budynkach po PGR. Obskoczyliśmy wszystkie zakamarki, kesza nie znaleźliśmy.

Opuszczony PGR w Trzemesznie © donremigio


Kolejny kesz znowu na starym cmentarzu tym razem ewangelickim. Ten jednak znaleźliśmy raz dwa.

Cmentarz ewangelicki w Trzemesznie © donremigio


Jeszcze jedna skrzynka była ukryta przy gorzelni, ale tam bramy były pozamykane.

Potem to już spokojna jazda na Międzyrzecz i Skwierzynę. Za Skwierzyną minął nas jakiś poginający 40km/h szosowiec. Nawet mu na chwilę siadłem na koło, ale raz że po 100km jakoś nie miałem już ochoty i siły napinać klaty, dwa że Sławek nie zdążył siąść na koło, bo akurat koleś nas wyprzedził jak staliśmy na poboczu by przepuścić jadącą na sygnale straż pożarną.

Kolejna setka tego roku zaliczona. Super dystansu rocznego raczej nie będzie, ale jeśli chodzi o ilość setek to jest ona chyba większa niż ostatnimi laty.



Statystyki:
Odległość: 345.00 km;
Czas: 15:16 h
Średnia: 22.60 km/h;
Temperatura:15.0;

Borne Sulinowo - Epicka wycieczka

Sobota, 14 lipca 2012 | Komentarze 10


To było wspaniałe. Kolejny kamień milowy zdobyty. Kiedyś 100km wydawało się jakąś kosmiczną barierą. Potem 200km zdobyte podczas wycieczki do Zamku Joannitów w Swobnicy. Teraz pękło 300km.
Pobudka o 4 rano. W sumie położyłem się spać koło 1 i pod koniec jazdy bardzo mocno czułem to w kościach. Sakwy spakowane dzień wcześniej, nie chciało mi się taszczyć aparatu w plecaku, Sławek na dole już czeka tak więc zaczynamy jazdę. Kierunek Borne Sulinowo.
O tej porze ruch na głównej drodze na Wałcz znośny tak więc jedziemy główną drogą. Pierwszy postój w Dobiegniewie koło muzeum Oflag II C Woldenberg.
Dobiegniew - Oflag © donremigio


W tym momencie zaczęło padać. I w zasadzie aż do Borne Sulinowo towarzyszył nam deszcz. Ale my miękkie rury nie jesteśmy i jakaś tam wilgoć nas nie zatrzyma, więc jedziemy dalej na Wałcz.
Gdzieś za Dobiegniewem © donremigio


Droga na Wałcz © donremigio


W Wałczu stajemy przy cmentarzu wojennym żołnierzy Wojska Polskiego i Armii Radzieckiej.

Wałcz - Cmentarz wojenny © donremigio


Wałcz - Cmentarz wojenny © donremigio


Brama do starego cmentarza - Wałcz © donremigio


Postanawiamy też zajechać zobaczyć bunkry grupy warownej "Cegielnia", gdzie niedawno otwarto skansen. Można tutaj pozwiedzać sobie bunkier i od przewodnika uzyskać wiele ciekawych informacji. Co roku są też tutaj organizowane inscenizacje Przełamania Wału Pomorskiego.


Jeden z bunkrów leży do góry nogami. Działająca tam swego czasu piaskownia podbierała tam piach i bunkier się przechylił. Żeby bunkier czasem w sposób niekontrolowany się nie zsunął straż pożarna armatkami wodnymi podmyła bunkier który całkiem "sturlał" się na dno wykopu.
Grupa warowna "Cegielnia" © donremigio


Przy jednym z wejść do bunkru ewakuacyjnego stoi też krzyż. Młody mężczyzna wpadł w tym miejscu do 80 metrowej dziury i zginął. Wejście jest teraz zamknięte.
Grupa warowna "cegielnia" © donremigio


Grupa warowna "cegielnia" © donremigio


Grupa warowna "cegielnia" © donremigio


Grupa warowna "cegielnia" © donremigio


Grupa warowna "cegielnia" © donremigio


Grupa warowna "cegielnia" © donremigio


Grupa warowna "cegielnia" © donremigio


Grupa warowna cegielnia - Mundur niemiecki © donremigio


Karabin przeciwpancerny © donremigio


Szwecja ? Que ? To gdzie my jesteśmy © donremigio


W Wałczu jest jeszcze jedno miejsce gdzie można pozwiedzać bunkry (na terenie byłej jednostki wojskowej) ale czas już nas gonił więc pojechaliśmy już na Borne Sulinowo. Jednak najpierw odszukaliśmy poradziecką bazę gdzie trzymane były rakiety z głowicami nuklearnymi. Miejsce w dużo lepszym stanie niż podobna jednostka która mieściła się w okolicach Trzemeszna Lubuskiego.
Borne Sulinowo - poradziecka baza atomowa © donremigio


Borne Sulinowo - poradziecka baza atomowa © donremigio


Borne Sulinowo - poradziecka baza atomowa - wejście do bunkra przy okopach © donremigio


Borne Sulinowo - poradziecka baza atomowa - wejście do bunkra © donremigio


Gdy zwiedzaliśmy okolice zaczęło grzmieć. Na domiar złego złapałem kapcia w przednim kole. Zdążyliśmy też zwiedzić tylko jeden z dwóch bunkrów. Drugi był lepszym stanie, ale na zegarkach było już 16 i trza było jechać dalej. Niestety 2km dalej znowu zaczęło uchodzić mi powietrze z koła. Nie chciało mi się sprawdzać opony i niestety okazało się, że tkwił w niej kawałek szkła. No i znowu porządnie się rozpadało. Jednak zanim uporałem się z dętką wyjrzało słońce. Słoneczko !!. I piękne niebieskie niebo. Ojej. Radość zagościła w naszych sercach. Gdy wyjechaliśmy z lasu spotkało nas lekkie rozczarowanie. Na horyzoncie widać było kolejne ciemne chmury. No nic. Jedziemy dalej na Kłomino, polską Prypeć.
Kłomino tętniło kiedyś życiem. Wraz z Borne Sulinowo cała okolica była do 1993 roku w zasadzie terenem radzieckim. Polacy nie mieli tam wstępu, przy wjazdach do miast stały barierki. Po wycofaniu się wojsk Borne Sulinowo otrzymało status miasta i stało się ośrodkiem wypoczynkowym. Kłomino, jako że mieściło się w środku lasu z dala od czegokolwiek, po prostu zapomniano i popada w coraz większą ruinę. W zasadzie z tego co zauważyłem jeden z bloków jest chyba remontowany, oraz jeden z mniejszych budynków zamknięty i oznaczony jako teren prywatny. No i w budynku gdzie chyba pomieszkiwało dowództwo mieści się teraz nadleśnictwo. Chyba nadleśnictwo, nie pamiętam już ale jakieś czerwone tabliczki tam wisiały :)
Kłomino - zapomniane miasto © donremigio


Kłomino - zapomniane miasto © donremigio


Kłomino - polska Prypeć © donremigio


Kłomino - zapomniane miasto © donremigio


Kłomino - zapomniane miasto © donremigio


Kłomino - zapomniane miasto © donremigio


Kłomino - zapomniane miasto © donremigio


Po zwiedzeniu Kłomina ruszyliśmy lasem ku miejscu gdzie mieścił się obóz Oflag II Gross-Born. Miejsce niesamowite. Dosłownie las krzyży.
Las krzyży - Kłomino - Oflag © donremigio


Rower trochę się zasyfił © donremigio


Potem już na asfaltówkę i jedziemy już na Borne Sulinowo, zahaczając po drodze o tamę.
Tama na Piławie © donremigio


W Borne byłem w 2009 roku. Wtedy ulice były rozkopane, po prostu był to jeden wielki plac budowy. Dzisiaj to już eleganckie drogi, fajne ścieżki rowerowe. Naprawdę świetne miejsce na odpoczynek. W koszarach i domach oficerskich hotele. Niektóre budynki robią za budynki mieszkalne.
Naszą uwagę przykuła willa Guderiana, oraz przepiękny Dom Oficera, który został wybudowany przez Niemców w latach 1935-36 i pełnił funkcje reprezentacyjne. Było tu kasyno oficerskie, wykwintna restauracja oraz olbrzymia sala koncertowa mogąca pomieścić ok. 1.000 widzów. W okresie radzieckim mieścił się tu Garnizonowy Dom Oficera z salą taneczną, szkołą muzyczną, biblioteką, salą kinową, salą koncertową i restauracją. W dniu 1 lutego 2010 w Domu Oficera wybuchł pożar, który strawił m.in. salę koncertową i wiele innych pomieszczeń. Szkoda bo to była wspaniała perełka. Nie wiem czy ktoś podejmie się teraz wyremontować ten budynek bo uszkodzenia są znaczne i koszt będzie przeogromny. O ile w ogóle się da. Obecnie w budynku trwa szaber i podbieranie cegieł i dachówek. Serce człowiekowi się kraje jak widzi coś tak pięknego , co pewnie za parę lat zawali się i zostanie po tym kupa gruzu.
Borne Sulinowo wita przyjezdnych © donremigio


Borne Sulinowo - Dom Oficera © donremigio


Borne Sulinowo - Dom Oficera © donremigio


Borne Sulinowo - Dom Oficera © donremigio


Borne Sulinowo - Dom Oficera © donremigio


Borne Sulinowo - Dom Oficera © donremigio


Borne Sulinowo - Dom Oficera © donremigio


Borne Sulinowo - Dom Oficera © donremigio


Borne Sulinowo - Dom Oficera © donremigio


Pozostałości po willi Guderiana © donremigio


Taki tam ... czołg © donremigio


Miejsce super, no ale trza było obrać już azymut ku domostwom. Godzina późna, przed nami jeszcze szmat drogi.

Początek jeszcze w miarę ok. Jednak po zachodzie słońca zrobiło się zimno. Bardzo zimno. Cholera jak było zimno. Powrotna droga monotonna. Długie proste odcinki i oglądanie przez całą drogę kilkunastu metrów asfaltu oświetlanego przez latarki. Koszmar. W Mirosławcu planowałem zatrzymać się przy pomniku upamiętniającym dwudziestu żołnierzy, którzy zginęli w katastrofie lotniczej ale było już koło 23 i ciemno jak w grobowcu. Las przed Mirosławcem skojarzył nam się z czarną dziurą. Czuliśmy się jak byśmy wjeżdżali w ciemną ścianę. A w lesie? Bez lampek można by zamknąć oczy i nie było by żadnej różnicy. Niesamowicie gęsty las, kręta droga. Długo to będę pamiętał. A po wyjeździe z lasu kolejny szok. Droga zmieniła się w dłuuugą prostą z szerokim pasem, który może robić za awaryjny pas dla samolotów.

W okolicy Mirosławca zaczęły powoli opuszczać mnie siły. Raptem trzy godzinny sen zaczął wychodzić mi bokiem. A przed nami jeszcze jakieś 110km. Sławka też chwyciło zmęczenie i przestał dawać mi zmiany. To była katorga. Rowery pokryte błotem rzęziły niesamowicie. Chyba w Choszcznie dojrzałem stację paliw i zatrzymaliśmy się tam aby wypić ciepłą kawę. To było chyba coś koło 1:30, a przed nami jeszcze było jakieś 60km drogi. Nogi jak z waty, oczy same się zamykają. W sumie dobrze że było zimno to nie byliśmy w stanie zasnąć. Tylko jakoś tak ciężko było jechać prosto :)
W Barlinku postój. Przed nami był spory podjazd. Przy takim zmęczeniu strasznie się go obawiałem. Ale w sumie wszedł dość gładko. Potem już z górki. Sił nam dodał też znajomy widok okolicy. Na tym asfalcie to znamy każdą dziurę. Pedałujemy, pedałujemy, suche pokryte piachem łańcuchy skowyczą i przeskakują. Zerknąłem na licznik ... 27km/h. Mijamy Łubiankę. Ile nam jeszcze zostało ... nie pamiętam ... 10 km ? 15 km ? Patrze na zegarek. 4 rano. 24 godziny na nogach. Na horyzoncie światła Gorzowa. Jeszcze trochę, byle do Kłodawy.
Jest .. jest ścieżka rowerowa w Kłodawie. Jeszcze nigdy mnie nie aż tak nie uradował ten wyboisty kawałek polbruku. To już w zasadzie dom. Ignorujemy ścieżkę rowerową. Droga i tak pusta. Potem już tylko podjazd na osiedle. Pierwszy raz podjeżdżałem tam na młynku. Jest klatka. Toczę się do drzwi. Patrze na licznik. 344.99. Przeskoczyło na 345 km. JEST !!! Sławek potoczył się dalej bełkocząc coś w stylu 'nara'. Współczułem mu. Miał jeszcze 100 metrów do pokonania i dwa metrowej długości podjazdy dla wózków. Nie mam do dzisiaj jeszcze żadnych wiadomości od niego. Mam nadzieję, że mu się udało.
Trzeba było jeszcze się umyć. Rower później oglądnę. Kołderka. Podusia. Dawno nie zasypiałem tak szeroko uśmiechnięty.


Statystyki:
Odległość: 185.00 km;
Czas: 08:10 h
Średnia: 22.65 km/h;
Temperatura:28.0;

widziałem Jezusa cień

Sobota, 30 czerwca 2012 | Komentarze 4


Cóż to była za wycieczka. Zawierała w sobie wszystko. Burzę, 30 stopniowy upał, bunkry, czołgi. Ba spotkaliśmy nawet niejakiego Jezusa, ale nie wiem czy to czasem nie było spowodowane zbyt dużym czasem przebywania na słońcu.
Wyjechaliśmy dość wcześnie, koło 8. Według mapy wychodziło jakieś 180km, tak więc nie było co czekać do południa.
Ledwo wyjechaliśmy z Gorzowa gdy dorwała nas burza. Ulewa konkretna. Po kilkunastu minutach tak jakby zelżało i pojechaliśmy dalej na Lubniewice. Dobrze, że zamontowałem tylni błotnik, bo nieco wody stało na jezdni.
W Boryszynie nieco się zamotaliśmy i całkiem przypadkowo znaleźliśmy MRU - Pętlę Boryszyńską. Będzie trzeba tam kiedyś się wybrać na zwiedzanie. Natomiast w samym Boryszynie stoi przeuroczy stary kościółek.

Domostwo w Boryszynie © donremigio


Kościółek w Boryszynie © donremigio


Cmentarzyk przy kościele - Boryszyn © donremigio


Boryszyn - Bunkier © donremigio


Pętla Boryszyńska - MRU © donremigio


Jedziemy dalej. Wtem, przejeżdżając przez wioskę Lubrza, zerknąłem w bok i ... czołg. Ja lubię czołgi. A Sławek lubi po nich chodzić. Chodził po IS-2 stojącym w Pyrzycach, do którego nawet wszedł, a tym razem pochodził sobie po PT-76

Lubrza - czołg PT-76 © donremigio


Gdy wreszcie z niego zlazł to ogarnęliśmy kierunek i podeptaliśmy na Świebodzin, gdzie zrobiliśmy sobie dłuższy postój połączony z degustacją napojów chłodzących oraz konsumpcją kebaba.

Świebodzin - Ratusz © donremigio


Z pełnymi brzuchami pojechaliśmy dalej szukać Jezusa. Znaleźć go było nietrudno bo zasłaniał cały horyzont. Pod pomnikiem miejsce na modlitwę, dookoła stoją skarbonki co by wrzucić "co łaska" na rozbudowę pomnika (nie wiem co mu chcą dobudować, jak dla mnie to jest w pełni wyposażony Jezus), z głośników leci Radio Maryja, dookoła autokary pełne staruszek. Chyba ktoś ma ochotę przebić Licheń. Niewierzący jestem, ale coś mi się wydaje, że w Biblii nie ma nic o organizowaniu wokół wiary takiej kosztownej szopki. Lekko mnie to zniesmaczyło.

Jezus - Świebodzin © donremigio


Słońce zaczęło palić niemiłosiernie. Trza było jechać dalej na bunkry. Bunkier PzW. 669 ukryty był w jakiś krzaciorach, łatwo go było ominąć. Przedzierając się przez zarośla wreszcie go znaleźliśmy. Bunkier cacy z całkowicie zachowanym drugim poziomem. Chyba jeden z ciekawszych bunkrów jakie spenetrowaliśmy. W środku było tak wspaniale chłodno, że aż nie chciało się z niego wychodzić. Po wyjściu na zewnątrz powietrze uderzyło w nas niczym z piekarnika. Uff. Wilgoć niemal jak w tropikalnym lesie, woda i pot ściekały z nas litrami.

Bunkier PzW. 669 © donremigio


Niemcy tak stąd uciekali, że pogubili nawet kapcie.
Bunkier PzW 669 - germańskie kapcie © donremigio


Penetracja bunkra Pzw 669 w toku © donremigio


Kolejny punkt wycieczki to wieża ukryta w pobliskim lesie. Widok z wieży taki sobie, wszystko zasłaniają drzewa. Geocache namierzyłem raz dwa i obraliśmy azymut ku kolejnej skrzynce ukrytej na poligonie w Wędrzynie w miejscu gdzie obecnie są ruiny poniemieckiej wioski.

Wieża widokowa w lesie © donremigio


Jadąc na poligon zatrzymaliśmy się w Łagowie. Jak ktoś planuje odpoczynek nad wodą to polecam ten ośrodek. Urocze miasteczko w którym jest Zamek Joanitów a co roku odbywa się najstarszy w Polsce festiwal filmowy.

Most kolejowy z XIX wieku - Łagów © donremigio


Król wiecznie żywy - Cadillac 1960 © donremigio


Tutaj rozbił się B17 - Bucze © donremigio


Za Łagowem wjazd na poligon. Szlaban otwarty, znaczy nikt nie powinien do nas strzelać. Droga głównie brukowana, po ostatniej burzy pokryta błotem. W lesie duszno, droga męcząca, trochę się tam namęczyliśmy. Nawet bardziej niż trochę. Wreszcie dotarliśmy do ruin wioski Trześniówek. Co za klimatyczne miejsce. Pełne much, komarów i pokrzyw. W te ostatnie wpadłem i do dzisiaj piecze mnie tyłek i prawa noga. Ale warto było napocić się by tam dojechać.

Poligon Wędrzyn - szlaban opuszczony można jechać © donremigio


Trześniówek - opuszczona wioska © donremigio


Trześniówek - opuszczona wioska © donremigio


Trześniówek - poligon Wędrzyn © donremigio


Na zegarku była już 20, a my pośrodku poligonu w Wędrzynie. Czas było wracać. Obraliśmy kierunek ku cywilizacji. Dobrze, że teraz było przynajmniej z górki, ale i tak trzeba było uważać na bruku pokrytym śliskim błotem.
Wreszcie naszym oczom ukazał się asfalt. Pomimo przejechanych 130 km nogi same kręciły i praktycznie 30 km/h z licznika nie schodziło aż do Gorzowa. Jedynie z Lubniewicach przystanęliśmy co by jeszcze dojeść batonika i nażłopać się wody.

Jak na razie to była nasza wycieczka sezonu. Przez ten skwar umęczyliśmy się trochę, ale warto było. Mam w planach jeszcze przejechać się w tym roku pociągiem do Piły i pokręcić się w okolicach Borne Sulinowo. Kiedyś tam byłem przejazdem, ale Sławek jeszcze nie, a on lubi bunkry, silosy atomowe itp. Czyli to będzie też w sam raz dla niego.