Wpisy archiwalne w kategorii
Geocaching
Dystans całkowity: | 5980.88 km (w terenie 433.00 km; 7.24%) |
Czas w ruchu: | 256:49 |
Średnia prędkość: | 23.02 km/h |
Maksymalna prędkość: | 44.00 km/h |
Maks. tętno średnie: | 156 (77 %) |
Suma kalorii: | 79524 kcal |
Liczba aktywności: | 64 |
Średnio na aktywność: | 93.45 km i 4h 04m |
Więcej statystyk |
Statystyki:
Odległość: 126.40 km;
Czas: 05:19 h
Średnia: 23.77 km/h;
Temperatura:27.0;
Czas: 05:19 h
Średnia: 23.77 km/h;
Temperatura:27.0;
po geocache w Mierzęcinie i Dobiegniewie
Niedziela, 14 sierpnia 2011 | Komentarze 5
Długi łykend, znośna pogoda tak więc wybraliśmy się ze Sławkiem do Mierzęcina. Po drodze były dwa geocache do wyrwania, jeden w Dobiegniewie drugi właśnie w Mierzęcinie.
Tiry dzisiaj miały zakaz jazdy, tak więc pojechaliśmy główną drogą. I ruch blachosmrodów faktycznie był znośny, ale za to ilość podjazdów i wmordeboczny wiatr dał się nam trochę we znaki.
Pierwszy postój w Strzelcach tuż przy lokalnej filharmonii, która zacniejsza jest niż ta w Łubiance ;)
Zaraz za Strzelcami natknęliśmy się na nieruchome elektrownie wiatrowe.
Kolejny postój już w Dobiegniewie przy geocache ukrytym na terenie byłego obozu jenieckiego Oflag IIC Woldenberg.
Obóz założyli Niemcy na przełomie lat 1939/1940. Początkowo funkcjonował jako Stalag IIc Woldenberg, czyli obóz dla żołnierzy szeregowych. 21.05.1940 r. przemianowano go na oflag, czyli obóz dla oficerów. W kwietniu 1942 r. oflag osiągnął najwyższy stan osobowy: 6740 jeńców w tym 5944 oficerów. Tym samym Oflag IIc Woldenberg stał się największym niemieckim obozem jenieckim w czasie II wojny światowej.
Przez długie lata powojenne teren obozu był dobrze zachowany, ponieważ istniał tu zakład tuczu trzody chlewnej. Po przemianach ustrojowych zakład ten zlikwidowano, a większość dawnej infrastruktury popadła w ruinę. Kilka lat temu podjęto decyzję o wyburzeniu większości niszczejących budynków po byłym oflagu.
Z tego co zauważyłem część pozostałych budynków jest wykorzystywana jako budynki mieszkalne.
Dość blisko Dobiegniewa był następny punkt naszej wycieczki czyli zespół pałacowo-folwarczny w Mierzęcinie.
Miejsce bardzo zadbane, w idealnym stanie nie tylko pałac i park, ale i wszelkie budynki gospodarcze. Zaraz za bramą hatlnął nas strażnik i poprosił by rowery zostawić na stojakach koło jego kanciapy. Uczyniliśmy tak i swe kroki skierowaliśmy ku fontannie by nieco się ochłodzić. Sławek rozważał również przepranie przepoconego ubrania, ale wydawało mi się iż ganianie z gołą dupą wokół pałacu może spotkać się ze stanowczym niezrozumieniem.
Jeśli chodzi o pałacyk to pochodzi on chyba mniej więcej z XVI wieku. W 1715 roku majątek ziemski kupiła rodzina von Sydow, która przyczyniła się do wybudowania murowanego kościoła istniejącego po dzień dzisiejszy. Do 1830 roku majątek rodzinny powiększył się o folwarki w Linkowie, Podleścu, Kępie Zagajnej oraz Waldowthal, gdzie umiejscowiona była huta szkła. Do rozwoju gospodarczego Mierzęcina przyczyniła się, zbudowana w 1850 linia kolejowa, łącząca Poznań ze Stargardem Szczecińskim.
Okres wojenny pałac i budynki folwarku przetrwały w niemalże nienaruszonym stanie. Po zakończeniu działań wojennych majątek von Waldow przeszedł na rzecz Skarbu Państwa Polskiego.
W latach 1945 - 1952 w Pałacu mieścił się dom dziecka dla dzieci upośledzonych, prowadzony przez siostry zakonne a później Państwowy Dom Dziecka, który funkcjonował do roku 1959.
Z chwilą utworzenia Państwowego Gospodarstwa Rolnego w Mierzęcinie w 1959 wnętrza pałacowe i folwarczne zostały zaadaptowane na biura, przedszkole, świetlicę wiejską, mieszkania pracownicze oraz pomieszczenia gospodarcze. W 1991 roku podjęto decyzję o przeniesieniu biur i zlikwidowaniu przedszkola.
Rozpoczął się wówczas najgorszy okres dla obiektu, zniszczony i zaniedbany stał blisko 6 lat, czekając na przywrócenie dawnej świetności.
W 1998 roku pałac wraz z folwarkiem został zakupiony przez polską firmę NOVOL.
W latach 1999 - 2001 gmach pałacu poddano gruntownej renowacji. W ramach prac restauratorsko - konserwatorskich wymieniono dach i całą stolarkę, a w ponad 80% stropy z drewnianych na ceramiczne. Przeprowadzono prace izolacyjne, tynkarskie i sztukatorskie.
Oficjalne otwarcie Pałacu Mierzęcin nastąpiło 13 września 2002 roku.
To tyle rysem historycznym :)
Po orzeźwieniu się w fontannie ruszyliśmy do parku japońskiego w poszukiwaniu geocache. Nieco się utytłałem wyciągając go. Ponownie obmyłem się nieco w fontannie i jako że godzina już była późna obraliśmy azymut ku domostwom.
Żeby nie wracać tą samą drogą pojechaliśmy na południe. Droga najpierw zmieniła się w asfaltowy "singielek" a potem w leśny brukowany dukt. To był najmniej ciekawy etap naszej wycieczki. Jakieś 9 km telepania. Wytrzęsło nas tam równo.
Jak tylko bruk się skończył stanęliśmy dosłownie na moment przy wieży widokowej w Zagorzu. Widok z niej był raczej żałosny.
Reszta trasy już bez zdarzeń a nawet postojów. W Santocku nawet się nie zatrzymaliśmy, bo Sławek bał się że jak usiądzie to już niewstanie :)
Tutaj można oglądnąć więcej zdjęć z Mierzęcina. Jak ktoś mieszka w pobliżu to polecam to miejsce na łykendowe wypady.
Tiry dzisiaj miały zakaz jazdy, tak więc pojechaliśmy główną drogą. I ruch blachosmrodów faktycznie był znośny, ale za to ilość podjazdów i wmordeboczny wiatr dał się nam trochę we znaki.
Pierwszy postój w Strzelcach tuż przy lokalnej filharmonii, która zacniejsza jest niż ta w Łubiance ;)
Strzelce Krajeńskie - Filharmonia© donremigio
Zaraz za Strzelcami natknęliśmy się na nieruchome elektrownie wiatrowe.
Elektrownia wiatrowa - Strzelce© donremigio
Kolejny postój już w Dobiegniewie przy geocache ukrytym na terenie byłego obozu jenieckiego Oflag IIC Woldenberg.
Obóz założyli Niemcy na przełomie lat 1939/1940. Początkowo funkcjonował jako Stalag IIc Woldenberg, czyli obóz dla żołnierzy szeregowych. 21.05.1940 r. przemianowano go na oflag, czyli obóz dla oficerów. W kwietniu 1942 r. oflag osiągnął najwyższy stan osobowy: 6740 jeńców w tym 5944 oficerów. Tym samym Oflag IIc Woldenberg stał się największym niemieckim obozem jenieckim w czasie II wojny światowej.
Przez długie lata powojenne teren obozu był dobrze zachowany, ponieważ istniał tu zakład tuczu trzody chlewnej. Po przemianach ustrojowych zakład ten zlikwidowano, a większość dawnej infrastruktury popadła w ruinę. Kilka lat temu podjęto decyzję o wyburzeniu większości niszczejących budynków po byłym oflagu.
Z tego co zauważyłem część pozostałych budynków jest wykorzystywana jako budynki mieszkalne.
Dobiegniew - teren byłego obozu jenieckiego Oflag IIC Woldenberg© donremigio
Dobiegniew - teren byłego obozu jenieckiego Oflag IIC Woldenberg© donremigio
Dobiegniew - teren byłego obozu jenieckiego Oflag IIC Woldenberg© donremigio
Dobiegniew - pomnik Żołnierzowi Polskiemu© donremigio
Dobiegniew - w hołdzie Woldenberczykom© donremigio
Dość blisko Dobiegniewa był następny punkt naszej wycieczki czyli zespół pałacowo-folwarczny w Mierzęcinie.
Miejsce bardzo zadbane, w idealnym stanie nie tylko pałac i park, ale i wszelkie budynki gospodarcze. Zaraz za bramą hatlnął nas strażnik i poprosił by rowery zostawić na stojakach koło jego kanciapy. Uczyniliśmy tak i swe kroki skierowaliśmy ku fontannie by nieco się ochłodzić. Sławek rozważał również przepranie przepoconego ubrania, ale wydawało mi się iż ganianie z gołą dupą wokół pałacu może spotkać się ze stanowczym niezrozumieniem.
Jeśli chodzi o pałacyk to pochodzi on chyba mniej więcej z XVI wieku. W 1715 roku majątek ziemski kupiła rodzina von Sydow, która przyczyniła się do wybudowania murowanego kościoła istniejącego po dzień dzisiejszy. Do 1830 roku majątek rodzinny powiększył się o folwarki w Linkowie, Podleścu, Kępie Zagajnej oraz Waldowthal, gdzie umiejscowiona była huta szkła. Do rozwoju gospodarczego Mierzęcina przyczyniła się, zbudowana w 1850 linia kolejowa, łącząca Poznań ze Stargardem Szczecińskim.
Okres wojenny pałac i budynki folwarku przetrwały w niemalże nienaruszonym stanie. Po zakończeniu działań wojennych majątek von Waldow przeszedł na rzecz Skarbu Państwa Polskiego.
W latach 1945 - 1952 w Pałacu mieścił się dom dziecka dla dzieci upośledzonych, prowadzony przez siostry zakonne a później Państwowy Dom Dziecka, który funkcjonował do roku 1959.
Z chwilą utworzenia Państwowego Gospodarstwa Rolnego w Mierzęcinie w 1959 wnętrza pałacowe i folwarczne zostały zaadaptowane na biura, przedszkole, świetlicę wiejską, mieszkania pracownicze oraz pomieszczenia gospodarcze. W 1991 roku podjęto decyzję o przeniesieniu biur i zlikwidowaniu przedszkola.
Rozpoczął się wówczas najgorszy okres dla obiektu, zniszczony i zaniedbany stał blisko 6 lat, czekając na przywrócenie dawnej świetności.
W 1998 roku pałac wraz z folwarkiem został zakupiony przez polską firmę NOVOL.
W latach 1999 - 2001 gmach pałacu poddano gruntownej renowacji. W ramach prac restauratorsko - konserwatorskich wymieniono dach i całą stolarkę, a w ponad 80% stropy z drewnianych na ceramiczne. Przeprowadzono prace izolacyjne, tynkarskie i sztukatorskie.
Oficjalne otwarcie Pałacu Mierzęcin nastąpiło 13 września 2002 roku.
Mierzęcin - Zespół pałacowo-folwarczny© donremigio
Mierzęcin - Zespół pałacowo-folwarczny© donremigio
Mierzęcin - Zespół pałacowo-folwarczny© donremigio
Mierzęcin - Zespół pałacowo-folwarczny© donremigio
Mierzęcin - Zespół pałacowo-folwarczny© donremigio
Mierzęcin - Zespół pałacowo-folwarczny© donremigio
Mierzęcin - Zespół pałacowo-folwarczny© donremigio
Mierzęcin - Zespół pałacowo-folwarczny© donremigio
To tyle rysem historycznym :)
Po orzeźwieniu się w fontannie ruszyliśmy do parku japońskiego w poszukiwaniu geocache. Nieco się utytłałem wyciągając go. Ponownie obmyłem się nieco w fontannie i jako że godzina już była późna obraliśmy azymut ku domostwom.
Żeby nie wracać tą samą drogą pojechaliśmy na południe. Droga najpierw zmieniła się w asfaltowy "singielek" a potem w leśny brukowany dukt. To był najmniej ciekawy etap naszej wycieczki. Jakieś 9 km telepania. Wytrzęsło nas tam równo.
Jak tylko bruk się skończył stanęliśmy dosłownie na moment przy wieży widokowej w Zagorzu. Widok z niej był raczej żałosny.
Wieża widokowa w Zagorzu z kiepskim widokiem© donremigio
Reszta trasy już bez zdarzeń a nawet postojów. W Santocku nawet się nie zatrzymaliśmy, bo Sławek bał się że jak usiądzie to już niewstanie :)
Tutaj można oglądnąć więcej zdjęć z Mierzęcina. Jak ktoś mieszka w pobliżu to polecam to miejsce na łykendowe wypady.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa, coś koło 100 km
Statystyki:
Odległość: 64.80 km;
Czas: 02:33 h
Średnia: 25.41 km/h;
Temperatura:26.0;
Czas: 02:33 h
Średnia: 25.41 km/h;
Temperatura:26.0;
Na bunkry
Środa, 29 czerwca 2011 | Komentarze 4
Gorąco jak w piekle. A Sławkowi zachciało się wycieczki. Nie chciało mi się znowu jechać na Łośno, tak więc wybrałem kierunek południowy i podeptaliśmy na Skwierzynę na bunkry.
Droga nudna jak flaki z olejem. Najpierw główną drogą. Śmigające tiry umilały nam wycieczkę. Przynajmniej coś się działo. Koło Skwierzyny przystanęliśmy przy bunkrze i zaczęliśmy szukać geocache. Niestety bez skutku. Wiem że tam jest, ale już drugi raz coś go wymacać nie możemy. Trzeba będzie tam jeszcze raz podjechać.
Sam bunkier Panzerwerk 875 to duży, dwukondygnacyjny schron który miał bronić skrzyżowania dróg Gorzów - Skwierzyna - Kostrzyn. Wyposażony był w kopuły o 3 i 6 strzelnicach oraz garaż dla działka ppanc 37mm. Obiekt częściowo wysadzony.
W pobliżu okopy, pozostałości zapór i rowów przeciwczołgowych. Trzeba uważać jak się chodzi, bo wpaść w dziurę nietrudno.
Co by nie wracać tą samą trasą pojechaliśmy, niczym nasi dziadkowie w 1945, na Berlin.
Droga prosta jak autostrada w USA. Ruch znikomy. Po kilkunastu kilometrach pojawił się zakręt. Wielce nas to ożywiło. Po chwili w lesie Sławek dojrzał jakiegoś ptasiora. Spore to było, możliwe że młode bielika. Chciałem zrobić mu zdjęcie, ale kicając i podfruwając zniknął w krzakach.
Reszta wycieczki bez zdarzeń.
Droga nudna jak flaki z olejem. Najpierw główną drogą. Śmigające tiry umilały nam wycieczkę. Przynajmniej coś się działo. Koło Skwierzyny przystanęliśmy przy bunkrze i zaczęliśmy szukać geocache. Niestety bez skutku. Wiem że tam jest, ale już drugi raz coś go wymacać nie możemy. Trzeba będzie tam jeszcze raz podjechać.
Sam bunkier Panzerwerk 875 to duży, dwukondygnacyjny schron który miał bronić skrzyżowania dróg Gorzów - Skwierzyna - Kostrzyn. Wyposażony był w kopuły o 3 i 6 strzelnicach oraz garaż dla działka ppanc 37mm. Obiekt częściowo wysadzony.
W pobliżu okopy, pozostałości zapór i rowów przeciwczołgowych. Trzeba uważać jak się chodzi, bo wpaść w dziurę nietrudno.
Co by nie wracać tą samą trasą pojechaliśmy, niczym nasi dziadkowie w 1945, na Berlin.
Droga prosta jak autostrada w USA. Ruch znikomy. Po kilkunastu kilometrach pojawił się zakręt. Wielce nas to ożywiło. Po chwili w lesie Sławek dojrzał jakiegoś ptasiora. Spore to było, możliwe że młode bielika. Chciałem zrobić mu zdjęcie, ale kicając i podfruwając zniknął w krzakach.
Reszta wycieczki bez zdarzeń.
Brzozowiec - Neogotycki kościół pw. św. św. Apostołów Piotra i Pawła© donremigio
Tyranozaur pilnujący stacji paliw© donremigio
Jakiś inny, mniej popularny medialnie, zwierz.© donremigio
Bunkier MRU Panzerwerk 875© donremigio
Pomnik poległych© donremigio
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 104.00 km;
Czas: 03:56 h
Średnia: 26.44 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 03:56 h
Średnia: 26.44 km/h;
Temperatura:25.0;
geocachowo - pierwsza setka w roku
Sobota, 21 maja 2011 | Komentarze 6
W tym roku nie zrobiłem jeszcze setki. Czas był więc to zmienić. Zerknąłem na mapę, gdzie są najbliższe geocache, wytyczyłem trasę tak by wyszła mniej więcej setka i wsiadłem na swego rumaka. Jako skrzydłowy towarzyszył mi Sławek.
Pierwszy postój na parkingu leśnym w Dankowie, koło Mauzoleum von Brand.
Posiedzieli, pogadali i ruszyliśmy ku Strzelcom Krajeńskim. Wiatr w plecy, profil trasy dobrałem tak by było raczej z górki, tak więc średnia była całkiem niezła.
Pierwszy geocache wyrwaliśmy w Strzelcach. No i w sumie jedyny, bo zapomniałem wrzucić na GPS miejsca ukrycia reszty, i jedynie zapamiętałem gdzie mniej więcej schowany jest mały mikrocache w Strzelcach.
Od Strzelec mieliśmy fajny odcinek z górki i z wiaterkiem w plecach. Rowery prawie same sunęły po szosie.
Kolejny postój w Goszczanowie, gdzie posiorbaliśmy wspólnie po lodzie z dodatkiem salmonelli.
W Santoku nieco już osłabliśmy i posiedzieliśmy przy przystani. W sumie do mety mieliśmy już blisko, ale kilkanaście kilometrów trza było jeszcze podeptać, a czekolada nam się skończyła :)
Jak na setkę to średnia wyszła nam całkiem całkiem, Sławek też wytrzymał i dopiero pod Gorzowem odcięło mu prąd.
Teraz trza kilka setek wykręcić a potem szarpnąć się na wycieczkę do Świebodzina, ale to tak zejdzie jakieś 170 km, tak więc trzeba jeszcze nieco formę pod szlifować ... albo nieco wolniej jechać :)
Pierwszy postój na parkingu leśnym w Dankowie, koło Mauzoleum von Brand.
Parking leśny w Dankowie© donremigio
Posiedzieli, pogadali i ruszyliśmy ku Strzelcom Krajeńskim. Wiatr w plecy, profil trasy dobrałem tak by było raczej z górki, tak więc średnia była całkiem niezła.
Pierwszy geocache wyrwaliśmy w Strzelcach. No i w sumie jedyny, bo zapomniałem wrzucić na GPS miejsca ukrycia reszty, i jedynie zapamiętałem gdzie mniej więcej schowany jest mały mikrocache w Strzelcach.
Przepiękna fontanna w Strzelcach Krajeńskich© donremigio
Kościół w Strzelcach Krajeńskich© donremigio
Od Strzelec mieliśmy fajny odcinek z górki i z wiaterkiem w plecach. Rowery prawie same sunęły po szosie.
Gdzieś między Strzelcami a Goszczanowem© donremigio
Kolejny postój w Goszczanowie, gdzie posiorbaliśmy wspólnie po lodzie z dodatkiem salmonelli.
Goszczanowo - ośrodek wypoczynkowy© donremigio
Lipki Wielkie - szkoła© donremigio
W Santoku nieco już osłabliśmy i posiedzieliśmy przy przystani. W sumie do mety mieliśmy już blisko, ale kilkanaście kilometrów trza było jeszcze podeptać, a czekolada nam się skończyła :)
Santok - przystań© donremigio
Jak na setkę to średnia wyszła nam całkiem całkiem, Sławek też wytrzymał i dopiero pod Gorzowem odcięło mu prąd.
Teraz trza kilka setek wykręcić a potem szarpnąć się na wycieczkę do Świebodzina, ale to tak zejdzie jakieś 170 km, tak więc trzeba jeszcze nieco formę pod szlifować ... albo nieco wolniej jechać :)
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa, coś koło 100 km
Statystyki:
Odległość: 62.27 km;
Czas: 02:17 h
Średnia: 27.27 km/h;
Temperatura:23.0;
Czas: 02:17 h
Średnia: 27.27 km/h;
Temperatura:23.0;
Danków - sprawdzenie geocache i mały wyścig
Poniedziałek, 9 maja 2011 | Komentarze 5
Jakiś czas temu założyłem geocache w Dankowie koło Mauzoleum von Brand. Na ostatniej majówce parę osób go odnalazło i wspominali coś o zawilgoconej skrzynce i podartym worku. Tak więc pojechałem obczaić co jest tam z nią grane.
No i faktycznie woreczek i plastikowe pudełeczko zostało poobgryzane przez gryzonie. Woreczek ze sobą zabrałem i wymieniłem, gorzej z pudełeczkiem. Może wymienię je na jakieś konkretniejsze. Mam w sumie jakieś metalowe po herbacie. Tyle, że wilgoć w dziurze gdzie cache jest schowany jest dość duża i dość szybko zardzewieje. No nic coś będzie trzeba wymyślić.
W drodze powrotnej, gdzieś na wysokości Łośna minąłem pewnego cyklistę. Koleś w sumie standard, rowerek to nic konkretnego, zwykły kilkunastoletni mtb, plastikowe platformy żaden tam szał. Cyklista też już ugryziony zębem czasu z siwymi włosami na skroni. Ale w zasadzie tak dość konkretne tempo trzymał. Wyprzedziłem go, przywitałem się i pojechałem sobie dalej trzymając tak 32km/h.
Po kilkunastu minutach, tuż przed podjazdem, stanąłem sobie na pedałach co by nieco rozciągnąć się. Łypnąłem przy okazji okiem do tyłu a tu koleś na tym mtb lekko spocon ale z uśmiechem na twarzy siedzi mi na kole. Jako, że walczę jeszcze z zapaleniem uszu, tak więc kompletnie nie słyszałem że jedzie tuż za mną.
Kawałek dalej zaczęła się ścieżka rowerowa to ja hyc na nią, a koleś dalej twardo szosą. W sumie rozumiem jak ktoś ma szosę, jazda kolarzówką po brukowanej ścieżce nie należy do najprzyjemniejszych. No ale na mtb.
No i tak jechaliśmy równolegle do siebie, ja ścieżką, on asfaltem. W Kłodawie jednak nie wytrzymałem, na wysokości cmentarza wskoczyłem mu na koło i dawaj za nim. Przynajmniej odsapnę sobie jadąc za kimś.
Koleś wytrzymał w sumie może ze dwa kilometry, łypnął na mnie i machnął ręką mówiąc, że już nie ma siły. No to wyprzedziłem go, ale po chwili został lekko z tyłu, to ja w sumie też już zmęczony wskoczyłem sobie na ścieżkę rowerową i w miarę spokojnym tempem jechałem sobie dalej.
W sumie koleś zrobił na mnie piorunujące wrażenie. To żywy przykład, że ważniejszy jest maszynista, nie rower. Jakie tam Cube, Spece i inne wynalazki. Jakie tam ważenie śrubek i powietrza w oponach. XT, SLX ? Niejednego cwaniaka jadącego dumnie na rowerze obwieszonym napisami XT ten koleś by po prostu wbił w ziemię i pojechał dalej. Na starym mtb, na plastikowych platformach z przykręconą nóżką i odblaskami na kołach. Zero lansu po prostu radość z jazdy. Mam nadzieję, że jeszcze go na trasie spotkam.
No i faktycznie woreczek i plastikowe pudełeczko zostało poobgryzane przez gryzonie. Woreczek ze sobą zabrałem i wymieniłem, gorzej z pudełeczkiem. Może wymienię je na jakieś konkretniejsze. Mam w sumie jakieś metalowe po herbacie. Tyle, że wilgoć w dziurze gdzie cache jest schowany jest dość duża i dość szybko zardzewieje. No nic coś będzie trzeba wymyślić.
W drodze powrotnej, gdzieś na wysokości Łośna minąłem pewnego cyklistę. Koleś w sumie standard, rowerek to nic konkretnego, zwykły kilkunastoletni mtb, plastikowe platformy żaden tam szał. Cyklista też już ugryziony zębem czasu z siwymi włosami na skroni. Ale w zasadzie tak dość konkretne tempo trzymał. Wyprzedziłem go, przywitałem się i pojechałem sobie dalej trzymając tak 32km/h.
Po kilkunastu minutach, tuż przed podjazdem, stanąłem sobie na pedałach co by nieco rozciągnąć się. Łypnąłem przy okazji okiem do tyłu a tu koleś na tym mtb lekko spocon ale z uśmiechem na twarzy siedzi mi na kole. Jako, że walczę jeszcze z zapaleniem uszu, tak więc kompletnie nie słyszałem że jedzie tuż za mną.
Kawałek dalej zaczęła się ścieżka rowerowa to ja hyc na nią, a koleś dalej twardo szosą. W sumie rozumiem jak ktoś ma szosę, jazda kolarzówką po brukowanej ścieżce nie należy do najprzyjemniejszych. No ale na mtb.
No i tak jechaliśmy równolegle do siebie, ja ścieżką, on asfaltem. W Kłodawie jednak nie wytrzymałem, na wysokości cmentarza wskoczyłem mu na koło i dawaj za nim. Przynajmniej odsapnę sobie jadąc za kimś.
Koleś wytrzymał w sumie może ze dwa kilometry, łypnął na mnie i machnął ręką mówiąc, że już nie ma siły. No to wyprzedziłem go, ale po chwili został lekko z tyłu, to ja w sumie też już zmęczony wskoczyłem sobie na ścieżkę rowerową i w miarę spokojnym tempem jechałem sobie dalej.
W sumie koleś zrobił na mnie piorunujące wrażenie. To żywy przykład, że ważniejszy jest maszynista, nie rower. Jakie tam Cube, Spece i inne wynalazki. Jakie tam ważenie śrubek i powietrza w oponach. XT, SLX ? Niejednego cwaniaka jadącego dumnie na rowerze obwieszonym napisami XT ten koleś by po prostu wbił w ziemię i pojechał dalej. Na starym mtb, na plastikowych platformach z przykręconą nóżką i odblaskami na kołach. Zero lansu po prostu radość z jazdy. Mam nadzieję, że jeszcze go na trasie spotkam.
Danków - dojazd do mauzoleum© donremigio
Danków - Mauzoleum Von Brand© donremigio
Danków - Mauzoleum Von Brand© donremigio
Kategoria Geocaching
Statystyki:
Odległość: 90.50 km;
Czas: 04:00 h
Średnia: 22.62 km/h;
Temperatura:16.0;
Czas: 04:00 h
Średnia: 22.62 km/h;
Temperatura:16.0;
Danków - założenie geocache
Wtorek, 31 sierpnia 2010 | Komentarze 1
Moja dzisiejsza wycieczka miała jeden cel. Ukryć w Dankowie skrzynkę geocache. jako miejsce na cache wybrałem mauzoleum rodziny von Brand.
Mauzoleum rodziny von Brand© donremigio
Miejsce ma swój klimat i wydaje mi się że idealnie nadaje się na geocache. Do skrzynki władowałem kilka "suwenirów", wydrukowałem logbooka i owinąłem wszystko workiem foliowym co by tak łatwo nie zamokło.
Skrzynka geocache ukryta przy mauzoleum von Brand w Dankowie© donremigio
Jak uporałem się z geocachem pojechałem dalej w las w poszukiwaniu starego cmentarza. Wydawało mi się, że będzie właśnie gdzieś w pobliżu mauzoleum. Po przejechaniu kilkunastu metrów zamiast cmentarza znalazłem ... leśny parking z miejscami na ogniska.
Danków - miejsce na ognisko© donremigio
No cóż, cmentarza nie ma ale i tak jest zajebiście.
W okolicach parkingu znalazłem element, chyba neogotyckiej, architektury sanitarnej.
Architektura Sanitarna© donremigio
Wokół jeziora przy którym mieścił się parking wiodła ścieżka która doprowadziła mnie do, tym razem na pewno neogotyckiego, sakralnego elementu architektury.
Neogotycki kościół w Dankowie© donremigio
Tuż obok kościółka zauważyłem ścieżkę prowadzącą na szczyt niewielkiego wzniesienia.
Ścieżka prowadząca do miejsca archeologicznych badań© donremigio
Podobne wzniesienie, do którego prowadziły drewniane schody, natknąłem się już jakiś czas temu przy wylocie z Dankowa. Długo wtedy głowiłem się po co ktoś wybudował schody na szczyt polanki na której, poza kilkoma drzewami, nic nie ma.
Zagadka została rozwiązana. Na wzniesieniu koło kościółka znalazłem tablicę informacyjną.
Danków - Informacja o gródku strażniczym© donremigio
Na obu wzniesieniach były prowadzone badania archeologiczne. Kiedyś stały na nich wieże strażnicze i archeolodzy, pewnie pokroju Indiany Jonesa, biegali po tych pagórkach w poszukiwaniu skarbów z swoimi małymi biczami, łopatkami, pędzelkami i innymi atrybutami prawdziwego archeologa.
Jadąc dalej natknąłem się na resztki zespołu folwarcznego. Warto wspomnieć, że kiedyś w Dankowie, a raczej Tankowie bo wtedy leżał na terenie Niemiec, był cały majątek rodziny von Brand, w tym również pałac. Został on jednak zniszczony przez Rosjan podczas drugiej wojny światowej. Z całego majątku ostała się jedynie stajnia, oranżeria i mauzoleum.
Zespół folwarczny - Danków© donremigio
Zespół folwarczny - Danków© donremigio
Zespół folwarczny - Danków© donremigio
W Dankowie był chyba też organizowany jakiś pokaz archeologii. Nie wiem na czym on polegał. Może strzelali pejczami, uciekali przed spadającymi głazami i wskakiwali w biegu na koń. Przynajmniej ja sobie tak wyobrażam archeologię, ale chyba w młodości za dużo filmów oglądałem.
Danków - pokaz archeologii© donremigio
A to jest pozostałość po wałach i fosie.
Danków - miejskie obwarowania - pozostałości wałów i fosy© donremigio
To natomiast są, jak mniemam, resztki muru okalającego pałac.
Danków - pozostałości muru© donremigio
Jako, że chmury na niebie nie zapowiadały jakiś strasznych opadów, postanowiłem wrócić do Gorzowa okrężną drogą. Podeptałem więc dziarsko na Strzelce Krajeńskie, gdzie przystanąłem sobie na chwilę w parku.
Strzelce Krajeńskie - Bohaterom Armii Czerwonej© donremigio
W Strzelcach zastanawiałem się czy nie wbić się na krajówkę, ale widok tirów mnie zniechęcił. Pojechałem więc na Zwierzyn, a potem przez rezerwat Buków na Santok i Gorzów.
Rezerwat Buki Zdroiskie© donremigio
Link do opisu ukrytej przeze mnie skrzynki można znaleźć TUTAJ. Skrzynka musi jeszcze zostać zaakceptowana i będzie gotowa do szukania.
.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 62.50 km;
Czas: 02:18 h
Średnia: 27.17 km/h;
Temperatura:25.0;
Czas: 02:18 h
Średnia: 27.17 km/h;
Temperatura:25.0;
mauzoleum w Dankowie
Sobota, 21 sierpnia 2010 | Komentarze 7
Niedawno, buszując po przepastnych zasobach Wielkiego Internetu, znalazłem informację, iż w Dankowie, przez który przejeżdżam dość często, jest jakiś stary rozpadający się kościółek. Wielce mnie to zaintrygowało, bo od pewnego czasu szukam jakiegoś ciekawego miejsca do schowania geocache.
Zwołałem więc liczną ekipę towarzyszącą, w postaci Sławka, i podeptaliśmy raźno w poszukiwaniu ruin.
Pogoda zacna, wiaterek nie za duży, tak więc do Dankowa dojechaliśmy dość szybko. Od razu przystąpiliśmy do zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań. To gdzie ów kościółek jest wiedziałem mniej więcej. Znaczy bardziej mniej niż więcej. Wczoraj trafiłem na zdjęcia tych ruin na Panoramio i miałem tylko nadzieję, że zdjęcia zostały w miarę dobrze umiejscowione na mapie.
Wątpliwości się zrodziły, gdy wpatrując się w gps, podniosłem wzrok i zauważyłem, że już dawno minęliśmy zabudowania Dankowa i jedziemy w zasadzie lasem na Strzelce Krajeńskie.
Kurcze ... jak to ... przecież nikt nie budował kościółków w lesie. No chyba, że to pozostałość po jakiejś dawno zapomnianej, ceniącej anonimowość, religii, gdzie kulminacyjnym punktem mszy było składanie w ofierze dziewic. Oczywiście po uprzednim uwolnieniu ich od brzemienia dziewictwa. Taka religia, z powodu nieuchronnego deficytu kluczowych dla obrządków niewiast, pewnie szybko by upadła.
Jednak prawdopodobieństwo, że gdzieś w tym ciemnym lesie, są jakieś neogotyckie ruiny domu publicznego były znikome.
Nie wierząc za bardzo w powodzenie, skręciliśmy w pierwszą lepszą leśną drogę z postanowieniem dokładnego przeczesania terenu. Mina mi nieco zrzedła, bo droga którą jechaliśmy prowadziła przez najzwyczajniejszy gęsty las. Nic nie zapowiadało ruin. Czegokolwiek.
Lecz nagle, niespodziewanie i nader zaskakująco naszym oczom ukazało się to:
Na kościółek to nie wyglądało. Bliższe oględziny wykazały, iż jest to mauzoleum.
Po powrocie do domu przeczesałem googla w poszukiwaniu informacji cóż to jest. Otóż jest to mauzoleum rodziny von Brand, która mieszkała w okolicy do drugiej wojny światowej. Podczas wojny Niemcy zostali wysiedleni, pałacyk rodziny von Brand został doszczętnie zniszczony przez Rosjan, a jedyną pozostałością po mieszkających w wiosce Niemcach jest właśnie to mauzoleum oraz zarośnięty i zapomniany cmentarz. Na cmentarz tam się nie natknąłem, ale jadąc następnym razem poszukam go. Podejrzewam, że gdzieś tam w pobliżu jest.
Miejsce na geocache znalazłem tuż obok mauzoleum. Muszę przygotować tylko skrzyneczkę i ją tam ukryć.
Miejsce jest na tyle ciekawe, że chyba warto tam schować geocache. Może dzięki temu ktoś trafi na to zapomniane miejsce.
.
Zwołałem więc liczną ekipę towarzyszącą, w postaci Sławka, i podeptaliśmy raźno w poszukiwaniu ruin.
Pogoda zacna, wiaterek nie za duży, tak więc do Dankowa dojechaliśmy dość szybko. Od razu przystąpiliśmy do zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań. To gdzie ów kościółek jest wiedziałem mniej więcej. Znaczy bardziej mniej niż więcej. Wczoraj trafiłem na zdjęcia tych ruin na Panoramio i miałem tylko nadzieję, że zdjęcia zostały w miarę dobrze umiejscowione na mapie.
Wątpliwości się zrodziły, gdy wpatrując się w gps, podniosłem wzrok i zauważyłem, że już dawno minęliśmy zabudowania Dankowa i jedziemy w zasadzie lasem na Strzelce Krajeńskie.
Kurcze ... jak to ... przecież nikt nie budował kościółków w lesie. No chyba, że to pozostałość po jakiejś dawno zapomnianej, ceniącej anonimowość, religii, gdzie kulminacyjnym punktem mszy było składanie w ofierze dziewic. Oczywiście po uprzednim uwolnieniu ich od brzemienia dziewictwa. Taka religia, z powodu nieuchronnego deficytu kluczowych dla obrządków niewiast, pewnie szybko by upadła.
Jednak prawdopodobieństwo, że gdzieś w tym ciemnym lesie, są jakieś neogotyckie ruiny domu publicznego były znikome.
Nie wierząc za bardzo w powodzenie, skręciliśmy w pierwszą lepszą leśną drogę z postanowieniem dokładnego przeczesania terenu. Mina mi nieco zrzedła, bo droga którą jechaliśmy prowadziła przez najzwyczajniejszy gęsty las. Nic nie zapowiadało ruin. Czegokolwiek.
Lecz nagle, niespodziewanie i nader zaskakująco naszym oczom ukazało się to:
Mauzoleum rodziny von Brand© donremigio
Mauzoleum rodziny von Brand© donremigio
Mauzoleum rodziny von Brand© donremigio
Mauzoleum rodziny von Brand© donremigio
Mauzoleum rodziny von Brand© donremigio
Na kościółek to nie wyglądało. Bliższe oględziny wykazały, iż jest to mauzoleum.
Po powrocie do domu przeczesałem googla w poszukiwaniu informacji cóż to jest. Otóż jest to mauzoleum rodziny von Brand, która mieszkała w okolicy do drugiej wojny światowej. Podczas wojny Niemcy zostali wysiedleni, pałacyk rodziny von Brand został doszczętnie zniszczony przez Rosjan, a jedyną pozostałością po mieszkających w wiosce Niemcach jest właśnie to mauzoleum oraz zarośnięty i zapomniany cmentarz. Na cmentarz tam się nie natknąłem, ale jadąc następnym razem poszukam go. Podejrzewam, że gdzieś tam w pobliżu jest.
Miejsce na geocache znalazłem tuż obok mauzoleum. Muszę przygotować tylko skrzyneczkę i ją tam ukryć.
Miejsce jest na tyle ciekawe, że chyba warto tam schować geocache. Może dzięki temu ktoś trafi na to zapomniane miejsce.
.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 202.24 km;
Czas: 08:25 h
Średnia: 24.03 km/h;
Temperatura:33.0;
Czas: 08:25 h
Średnia: 24.03 km/h;
Temperatura:33.0;
Zamek Zakonu Joanitów - Swobnica
Piątek, 16 lipca 2010 | Komentarze 7
Niedawno znajomy pokazał mi fotki zamku w Swobnicy. Zamek powoli sypie się, ale ma swój urok. Dodatkowym bonusem jest ukryty tam geocache.
W sumie z Gorzowa do Swobnicy można dojechać robiąc 150km ale ze Sławkiem postawiliśmy sobie dodatkowe zadanie.
Zrobić 200km :)
Zadanie o tyle utrudnione, że temperatura, jak każdy wie, ostatnio nas nie rozpieszcza. Ale my to twarde chłopaki jesteśmy, tak więc wyznaczyłem trasę, zaopatrzyliśmy się w wodę, batoniki oraz pieniądze na tankowanie bukłaków i ruszyliśmy kręcić 200km.
Jako, że nogi świeże, tak więc pierwszy postój zorganizowaliśmy dopiero na Cmentarzu Wojennym w Myśliborze. Tam wysłałem Sławka, by odnalazł jedyny grób na którym jest zdjęcie. Dzięki temu ma zaliczonego geocache :)
Po kilkunastu minutach wskoczyliśmy na nasze rumaki i skierowaliśmy koła ku wiosce Banie. Głownie dlatego, że jest tam schowany geocache. Jednak, pomimo wykonania zakrojonych na szeroką skalę prac ziemnych, nie udało nam się zlokalizować skrzyneczki. Cóż może innym razem.
Nieco zdegustowani porażką ruszyliśmy ku głównej atrakcji wycieczki. Zamku we Swobnicy.
Zamek w Swobnicy© donremigio
Zamek w Swobnicy© donremigio
Po całym zamku walają się ulotki. Najwyraźniej ktoś stara walczyć się o obiekt. Obecny prywatny właściciel ma w głębokim poważaniu przyszłość zamku, a gmina chyba nie bardzo wie co z tym fantem zrobić.
Zamek w Swobnicy© donremigio
Zamek w Swobnicy© donremigio
Zamek w Swobnicy© donremigio
Zamek w Swobnicy© donremigio
Zamek w Swobnicy© donremigio
Jak już znudziło nam się łażenie po zamku, ruszyliśmy szturmem na wieżę. Schowany tam jest geocache.
Zamek w Swobnicy - geocache© donremigio
Zamek w Swobnicy - geocache© donremigio
Na wyższe piętra wieży prowadziła, roztaczająca wokół siebie aurę zaufania i bezpieczeństwa, skrzypiąca chybocąca drabina.
Zamek w Swobnicy© donremigio
Sławek to człowiek, który pluje z pogardą w oczy śmierci. Nie bacząc na niebezpieczeństwo wlazł po drabinie, a potem po schodach, na samą górę. Trzymając w dłoni telefon, z wybranym numerem alarmowym, oczekiwałem wrzasku i mlaśnięcia po uderzeniu sławkowego ciała o glebę. Mniej więcej tam powinno leżeć.
Zamek w Swobnicy - baszta© donremigio
Jednak, ku mojemu zdziwieniu, pomimo mijających minut, z góry nie spadało z wrzaskiem ciało Sławka. Zamiast tego jego ciało wychyliło się i spytało grzecznie czy zrobić mi zdjęcie z góry. No i zrobiło. Ale jak widać nie opanowało do końca umiejętności korzystania z dobrodziejstw autofocusa. Albo tak mu się łapy trzęsły.
Zamek w Swobnicy© donremigio
Reszta widoczków z baszty wyszła mu już z odpowiednią ostrością.
Zamek w Swobnicy© donremigio
Zamek w Swobnicy - widok z baszty© donremigio
Zamek w Swobnicy© donremigio
Zamek w Swobnicy© donremigio
Jak tylko Sławek bezpiecznie sprowadził swe ciało na ziemię, ruszyliśmy w dalszą drogę. W Trzcińsko-Zdrój zrobiliśmy sobie postój, bo po zamku to raczej biegaliśmy, a niektórzy narażali swe życie wspinając się na wieże.
Trzcińsko-Zdrój - fontanna© donremigio
Trzcińsko-Zdrój - lubuskie© donremigio
Mijając Smolnicę zauważyliśmy plac zabaw. My lubimy place zabaw. Wstydem było więc nie zatrzymać się i nie przetestować rozrywkowych instalacji. Sławek rzucił się na huśtawkę, ja natomiast pobujałem się na koniku.
Plac zabaw we Smolnicy© donremigio
Chciałem uspokoić wielbicieli zwierząt parzystokopytnych. Konikowi nic się nie stało. Czuł się chyba jedynie nieco przytłoczony.
Plac zabaw w Smolnicy© donremigio
W Dębnie ujrzeliśmy natomiast orła cień.
Dębno - orła cień© donremigio
Zmęczenie coraz bardziej dawało nam się we znaki. W Kostrzynie z ulgą siedliśmy na jakiś ławeczkach, wypijając kolejne litry wody i soków.
Pokrzepiało nas jedynie to, że słońce zaczęło wreszcie zachodzić. I dobrze bo miałem go już serdecznie dosyć. Słońce ostatecznie pożegnało nas w okolicy Witnicy.
Zachód słońca nad Witnicą© donremigio
Reszty wycieczki nie bardzo pamiętam. Ocknąłem się jak przyszło mi wtargać rower na drugie piętro. To był chyba najgorszy etap wycieczki.
Odżyłem dopiero po solidnym zimnym prysznicu. Trzeba było zmyć ten krem do opalania wraz z piachem i muszkami, które przykleiły się do rzeczonego kremu :)
Kolejna bariera do pokonania. 300km. Ale to nie dzisiaj. Jutro też nie. Może kiedyś :)
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa, coś koło 200 km, coś koło 100 km
Statystyki:
Odległość: 32.50 km;
Czas: 01:24 h
Średnia: 23.21 km/h;
Temperatura:32.0;
Czas: 01:24 h
Średnia: 23.21 km/h;
Temperatura:32.0;
Santok - geocaching
Piątek, 9 lipca 2010 | Komentarze 0
Trasa krótka, ale w sumie było dość gorąco i nawet za bardzo nie chce jechać się dalej.
Ze Sławkiem do Santoka pojechaliśmy przez Janczewo. Trasa mało ciekawa, mocny w mordewiatr, a na dodatek całkiem spory ruch samochodowy.
Celem wycieczki było znalezienie geocache ukrytego przy santockiej baszcie.
Aby go znaleźć musieliśmy wdrapać się na sporą górkę. A oto co znaleźliśmy.
Geocache ukryty w Santoku (lubuskie)© donremigio
Z cache zabrałem kostkę, a dorzuciłem PTTKowską oznakę XIV Rodzinnego Zlotu Pieczenia Ziemniaka :)
Geocache ukryty przy baszcie w Santoku (lubuskie)© donremigio
Z baszty roztaczał się zaiste zacny widok.
Widok z baszty (Santok)© donremigio
Panorama z baszty na Santok© donremigio
Przed wiekami tam gdzieś kiedyś była osada© donremigio
A oto mój połykacz kilometrów, pogromca szos i wirtuoz zakrętów :)
Połykacz kilometrów© donremigio
Po chwili kontemplacji widoków ruszyliśmy ze Sławkiem na Gorzów. Po dziurawym i nierównym polbruku szumnie zwanym ścieżką rowerową :) Dobrze, że nowe ścieżki robią już asfaltowe. Polbruk to ZŁO !!
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 182.00 km;
Czas: 07:30 h
Średnia: 24.27 km/h;
Temperatura:28.0;
Czas: 07:30 h
Średnia: 24.27 km/h;
Temperatura:28.0;
Gorzów - Stargard Szczeciński - Pyrzyce
Niedziela, 27 czerwca 2010 | Komentarze 0
Ekipa w składzie: Pajda, Sławek i moja szanowna persona.
Cel: Stargard i Pyrzyce.
Pobudka o 6:30. Mieliśmy jechać o 7 ale Sławek nieco zaspał, tak więc ruszyliśmy dopiero jakoś o 8. Pajda początkowo chciał jechać o 5 rano ale ten człowiek chyba nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego co mówi :)
Po 30 km przerwa w Barlinku na uzupełnienie płynów w organizmach. Sławek i Pajda przerwę wykorzystali również do burzliwej i pasjonującej debaty na ważne tematy polityczno-gospodarcze.
Pierwszy popas - Barlinek© donremigio
Za Barlinkiem lekki podjazd, na którym Pajda lekko się zasapał. Ogólnie rzecz biorąc było na trasie trochę mniejszych i większych podjazdów, ale w sumie nic strasznego.
Kolejny postój w Kolinie przy "kąpielisku". Copacabana to raczej nie jest. Plaża 4 kilometrów nie ma, woda błękitna również nie jest, ale w sumie od czegoś przecież trzeba zacząć :)
Prawie Copacabana w Kolinie© donremigio
Od tego momentu tempo nieco spadło. Pajde zaczęły lekkie skurcze łapać, ale twardo kręcił korbą w swym pogromcy szos.
Po 90 kilometrach rozbiliśmy obóz w Koszewku na placu zabaw. Sławek z niekłamaną radością pobujał się na huśtawce. Ja nie ryzykowałem, żeby mnie utrzymać to by tam musiały być liny okrętowe, a nie takie tam ... łańcuszki ;)
Plac zabaw w Koszewku© donremigio
Wersja multiplayer wyglądała na bardziej wytrzymałą, ale ze Sławkiem większej zabawy na tym nie było.
Plac zabaw w Koszewku© donremigio
Z Pajdą nieco większa frajda była. Przynajmniej chłopak się starał i czynny opór stawiał.
Plac zabaw w Koszewku© donremigio
Koszewko. Jakiś kościółek© donremigio
Po małej dawce gier i zabaw ruchowych, Pajda pojechał na Stargard odwiedzić swoją babkę, dziadka, matkę, wujka, stryjka (niepotrzebne skreślić), a ja ze Sławkiem uderzyliśmy, w poszukiwaniu geocache, na wschód na nieczynne lotnisko. Cache okazał się mikry, pusty, schowany w sumie w nieciekawym walącym się budynku.
Ale za to samo lotnisko okazało się całkiem całkiem.
Lotnisko pamięta jeszcze czasy drugiej wojny światowej, kiedy to stacjonowały tam niemieckie samoloty rakietowe Me-163. Po wojnie lotnisko przejęli Rosjanie i lotnisko było bazą dla Su-27.
Obecnie lotnisko robi za tor wyścigowy dla okolicznych młodych rajdowców (no i dobrze niech wyszaleją się na pasie startowym, nie na drogach publicznych), a hangary służą za magazyny cebuli, ziemniaków itp.
Rzut oka wujka Googla na lotnisko pod Stargardem© donremigio
Oczywiście wykorzystałem długą prostą i dałem sobie pohasać mojej maszynie. Niech ma tą chwilę radości i poczuje wiatr w szprychach ;)
Nieczynne lotnisko w Stargardzie Szczecińskim© donremigio
Hangary na nieczynnym lotnisku w Stargardzie Szczecińskim© donremigio
Rozsuwane wrota w hangarze mogły kiedyś naprawdę wiele wytrzymać.
Hangary na nieczynnym lotnisku w Stargardzie Szczecińskim© donremigio
Hangary na nieczynnym lotnisku w Stargardzie Szczecińskim© donremigio
Oczywiście Sławek nie był by sobą, jeśli by gdzieś nie wlazł. Niestety w okolicy był tylko śmietnik.
Sławek w śmietniku© donremigio
Jak tylko Sławek łaskawie z niego wylazł, pojechaliśmy na Pyrzyce szukać kolejnego geocache ukrytego przy czołgu IS-2 (Iosif Stalin). Ten czołg miał 46 ton i 122 mm armatę. Jedynie cięższy ale z mniejszą armatą PzKpfw. VI Tiger mógł stawać z nim w szranki.
Pomnik w Pyrzycach - radziecki ciężki czołg IS-2© donremigio
Geocache ukryty przy pomniku to malutki cache magnetyczny.
Geocache ukryty przy pomniku w Pyrzycach© donremigio
Sławek, jakże by inaczej, nie omieszkał wleźć pod czołg.
Pomnik w Pyrzycach© donremigio
Gdzie jest otwarty właz umożliwiający wejście do środka :)
Wnętrze IS-2. Pomnik w Pyrzycach© donremigio
Stojąc obok czołgu i czekając, aż Sławek wygramoli się z czeluści Iosifa Stalina, usłyszałem jakieś piski, zgrzyty. Nagle armata 46 tonowego kolosa zaczęła delikatnie się unosić. Po chwili dobiegł mnie dochodzący z czołgu krzyk Sławka - "czy coś się rusza". A owszem owszem.
Widocznie Sławek wie gdzie posmyrać delikatnie Iosifa Stalina, by armata mu się uniosła.
Na zdjęciach satelitarnych widać zarys starego grodu w Pyrzycach.
Pyrzyce - rzut okiem wujka googla© donremigio
Na koniec strzeliłem sobie jeszcze sweet focie przy IS-2 i pojechaliśmy, już bez większych i ciekawszych przystanków, na Gorzów.
Pomnik w Pyrzycach© donremigio
Kolejna wycieczka wielce udana.
Kategoria Wokół Gorzowa, Fotorelacja, Geocaching, coś koło 100 km
Statystyki:
Odległość: 110.50 km;
Czas: 04:57 h
Średnia: 22.32 km/h;
Temperatura:14.0;
Czas: 04:57 h
Średnia: 22.32 km/h;
Temperatura:14.0;
Wycieczka ze Sławkiem do Fortu Sarbinowo
Sobota, 8 maja 2010 | Komentarze 3
W zeszłym tygodniu pojechałem z Tomkiem na wycieczkę do Kostrzyna i okolic, podczas której zwiedziliśmy Fort Sarbinowo. Jako, że miejsce ciekawe powtórzyłem wycieczkę, tym razem ze Sławkiem. Chłopak lubi łazić po ruinach to niech się po nich wybiega.
Przed wycieczką zerknąłem na www.opencaching.pl i okazało się że w samym forcie jak i w okolicy jest ukrytych kilka skrzynek geocaching. Wrzuciłem więc współrzędne dwóch z nich na GPS.
Znalezienie pierwszej skrzynki było łatwe. W zasadzie w zeszłym tygodniu z Tomkiem koło niej staliśmy :) Jest zakopana, ale bardzo płytko i nie trzeba wykonywać żadnych poważnych prac ziemnych ;)
Oto ona:
Geocache - Twierdza Kostrzyn© donremigio
I jej zawartość, całkiem ciekawa:
Geocache - Twierdza Kostrzyn© donremigio
W skrzynce znajduje się nawet karta pamięci, którą można włożyć do aparatu i zrobić sobie zdjęcie, nagrać filmik, podłączyć do laptopa i coś na nią wrzucić i umieścić ponownie w skrzynce :) Mi karta pasowała tylko do telefonu, tak więc zrobiłem sobie nim zdjęcie i włożyłem kartę pamięci z powrotem do skrzynki :) Ze skrzynki zabrałem muszelkę i włożyłem od siebie łyżkę do zdejmowania opony rowerowej. Nie miałem nic innego przy sobie, bo znowu zapomniałem zabrać jakieś ciekawe fanty, które można by włożyć do środka.
Twierdza Kostrzyn - Fort Sarbinowo© donremigio
Sławek penetrujący 'lochy':
Twierdza Kostrzyn - Fort Sarbinowo© donremigio
Twierdza Kostrzyn - Fort Sarbinowo© donremigio
Twierdza Kostrzyn - Fort Sarbinowo© donremigio
Twierdza Kostrzyn - Fort Sarbinowo© donremigio
Sławkowy czołg:
Giant w lochach Twierdzy Kostrzyn© donremigio
Po wpisaniu się do loga w skrzynce i ponownym jej zakopaniu, poszwendaliśmy się nieco po twierdzy. Znaczy Sławek się poszwendał. Właził dosłownie wszędzie. Grotołaz jeden. Musimy się wybrać kiedyś do Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, tam to sobie chłopak poszaleje. A i skrzynek geocaching tam nie brakuje to i ja będę miał radochę.
Jak Sławek zmęczył się już łażeniem po gruzach pojechaliśmy szukać kolejnej skrzynki. Niedaleko, w zasadzie rzut beretem od fortu.
Skrzynka schowana była w okolicy mostu donikąd. Jej znalezienie też nie nastręczało problemów. Z niej zabrałem sobie odblaskową opaskę, a włożyłem wyciągniętą z poprzedniej skrzynki muszelkę :)
Most donikąd - okolice Twierdzy Kostrzyn - geocache© donremigio
Most donikąd - okolice Twierdzy Kostrzyn© donremigio
Z okolic mostu szybko się zwinęliśmy bo latała tam masa kąsających muszek.
Wracając do Gorzów City minęliśmy jeszcze hodowle danieli.
Hodowla danieli© donremigio
I to by było na tyle.
.
Kategoria Geocaching, Wokół Gorzowa, Fotorelacja, coś koło 100 km