Wpisy archiwalne w kategorii
Wokół Gorzowa
Dystans całkowity: | 10328.63 km (w terenie 868.00 km; 8.40%) |
Czas w ruchu: | 443:13 |
Średnia prędkość: | 23.30 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.00 km/h |
Maks. tętno średnie: | 154 (74 %) |
Suma kalorii: | 155429 kcal |
Liczba aktywności: | 160 |
Średnio na aktywność: | 64.55 km i 2h 46m |
Więcej statystyk |
Statystyki:
Odległość: 47.60 km;
Czas: 02:17 h
Średnia: 20.85 km/h;
Temperatura:14.0;
Czas: 02:17 h
Średnia: 20.85 km/h;
Temperatura:14.0;
kręconko w towarzystwie
Niedziela, 30 października 2011 | Komentarze 0
Miałem dzisiaj jechać na krótki spacerek po kesza ukrytego przy młynie w Czechowie. Już miałem wychodzić gdy dostałem sms od Mateusza czy nie chcę jechać po kesza ukrytego przy pomniku leśniczego. W sumie ja po niego jechać nie muszę, ja go w sumie ukryłem, ale jako że z relacji Mateusza wynikało, że koło młyna jest błoto po kostki, to stwierdziłem że przejadę się z nim. Skrzynka w młynie poczeka.
Wycieczka w sumie bez historii. No może poza spięciem z kierowcą blachosmordu który z piskiem opon i gwałtownym hamowaniem przed nosem chciał dać nam do zrozumienia, że powinniśmy korzystać ze ścieżki rowerowej. Ta ścieżka to jakieś 300 metrów polbruku przecinany co chwila zjazdami do posesji, z wysokimi krawężnikami i bardziej dziurawa niż niejedna droga polna. Dałem mu jasno do zrozumienia, że nasza jazda z prędkością 30km/h po ulicy obok imitacji ścieżki rowerowej może i nie jest zgodna z prawem, ale jego manewry, zajeżdżanie drogi i gwałtowne hamowanie, jest jeszcze mniej odpowiedzialne. Przecież gdyby wcześniej nie było lekkiego podjazdu i jechalibyśmy nieco szybciej to mogliśmy sobie karki skręcić. Straszył policją, ale szybko z tego zrezygnował, bo chyba zdał sobie sprawę, że nam grozi co najwyżej 50 złotych mandatu, a jemu kilkaset.
Po werbalnym wyjaśnieniu mu, iż baranem jest, pojechaliśmy lasem po kesza, a potem jeszcze do Parzeńska na poniemiecki cmentarz. Powrót już asfaltem, a w Kłodawie nawet ścieżką rowerową, bo Mateuszowi prąd odcieło i jechaliśmy już spacerowym tempem.
Wycieczka w sumie bez historii. No może poza spięciem z kierowcą blachosmordu który z piskiem opon i gwałtownym hamowaniem przed nosem chciał dać nam do zrozumienia, że powinniśmy korzystać ze ścieżki rowerowej. Ta ścieżka to jakieś 300 metrów polbruku przecinany co chwila zjazdami do posesji, z wysokimi krawężnikami i bardziej dziurawa niż niejedna droga polna. Dałem mu jasno do zrozumienia, że nasza jazda z prędkością 30km/h po ulicy obok imitacji ścieżki rowerowej może i nie jest zgodna z prawem, ale jego manewry, zajeżdżanie drogi i gwałtowne hamowanie, jest jeszcze mniej odpowiedzialne. Przecież gdyby wcześniej nie było lekkiego podjazdu i jechalibyśmy nieco szybciej to mogliśmy sobie karki skręcić. Straszył policją, ale szybko z tego zrezygnował, bo chyba zdał sobie sprawę, że nam grozi co najwyżej 50 złotych mandatu, a jemu kilkaset.
Po werbalnym wyjaśnieniu mu, iż baranem jest, pojechaliśmy lasem po kesza, a potem jeszcze do Parzeńska na poniemiecki cmentarz. Powrót już asfaltem, a w Kłodawie nawet ścieżką rowerową, bo Mateuszowi prąd odcieło i jechaliśmy już spacerowym tempem.
Kategoria Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 73.50 km;
Czas: 03:20 h
Średnia: 22.05 km/h;
Temperatura:11.0;
Czas: 03:20 h
Średnia: 22.05 km/h;
Temperatura:11.0;
halołinowo
Sobota, 29 października 2011 | Komentarze 2
Dzisiaj tak nieco świątecznie. Halołinowo bym powiedział. Do Parzeńska na stary poniemiecki cmentarz.
Parzeńsko (dawniej Wollhaus) to jedna z tych wiosek, które są ledwo widoczne na mapie wioski. Leży zagubiona w środku lasu i prowadzą do niej tylko i wyłącznie drogi gruntowe. Gdyby nie mieszczuchy budujący sezonowe domy nad malowniczym jeziorem, zapewne wsi groziłoby wyludnienie i skończyła by jak pobliska wioska widmo Marzęcin. Chociaż Marzęcin miał po prostu pecha, że idący na Berlin Rosjanie się tam zatrzymali i w ramach rozgrzewki zrównali ją z ziemią i wymordowali mieszkańców.
Cmentarz nie jest wcale taki łatwy do znalezienia. Skryty za drzewami prowadzi do niego wąska ścieżka. Gdyby nie uprzejmy tubylec, który wskazał nam drogę, chyba nigdy byśmy go nie znaleźli.
Cmentarz zadbany, posprzątany, a nagrobki ponaprawiane przez rodzinę państwa Zygmuntów, którzy nakładem własnej pracy i własnych pieniędzy zaopiekowała się tym starym zdewastowanym cmentarzem ewangelickim. Cmentarz naprawdę urokliwy i robi wrażenie.









Po zwiedzeniu cmentarza ruszyliśmy na starą S3 i pojechaliśmy na Gorzów. Po 17 kilometrach kręcenia się po lesie i Parzeńsku wreszcie można było depnąć i się rozpędzić. Niestety mimo iż jechaliśmy przez 27 km z prędkością koło 30km/h średnia skoczyła z 19 do raptem 22. Ale jechało się nawet sympatycznie. Zapadające ciemności, praktycznie pusta droga i mgła osadzająca się na okularach tworzyły fajny klimat.
Pozdrower.
Parzeńsko (dawniej Wollhaus) to jedna z tych wiosek, które są ledwo widoczne na mapie wioski. Leży zagubiona w środku lasu i prowadzą do niej tylko i wyłącznie drogi gruntowe. Gdyby nie mieszczuchy budujący sezonowe domy nad malowniczym jeziorem, zapewne wsi groziłoby wyludnienie i skończyła by jak pobliska wioska widmo Marzęcin. Chociaż Marzęcin miał po prostu pecha, że idący na Berlin Rosjanie się tam zatrzymali i w ramach rozgrzewki zrównali ją z ziemią i wymordowali mieszkańców.
Cmentarz nie jest wcale taki łatwy do znalezienia. Skryty za drzewami prowadzi do niego wąska ścieżka. Gdyby nie uprzejmy tubylec, który wskazał nam drogę, chyba nigdy byśmy go nie znaleźli.
Cmentarz zadbany, posprzątany, a nagrobki ponaprawiane przez rodzinę państwa Zygmuntów, którzy nakładem własnej pracy i własnych pieniędzy zaopiekowała się tym starym zdewastowanym cmentarzem ewangelickim. Cmentarz naprawdę urokliwy i robi wrażenie.

Parzeńsko - gdzieś w lesie© donremigio

Poniemiecki cmentarz - Parzeńsko© donremigio

Poniemiecki cmentarz - Parzeńsko© donremigio

Poniemiecki cmentarz - Parzeńsko© donremigio

Poniemiecki cmentarz - Parzeńsko© donremigio

Poniemiecki cmentarz - Parzeńsko© donremigio

Cmentarz poniemiecki - Parzeńsko© donremigio

Cmentarz poniemiecki - Parzeńsko© donremigio

Cmentarz poniemiecki - Parzeńsko© donremigio
Po zwiedzeniu cmentarza ruszyliśmy na starą S3 i pojechaliśmy na Gorzów. Po 17 kilometrach kręcenia się po lesie i Parzeńsku wreszcie można było depnąć i się rozpędzić. Niestety mimo iż jechaliśmy przez 27 km z prędkością koło 30km/h średnia skoczyła z 19 do raptem 22. Ale jechało się nawet sympatycznie. Zapadające ciemności, praktycznie pusta droga i mgła osadzająca się na okularach tworzyły fajny klimat.
Pozdrower.
Kategoria Fotorelacja, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 75.30 km;
Czas: 03:19 h
Średnia: 22.70 km/h;
Temperatura:6.0;
Czas: 03:19 h
Średnia: 22.70 km/h;
Temperatura:6.0;
ukrycie geocache i bunkry
Sobota, 22 października 2011 | Komentarze 3
Najpierw pojechaliśmy ze Sławkiem ukryć geocache koło filharmonii. Głupia sprawa, ale Gorzów to taka geocachowa pustynia. Trzeba to zmienić, bo miejsc na skrzynki jest sporo.
Po ukryciu kesza pojechaliśmy na bunkry koło Skwierzyny.

Po drodze stanęliśmy w Deszcznie gdzie naszą uwagę przykuło złomowisko pełne skarbów. Co tam nie stoi. Wóz piechoty, Syrenki, Warszawy, dwa helikoptery, amfibie. Jest na czym oko zawiesić.













Przy Super Ktosiu stojącym koło stacji paliw jest ponoć ukryty geocache, ale coś go nie wymacaliśmy.

Wreszcie dotarliśmy do bunkrów. Morza nie było ale i tak było zajebiście.

By dorwać kesza musieliśmy najpierw przeczołgać się przez częściowo zasypany tunel. W środku wilgotno i duszno, aż okulary mi zaparowały. Skrzynkę wreszcie znaleźliśmy. W sumie to chyba największa skrzynka którą udało nam się znaleźć. Trochę się przy tym pobrudziliśmy ale warto było.

Po wyczołganiu się z tunelu ruszyliśmy na górę by zaliczyć kolejnego kesza tym razem wirtualnego. By go zdobyć trzeba było znaleźć dwa miejsca, spisać widoczne numery i podać je jako hasło do logu na stronie. Pierwszą część hasła znaleźliśmy raz dwa, gorzej było z drugą. W zeszłym roku nie udało mi się znaleźć kopuły na której wyryta była część hasła, teraz wreszcie się udało. Szukając jej trzeba bardzo uważać. Rosjanie po wojnie wysadzili cały kompleks i w okolicy jest sporo dziur do których można wpaść.




Po udanym keszobraniu w bunkrach udaliśmy się do Skwierzyny gdzie raz dwa wyrwaliśmy jeszcze jednego kesza i podeptaliśmy już bez przygód na Gorzów.



Po ukryciu kesza pojechaliśmy na bunkry koło Skwierzyny.

Filharmonia w Gorzowie Wlkp© donremigio
Po drodze stanęliśmy w Deszcznie gdzie naszą uwagę przykuło złomowisko pełne skarbów. Co tam nie stoi. Wóz piechoty, Syrenki, Warszawy, dwa helikoptery, amfibie. Jest na czym oko zawiesić.

Kolekcja Warszaw i Syrenek© donremigio

Stary żółty helikopterek - on już sobie nie polata© donremigio

Jakiś wóz piechoty© donremigio

Każdy samochód tak skończy© donremigio

Ten mały czarny to nie wiem co to za jeden© donremigio

Chyba najnowocześniejszy samochód na złomowisku© donremigio

Przed złomowiskiem stał radiowóz Milicji Obywatelskiej© donremigio

Radiowóz Milicji Obywatelskiej© donremigio

Warszawa w barwach Milicji Obywatelskiej© donremigio

Motor Milicji Obywatelskiej© donremigio

Piękny samochód© donremigio

Amfibia Pana Janusza z Deszczna© donremigio

Helikopter - ten sobie też nie polata© donremigio
Przy Super Ktosiu stojącym koło stacji paliw jest ponoć ukryty geocache, ale coś go nie wymacaliśmy.

Super Ktoś przy stacji paliw© donremigio
Wreszcie dotarliśmy do bunkrów. Morza nie było ale i tak było zajebiście.

Bunkier Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego© donremigio
By dorwać kesza musieliśmy najpierw przeczołgać się przez częściowo zasypany tunel. W środku wilgotno i duszno, aż okulary mi zaparowały. Skrzynkę wreszcie znaleźliśmy. W sumie to chyba największa skrzynka którą udało nam się znaleźć. Trochę się przy tym pobrudziliśmy ale warto było.

Gdzieś tam skitrał się keszyk© donremigio
Po wyczołganiu się z tunelu ruszyliśmy na górę by zaliczyć kolejnego kesza tym razem wirtualnego. By go zdobyć trzeba było znaleźć dwa miejsca, spisać widoczne numery i podać je jako hasło do logu na stronie. Pierwszą część hasła znaleźliśmy raz dwa, gorzej było z drugą. W zeszłym roku nie udało mi się znaleźć kopuły na której wyryta była część hasła, teraz wreszcie się udało. Szukając jej trzeba bardzo uważać. Rosjanie po wojnie wysadzili cały kompleks i w okolicy jest sporo dziur do których można wpaść.

Kręcąc się po okolicy trzeba uważać© donremigio

Pozostałości bunkru© donremigio

Tak kiedyś wyglądał bunkier© donremigio

A tak wygląda teraz© donremigio
Po udanym keszobraniu w bunkrach udaliśmy się do Skwierzyny gdzie raz dwa wyrwaliśmy jeszcze jednego kesza i podeptaliśmy już bez przygód na Gorzów.

Skwierzyna Wita© donremigio

Na czymś takim szweje chyba uczyły się jeździć© donremigio

W krzakach ukrywała się poniemiecka haubica© donremigio
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 122.00 km;
Czas: 05:30 h
Średnia: 22.18 km/h;
Temperatura:8.0;
Czas: 05:30 h
Średnia: 22.18 km/h;
Temperatura:8.0;
poradziecka baza atomowa 3003
Niedziela, 16 października 2011 | Komentarze 6
Czas eskapad rowerowych ma się w tym roku ku końcowi. Robi się coraz zimniej, dni coraz krótsze. Przeglądając mapę geocache odkryłem coś, co w sam raz nadawało się na grande finale rowerowego sezonu. Poradziecka baza atomowa 3003.
W jej okolicy trzy kesze, odległość jakieś 55 km w jedną stronę. Ideał. Mateusz niestety nie miał czasu, ale za to Sławkowi, jak usłyszał o celu wycieczki, wyrósł banan na twarzy.
Trasa ustalona, rowery nasmarowane, cykliści ciepło ubrani, no to myk na rowerki i jedziemy.
Pierwszy postój już na wyjeździe z Gorzowa. Tyłka szanownego podnieść mi się nie chciało i po uderzeniu w spory krawężnik pękła mi dętka w tylnym kole. No nic ... szybka wymiana i turlamy się dalej. Chociaż to było raczej czołganie się. Wmordewiatr przepotężny. Sławek po kilkunastu kilometrach, pomimo że jechał za mną, miał dość. I tak wlekliśmy się aż do Lubniewic.
W Lubiewicach przywitała nas koza.



Minąwszy Lubniewice nie mieliśmy wcale łatwiej. Do wiatru doszły górki i góreczki. Do przodu pchała nas tylko myśl o celu. Baza. Poradziecka. ATOMOWA !

Po skręceniu w Wędrzynie na wschód wiatr przestał aż tak przeszkadzać i zrobiło się nieco bardziej płasko. Za to od Trzemeszno Lubuskiego znowu pod górkę.

Wreszcie skręciliśmy w las i brukowaną drogą udaliśmy się ku tajnej bazie 3003. Nagle, zamiast bazy, ujrzeliśmy ciężki sprzęt budowlany. WTF ?!?!
Jakoś się przecisnęliśmy koło koparek i wywrotek i pojechaliśmy dalej. Niestety. Nie wiem po co i na co, ale właśnie trwa rozbiórka bazy. Zamiast garaży na atomówki zastaliśmy dziurę w ziemi. Psia krew. Miałem nadzieję, że przynajmniej bunkry będą jeszcze dostępne. I dzięki Bogu jeszcze stoją otwarte. Chociaż nie zdziwię się, jeśli w przyszłym roku będą już zasypane i zaplombowane.

Po krótkim poszukiwaniu znaleźliśmy wejście do bunkra i ruszyliśmy na poszukiwanie kesza.







Kesza nie było wcale tak łatwo znaleźć. Wreszcie wyczailiśmy dziada i ruszyliśmy w poszukiwaniu kolejnego do następnego bunkra . Bunkier bliźniaczy, skrzynki nie znaleziono. Jako że czas już nas gonił tak więc darowaliśmy sobie trzeciego kesza, w sumie chyba najłatwiejszego, i ruszyliśmy w drogę powrotną.



W Bledzewie znaleźliśmy jeszcze kesza przy moście fortecznym K804, oraz dwa kolejne w Skwierzynie. Potem już w ciemnościach udaliśmy się do swoich domostw.
Wycieczka wielce udana i godna zakończenia sezonu. Teraz to już raczej będą krótsze wycieczki po okolicznych lasach. Oby śnieg za szybko nie spadł.
W jej okolicy trzy kesze, odległość jakieś 55 km w jedną stronę. Ideał. Mateusz niestety nie miał czasu, ale za to Sławkowi, jak usłyszał o celu wycieczki, wyrósł banan na twarzy.
Trasa ustalona, rowery nasmarowane, cykliści ciepło ubrani, no to myk na rowerki i jedziemy.
Pierwszy postój już na wyjeździe z Gorzowa. Tyłka szanownego podnieść mi się nie chciało i po uderzeniu w spory krawężnik pękła mi dętka w tylnym kole. No nic ... szybka wymiana i turlamy się dalej. Chociaż to było raczej czołganie się. Wmordewiatr przepotężny. Sławek po kilkunastu kilometrach, pomimo że jechał za mną, miał dość. I tak wlekliśmy się aż do Lubniewic.
W Lubiewicach przywitała nas koza.

Tymczasem w Lubniewicach© donremigio

Pałacyk w Lubniewicach© donremigio

Ruiny wieży ciśnień - Lubniewice© donremigio
Minąwszy Lubniewice nie mieliśmy wcale łatwiej. Do wiatru doszły górki i góreczki. Do przodu pchała nas tylko myśl o celu. Baza. Poradziecka. ATOMOWA !

Za Lubniewicami mieliśmy nieco pod górkę oraz z wmordewiatrem© donremigio
Po skręceniu w Wędrzynie na wschód wiatr przestał aż tak przeszkadzać i zrobiło się nieco bardziej płasko. Za to od Trzemeszno Lubuskiego znowu pod górkę.

Trzemeszno Lubuskie© donremigio
Wreszcie skręciliśmy w las i brukowaną drogą udaliśmy się ku tajnej bazie 3003. Nagle, zamiast bazy, ujrzeliśmy ciężki sprzęt budowlany. WTF ?!?!
Jakoś się przecisnęliśmy koło koparek i wywrotek i pojechaliśmy dalej. Niestety. Nie wiem po co i na co, ale właśnie trwa rozbiórka bazy. Zamiast garaży na atomówki zastaliśmy dziurę w ziemi. Psia krew. Miałem nadzieję, że przynajmniej bunkry będą jeszcze dostępne. I dzięki Bogu jeszcze stoją otwarte. Chociaż nie zdziwię się, jeśli w przyszłym roku będą już zasypane i zaplombowane.

Tutaj był kiedyś garaż na atomówki© donremigio
Po krótkim poszukiwaniu znaleźliśmy wejście do bunkra i ruszyliśmy na poszukiwanie kesza.

Wejście do bunkra - baza 3003© donremigio

Poradziecka baza atomowa 3003 - wnętrze bunkra© donremigio

Szukanie geocache czas zacząć© donremigio

Poradziecka baza 3003 - bunkier© donremigio

Poradziecka baza 3003 - gruzowisko© donremigio

Poradziecka baza 3003 - wnętrze© donremigio

Poradziecka baza atomowa - tutaj były prysznice© donremigio
Kesza nie było wcale tak łatwo znaleźć. Wreszcie wyczailiśmy dziada i ruszyliśmy w poszukiwaniu kolejnego do następnego bunkra . Bunkier bliźniaczy, skrzynki nie znaleziono. Jako że czas już nas gonił tak więc darowaliśmy sobie trzeciego kesza, w sumie chyba najłatwiejszego, i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Widok na Bledzew i okolice© donremigio

Bledzew - lubuskie© donremigio

Figurka któregoś ze świętych© donremigio
W Bledzewie znaleźliśmy jeszcze kesza przy moście fortecznym K804, oraz dwa kolejne w Skwierzynie. Potem już w ciemnościach udaliśmy się do swoich domostw.
Wycieczka wielce udana i godna zakończenia sezonu. Teraz to już raczej będą krótsze wycieczki po okolicznych lasach. Oby śnieg za szybko nie spadł.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 51.70 km;
Czas: 02:39 h
Średnia: 19.51 km/h;
Temperatura:4.0;
Czas: 02:39 h
Średnia: 19.51 km/h;
Temperatura:4.0;
ukrycie kesza przy pomniku leśniczego
Sobota, 15 października 2011 | Komentarze 0
Niedawno ktoś ukrył kesza w wiosce widmo - Marzęcinie. Wioska ta została w 1945 spalona przez Rosjan. Jako że blisko jest jeszcze jedno miejsce nadające się na ukrycie skrzyneczki, przy pomniku zabitego w 1923 przez kłusowników leśniczego, postanowiłem wybrać się tam dzisiaj ze Sławkiem.
Żeby nie katować się znowu jazdą po bruku pojechaliśmy na Santocko i tam skręciliśmy w las. Zamiast bruku był piach, ale nie za głęboki i z dwojga złego wole zakopywać się w piachu niż telepać się po bruku.

Pojechaliśmy jeszcze na Parzeńsko, jest tam ponoć jakieś lapidarium w lesie, ale nie dojrzeliśmy go. Będzie trzeba tam wybrać się jeszcze raz.
Żeby nie katować się znowu jazdą po bruku pojechaliśmy na Santocko i tam skręciliśmy w las. Zamiast bruku był piach, ale nie za głęboki i z dwojga złego wole zakopywać się w piachu niż telepać się po bruku.

Pomnik Leśniczego© donremigio
Pojechaliśmy jeszcze na Parzeńsko, jest tam ponoć jakieś lapidarium w lesie, ale nie dojrzeliśmy go. Będzie trzeba tam wybrać się jeszcze raz.
Kategoria Geocaching, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 58.00 km;
Czas: 02:28 h
Średnia: 23.51 km/h;
Temperatura:8.0;
Czas: 02:28 h
Średnia: 23.51 km/h;
Temperatura:8.0;
nieudana wyprawa po geocache
Niedziela, 9 października 2011 | Komentarze 1
Wczoraj zrobiłem prawie 80 km w deszczu i wietrze, a dzisiaj rano trzy godziny łaziłem po lesie za grzybami i w zasadzie miałem sobie rowerek odpuścić. Za oknem jednak słoneczko nieco kusiło. Tak więc pogadałem z Mateuszem o skrzynce geocache ukrytej w pobliżu Parku Dinozaurów, wczoraj coś jej nie mogłem wymacać, i z nowymi danymi wybrałem się ponownie do Nowin Wielkich. Trasę obrałem specjalnie tak aby przejechać fragmenty dróg których nie ma na mapie umpPC, między innymi drogę ze Starych Dzieduszyc. To było prawie 7 km z górki, z czego końcówka to 64km/h pokonane z bananem na twarzy i muszkami między zębami. W pewnym momencie, gdy leżałem sobie na lemondce, moim oczom ukazał się ostry zakręt i samochód wyjeżdżający zza niego. Ledwo zdążyłem chwycić za hamulce. Pomimo niecałych 8 stopni lekko się spociłem.
Co do kesza, to ponownie stwierdziłem jego brak. Chyba ktoś go zwinął. Ale przy okazji odkryłem poniemiecki tajemniczy grobowiec kilkaset metrów od Parku Dinozaurów. W sumie można powiedzieć że to nagrobek. Tylko taki o trzymetrowej wysokości i dwumetrowej szerokości stojący w środku lasu w gęstym zagajniku. Podchodząc do niego czułem się niemal jak bym podchodził do księżycowego monolitu z filmu Odyseja Kosmiczna. Niesamowite wrażenie. Będę musiał tam wrócić i obadać co to za nagrobek.
Co do kesza, to ponownie stwierdziłem jego brak. Chyba ktoś go zwinął. Ale przy okazji odkryłem poniemiecki tajemniczy grobowiec kilkaset metrów od Parku Dinozaurów. W sumie można powiedzieć że to nagrobek. Tylko taki o trzymetrowej wysokości i dwumetrowej szerokości stojący w środku lasu w gęstym zagajniku. Podchodząc do niego czułem się niemal jak bym podchodził do księżycowego monolitu z filmu Odyseja Kosmiczna. Niesamowite wrażenie. Będę musiał tam wrócić i obadać co to za nagrobek.
Kategoria Geocaching, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 77.30 km;
Czas: 03:20 h
Średnia: 23.19 km/h;
Temperatura:8.0;
Czas: 03:20 h
Średnia: 23.19 km/h;
Temperatura:8.0;
ukrycie i wyrwanie kesza
Sobota, 8 października 2011 | Komentarze 3
Pogoda kiepska. Dosłownie jak pod psem. Mżawka, wiatr, zimno. Ale co to dla prawdziwego cyklisty. Wbiłem się w długie spodnie, na klatę zarzuciłem ciepłą kurtkę rowerową, na buty zaciągnąłem ochraniacze z neoprenu i wskoczyłem na siodełko ze świadomością, że zmarznę i zmoknę.
Cele miałem dwa. Ukryć kesza przy pałacyku w Sosnach i, jak pogoda pozwoli, pojechać na Witnicę i wyrwać wreszcie kesza schowanego koło Parku Drogowskazów.
Najpierw pojechałem polną drogą na Santocko. Trochę tam wiało między oczy. W sumie całą drogę albo padało, albo wiało. Często na raz wiało i padało. Tak więc tempo trzymałem raczej rekreacyjne.

W okolicach Marwic przyszłość zaczęła malować się w mokrych barwach.

W połowie drogi między Marwicami a Sosnami rozpadało się dość mocno. Jednak gdy dojeżdżałem do pałacyku wyszło słoneczko.
Co do pałacyku to ostatnio napisałem, że znalazłem niewiele informacji na jego temat. Kesza trzeba było jednak jakoś opisać, tak więc siadłem dzisiaj z wujkiem googlem i pogadaliśmy sobie nieco dłużej. Oto co udało mi się z niego wycisnąć:
Pałac zlokalizowany jest w wiosce Sosny, przy drodze prowadzącej z Lubna do Witnicy.
W 1816 roku Sosny znalazły się w posiadaniu Kaspara Lebrechta von Klitzing. Z jego inicjatywy powstał pałac oraz założono park. Pałac wybudowano w 1835 roku i zrealizowany został według projektu Neubarta. Na cześć fundatora nad wejściem głównym umieszczono napis o treści: „Caspar Lebrecht von Klitzing zu Demmertin in der Prignitz im Jahre 1783 geboren, hat dieses Haus im Jahre 1835 erbauen lessen”. Majątek ziemski znajdował się w posiadaniu rodziny von Klitzing do początku 1945 roku. Ostatni właściciel, Werner von Klitzing, został zastrzelony przez żołnierzy radzieckich.
W 1945 roku majątek został znacjonalizowany. Większość wyposażenia i wystrój pałacu zostało zniszczone.
W latach 50 w budynku pałacu znajdowała się administracja Przedsiębiorstwa Połowów i Usług Rybnych „Gryf” ze Szczecina. W latach 1962-1965 w pałacu prowadzono ośrodek kolonijny. Od 1971 roku pałac stanowił własność komunalną, a w budynku mieściły się wydzielone mieszkania lokatorskie. Obiekt od lat 70. XX wieku jest nieużytkowany i systematycznie popada w ruinę. Obecnie znajduje się w rękach prywatnych.
Skrzynkę schowałem raz dwa, miejsce już miałem upatrzone, i zacząłem zastanawiać się co dalej. Chmurki na niebie szaro bure, dalszy opad atmosferyczny bardzo możliwy. Do Witnicy w sumie dość blisko, a jak mam zmoknąć to i tak zmoknę. Tak więc ruszyłem na rzeczoną Witnicę po kesza albo i dwa.


Kesz wiedziałem gdzie jest ukryty, tylko już dwa razy macałem za nim i nic z tego nie wyszło. Teraz znalazłem go w ciągu dwóch minut. Zadowolony ruszyłem do kolejnego kesza ukrytego w Zaułku Kowala. Tutaj jednak poległem. Jako że nad Witnicą chmury były coraz ciemniejsze, zrezygnowany wsiadłem na rower i ruszyłem w drogę powrotną.


Zaczęło znowu padać. Mijając Nowiny Wielkie przypomniałem sobie o jeszcze jednym keszu, który powinien być ukryty gdzieś przy Parku Dinozaurów. Deszcz padał już w najlepsze. Ja już jednak byłem tak zmoknięty, że chwila postoju w poszukiwaniu kesza nie robiła mi różnicy.
Skręciłem więc i zacząłem rozglądać się za skrzynką. Według opisu powinna być schowana gdzieś na wysokości 2m. Tak więc obmacałem cały płot ale nic z tego nie wyszło. Machnąłem więc ręką i pojechałem na Gorzów. W sumie już późno się robiło. Bazyla czas było nakarmić i Grand prix na żużlu chciałem jeszcze oglądnąć. A te dwa kesze ... to ja jeszcze wyrwę w tym roku.
Cele miałem dwa. Ukryć kesza przy pałacyku w Sosnach i, jak pogoda pozwoli, pojechać na Witnicę i wyrwać wreszcie kesza schowanego koło Parku Drogowskazów.
Najpierw pojechałem polną drogą na Santocko. Trochę tam wiało między oczy. W sumie całą drogę albo padało, albo wiało. Często na raz wiało i padało. Tak więc tempo trzymałem raczej rekreacyjne.

Kościółek w Santocku© donremigio
W okolicach Marwic przyszłość zaczęła malować się w mokrych barwach.

Okolice Marwic - nagle pociemniało© donremigio
W połowie drogi między Marwicami a Sosnami rozpadało się dość mocno. Jednak gdy dojeżdżałem do pałacyku wyszło słoneczko.
Co do pałacyku to ostatnio napisałem, że znalazłem niewiele informacji na jego temat. Kesza trzeba było jednak jakoś opisać, tak więc siadłem dzisiaj z wujkiem googlem i pogadaliśmy sobie nieco dłużej. Oto co udało mi się z niego wycisnąć:
Pałac zlokalizowany jest w wiosce Sosny, przy drodze prowadzącej z Lubna do Witnicy.
W 1816 roku Sosny znalazły się w posiadaniu Kaspara Lebrechta von Klitzing. Z jego inicjatywy powstał pałac oraz założono park. Pałac wybudowano w 1835 roku i zrealizowany został według projektu Neubarta. Na cześć fundatora nad wejściem głównym umieszczono napis o treści: „Caspar Lebrecht von Klitzing zu Demmertin in der Prignitz im Jahre 1783 geboren, hat dieses Haus im Jahre 1835 erbauen lessen”. Majątek ziemski znajdował się w posiadaniu rodziny von Klitzing do początku 1945 roku. Ostatni właściciel, Werner von Klitzing, został zastrzelony przez żołnierzy radzieckich.
W 1945 roku majątek został znacjonalizowany. Większość wyposażenia i wystrój pałacu zostało zniszczone.
W latach 50 w budynku pałacu znajdowała się administracja Przedsiębiorstwa Połowów i Usług Rybnych „Gryf” ze Szczecina. W latach 1962-1965 w pałacu prowadzono ośrodek kolonijny. Od 1971 roku pałac stanowił własność komunalną, a w budynku mieściły się wydzielone mieszkania lokatorskie. Obiekt od lat 70. XX wieku jest nieużytkowany i systematycznie popada w ruinę. Obecnie znajduje się w rękach prywatnych.
Skrzynkę schowałem raz dwa, miejsce już miałem upatrzone, i zacząłem zastanawiać się co dalej. Chmurki na niebie szaro bure, dalszy opad atmosferyczny bardzo możliwy. Do Witnicy w sumie dość blisko, a jak mam zmoknąć to i tak zmoknę. Tak więc ruszyłem na rzeczoną Witnicę po kesza albo i dwa.

Pałacyk w Sosnach© donremigio

Totem w Sosnach© donremigio
Kesz wiedziałem gdzie jest ukryty, tylko już dwa razy macałem za nim i nic z tego nie wyszło. Teraz znalazłem go w ciągu dwóch minut. Zadowolony ruszyłem do kolejnego kesza ukrytego w Zaułku Kowala. Tutaj jednak poległem. Jako że nad Witnicą chmury były coraz ciemniejsze, zrezygnowany wsiadłem na rower i ruszyłem w drogę powrotną.

Witnica - park drogowskazów© donremigio

Witnica - park drogowskazów - tu jest skitrany geocache© donremigio
Zaczęło znowu padać. Mijając Nowiny Wielkie przypomniałem sobie o jeszcze jednym keszu, który powinien być ukryty gdzieś przy Parku Dinozaurów. Deszcz padał już w najlepsze. Ja już jednak byłem tak zmoknięty, że chwila postoju w poszukiwaniu kesza nie robiła mi różnicy.
Skręciłem więc i zacząłem rozglądać się za skrzynką. Według opisu powinna być schowana gdzieś na wysokości 2m. Tak więc obmacałem cały płot ale nic z tego nie wyszło. Machnąłem więc ręką i pojechałem na Gorzów. W sumie już późno się robiło. Bazyla czas było nakarmić i Grand prix na żużlu chciałem jeszcze oglądnąć. A te dwa kesze ... to ja jeszcze wyrwę w tym roku.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 51.30 km;
Czas: 02:05 h
Średnia: 24.62 km/h;
Temperatura:20.0;
Czas: 02:05 h
Średnia: 24.62 km/h;
Temperatura:20.0;
keszobranie w Lubnie
Sobota, 1 października 2011 | Komentarze 4
Jakoś dzisiaj rozleniwiony byłem. Były jakieś plany co by na Lubno jechać po kesza, ale jakoś tak ochoty nie było we mnie. Do działania poderwał mnie Mateusz pytając się co z wycieczką. W sumie czemu by nie. Jeszcze szybkie pytanko do Sławka i począłem wciskać się w obcisłe wdzianko cyklisty.
Droga do Lubna przebiegła bezproblemowo. Jedynie w Baczynie na podjeździe nieco mnie wymęczył wmordewiatr. Po odbiciu w lewo na Lubno wiatr już tak nie przeszkadzał.
Co można napisać o samym Lubnie. Lubno to wieś w położona w województwie lubuskim. I chyba to by było na tyle. No można jeszcze wspomnieć o dwóch dębach szypułkowych i ruinach pałacyku. Chociaż w zasadzie to trudno mówić tutaj o ruinach. To bliżej nieokreślona kupka cegieł, wśród których skitrany jest geocache. Co my nałazili się po krzakach w jego poszukiwaniu to nasze. Wreszcie jakoś go dorwaliśmy i spoceni, oraz poparzeni przez pokrzywy, jak najszybciej opuściliśmy to miejsce.
Pałacyk wyglądał kiedyś tak:


Teraz wygląda tak:

O pałacyku w Lubnie. [za opisem geocache]
Podczas drugiej wojny światowej właścicielami majątku byli zagorzali zwolennicy Hitlera. Bywał tu Adolf, bywali różni prominenci hitlerowscy, urządzano zjazdy, parady, partyjne spotkania. Dziś z tej pięknej budowli pozostała raptem jedna malowniczo opleciona roślinnością ściana. Jeszcze czterdzieści lat temu ściana była o wiele bardziej imponująca. Należała do bajkowego niemal pałacyku, któremu szczęśliwie udało się przetrwać pożogę wojenną, ale lata socjalizmu nie obeszły się już z nim tak łaskawie. Zbudowano go w latach 1865-75. Neogotycka, romantyczna budowla, powstała z przebudowy starszego dworu (1765). Dokonano tego na zlecenie ówczesnego właściciela – von Bassewitza, ojca Gerdta Bernhardta Bassewitza – autora znanej niemieckiej baśni o wyprawie Piotrusia na księżyc (Peterchens Mondfahrt). Pałacyk został sprzedany rodzinie von Treichel i pozostawał w jej rękach aż do wybuchu wojny. Karol von Treichel zaprzyjaźnił się i dość szybko uległ wpływom późniejszego kata Warszawy Ericha von dem Bach-Zalewskiego, mieszkającego wówczas w pobliskim Bogdańcu. W krótkim czasie piękny pałac stał się – rzec można – kuźnią nazizmu, SS-mańskim gniazdem. Później czasy się zmieniły. Pałac przeistoczył się w siedzibę PGR. Były tam biura, mieszkania, stołówka, urządzano w nim zabawy. Wreszcie nastał czas rozliczeń ze złą epoką i… opuszczony w 1963 r. pałac zamienił się w ruinę.
Więcej o pałacyku TUTAJ

Podczas kontemplacji dębu Mateusz został niespodziewanie zaatakowany przez słodkiego szczeniaka.

Po chwili wygłodniała bestia zainteresowała się moją apetycznie wyglądającą łydką.

Jako, że mieliśmy jeszcze nieco czasu pojechaliśmy zobaczyć pałacyk w Sosnach. Pałacyk w stanie całkiem dobrym. Ze sporym nakładem finansowym może nawet coś z niego da się zrobić. Niestety jedyną informacją jaką znalazłem o pałacyku to fakt iż jest to klasycystyczny pałac z 1835 roku częściowo przebudowany w 1908 roku.




Za pałacykiem jest jezioro i całkiem spory park. Wydaje mi się, że wyremontowany pałacyk wraz z rozległym parkiem i jeziorem może być niezłym miejscem na ośrodek kursokonferencyjny.


Zbliżała się godzina 17, a Mateusz miał być w domu o 18 tak więc jak tylko chłopaki wyczołgali się z pałacyku wskoczyliśmy na aluminiowe rumaki i pognaliśmy, już bez postojów, na Gorzów Shiti.
Droga do Lubna przebiegła bezproblemowo. Jedynie w Baczynie na podjeździe nieco mnie wymęczył wmordewiatr. Po odbiciu w lewo na Lubno wiatr już tak nie przeszkadzał.
Co można napisać o samym Lubnie. Lubno to wieś w położona w województwie lubuskim. I chyba to by było na tyle. No można jeszcze wspomnieć o dwóch dębach szypułkowych i ruinach pałacyku. Chociaż w zasadzie to trudno mówić tutaj o ruinach. To bliżej nieokreślona kupka cegieł, wśród których skitrany jest geocache. Co my nałazili się po krzakach w jego poszukiwaniu to nasze. Wreszcie jakoś go dorwaliśmy i spoceni, oraz poparzeni przez pokrzywy, jak najszybciej opuściliśmy to miejsce.
Pałacyk wyglądał kiedyś tak:


Teraz wygląda tak:

Ruiny pałacyku w Lubnie© donremigio
O pałacyku w Lubnie. [za opisem geocache]
Podczas drugiej wojny światowej właścicielami majątku byli zagorzali zwolennicy Hitlera. Bywał tu Adolf, bywali różni prominenci hitlerowscy, urządzano zjazdy, parady, partyjne spotkania. Dziś z tej pięknej budowli pozostała raptem jedna malowniczo opleciona roślinnością ściana. Jeszcze czterdzieści lat temu ściana była o wiele bardziej imponująca. Należała do bajkowego niemal pałacyku, któremu szczęśliwie udało się przetrwać pożogę wojenną, ale lata socjalizmu nie obeszły się już z nim tak łaskawie. Zbudowano go w latach 1865-75. Neogotycka, romantyczna budowla, powstała z przebudowy starszego dworu (1765). Dokonano tego na zlecenie ówczesnego właściciela – von Bassewitza, ojca Gerdta Bernhardta Bassewitza – autora znanej niemieckiej baśni o wyprawie Piotrusia na księżyc (Peterchens Mondfahrt). Pałacyk został sprzedany rodzinie von Treichel i pozostawał w jej rękach aż do wybuchu wojny. Karol von Treichel zaprzyjaźnił się i dość szybko uległ wpływom późniejszego kata Warszawy Ericha von dem Bach-Zalewskiego, mieszkającego wówczas w pobliskim Bogdańcu. W krótkim czasie piękny pałac stał się – rzec można – kuźnią nazizmu, SS-mańskim gniazdem. Później czasy się zmieniły. Pałac przeistoczył się w siedzibę PGR. Były tam biura, mieszkania, stołówka, urządzano w nim zabawy. Wreszcie nastał czas rozliczeń ze złą epoką i… opuszczony w 1963 r. pałac zamienił się w ruinę.
Więcej o pałacyku TUTAJ

Ty ... gdzie my jesteśmy ?© donremigio
Podczas kontemplacji dębu Mateusz został niespodziewanie zaatakowany przez słodkiego szczeniaka.

Pies wyglądał na wygłodniałego© donremigio
Po chwili wygłodniała bestia zainteresowała się moją apetycznie wyglądającą łydką.

Wygłodniały szczeniak© donremigio
Jako, że mieliśmy jeszcze nieco czasu pojechaliśmy zobaczyć pałacyk w Sosnach. Pałacyk w stanie całkiem dobrym. Ze sporym nakładem finansowym może nawet coś z niego da się zrobić. Niestety jedyną informacją jaką znalazłem o pałacyku to fakt iż jest to klasycystyczny pałac z 1835 roku częściowo przebudowany w 1908 roku.

Pałacyk w Sosnach© donremigio

Pałacyk w Sosnach© donremigio

Pałacyk w Sosnach© donremigio

Pałacyk w Sosnach© donremigio
Za pałacykiem jest jezioro i całkiem spory park. Wydaje mi się, że wyremontowany pałacyk wraz z rozległym parkiem i jeziorem może być niezłym miejscem na ośrodek kursokonferencyjny.

Jezioro za pałacykiem w Sosnach© donremigio

Pałacyk w Sosnach - budynki gospodarcze.© donremigio
Zbliżała się godzina 17, a Mateusz miał być w domu o 18 tak więc jak tylko chłopaki wyczołgali się z pałacyku wskoczyliśmy na aluminiowe rumaki i pognaliśmy, już bez postojów, na Gorzów Shiti.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 28.35 km;
Czas: 01:30 h
Średnia: 18.90 km/h;
Temperatura:16.0;
Czas: 01:30 h
Średnia: 18.90 km/h;
Temperatura:16.0;
Marzęcin - miasto widmo
Piątek, 30 września 2011 | Komentarze 1
Dzisiaj krótka wycieczka, ale za to po wertepach, bruku i piachu. Celem wycieczki była wioska widmo - Marzęcin. Niedawno ktoś ukrył tam geocache, tak więc wybrałem się co by go wyrwać. Na kole siedział mi oczywiście Sławek oraz później, w sumie oczekiwany, cyklista Mateusz.
Co do Marzęcina to można powiedzieć, że to nie tyle wioska co miejsce po niej. Ponoć w styczniu 1945 roku w Marienspring, pięć czołgów niemieckich zastawiło zasadzkę na zbliżającą się kolumnę czołgów Armii Czerwonej. Niestety dla Niemców od tyłu podjechał zabłąkany pojedyńczy uszkodzony radziecki czołg. Zaskoczeni Niemcy odwrócili pojazdy w strone pojedynczego czołgu. W tym czasie nadjechała oczekiwana kolumna czołgów rosyjskich i zniszczyła czołgi niemieckie. Rosjanie po zniszczeniu czołgów spalili doszczętnie także cała sąsiednią wieś - Marienspring. W jednym z domów zgineła 9-letnia mieszkanka Marioenspring - Erika Sommerfeld. W miejscu gdzie zginęła został, dzięki uczniom szkoły podstawowej z Kłodawy, postawiony pomnik.
Ruiny wsi przetrwały do 1983 roku kiedy to zostały całkowicie rozebrane.

Tablica upamietniającą mieszkańców Marienspring poległych w I Wojnie światowej.











Gdy już zbieraliśmy się w drogę powrotną zza krzaka wyskoczył poszukujący kesza Mateusz. Pokazaliśmy mu gdzie jest keszyk skitrany, oraz zaprowadziliśmy do samotnego grobu dziewczynki i lapidarium. Pomimo znaków dość trudno jest je znaleźć.
Po odbyciu wycieczki kulturoznawczej skierowaliśmy swe opony ku domostwom. W sumie w którą stronę byśmy nie pojechali czekało nas kilkukilometrowe podskakiwanie na bruku. Asfalt był zbawieniem.
Jutro chyba, prawdopodobnie i zapewne pojedziemy po kolejnego kesza schowanego w Lubnie.
Co do Marzęcina to można powiedzieć, że to nie tyle wioska co miejsce po niej. Ponoć w styczniu 1945 roku w Marienspring, pięć czołgów niemieckich zastawiło zasadzkę na zbliżającą się kolumnę czołgów Armii Czerwonej. Niestety dla Niemców od tyłu podjechał zabłąkany pojedyńczy uszkodzony radziecki czołg. Zaskoczeni Niemcy odwrócili pojazdy w strone pojedynczego czołgu. W tym czasie nadjechała oczekiwana kolumna czołgów rosyjskich i zniszczyła czołgi niemieckie. Rosjanie po zniszczeniu czołgów spalili doszczętnie także cała sąsiednią wieś - Marienspring. W jednym z domów zgineła 9-letnia mieszkanka Marioenspring - Erika Sommerfeld. W miejscu gdzie zginęła został, dzięki uczniom szkoły podstawowej z Kłodawy, postawiony pomnik.
Ruiny wsi przetrwały do 1983 roku kiedy to zostały całkowicie rozebrane.

Drogowskaz do miasta widmo - Marzęcina© donremigio
Tablica upamietniającą mieszkańców Marienspring poległych w I Wojnie światowej.

Marzęcin - gdzieś tutaj ukryty jest geocache© donremigio

Marzęcin - miasto widmo© donremigio

Marzęcin - miasto widmo© donremigio

Do Lapidarium© donremigio

Marzęcin - lapidarium - jeden z nagrobków© donremigio

Marzęcin - Lapidarium© donremigio

Marzęcin - Lapidarium© donremigio

Marzęcin - Lapidarium© donremigio

Marzęcin - Lapidarium© donremigio

Marzęcin - tutaj stał młyn© donremigio

Samotny grób małej dziewczynki - Erika Sommerfeld© donremigio
Gdy już zbieraliśmy się w drogę powrotną zza krzaka wyskoczył poszukujący kesza Mateusz. Pokazaliśmy mu gdzie jest keszyk skitrany, oraz zaprowadziliśmy do samotnego grobu dziewczynki i lapidarium. Pomimo znaków dość trudno jest je znaleźć.
Po odbyciu wycieczki kulturoznawczej skierowaliśmy swe opony ku domostwom. W sumie w którą stronę byśmy nie pojechali czekało nas kilkukilometrowe podskakiwanie na bruku. Asfalt był zbawieniem.
Jutro chyba, prawdopodobnie i zapewne pojedziemy po kolejnego kesza schowanego w Lubnie.
Kategoria Fotorelacja, Geocaching, Wokół Gorzowa
Statystyki:
Odległość: 62.20 km;
Czas: 02:19 h
Średnia: 26.85 km/h;
Temperatura:14.0;
Czas: 02:19 h
Średnia: 26.85 km/h;
Temperatura:14.0;
akcja ratunkowa geocache
Środa, 28 września 2011 | Komentarze 0
Budrys86 zameldował mi ostatnio, iż ukryta przeze mnie skrzynka w Dankowie jest zawilgocona i nieco styrana. Tak więc zakupiłem dzisiaj nowy pojemnik, nieco odporniejszy na wilgoć, i wybrałem się z siedzącym mi ciągle na kole skrzydłowym, czyli ze Sławkiem, z akcją ratunkową kesza. Misja zakończona 100% sukcesem.
Złota myśl Sławka gdy staliśmy w Dankowie:
"Nawet się nie spociłem"
No bo jak tu się spocić, gdy jedzie się rowerem w krótkim przy temperaturze 12-14 stopni :)
Złota myśl Sławka gdy staliśmy w Dankowie:
"Nawet się nie spociłem"
No bo jak tu się spocić, gdy jedzie się rowerem w krótkim przy temperaturze 12-14 stopni :)
Kategoria Geocaching, Wokół Gorzowa