Wykres:
Najdłuższe wycieczki:
Info:
Wykres roczny blog rowerowy donremigio.bikestats.pl
avatar
  • Dystans: 19875.39 km
  • Średnia: 23.25 km/h
  • Na siodełku: 35d 12h 00m
Szukaj:
avatar

Info

Remigiusz Królak.
Gorzów Wielkopolski.
Przejechane 19875.39 km.
Średnia 23.25 km/h.
Więcej o mnie.
button stats bikestats.pl
Kategorie:
Najdłuższa jednodniowa wycieczka: Borne Sulinowo (345km)
Epicka wycieczka na Berlin: Na BERLIN, Towarzysze !! Na BERLIN !! (240km)
Wpisy archiwalne w kategorii

coś koło 100 km

Dystans całkowity:5376.33 km (w terenie 390.00 km; 7.25%)
Czas w ruchu:236:59
Średnia prędkość:22.69 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Maks. tętno średnie:147 (69 %)
Suma kalorii:58745 kcal
Liczba aktywności:39
Średnio na aktywność:137.85 km i 6h 04m
Więcej statystyk
Statystyki:
Odległość: 182.00 km;
Czas: 07:30 h
Średnia: 24.27 km/h;
Temperatura:28.0;

Gorzów - Stargard Szczeciński - Pyrzyce

Niedziela, 27 czerwca 2010 | Komentarze 0




Ekipa w składzie: Pajda, Sławek i moja szanowna persona.
Cel: Stargard i Pyrzyce.

Pobudka o 6:30. Mieliśmy jechać o 7 ale Sławek nieco zaspał, tak więc ruszyliśmy dopiero jakoś o 8. Pajda początkowo chciał jechać o 5 rano ale ten człowiek chyba nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego co mówi :)

Po 30 km przerwa w Barlinku na uzupełnienie płynów w organizmach. Sławek i Pajda przerwę wykorzystali również do burzliwej i pasjonującej debaty na ważne tematy polityczno-gospodarcze.

Pierwszy popas - Barlinek © donremigio


Za Barlinkiem lekki podjazd, na którym Pajda lekko się zasapał. Ogólnie rzecz biorąc było na trasie trochę mniejszych i większych podjazdów, ale w sumie nic strasznego.

Kolejny postój w Kolinie przy "kąpielisku". Copacabana to raczej nie jest. Plaża 4 kilometrów nie ma, woda błękitna również nie jest, ale w sumie od czegoś przecież trzeba zacząć :)

Prawie Copacabana w Kolinie © donremigio


Od tego momentu tempo nieco spadło. Pajde zaczęły lekkie skurcze łapać, ale twardo kręcił korbą w swym pogromcy szos.

Po 90 kilometrach rozbiliśmy obóz w Koszewku na placu zabaw. Sławek z niekłamaną radością pobujał się na huśtawce. Ja nie ryzykowałem, żeby mnie utrzymać to by tam musiały być liny okrętowe, a nie takie tam ... łańcuszki ;)

Plac zabaw w Koszewku © donremigio



Wersja multiplayer wyglądała na bardziej wytrzymałą, ale ze Sławkiem większej zabawy na tym nie było.
Plac zabaw w Koszewku © donremigio


Z Pajdą nieco większa frajda była. Przynajmniej chłopak się starał i czynny opór stawiał.
Plac zabaw w Koszewku © donremigio


Koszewko. Jakiś kościółek © donremigio


Po małej dawce gier i zabaw ruchowych, Pajda pojechał na Stargard odwiedzić swoją babkę, dziadka, matkę, wujka, stryjka (niepotrzebne skreślić), a ja ze Sławkiem uderzyliśmy, w poszukiwaniu geocache, na wschód na nieczynne lotnisko. Cache okazał się mikry, pusty, schowany w sumie w nieciekawym walącym się budynku.
Ale za to samo lotnisko okazało się całkiem całkiem.
Lotnisko pamięta jeszcze czasy drugiej wojny światowej, kiedy to stacjonowały tam niemieckie samoloty rakietowe Me-163. Po wojnie lotnisko przejęli Rosjanie i lotnisko było bazą dla Su-27.
Obecnie lotnisko robi za tor wyścigowy dla okolicznych młodych rajdowców (no i dobrze niech wyszaleją się na pasie startowym, nie na drogach publicznych), a hangary służą za magazyny cebuli, ziemniaków itp.

Rzut oka wujka Googla na lotnisko pod Stargardem © donremigio


Oczywiście wykorzystałem długą prostą i dałem sobie pohasać mojej maszynie. Niech ma tą chwilę radości i poczuje wiatr w szprychach ;)
Nieczynne lotnisko w Stargardzie Szczecińskim © donremigio


Hangary na nieczynnym lotnisku w Stargardzie Szczecińskim © donremigio


Rozsuwane wrota w hangarze mogły kiedyś naprawdę wiele wytrzymać.
Hangary na nieczynnym lotnisku w Stargardzie Szczecińskim © donremigio


Hangary na nieczynnym lotnisku w Stargardzie Szczecińskim © donremigio


Oczywiście Sławek nie był by sobą, jeśli by gdzieś nie wlazł. Niestety w okolicy był tylko śmietnik.
Sławek w śmietniku © donremigio


Jak tylko Sławek łaskawie z niego wylazł, pojechaliśmy na Pyrzyce szukać kolejnego geocache ukrytego przy czołgu IS-2 (Iosif Stalin). Ten czołg miał 46 ton i 122 mm armatę. Jedynie cięższy ale z mniejszą armatą PzKpfw. VI Tiger mógł stawać z nim w szranki.
Pomnik w Pyrzycach - radziecki ciężki czołg IS-2 © donremigio


Geocache ukryty przy pomniku to malutki cache magnetyczny.
Geocache ukryty przy pomniku w Pyrzycach © donremigio


Sławek, jakże by inaczej, nie omieszkał wleźć pod czołg.
Pomnik w Pyrzycach © donremigio


Gdzie jest otwarty właz umożliwiający wejście do środka :)
Wnętrze IS-2. Pomnik w Pyrzycach © donremigio


Stojąc obok czołgu i czekając, aż Sławek wygramoli się z czeluści Iosifa Stalina, usłyszałem jakieś piski, zgrzyty. Nagle armata 46 tonowego kolosa zaczęła delikatnie się unosić. Po chwili dobiegł mnie dochodzący z czołgu krzyk Sławka - "czy coś się rusza". A owszem owszem.
Widocznie Sławek wie gdzie posmyrać delikatnie Iosifa Stalina, by armata mu się uniosła.

Na zdjęciach satelitarnych widać zarys starego grodu w Pyrzycach.
Pyrzyce - rzut okiem wujka googla © donremigio


Na koniec strzeliłem sobie jeszcze sweet focie przy IS-2 i pojechaliśmy, już bez większych i ciekawszych przystanków, na Gorzów.
Pomnik w Pyrzycach © donremigio


Kolejna wycieczka wielce udana.


Statystyki:
Odległość: 133.00 km;
Czas: 05:47 h
Średnia: 23.00 km/h;
Temperatura:25.0;

Kęszyca Leśna - wyprawa na bunkry

Niedziela, 20 czerwca 2010 | Komentarze 3




Wycieczka początkowo miała odbyć się w sobotę. Jednak w piątek wieczorem Pajda odezwał się, że w niedziele rano (koło 4) planuje jechać rowerem do Stargardu Szczecińskiego. Nieco mnie to zdziwiło. Pajda za dużo nie jeździ, kondycji jakiejś wspaniałej nie ma, a trasa z Gorzowa do Stargardu i powrót to w najlepszym wypadku 160km.
No ale w sumie czemu by nie. Pogadałem jeszcze ze Sławkiem, któremu jednak aż tak wcześnie wstawać się nie chciało i umówiliśmy się z Pajda na 6-7 w niedziele.

Ku mojemu całkowitemu braku zaskoczenia, w sobotę wieczorem, Pajda odezwał się, że ma robotę w niedzielę i jednak nie pojedzie :) Cały Pajda :)

Tak więc ze Sławkiem zmieniliśmy plan i umówiliśmy się na 9 rano na wyjazd do Kęszycy Leśnej. Kilometrów mniej, ale jak się później okazało, trasa dużo trudniejsza. Ze 133 km ponad 40 km wiodło leśnymi drogami po niezbyt sympatycznym piasku, bruku ,wertepach i duchocie.

Z Gorzowa wyruszyliśmy jakoś koło 10. W Glinkach wjechaliśmy w las i rozpoczęła się nasza piaszczysta gehenna. W zeszłym roku też jechałem tamtędy, ale nie pamiętam żebym aż tak się tam wymęczył.
Na krzyżówce naszym oczom ukazał się parking leśny na którym z radością odsapnęliśmy. Potem przejechaliśmy kawałek asfaltem, by po paru kilometrach skręcić w prawo w leśną drogę, wzdłuż której jest wręcz zatrzęsienie bunkrów :)

Pierwszy na odstrzał poszedł bunkier PZ. W 875. Większość bunkrów Rosjanie zaraz po zdobyciu wysadzali. Ten wyjątkiem nie jest.

Międzyrzecki Rejon Umocniony - PZ. W 875 © donremigio


Międzyrzecki Rejon Umocniony - PZ. W 875 © donremigio


Parking leśny przy drodze Międzyrzecz - Kostrzyn © donremigio


Zaraz za bunkrem PZ. W 875 natknęliśmy się na mniejszy bunkier PZ. W 874 gdzie ukryty był geocache z ciekawą zawartością :) Jako, że jestem abstynentem tak więc zostawiłem małpeczkę dla kogoś innego :)

Geocache ukryty przy bunkrze PZ. W 874 © donremigio


Niecały kilometr za PZ. W 874 znajduje się na eksperymentalna grupa warowna "Ludendorff". W 1945 roku było to jedno z nielicznych miejsc na MRU, w którym toczyły się walki.

Grupa warowna Ludendorff - Międzyrzecki Rejon Umocniony © donremigio


Grupa warowna Ludendorff - Międzyrzecki Rejon Umocniony © donremigio


Grupa warowna Ludendorff - Międzyrzecki Rejon Umocniony © donremigio


Grupa warowna Ludendorff - Międzyrzecki Rejon Umocniony © donremigio


MRU to nie tylko bunkry. Ważną częścią fortyfikacji były również mosty. W MRU są ich dwa rodzaje: obrotowe i rolkowe. Mosty obrotowe są tylko dwa. Przez oby dwa przejeżdżaliśmy. Jeden jest koło Starego Dworku, drugi koło Kurska.

Most obrotowy D812 koło Starego Dworku © donremigio


Most obrotowy D812 koło Starego Dworku © donremigio


Zdjęcie "maszynowni" mostu obrotowego zrobiłem jakieś dwa lata temu, teraz wejście do środka jest zamknięte.
Maszynownia mostu obrotowego © donremigio


Most obrotowy koło Kurska © donremigio


W Bledzewie jest natomiast most rolkowy, ale akurat przez niego nie przejeżdżaliśmy. Zamiast tego pojechaliśmy do Kęszycy Leśnej.

Jest to miejscowość położona na terenie dawnej radzieckiej bazy wojskowej. Z bazy ostały się tam już tylko koszary, obecnie robiące za bloki mieszkalne, pomnik udręczonego radzieckiego bohaterrio i coś na kształt małego placu defiladowego. Gdy byłem tam dwa lata temu, to były tam jeszcze resztki parku maszyn.

Kęszyca Leśna - Pomnik czołgającego się łącznościowca © donremigio


Sławek pochłaniający ciacha © donremigio


Dzisiaj parku maszyn już nie ma (zdjęcie zrobione w 2008).
Kęszyca Leśna - Park maszyn © donremigio


Z Kęszycy Leśnej pojechaliśmy jeszcze do Kaławy oglądnąć "zęby smoka" i T-34. Można tam też z przewodnikiem pozwiedzać "wyremontowane" wnętrze bunkra i przejechać się wozem opancerzonym.

Międzyrzecki Rejon Umocniony © donremigio


Zęby smoka - Międzyrzecki Rejon Umocniony © donremigio


Międzyrzecki Rejon Umocniony - PZ.W. 717 © donremigio


Międzyrzecki Rejon Umocniony - PZ.W. 717 © donremigio


Po zdobyciu PZ.W. 717 Rosjanie testowali tutaj działa. Jak widać zniszczenie kopuły wcale nie było takie proste.
Międzyrzecki Rejon Umocniony - PZ.W. 717 © donremigio


Do Gorzowa mieliśmy wracać tą samą trasą którą przyjechaliśmy, jednak jakoś nie uśmiechało mi się telepać znowu po bruku, albo zakopywać się w sypkim piasku.
Głównymi drogami też nie lubię jeździć, ale z dwojga złego, mając już w nogach sporo kilometrów, wybraliśmy powrót główną drogą przez Międzyrzecz i Skwierzynę.

I nie było wcale tak źle. W okolicach Międzyrzecza na obwodnicy dość szeroki pas awaryjny, potem ścieżka rowerowa. Do Skwierzyny też jako tako się jechało, a że niedziela to i ruch nie był za duży.

Pod koniec, tuż za Santokiem, mimo zmęczenia lekko przyspieszyliśmy, bo nie zdążyłem oddać swego głosu. A każdy głos jest ważny :) Do lokalu wyborczego dojechaliśmy 10 minut przed zamknięciem.

Potem już zostało już tylko doczłapanie się do domu, prysznic i leżenie do góry brzuchem :)

Wycieczka wielce udana.


Statystyki:
Odległość: 110.50 km;
Czas: 04:57 h
Średnia: 22.32 km/h;
Temperatura:14.0;

Wycieczka ze Sławkiem do Fortu Sarbinowo

Sobota, 8 maja 2010 | Komentarze 3




W zeszłym tygodniu pojechałem z Tomkiem na wycieczkę do Kostrzyna i okolic, podczas której zwiedziliśmy Fort Sarbinowo. Jako, że miejsce ciekawe powtórzyłem wycieczkę, tym razem ze Sławkiem. Chłopak lubi łazić po ruinach to niech się po nich wybiega.
Przed wycieczką zerknąłem na www.opencaching.pl i okazało się że w samym forcie jak i w okolicy jest ukrytych kilka skrzynek geocaching. Wrzuciłem więc współrzędne dwóch z nich na GPS.
Znalezienie pierwszej skrzynki było łatwe. W zasadzie w zeszłym tygodniu z Tomkiem koło niej staliśmy :) Jest zakopana, ale bardzo płytko i nie trzeba wykonywać żadnych poważnych prac ziemnych ;)


Oto ona:
Geocache - Twierdza Kostrzyn © donremigio


I jej zawartość, całkiem ciekawa:
Geocache - Twierdza Kostrzyn © donremigio


W skrzynce znajduje się nawet karta pamięci, którą można włożyć do aparatu i zrobić sobie zdjęcie, nagrać filmik, podłączyć do laptopa i coś na nią wrzucić i umieścić ponownie w skrzynce :) Mi karta pasowała tylko do telefonu, tak więc zrobiłem sobie nim zdjęcie i włożyłem kartę pamięci z powrotem do skrzynki :) Ze skrzynki zabrałem muszelkę i włożyłem od siebie łyżkę do zdejmowania opony rowerowej. Nie miałem nic innego przy sobie, bo znowu zapomniałem zabrać jakieś ciekawe fanty, które można by włożyć do środka.

Twierdza Kostrzyn - Fort Sarbinowo © donremigio


Sławek penetrujący 'lochy':
Twierdza Kostrzyn - Fort Sarbinowo © donremigio


Twierdza Kostrzyn - Fort Sarbinowo © donremigio


Twierdza Kostrzyn - Fort Sarbinowo © donremigio


Twierdza Kostrzyn - Fort Sarbinowo © donremigio


Sławkowy czołg:
Giant w lochach Twierdzy Kostrzyn © donremigio


Po wpisaniu się do loga w skrzynce i ponownym jej zakopaniu, poszwendaliśmy się nieco po twierdzy. Znaczy Sławek się poszwendał. Właził dosłownie wszędzie. Grotołaz jeden. Musimy się wybrać kiedyś do Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, tam to sobie chłopak poszaleje. A i skrzynek geocaching tam nie brakuje to i ja będę miał radochę.

Jak Sławek zmęczył się już łażeniem po gruzach pojechaliśmy szukać kolejnej skrzynki. Niedaleko, w zasadzie rzut beretem od fortu.
Skrzynka schowana była w okolicy mostu donikąd. Jej znalezienie też nie nastręczało problemów. Z niej zabrałem sobie odblaskową opaskę, a włożyłem wyciągniętą z poprzedniej skrzynki muszelkę :)

Most donikąd - okolice Twierdzy Kostrzyn - geocache © donremigio


Most donikąd - okolice Twierdzy Kostrzyn © donremigio


Z okolic mostu szybko się zwinęliśmy bo latała tam masa kąsających muszek.

Wracając do Gorzów City minęliśmy jeszcze hodowle danieli.
Hodowla danieli © donremigio


I to by było na tyle.

.


Statystyki:
Odległość: 135.00 km;
Czas: 06:25 h
Średnia: 21.04 km/h;
Temperatura:15.0;

Z Tomkiem po Dojczlandii

Sobota, 1 maja 2010 | Komentarze 2




Jako, że majówka to trzeba by pojechać w jakieś ciekawe miejsce. Z towarzyszem Tomkiem wybraliśmy się, ogólnie rzecz ujmując, gdzieś za Kostrzyn. Ja startowałem z Gorzów City, Tomek z Witnicy.
Obawiałem się nieco wmordewiatru wiejącego na wschód, ale jechało się miło i przyjemnie. Jedynie przy wyjeździe z Gorzowa nieco popadało mi na głowę, ale ledwie to był kapuśniaczek.
Przed Witnicą wysłałem sms do Tomka, że dojeżdżam i spotkaliśmy się przy rondzie na wjeździe do Witnicy. Potem szurnęliśmy obwodnicą i obraliśmy azymut na Dojczlandię.
W Niemczech ścieżki rowerowe to zupełnie inna bajka. No i kierowcy spokojnie wyprzedzają zachowując bezpieczną odległość.

Słup graniczny - okolice Kostrzyna © donremigio


Tomek a w tle domek © donremigio


W czasie jak pstrykałem powyższą fotkę wyłoniła się znienacka niemiecka emerycka wycieczka rowerowa. Blitzkrieg chcieli nam zrobić ale nie z nami takie numery Bruner.

Goniąca nasz niemiecka wycieczka z domu emeryta © donremigio


Wskoczyliśmy na nasze aluminiowe rumaki i ile sił w nogach pognaliśmy bronić honoru polskiego cyklisty !!
Raz dwa ich dogoniliśmy i wyprzedziliśmy.

Jakiś czas jechaliśmy na czele całego peletonu. Z przodu dwie biało-czerwone koszulki, a na szarym końcu niemieccy cykliści.
Podkręciliśmy tempo, ale jeden z Niemców hardo deptał w pedały. Tak nie może być !! Nie będzie nam Niemiec pluł w twarz !! Depnąłem jeszcze mocniej, Tomek siadł mi na koło i jechaliśmy jakieś 32km/h. Niemiec twardo trzymał się koła Tomka. Do czasu. Tomek tak się napiął, że aż uszczelka mu poszła. No co tu dużo mówić. Jadącemu za nami Niemcowi, najzwyczajniej, po prostu pierdnął prosto w twarz.
Nie wiem czy czasem biedak nie stracił przytomności i nie wylądował w rowie. Bo jakoś szybko zniknął. Koledzy może go tam potem cucili.

Jakiś czas potem przystanęliśmy by strzelić fotkę jadącym za nami niemieckim cyklistom. Ten z prawej, to nie wiem czy nie czasem ten co dostał gazem w twarz, bo jakiś taki niewyraźny i lekko zamroczony.
Jakoś krzywo na nas patrzący niemieccy emeryci © donremigio


Nas nie dogoniat, nas nie dogoniat © donremigio


Poniżej mapa ścieżki rowerowej którą jechaliśmy. Wynika z niej, że zaczyna się ona w Czechach, a kończy w Świnoujściu.
Mapa trasy rowerowej ciągnącej sięod Czech do Świnoujścia © donremigio


Tutaj siedliśmy co by nieco odsapnąć:
Tutaj sobie odpoczeliśmy przed powrotem do Polandii © donremigio


Panie, a na Berlin to którędy ??
Drogowskaz - Panie a na Berlin to którędy ? © donremigio


Już blisko ku ziemi obiecanej © donremigio


Po przekroczeniu granicy pojechaliśmy jeszcze zobaczyć Fort Sarbinowo. Często biegają tam chłopaki parający się ASG. To takie karabinki, wierne repliki, z których strzela się kuleczkami. Tomek kiedyś nieco w to się bawił, mówił, że niektórzy nawet kupują noktowizory i karabiny w stylu minigun. W sumie fajna zabawa. Miejscówka też świetna do prowadzenia takich gier i zabaw na świeżym powietrzu.
Fort Sarbinowo - okolice Kostrzyna © donremigio


Fort Sarbinowo - okolice Kostrzynia © donremigio


Fort Sarbinowo - okolice Kostrzyna © donremigio


Fort Sarbinowo - okolice Kostrzyna © donremigio


Potem pojechaliśmy jeszcze na pole Woodstokowe, po którym szaleli wariaci na quadach (wożący dzieci) i hałaśliwy motocykliści.

Szaleniec na quadzie © donremigio


A to szaleńcy na motorach © donremigio


W oddali majaczył też jakiś korowód samochodów eskortowanych przez policję. Chyba zlot Hondy Civic.
Zlot Hond Civic jak mniemam © donremigio


Następnie pojechaliśmy na Witnicę, gdzie Tomek pojechał do domu (a potem dokręcić jeszcze pare km do setki :) ) a ja pomknąłem na Gorzów.
Podsumowując: super wycieczka i super towarzystwo :)

Opis Tomka z wycieczki: LINK


Statystyki:
Odległość: 94.30 km;
Czas: 04:25 h
Średnia: 21.35 km/h;
Temperatura:20.0;

Park Narodowy Ujście Warty

Niedziela, 18 kwietnia 2010 | Komentarze 4




Miała być setka no ale nie wyszło. Zabrakło parę kilometrów ale już nie chciało mi się dokręcać.
Najpierw ze Sławkiem pojechaliśmy pod katedrę do kumpla, który obsługiwał stojący tam telebim. Biedak siedzi tam w tak małej norce, że nawet po cojones podrapać się nie może.
Potem pojechaliśmy na Wieprzyce, gdzie wbiliśmy się na niebieski szlak rowerowy prowadzący po grobli wzdłuż Warty. Widoki piękne, po lewej mieliśmy w całej swej okazałości Wartę, po prawej malownicze podmokłe łąki. I tak przez bite 25km. Dość monotonne te widoki były :) Dobrze, że kilka razy spotkaliśmy burki które umilały nam jazdę. Jeden z nich, mały kurdupelek, ale za to nadrabiający ambicją, długo nie odpuszczał. Myślałem, że jak się rozpędzę to da mi święty spokój ale gdzie tam. Podskakując na wertepach rozpędziłem się do 35km/h, a ten mikrus zawzięcie wymachiwał swoimi serdelkowymi łapkami i twardo przez dobre kilkaset metrów dzielnie trzymał tempo. Zacząłem obawiać się o jego zdrowie, jeszcze potknie się i skręci kark albo wpadnie mi pod koła. No ale wreszcie odpuścił i dumny z dobrze wykonanej pracy wrócił do swego pana. Good Job Shorty !! Micha pełna łakoci murowana.
Jako, że trochę nas na tej grobli przetrzepało, w Witnicy zrobiliśmy krótką przerwę na ciacha oraz spłukaliśmy kurz z gardeł.
Sławek zaczął nieco narzekać na zmęczenie, ale przekonałem go jeszcze żeby przejechać się kawałek po Parku Narodowym "Ujście Warty". Dość blisko ów park był, w zasadzie rzut beretem od Witnicy.
Sam park to żadna rewelacja. Ot kolejne podmokłe łąki po których tapla się ptactwo. Część parku jest niedostępna, możliwe że akurat trwa właśnie jakiś okres lęgowy. Może wrócimy tam latem, ale podejrzewam, że ze względu na podmokły teren, lata tam wtedy w cholerę komarów i innego krwiożerczego robactwa.

Droga powrotna przebiegała w zasadzie spokojnie. Może warto tylko wspomnieć o wiochmenach, którzy wjechali na ścieżkę rowerową samochodem i zaczęli, chyba dla żartów, jechać na wprost nas jej środkiem. Ja nie wiem jaki poziom trzeba reprezentować by uważać coś takiego za zabawne. To był akurat fragment gdzie jest ładna asfaltowa ścieżka i będąc rozpędzonym trudno widząc tak debilny manewr szybko zareagować. W zasadzie to mnie zamurowało. Dobrze, że beton za kierownicą wymiękł i w ostatniej chwili skręcił i zostawił nieco miejsca. Gdybym musiał salwować się ucieczką na pobocze, to mogłoby to skończyć się potłuczeniami. Moimi, bo akurat ścieżka jest tam na małym nasypie i gleba murowana, no i kretyna za kierownicą, bo jak bym już wyczołgał się z tej dziury to na kopach bym go na najbliższy posterunek odprowadził.

Poniżej parę zdjęć z wycieczki:
niebieski szlak rowerowy © donremigio


Park Narodowy Ujście Warty © donremigio


Park Narodowy Ujście Warty © donremigio


Park Narodowy Ujście Warty © donremigio


Park Narodowy Ujście Warty © donremigio


architektura sakralna © donremigio


Statystyki:
Odległość: 90.00 km;
Czas: 03:55 h
Średnia: 22.98 km/h;
Temperatura:14.0;

Gorzów - Myślibórz - Gorzów

Czwartek, 25 marca 2010 | Komentarze 3


Trasa: Gorzów - Łubianka - Karsko - Myślibórz - Staw - Wysoka - Santocko - Gorzów
Z serii geocaching.



Na dzisiaj planowałem wycieczkę do Myśliborza. Jest tam wirtualna skrzynka geocaching i chciałem ją zaliczyć. Tylko że wczoraj jakoś dziwnie klęknąłem, coś mi przeskoczyło i ledwo mogłem nogę wyprostować. Dzisiaj rano wstałem i ból w sumie mniejszy, ale sam nie wiedziałem czy warto nadwyrężać kolano. Lecz za oknem słoneczko i szkoda je zmarnować, tym bardziej, że w weekend zapowiadają deszczową pogodę. Kolanko sobie wtedy odpocznie. Tak więc wskoczyłem na rowerek i jazda.

Na szczęście im dłużej jechałem tym kolano mniej bolało, w sumie po 10km zapomniałem o nim. Do Myśliborza pojechałem przez Łubiankę - Karsko - Ławy. Jechało się przyjemnie, z wiaterkiem w plecy. Za Nowogródkiem Pomorskim przeciąłem nowo budowaną autostradę, jak mniemam do Szczecina.

Autostrada Gorzów - Szczecin © donremigio


Jakieś 5km przed Myśliborzem na ogonie siadł mi traktor. Nie dałem mu się aż do samego Myśliborza :) Dzięki temu średnia skoczyła mi prawie do 27km/h.

Szukając Cmentarza Wojennego gdzie "ukryta" jest skrzynka, natknąłem się na dziwną budowlę na środku drogi.

Myślibórz - brama wjazdowa © donremigio


Kiedyś Myślibórz był ufortyfikowany silnymi murami miejskimi, a to pewnie pozostałości po bramie. Jeszcze jedną, podobną, mijałem jadąc w kierunku Cmentarza Wojennego. Widocznie to zabytki i drogowcy musieli jakoś sobie poradzić bez ich rozbiórki. Tak więc jest tam dość ciasno i TIRy są zmuszone przejeżdżać lewym pasem.

Cmentarz Wojenny znalazłem po kilkunastu minutach.

Cmentarz Wojenny w Myśliborze © donremigio


Cmentarz Wojenny w Myśliborze © donremigio


W tym wypadku aby zaliczyć skrzynkę geocaching trzeba jako hasło podać dane z jedynego nagrobka na cmentarzu na którym znajduje się zdjęcie pochowanego w niej żołnierza.

Cmentarz Wojenny w Myśliborze © donremigio


Zadanie wykonane, tak więc siadłem sobie na ławeczce by co nieco odpocząć. Posiedziałam sobie tak ładnych parę minut. Niestety ledwo wstałem przypomniało mi o sobie moje kolano. W sumie jak je rozruszałem to przestało boleć, ale chyba wstrzymam się przez parę dni z wycieczkami rowerowymi.

W drodze powrotnej dostałem potężnym wmordęwiatrem. Było ciężko. Na dodatek pomyliłem drogi i wylądowałem na leśnym dukcie. W sumie może to i nawet dobrze bo nie natknąłbym się na stary poniemiecki znak na rozstaju dróg.

Znak na rozstaju dróg. © donremigio


Znak na rozstaju dróg © donremigio


Zaraz potem natrafiłem również na ciekawą informację wymalowaną na murze.

Kiszonka jest własnością Tymecki i Gulczyński © donremigio


Mówi ona jasno i dobitnie że "Kiszonka jest własnością Tymecki i Gulczyński". Nie dość, że zwiedziłem dzisiaj Cmentarz Wojenny w Myśliborzu to jeszcze wiem czyja jest kiszonka. Jak widać dzięki turystyce rowerowej człowiek uczy się wielu ważnych rzeczy.

Do domu dotarłem nieco styrany, ale zadowolony. Brak formy, no i mocny wiatr przez pół drogi dał o sobie znać. Wycieczkę skończyłem z kiepską średnią bliską 23km/h.


Statystyki:
Odległość: 150.00 km;
Czas: 09:00 h
Średnia: 16.67 km/h;
Temperatura:25.0;

30.czerwca.2009 - Szczecinek - Słupsk

Wtorek, 30 czerwca 2009 | Komentarze 2


Cel wyprawy Słupsk, wybrzeże, Trójmiasto.
Dzień Czwarty (30-06-2009): Szczecinek - Słupsk



Tego dnia mieliśmy nieco więcej do przejechania. Do tego doszła duża wilgotność powietrza, wysoka temperatura, sporo mocnych podjazdów no i sporo kilogramów w sakwach. Do Polanowa było jako tako. Jednak tuż przed Polanowem postanowiliśmy nie jechać główną drogą, a pojechać na szagę. Początkowo wydawało się to dobrym pomysłem. Jednak po paru kilometrach bruk zmienił się w tragiczny bruk. Następnie musieliśmy podjechać pod naprawdę sporą górkę. Nie, to nie była górka. To była GÓRA.
Ten bruk był w takim stanie, bo zapewne podczas deszczów, z tej góry płynęła nim po prostu rzeka.
Suma sumarum dostaliśmy mocno po dupach. Ja się zmęczyłem potwornie, nie mówiąc już o moich prawie dwa razy starszych towarzyszach niedoli.
Ale jakoś dojechaliśmy do Polanowa, tym bardziej, że dalej było już mocno z górki.
Drożdżówka, kawka i jedziemy dalej.
Za Polanowem znowu pod górkę. Potem z górki. I pod górkę.

Wycieczka do Słupska. © donremigio


Starszyzna nieco spuchła, a że nieco męczyło mnie to tempo, przyspieszyłem mówiąc, że poczekam na nich w Barcino. Pod Barcino minął mnie radiowóz jadący na sygnale. Hmm ... coś mnie tknęło. Ale nic, jadę dalej. Siedząc już na ławeczce pod drzewkiem i czekając na nich nagle usłyszałem karetkę jadącą od strony Słupska. Minęła mnie i pojechała w kierunku z którego przyjechałem. Niedobrze.
Wyciągnąłem telefon z plecaka, a tutaj kilka nieodebranych rozmów od wujka. O cholera. Oddzwaniam.

Ciotka miała wypadek.

Wskoczyłem na rower i ile sił w nogach wracam. Aż mi sakwy furkotały.
Jak dojechałem okazało się, że ciotkę już karetka zabrała do Słupska.
Pytam się co się stało. Jechała za nim i usłyszał tylko jak grzebła o glebę. Była przytomna, głowa mocno rozcięta, poobijana, zabrali ją do szpitala na neurologię z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu.

Zacząłem zastanawiać się jak ona mogła na prostej drodze tak wyrżnąć. W zasadzie oni nie przekraczają 20 km/h, ale że było z górki to mogła nieco się rozpędzić. W miejscu, w którym upadła asfalt był 'nadżarty', a pobocze sypkie. Może się zagapiła, zmęczenie dało o sobie znać, chwyciła pobocze, koło zaryło o piach i wywinęła orła. Ponoć w momencie jak upadała wyprzedzał ich samochód, ale akurat nie sądzę żeby ją trącił bo by wylądowała 10 metrów dalej w krzakach, a i rower był dosłownie nietknięty. Czy samochód ją potrącił nie dowiemy się nigdy, bo okazało się później, że ona sama nie pamięta nic od tej męczącej górki przed Polanowem.

No ale zostaliśmy we dwóch, trzy rowery zapchane sakwami, jakieś 20 km do Słupska, co tu robić. Przypomniałem sobie, że jakiś kilometr dalej mijałem ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem Obłęskie. Wskoczyłem na swój rower, pojechałem tam, pogadałem z właścicielka, zostawiłem u niej swój rower i biegiem wróciłem do wujka czekającego z resztą rowerów. Wsiadłem na ciotki rower i pojechaliśmy razem do tego ośrodka.
Jadąc zauważyłem, że cały rower się 'telepie'. Nie wynikało to z jakiś uszkodzeń tylko te ich rowery to 'damki', a jak wiadomo nie są to sztywne konstrukcje. A w sakwach ciotki tak na oko to dosłownie z 30-40kg.
Na pewno wygodniej im wsiadać na damki, nie muszą wymachiwać nogami przy wsiadaniu, a i łatwiej im się zatrzymać i zsiąść, ale jeśli już tyle wrzucają na bagażnik to wydaje mi się, że lepiej by było gdyby zainwestowali w normalne rowery albo żeby kupili sobie przyczepki. Jazda takim telepiącym się rowerem nie jest ani wygodna ani bezpieczna.

W ośrodku umówiliśmy się, że wrócimy po rower za dzień, dwa i pojechaliśmy w nerwach dalej do Słupska. Żeby nie było nam nudno rozpętała się burza. Jak już wycieczka się partoli to niech robi to porządnie, a co.
Dojechaliśmy do Słupska, znaleźliśmy szpital, ciotka na tomografie mamy przyjść jutro rano.
No to jedziemy do schroniska młodzieżowego na Hubalczyków 7. Drzwi zamknięte. Burza się rozkręca. Sakwy już dawno przemoknięte. Dzwonimy na numer podany na drzwiach. Nikt nie odbiera. Dziwne jak by nie patrzeć to całoroczne schronisko. Robi się coraz ciemniej. Podzwoniliśmy po innych schroniskach, ale niestety miejsc brak. Wycieczka robi się coraz bardziej interesująca.

Wujek kręcąc się zrozpaczony wokół schroniska spotkał spacerującego tubylca, który ulitował się nad nami i zaproponował nocleg w pomieszczeniach gdzie prowadzi kursy nauki jazdy. Tu trzeba wspomnieć, że w Słupsku eLek chyba więcej niż zwykłych samochodów.
Nasz zaprzyjaźniony tubylec podjechał pod schronisko swoim samochodem, oczywiście eLką :), i poprowadził nas przez miasto do naszej prowizorycznej noclegowni.
Serce się raduje, gdy człowiek spotyka takich zupełnie obcych ludzi, którzy są wstanie bezinteresownie pomóc. Zostawił nam klucze do pomieszczenia i jeszcze obiecał, że przywiezie ciotki rower z tego ośrodka wypoczynkowego, w którym go zostawiliśmy, lub przynajmniej załatwi transport do Słupska. I słowa dotrzymał.

Nie pamiętam jak się nazywał ale chciałem mu w tym miejscu jeszcze raz gorąco podziękować.

Poniżej wujek układa się do snu w naszej prowizorycznej noclegowni:

Prowizoryczny nocleg w Słupsku © donremigio



Na drugi dzień najpierw pojechaliśmy do szpitala, gdzie okazało się że z ciotką wszystko w porządku, ale poleży z tydzień na obserwacji, wstawać za bardzo nie może bo w głowie się jej kręci. Stwierdzono wstrząśnienie mózgu, ale czacha cała, krwiaków nie ma, łepetynka mocno porozcinana, jedno żebro pęknięte. Werdykt. Będzie żyła.

Potem zawitaliśmy do schroniska, gdzie zdziwiony pracownik powiedział nam, że to nie jest całoroczne schronisko i czynne jest od 1 lipca. Sranie w banie. Jak byk stoi w przewodniku, że to całoroczne schronisko, wcześniej tam dzwoniliśmy, mówione było że przyjedziemy 30 czerwca, a oni rżną głupa.

W Słupsku zostaliśmy 4 dni, ja wróciłem do Gorzowa wcześniej, wujek z ciotką do Krotoszyna wrócili parę dni później, bo ze szpitala nie chcieli jej wcześniej wypuścić.

Do Trójmiasta nie dojechaliśmy, ale całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło.

Na przyszłe wakacje zamierzamy do Słupska wrócić i jechać dalej. W sumie z wujkiem do samego Słupska dojechaliśmy, ciotka dojechała karetką więc to się nie liczy. Planujemy wysadzić ją z pociągu wcześniej i ostatnie 20 kilometrów ma uczciwie przedeptać.


Statystyki:
Odległość: 100.00 km;
Czas: 06:00 h
Średnia: 16.67 km/h;
Temperatura:20.0;

28.czerwca.2009 - Mirosławiec - Szczecinek

Niedziela, 28 czerwca 2009 | Komentarze 0


Cel wyprawy Słupsk, wybrzeże, Trójmiasto.
Dzień Drugi (28-06-2009): Mirosławiec - Szczecinek



Dzisiaj do pokonania było nieco mniej kilometrów. Rano było dość chłodno, ale dało rade wytrzymać.
Zanim ruszyliśmy na Szczecinek pstryknęliśmy sobie z wujkiem fotkę z czołgiem w tle, zostawiliśmy na chwilę ciotkę i pojechaliśmy zobaczyć pomnik stojący w miejscu gdzie 28 stycznia 2008 miała miejsce katastrofa samolotu wojskowego CASA.
Szkoda, że nie pojechała z nami, bo przez las dość blisko było do drogi, którą jechaliśmy potem ma Czaplinek, a tak musieliśmy się po nią wracać. Gdy do niej wróciliśmy okazało się, że jak nas nie było to podrywał ją jakiś tubylec. Zostawić ją samą na chwilę to zaraz zlatują się autochtoni.

Mirosławiec © donremigio


Pomnik w Mirosławcu na osiedlu 30 lecia WP © donremigio


Pomnik upamiętniający katastrofę samolotu wojskowego CASA © donremigio


Jak tylko kijami odgoniliśmy od Otylii stado autochtonów ruszyliśmy na Czaplinek. Tuż za Mirosławcem natknęliśmy się na prosty i szeroki odcinek drogi, który służy za awaryjny pas dla samolotów.

Pierwszy odpoczynek zaplanowaliśmy w Czaplinku, gdzie skonsumowaliśmy szneki.

Czaplinek - rzeźba rybaka © donremigio


W połowie drogi do Barwic stanęliśmy jeszcze by posilić się pasztetową. Poniżej na zdjęciu wujek na swej analogowej mapie wskazuje cel wycieczki.
Ja się tak tylko zastanawiam czy za to, że nie mogę zrzucić wagi, nie odpowiadają czasem zbyt częste postoje na szneki i pasztetowe.

W drodze do Szczecinka © donremigio


W samym Szczecinku przystanęliśmy przy bunkrze Panzerwerk 991, wchodzącym w skład budowanego przez hilterowców w 1933 Wału Pomorskiego.

Panzerwerk 991 - Bunkier Wału Pomorskiego w Szczecinku © donremigio


Po chwili konteplacji walorów estetycznych bunkra ruszyliśmy na poszukiwanie noclegowni. Zanim zaczęliśmy motać się po mieście natknęliśmy się na jeziorze na ciekawą konstrukcję. Był to wyciąg narciarski. Na jeziorze. Z szoku zapomniałem zrobić zdjęcia.
Za parę złotych dostaje się narty wodne i kapok. Następnie wskakuje się do wody i chwyta się za przesuwającą się linę. Jeśli ktoś nie utrzyma się i wpadnie do wody, podpływa do niego motorówka i wyciąga amatora sportów wodnych.

Słyszałem, że rok wcześniej podczas testów wyciągu, gdy można było przejechać się za darmo, komuś po wpadnięciu do wody spadły gatki. Na molu tłumy, z okazji darmowej zabawy chyba cały Szczecinek się tam zleciał, a koleś świeci gołym tyłkiem w wodzie. Gdy podpłynęła do gościa motorówka zaczął drzeć się w wniebogłosy by go tylko z wody nie wyciągali.

Gdy napatrzeliśmy się już na szaleńców na nartach wodnych ruszyliśmy na miasto szukać schroniska młodzieżowego. Noclegownia okazała się być akademikiem, warunki świetne, prysznic, czajnik elektryczny, mogliśmy nawet rowery zamknąć w osobnym pomieszczeniu pod kluczem.

Na następny dzień zaplanowaliśmy wycieczkę do Borne Sulinowo.


Statystyki:
Odległość: 118.00 km;
Czas: 06:30 h
Średnia: 18.15 km/h;
Temperatura:20.0;

27.czerwca.2009 - Gorzów - Mirosławiec

Sobota, 27 czerwca 2009 | Komentarze 2


Cel wyprawy Słupsk, wybrzeże, Trójmiasto.
Dzień Pierwszy (27-06-2009): Gorzów - Mirosławiec (Hanki)



Ekipa w składzie Kazimierz, Otylia oraz Ja ruszyła wczesnym rankiem o 6:30. Ledwo wstałem.

Zaczęło się nieciekawie. W Kłodawie przebiłem dętkę. Raz dwa się z tym uporałem i ruszyliśmy ku Barlinkowi. Droga niezbyt ruchliwa, nieco pod górkę ale spokojnie dojechaliśmy. W Barlinku przerwa na szneki. Po naszemu drożdżówki.

Przerwa W Barlinku na szneki © donremigio


Kolejna przerwa w Drawnie gdzie akurat trwał kiermasz i przygotowania do jakiegoś festynu. W okolicach kościółka bezskutecznie szukałem skrzynki geocaching.

Ja na tle mapy Drawieńskiego Parku Narodowego © donremigio


Odpoczynek w Drawnie © donremigio


Ruszyliśmy dalej. Przed Kamieniem Pomorskim, kierując się GPS, skręciliśmy w las by uniknąć ruchliwej drogi do Mirosławca. Wujek i ciotka trochę się zasapała. Jak by nie patrzeć rowery z sakwami, w lesie odcinki piaszczyste, z górki i pod górkę a na dodatek duszno i gorąco.

W Mirosławcu już nie stawaliśmy i pojechaliśmy do pobliskiej wioski Hanki. Dobrze, że dzień wcześniej ciotka zadzwoniła do noclegowni, bo tam okazało się, że właściciel zapomniał o nas i przyjął na noc ekipę weselną. W jedynym wolnym pomieszczeniu, w piwnicy, stało parę centymetrów wody i biedak pół nocy szalał po nim z mopem, ale dzięki temu mogliśmy jako tako przekimać noc.

Nocleg w Mirosławcu - Hanki © donremigio


Wieczorem właściciel noclegowni wpadł do nas, poczęstował jabłecznikiem i poopowiadał historyjki z wojska. Okazało się, że służy w pobliskiej jednostce wojskowej, gdzie odpowiada za stan techniczny naszych nielotów.

Dość szybko zasnęliśmy, a to dzięki rzeczonemu jabłecznikowi i utulającym do snu opowieściom Kapitana Żbika. Niestety nie mogę ich tutaj przytoczyć bo większość z nich jest tajna przez poufne ;)