Wykres:
Najdłuższe wycieczki:
Info:
Wykres roczny blog rowerowy donremigio.bikestats.pl
avatar
  • Dystans: 19875.39 km
  • Średnia: 23.25 km/h
  • Na siodełku: 35d 12h 00m
Szukaj:
avatar

Info

Remigiusz Królak.
Gorzów Wielkopolski.
Przejechane 19875.39 km.
Średnia 23.25 km/h.
Więcej o mnie.
button stats bikestats.pl
Kategorie:
Najdłuższa jednodniowa wycieczka: Borne Sulinowo (345km)
Epicka wycieczka na Berlin: Na BERLIN, Towarzysze !! Na BERLIN !! (240km)
Wpisy archiwalne w kategorii

Fotorelacja

Dystans całkowity:9060.79 km (w terenie 802.00 km; 8.85%)
Czas w ruchu:400:18
Średnia prędkość:22.46 km/h
Maksymalna prędkość:46.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:156 (83 %)
Maks. tętno średnie:154 (74 %)
Suma kalorii:134204 kcal
Liczba aktywności:108
Średnio na aktywność:83.90 km i 3h 44m
Więcej statystyk
Statystyki:
Odległość: 44.00 km;
Czas: 02:22 h
Średnia: 18.59 km/h;
Temperatura:15.0;

po geocache

Sobota, 5 listopada 2011 | Komentarze 1


Kesza dzisiaj trza było wyrwać. W zeszłym tygodniu Mateusz go odnalazł i postraszył mnie obłoconym rowerem. Jakoś nie chciało mi się wtedy taplać w błocku i sobie owego kesza odpuściłem. Dzisiaj jednak podjąłem rękawicę i ruszyłem do ruin młyna. Co ja nałaziłem się po błocie, górkach i pokrytych błotem górkach. Czy wspomniałem o błocie ? Dojście do młyna wymagało naprawdę poświęcenia. Do tego młyn okazał się być otoczony elektrycznym mordulcem.

Na horyzoncie zamajaczył młyn. © donremigio


Młyn w całej swej okazałości © donremigio


Rower nieco się obłocił © donremigio


Młyn - Czechów - lubuskie © donremigio


Młyn otoczony był elektrycznym mordulcem © donremigio


Po wyrwaniu kesza czekała mnie jeszcze droga powrotna. Jako że po błocie łazić mi się nie chciało, postanowiłem przejść przez jakieś zarośnięte pole. Owe pole było tak zarośnięte, że rower musiałem na plecach taszczyć. Wreszcie sapiąc i dysząc doszedłem do jakiejś ubitej drogi i po raz pierwszy nie byłem w stanie wpiąć butów w pedały. Musiałem najpierw to cholerne błocko odkleić od bloków.
Potem pierwsze kilkaset metrów jazdy pokonałem w deszczu błota odklejającego się od opon. Czego to się nie robi dla keszobrania.

Pod Gorzowem czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka. Jadę sobie polną drogą, a nagle zonk ... rów po horyzont. Po raz drugi rower na plecy i musiałem przebijać się po błocie i piachu.

Tymczasem w Wojcieszycach rowy kopią © donremigio


Rower w sumie na koniec wycieczki tylko trochę brudny. Większość błota odkleiła się podczas jazdy. I przykleiła do mojej twarzy i ubrania ...



Statystyki:
Odległość: 73.50 km;
Czas: 03:20 h
Średnia: 22.05 km/h;
Temperatura:11.0;

halołinowo

Sobota, 29 października 2011 | Komentarze 2


Dzisiaj tak nieco świątecznie. Halołinowo bym powiedział. Do Parzeńska na stary poniemiecki cmentarz.

Parzeńsko (dawniej Wollhaus) to jedna z tych wiosek, które są ledwo widoczne na mapie wioski. Leży zagubiona w środku lasu i prowadzą do niej tylko i wyłącznie drogi gruntowe. Gdyby nie mieszczuchy budujący sezonowe domy nad malowniczym jeziorem, zapewne wsi groziłoby wyludnienie i skończyła by jak pobliska wioska widmo Marzęcin. Chociaż Marzęcin miał po prostu pecha, że idący na Berlin Rosjanie się tam zatrzymali i w ramach rozgrzewki zrównali ją z ziemią i wymordowali mieszkańców.

Cmentarz nie jest wcale taki łatwy do znalezienia. Skryty za drzewami prowadzi do niego wąska ścieżka. Gdyby nie uprzejmy tubylec, który wskazał nam drogę, chyba nigdy byśmy go nie znaleźli.

Cmentarz zadbany, posprzątany, a nagrobki ponaprawiane przez rodzinę państwa Zygmuntów, którzy nakładem własnej pracy i własnych pieniędzy zaopiekowała się tym starym zdewastowanym cmentarzem ewangelickim. Cmentarz naprawdę urokliwy i robi wrażenie.


Parzeńsko - gdzieś w lesie © donremigio


Poniemiecki cmentarz - Parzeńsko © donremigio


Poniemiecki cmentarz - Parzeńsko © donremigio


Poniemiecki cmentarz - Parzeńsko © donremigio


Poniemiecki cmentarz - Parzeńsko © donremigio


Poniemiecki cmentarz - Parzeńsko © donremigio


Cmentarz poniemiecki - Parzeńsko © donremigio


Cmentarz poniemiecki - Parzeńsko © donremigio


Cmentarz poniemiecki - Parzeńsko © donremigio


Po zwiedzeniu cmentarza ruszyliśmy na starą S3 i pojechaliśmy na Gorzów. Po 17 kilometrach kręcenia się po lesie i Parzeńsku wreszcie można było depnąć i się rozpędzić. Niestety mimo iż jechaliśmy przez 27 km z prędkością koło 30km/h średnia skoczyła z 19 do raptem 22. Ale jechało się nawet sympatycznie. Zapadające ciemności, praktycznie pusta droga i mgła osadzająca się na okularach tworzyły fajny klimat.

Pozdrower.



Statystyki:
Odległość: 75.30 km;
Czas: 03:19 h
Średnia: 22.70 km/h;
Temperatura:6.0;

ukrycie geocache i bunkry

Sobota, 22 października 2011 | Komentarze 3


Najpierw pojechaliśmy ze Sławkiem ukryć geocache koło filharmonii. Głupia sprawa, ale Gorzów to taka geocachowa pustynia. Trzeba to zmienić, bo miejsc na skrzynki jest sporo.

Po ukryciu kesza pojechaliśmy na bunkry koło Skwierzyny.

Filharmonia w Gorzowie Wlkp © donremigio


Po drodze stanęliśmy w Deszcznie gdzie naszą uwagę przykuło złomowisko pełne skarbów. Co tam nie stoi. Wóz piechoty, Syrenki, Warszawy, dwa helikoptery, amfibie. Jest na czym oko zawiesić.

Kolekcja Warszaw i Syrenek © donremigio


Stary żółty helikopterek - on już sobie nie polata © donremigio


Jakiś wóz piechoty © donremigio


Każdy samochód tak skończy © donremigio


Ten mały czarny to nie wiem co to za jeden © donremigio


Chyba najnowocześniejszy samochód na złomowisku © donremigio


Przed złomowiskiem stał radiowóz Milicji Obywatelskiej © donremigio


Radiowóz Milicji Obywatelskiej © donremigio


Warszawa w barwach Milicji Obywatelskiej © donremigio


Motor Milicji Obywatelskiej © donremigio


Piękny samochód © donremigio


Amfibia Pana Janusza z Deszczna © donremigio


Helikopter - ten sobie też nie polata © donremigio



Przy Super Ktosiu stojącym koło stacji paliw jest ponoć ukryty geocache, ale coś go nie wymacaliśmy.

Super Ktoś przy stacji paliw © donremigio



Wreszcie dotarliśmy do bunkrów. Morza nie było ale i tak było zajebiście.

Bunkier Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego © donremigio


By dorwać kesza musieliśmy najpierw przeczołgać się przez częściowo zasypany tunel. W środku wilgotno i duszno, aż okulary mi zaparowały. Skrzynkę wreszcie znaleźliśmy. W sumie to chyba największa skrzynka którą udało nam się znaleźć. Trochę się przy tym pobrudziliśmy ale warto było.

Gdzieś tam skitrał się keszyk © donremigio


Po wyczołganiu się z tunelu ruszyliśmy na górę by zaliczyć kolejnego kesza tym razem wirtualnego. By go zdobyć trzeba było znaleźć dwa miejsca, spisać widoczne numery i podać je jako hasło do logu na stronie. Pierwszą część hasła znaleźliśmy raz dwa, gorzej było z drugą. W zeszłym roku nie udało mi się znaleźć kopuły na której wyryta była część hasła, teraz wreszcie się udało. Szukając jej trzeba bardzo uważać. Rosjanie po wojnie wysadzili cały kompleks i w okolicy jest sporo dziur do których można wpaść.

Kręcąc się po okolicy trzeba uważać © donremigio


Pozostałości bunkru © donremigio


Tak kiedyś wyglądał bunkier © donremigio


A tak wygląda teraz © donremigio


Po udanym keszobraniu w bunkrach udaliśmy się do Skwierzyny gdzie raz dwa wyrwaliśmy jeszcze jednego kesza i podeptaliśmy już bez przygód na Gorzów.

Skwierzyna Wita © donremigio


Na czymś takim szweje chyba uczyły się jeździć © donremigio


W krzakach ukrywała się poniemiecka haubica © donremigio




Statystyki:
Odległość: 122.00 km;
Czas: 05:30 h
Średnia: 22.18 km/h;
Temperatura:8.0;

poradziecka baza atomowa 3003

Niedziela, 16 października 2011 | Komentarze 6


Czas eskapad rowerowych ma się w tym roku ku końcowi. Robi się coraz zimniej, dni coraz krótsze. Przeglądając mapę geocache odkryłem coś, co w sam raz nadawało się na grande finale rowerowego sezonu. Poradziecka baza atomowa 3003.

W jej okolicy trzy kesze, odległość jakieś 55 km w jedną stronę. Ideał. Mateusz niestety nie miał czasu, ale za to Sławkowi, jak usłyszał o celu wycieczki, wyrósł banan na twarzy.

Trasa ustalona, rowery nasmarowane, cykliści ciepło ubrani, no to myk na rowerki i jedziemy.

Pierwszy postój już na wyjeździe z Gorzowa. Tyłka szanownego podnieść mi się nie chciało i po uderzeniu w spory krawężnik pękła mi dętka w tylnym kole. No nic ... szybka wymiana i turlamy się dalej. Chociaż to było raczej czołganie się. Wmordewiatr przepotężny. Sławek po kilkunastu kilometrach, pomimo że jechał za mną, miał dość. I tak wlekliśmy się aż do Lubniewic.

W Lubiewicach przywitała nas koza.

Tymczasem w Lubniewicach © donremigio


Pałacyk w Lubniewicach © donremigio


Ruiny wieży ciśnień - Lubniewice © donremigio



Minąwszy Lubniewice nie mieliśmy wcale łatwiej. Do wiatru doszły górki i góreczki. Do przodu pchała nas tylko myśl o celu. Baza. Poradziecka. ATOMOWA !

Za Lubniewicami mieliśmy nieco pod górkę oraz z wmordewiatrem © donremigio


Po skręceniu w Wędrzynie na wschód wiatr przestał aż tak przeszkadzać i zrobiło się nieco bardziej płasko. Za to od Trzemeszno Lubuskiego znowu pod górkę.

Trzemeszno Lubuskie © donremigio


Wreszcie skręciliśmy w las i brukowaną drogą udaliśmy się ku tajnej bazie 3003. Nagle, zamiast bazy, ujrzeliśmy ciężki sprzęt budowlany. WTF ?!?!

Jakoś się przecisnęliśmy koło koparek i wywrotek i pojechaliśmy dalej. Niestety. Nie wiem po co i na co, ale właśnie trwa rozbiórka bazy. Zamiast garaży na atomówki zastaliśmy dziurę w ziemi. Psia krew. Miałem nadzieję, że przynajmniej bunkry będą jeszcze dostępne. I dzięki Bogu jeszcze stoją otwarte. Chociaż nie zdziwię się, jeśli w przyszłym roku będą już zasypane i zaplombowane.

Tutaj był kiedyś garaż na atomówki © donremigio


Po krótkim poszukiwaniu znaleźliśmy wejście do bunkra i ruszyliśmy na poszukiwanie kesza.

Wejście do bunkra - baza 3003 © donremigio


Poradziecka baza atomowa 3003 - wnętrze bunkra © donremigio


Szukanie geocache czas zacząć © donremigio


Poradziecka baza 3003 - bunkier © donremigio


Poradziecka baza 3003 - gruzowisko © donremigio


Poradziecka baza 3003 - wnętrze © donremigio


Poradziecka baza atomowa - tutaj były prysznice © donremigio


Kesza nie było wcale tak łatwo znaleźć. Wreszcie wyczailiśmy dziada i ruszyliśmy w poszukiwaniu kolejnego do następnego bunkra . Bunkier bliźniaczy, skrzynki nie znaleziono. Jako że czas już nas gonił tak więc darowaliśmy sobie trzeciego kesza, w sumie chyba najłatwiejszego, i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Widok na Bledzew i okolice © donremigio


Bledzew - lubuskie © donremigio


Figurka któregoś ze świętych © donremigio


W Bledzewie znaleźliśmy jeszcze kesza przy moście fortecznym K804, oraz dwa kolejne w Skwierzynie. Potem już w ciemnościach udaliśmy się do swoich domostw.

Wycieczka wielce udana i godna zakończenia sezonu. Teraz to już raczej będą krótsze wycieczki po okolicznych lasach. Oby śnieg za szybko nie spadł.



Statystyki:
Odległość: 77.30 km;
Czas: 03:20 h
Średnia: 23.19 km/h;
Temperatura:8.0;

ukrycie i wyrwanie kesza

Sobota, 8 października 2011 | Komentarze 3


Pogoda kiepska. Dosłownie jak pod psem. Mżawka, wiatr, zimno. Ale co to dla prawdziwego cyklisty. Wbiłem się w długie spodnie, na klatę zarzuciłem ciepłą kurtkę rowerową, na buty zaciągnąłem ochraniacze z neoprenu i wskoczyłem na siodełko ze świadomością, że zmarznę i zmoknę.

Cele miałem dwa. Ukryć kesza przy pałacyku w Sosnach i, jak pogoda pozwoli, pojechać na Witnicę i wyrwać wreszcie kesza schowanego koło Parku Drogowskazów.

Najpierw pojechałem polną drogą na Santocko. Trochę tam wiało między oczy. W sumie całą drogę albo padało, albo wiało. Często na raz wiało i padało. Tak więc tempo trzymałem raczej rekreacyjne.

Kościółek w Santocku © donremigio


W okolicach Marwic przyszłość zaczęła malować się w mokrych barwach.

Okolice Marwic - nagle pociemniało © donremigio


W połowie drogi między Marwicami a Sosnami rozpadało się dość mocno. Jednak gdy dojeżdżałem do pałacyku wyszło słoneczko.
Co do pałacyku to ostatnio napisałem, że znalazłem niewiele informacji na jego temat. Kesza trzeba było jednak jakoś opisać, tak więc siadłem dzisiaj z wujkiem googlem i pogadaliśmy sobie nieco dłużej. Oto co udało mi się z niego wycisnąć:

Pałac zlokalizowany jest w wiosce Sosny, przy drodze prowadzącej z Lubna do Witnicy.

W 1816 roku Sosny znalazły się w posiadaniu Kaspara Lebrechta von Klitzing. Z jego ini­cjatywy powstał pałac oraz założono park. Pałac wybudowano w 1835 roku i zrealizowany został według projektu Neubarta. Na cześć fundatora nad wejściem głównym umieszczono napis o treści: „Caspar Lebrecht von Klitzing zu Demmertin in der Prignitz im Jahre 1783 geboren, hat dieses Haus im Jahre 1835 erbauen lessen”. Majątek ziemski znajdował się w posiadaniu rodziny von Klitzing do początku 1945 roku. Ostatni właściciel, Werner von Klitzing, został zastrzelony przez żoł­nierzy radzieckich.

W 1945 roku majątek został znacjonalizowany. Większość wyposażenia i wystrój pałacu zostało zniszczone.

W latach 50 w budynku pałacu znajdowała się administracja Przedsiębiorstwa Połowów i Usług Rybnych „Gryf” ze Szczecina. W latach 1962-1965 w pałacu prowadzono ośrodek kolonijny. Od 1971 roku pałac stanowił własność komunalną, a w budynku mieściły się wydzielone mieszkania lokatorskie. Obiekt od lat 70. XX wieku jest nieużytkowany i systematycznie popada w ruinę. Obecnie znajduje się w rę­kach prywatnych.


Skrzynkę schowałem raz dwa, miejsce już miałem upatrzone, i zacząłem zastanawiać się co dalej. Chmurki na niebie szaro bure, dalszy opad atmosferyczny bardzo możliwy. Do Witnicy w sumie dość blisko, a jak mam zmoknąć to i tak zmoknę. Tak więc ruszyłem na rzeczoną Witnicę po kesza albo i dwa.

Pałacyk w Sosnach © donremigio


Totem w Sosnach © donremigio


Kesz wiedziałem gdzie jest ukryty, tylko już dwa razy macałem za nim i nic z tego nie wyszło. Teraz znalazłem go w ciągu dwóch minut. Zadowolony ruszyłem do kolejnego kesza ukrytego w Zaułku Kowala. Tutaj jednak poległem. Jako że nad Witnicą chmury były coraz ciemniejsze, zrezygnowany wsiadłem na rower i ruszyłem w drogę powrotną.

Witnica - park drogowskazów © donremigio


Witnica - park drogowskazów - tu jest skitrany geocache © donremigio


Zaczęło znowu padać. Mijając Nowiny Wielkie przypomniałem sobie o jeszcze jednym keszu, który powinien być ukryty gdzieś przy Parku Dinozaurów. Deszcz padał już w najlepsze. Ja już jednak byłem tak zmoknięty, że chwila postoju w poszukiwaniu kesza nie robiła mi różnicy.
Skręciłem więc i zacząłem rozglądać się za skrzynką. Według opisu powinna być schowana gdzieś na wysokości 2m. Tak więc obmacałem cały płot ale nic z tego nie wyszło. Machnąłem więc ręką i pojechałem na Gorzów. W sumie już późno się robiło. Bazyla czas było nakarmić i Grand prix na żużlu chciałem jeszcze oglądnąć. A te dwa kesze ... to ja jeszcze wyrwę w tym roku.



Statystyki:
Odległość: 51.30 km;
Czas: 02:05 h
Średnia: 24.62 km/h;
Temperatura:20.0;

keszobranie w Lubnie

Sobota, 1 października 2011 | Komentarze 4


Jakoś dzisiaj rozleniwiony byłem. Były jakieś plany co by na Lubno jechać po kesza, ale jakoś tak ochoty nie było we mnie. Do działania poderwał mnie Mateusz pytając się co z wycieczką. W sumie czemu by nie. Jeszcze szybkie pytanko do Sławka i począłem wciskać się w obcisłe wdzianko cyklisty.

Droga do Lubna przebiegła bezproblemowo. Jedynie w Baczynie na podjeździe nieco mnie wymęczył wmordewiatr. Po odbiciu w lewo na Lubno wiatr już tak nie przeszkadzał.

Co można napisać o samym Lubnie. Lubno to wieś w położona w województwie lubuskim. I chyba to by było na tyle. No można jeszcze wspomnieć o dwóch dębach szypułkowych i ruinach pałacyku. Chociaż w zasadzie to trudno mówić tutaj o ruinach. To bliżej nieokreślona kupka cegieł, wśród których skitrany jest geocache. Co my nałazili się po krzakach w jego poszukiwaniu to nasze. Wreszcie jakoś go dorwaliśmy i spoceni, oraz poparzeni przez pokrzywy, jak najszybciej opuściliśmy to miejsce.

Pałacyk wyglądał kiedyś tak:




Teraz wygląda tak:
Ruiny pałacyku w Lubnie © donremigio


O pałacyku w Lubnie. [za opisem geocache]

Podczas drugiej wojny światowej właścicielami majątku byli zagorzali zwolennicy Hitlera. Bywał tu Adolf, bywali różni prominenci hitlerowscy, urządzano zjazdy, parady, partyjne spotkania. Dziś z tej pięknej budowli pozostała raptem jedna malowniczo opleciona roślinnością ściana. Jeszcze czterdzieści lat temu ściana była o wiele bardziej imponująca. Należała do bajkowego niemal pałacyku, któremu szczęśliwie udało się przetrwać pożogę wojenną, ale lata socjalizmu nie obeszły się już z nim tak łaskawie. Zbudowano go w latach 1865-75. Neogotycka, romantyczna budowla, powstała z przebudowy starszego dworu (1765). Dokonano tego na zlecenie ówczesnego właściciela – von Bassewitza, ojca Gerdta Bernhardta Bassewitza – autora znanej niemieckiej baśni o wyprawie Piotrusia na księżyc (Peterchens Mondfahrt). Pałacyk został sprzedany rodzinie von Treichel i pozostawał w jej rękach aż do wybuchu wojny. Karol von Treichel zaprzyjaźnił się i dość szybko uległ wpływom późniejszego kata Warszawy Ericha von dem Bach-Zalewskiego, mieszkającego wówczas w pobliskim Bogdańcu. W krótkim czasie piękny pałac stał się – rzec można – kuźnią nazizmu, SS-mańskim gniazdem. Później czasy się zmieniły. Pałac przeistoczył się w siedzibę PGR. Były tam biura, mieszkania, stołówka, urządzano w nim zabawy. Wreszcie nastał czas rozliczeń ze złą epoką i… opuszczony w 1963 r. pałac zamienił się w ruinę.

Więcej o pałacyku TUTAJ

Ty ... gdzie my jesteśmy ? © donremigio


Podczas kontemplacji dębu Mateusz został niespodziewanie zaatakowany przez słodkiego szczeniaka.
Pies wyglądał na wygłodniałego © donremigio


Po chwili wygłodniała bestia zainteresowała się moją apetycznie wyglądającą łydką.
Wygłodniały szczeniak © donremigio


Jako, że mieliśmy jeszcze nieco czasu pojechaliśmy zobaczyć pałacyk w Sosnach. Pałacyk w stanie całkiem dobrym. Ze sporym nakładem finansowym może nawet coś z niego da się zrobić. Niestety jedyną informacją jaką znalazłem o pałacyku to fakt iż jest to klasycystyczny pałac z 1835 roku częściowo przebudowany w 1908 roku.

Pałacyk w Sosnach © donremigio


Pałacyk w Sosnach © donremigio


Pałacyk w Sosnach © donremigio


Pałacyk w Sosnach © donremigio


Za pałacykiem jest jezioro i całkiem spory park. Wydaje mi się, że wyremontowany pałacyk wraz z rozległym parkiem i jeziorem może być niezłym miejscem na ośrodek kursokonferencyjny.
Jezioro za pałacykiem w Sosnach © donremigio


Pałacyk w Sosnach - budynki gospodarcze. © donremigio


Zbliżała się godzina 17, a Mateusz miał być w domu o 18 tak więc jak tylko chłopaki wyczołgali się z pałacyku wskoczyliśmy na aluminiowe rumaki i pognaliśmy, już bez postojów, na Gorzów Shiti.



Statystyki:
Odległość: 28.35 km;
Czas: 01:30 h
Średnia: 18.90 km/h;
Temperatura:16.0;

Marzęcin - miasto widmo

Piątek, 30 września 2011 | Komentarze 1


Dzisiaj krótka wycieczka, ale za to po wertepach, bruku i piachu. Celem wycieczki była wioska widmo - Marzęcin. Niedawno ktoś ukrył tam geocache, tak więc wybrałem się co by go wyrwać. Na kole siedział mi oczywiście Sławek oraz później, w sumie oczekiwany, cyklista Mateusz.

Co do Marzęcina to można powiedzieć, że to nie tyle wioska co miejsce po niej. Ponoć w styczniu 1945 roku w Marienspring, pięć czołgów niemieckich zastawiło zasadzkę na zbliżającą się kolumnę czołgów Armii Czerwonej. Niestety dla Niemców od tyłu podjechał zabłąkany pojedyńczy uszkodzony radziecki czołg. Zaskoczeni Niemcy odwrócili pojazdy w strone pojedynczego czołgu. W tym czasie nadjechała oczekiwana kolumna czołgów rosyjskich i zniszczyła czołgi niemieckie. Rosjanie po zniszczeniu czołgów spalili doszczętnie także cała sąsiednią wieś - Marienspring. W jednym z domów zgineła 9-letnia mieszkanka Marioenspring - Erika Sommerfeld. W miejscu gdzie zginęła został, dzięki uczniom szkoły podstawowej z Kłodawy, postawiony pomnik.
Ruiny wsi przetrwały do 1983 roku kiedy to zostały całkowicie rozebrane.

Drogowskaz do miasta widmo - Marzęcina © donremigio


Tablica upamietniającą mieszkańców Marienspring poległych w I Wojnie światowej.
Marzęcin - gdzieś tutaj ukryty jest geocache © donremigio


Marzęcin - miasto widmo © donremigio


Marzęcin - miasto widmo © donremigio


Do Lapidarium © donremigio


Marzęcin - lapidarium - jeden z nagrobków © donremigio


Marzęcin - Lapidarium © donremigio


Marzęcin - Lapidarium © donremigio


Marzęcin - Lapidarium © donremigio


Marzęcin - Lapidarium © donremigio


Marzęcin - tutaj stał młyn © donremigio


Samotny grób małej dziewczynki - Erika Sommerfeld © donremigio


Gdy już zbieraliśmy się w drogę powrotną zza krzaka wyskoczył poszukujący kesza Mateusz. Pokazaliśmy mu gdzie jest keszyk skitrany, oraz zaprowadziliśmy do samotnego grobu dziewczynki i lapidarium. Pomimo znaków dość trudno jest je znaleźć.
Po odbyciu wycieczki kulturoznawczej skierowaliśmy swe opony ku domostwom. W sumie w którą stronę byśmy nie pojechali czekało nas kilkukilometrowe podskakiwanie na bruku. Asfalt był zbawieniem.

Jutro chyba, prawdopodobnie i zapewne pojedziemy po kolejnego kesza schowanego w Lubnie.



Statystyki:
Odległość: 75.50 km;
Czas: 02:54 h
Średnia: 26.03 km/h;
Temperatura:15.0;

geocachingowo - okolice Myśliborza

Sobota, 24 września 2011 | Komentarze 3


W zasadzie nie planowałem dzisiaj wycieczki, ale jako że słoneczko wyszło tak więc szkoda było siedzieć w domu. Żeby nie jechać tak bez celu wybrałem się po geocache pod Myśliborzem.
Najpierw obrałem azymut na Kłodawę, tam w lewo i wertepami na Santocko. Stamtąd już prosta droga do starej trójki, kiedyś głównej drogi na Szczecin. Obok wybudowano świeżą ekspresową S3 tak więc ruch na starej drodze minimalny, przydrożne bary pozamykane, na stacji paliw pustki, a parkingi przed restauracjami i motelami opuszczone. Jedynie ssaki leśne się ostały, jakieś wyleniałe sztuki chyba bułgarskie. Ruch tak mały, że nawet cyklistów atakowały.

Sam geocache łatwy do znalezienia, ukryty przy polrefie, czyli punkcie osnowy geodezyjnej. Są to punkty, których współrzędne zostały okreslone z dokładnością co do milimetra. Takich punktów jest w Polsce tylko 348 sztuk.

Po zdobyciu geocache, co by nie wracać tą samą drogą, odbiłem w lewo i pojechałem na Karsko. O ile wcześniej jechałem sobie eleganckim asfaltem, teraz czekał mnie etap przełajowy. Na takich wycieczkach wychodzi cała zaleta rowerów crossowych. Gdybym jechał szosą chyba bym koła wycentrował na tych ubytkach w masie bitumicznej, a tak to tylko odblokowałem sobie amortyzator i tylko lekko dzwoniąc zębami pojechałem na Łubiankę. Gdy miałem przed sobą jeszcze jakieś 30 km zaczęło powoli zachodzić słońce. Bardzo szybko temperatura spadła do 12 stopni. W krótkich gadkach począłem lekko marznąć. Zwiększyłem więc nieco swoje tempo, na tyle na ile pozwalał mi ten tragiczny asfalt, i pomknąłem na Łubiankę a potem już porządną drogą na Gorzów.

Kolejny geocache znaleziony.

Nowiusieńka droga ekspresowa © donremigio


Geocache A191- POLREF 3001 © donremigio


Droga ekspresowa - okolice myśliborza © donremigio


Godne uwagi rondo w Nowogródku Pomorskim. Jako, że ostatnio moda na ronda jest i każda szanująca się wioska musi takowe mieć, tak więc i Nowogródek ma. Miejsca na rondo nie było, ale strzelili sobie jedno wokół basenu przeciwpożarowego :)
Rondo w Nowogródku Pomorskim © donremigio


Skrzynki pilnował dorodny pająk.
Pajączek pochłaniający obiadek © donremigio




Statystyki:
Odległość: 42.70 km;
Czas: 01:39 h
Średnia: 25.88 km/h;
Temperatura:20.0;

przejażdżken mit Sławomiren nach Łubianken

Środa, 21 września 2011 | Komentarze 3


Dzisiaj przejażdżka ze Sławkiem. Kierunek podobny jak wczoraj, z tą różnicą że teraz skręciliśmy w prawo w las by wyjechać w Lipach na asfalt.
W lesie sprzątanie po ostatniej nawałnicy. Sporo drzew powalonych, ale i tak nie byliśmy gotowi na to co natknęliśmy się po kilkunastu minutach jazdy. Tuż przed dość wysokim lasem jest mały zagajniczek i w zasadzie na tej wysokości następne drzewa zostały ścięte.

Niesamowity widok.

Las po po nawałnicy - lubuskie © donremigio


Według teorii Sławka las został powalony przez czyjś wiatr :D
No faktycznie wzdęcia ktoś musiał mieć przepotężne.
Drzewa zostały ewidentnie powalone przez czyjś, znaczy jakiś, wiatr © donremigio


Las po nawałnicy - ocalałe drzewo © donremigio


Las po nawałnicy - lubuskie © donremigio


Las - początki jesieni © donremigio



Statystyki:
Odległość: 47.30 km;
Czas: 01:54 h
Średnia: 24.89 km/h;
Temperatura:19.0;

słoneczko wyszło

Wtorek, 20 września 2011 | Komentarze 2


Pogoda zacna dzisiaj, wstyd więc było nie pokręcić korbą po okolicznościach przyrody. Trasa nieco inna niż zawsze. Najpierw na Łubiankę Sziti, potem lasem na Karsko i powrót prawie asfaltem na rzeczoną wcześniej Łubiankę.

Okolice Karska © donremigio


Leśna ścieżka wiodąca lasem przez las © donremigio


Ambona - strzelnica dla myśliwego © donremigio


Prawie masa bitumiczna - jechało się po tym jak po tarce © donremigio